Cześć wszystkim! Jestem tu nowa i nie wiem czy w dobrym miejscu się wpisuje ale mam nadzieje że tak :)
Mam na imię Zuza, za kilka dni skończę 17lat. Jestem skrzypaczką,pracuje w teatrze ,ciagłe próby,koncerty,uwielbiałam to,oprócz tego szkoła. Trzy lata temu trafiłam do szpitala z diagnozą nerwica z ob.somatycznymi. Było to w wakacje. Cały miesiąc siedziałam na działce i tam się nagle zaczęło. Kołatania serca,potliwość,niepokój,wysoka temperatura bez przyczyny,mdłości brak apetytu apatia. Wróciłam do domu i jak ię połozyłam do łózka to nie wstałam. Kiedy chciałam isc do toalety od razu mdlałam,dostawałam sinych plam na twarzy i dekolcie. Najpierw trafiłam do szpitala bo mysleli ze mam wadę serca no ale jednak była nerwica. W szpitalu byłam miesiac tam terapie,nie brałam leków na nerwice itp. Po wyjściu miałam zalecenie terapii.Po wyjsciu było ok przez jakis czas,czułam się dobrze. Niestety po jakims pół roku problem powrócił ze zdwojoną siłą. Zaczęła się moja fobia...lęk przed wymiotowaniem,ciągłe ataki paniki. Jestem teraz w 2 liceum . W drugim semestrze tamtego roku bardzo miałam duzo nieobecnosci ze wzgledu na to ze nie potrafiłam sobie z tym poradzic. Mam do skzoły 30min tramwajem. To był koszmar..wysiadałam co chwila bo miałam wrazenie ze umieram. Wszystkie objawy na raz oprocz tego strasznie sie bałam ze na kogos zwymiotuje ze nie zdaze wysiąć...odkąd wyszłam ze szpitala prosiłam mame zeby poszła ze mna do lekarza...ta zawsze nie miała czasu albo coś tam i czekałam do tej chwili. W tym semestrze mam bardzo wiele nieobecnosci oprocz tego mam straszne problemu z matematyka. Było co raz gorzej juz w tym roku szkolnym bo teraz nie tylko przejazd sprawiał mi kłopot ale wysiedzenie na lekcji. Ciągły atak panika , nie mogłam sie na niczym skupić. Zawsze wszyscy mnie lubili ,śmiałam się cały czas. Teraz nie mam wgl przyjaciół. Mój chłopak jest ode mnie 10lat starszy jestesmy ze sobą ponad rok bardzo sie kochamy ,on bardzo naciska na moja nauke chce zebym byla mądra i miala dobrze w zyciu i zawsze bardzo sie denerwuje jak nie ide do skzoly więc okłamuję go czasem że jestem w szkole. Nie wytrzymałam juz i poszłam do psychologa szkolnego ktora pracuje w fundacji. Ta zapisała mnie do kolezanki psychiatry byłam na 2 wizytach dostałam Trittico i pojutrze ide na psychoterapie do innej pani. Moja mama rozmawiała z nią i jednego dnia było fajnie a znów jest tragedia. Mama mnie nei rozumie..(( nei bylam w skzole cały tydzien i teraz w nowym tygodniu znowu dwa dni...mam fobie szkolną coś starsznego a mama ciągle krzyczy na mnie ze nie zdam ze ona ma dosc tlumaczenia sie mowi ze ja sobie wymyslam i ze powinnam pokonywac lęki i wziąć się w garsc bo jak bede sie czuc zle a bede dorosła to do pracy bede musiala isc...dobija mnie to..czuje sie jak bym robila jakies przestepstwo...to nei jest moja wina...3 lata walczyłam z tym..nie moge isc do kina jechac gdzies dalej no nic masakra!! Błagam powiedzcie co ja mam robić..startsznie sie stresuje ze nei zdam do nastepnej klasy a to bylby koszmar...a mama jeszcze mnie w tym utwierdza ...mimo tego ze lekarz z nia rozmawiał i wgl...((( nie chce mi sie zyc..jedyne co mnie trzyma to moj chłopak z ktorym naprawde bardzo sie kochamy i on by nie przezyl gdyby mis ie cos stało no i moj pies...tak to juz dawno by mnei to nie było....błagam pomóżcie mi bo już nie daję rady...((((((((((((((((((((((