Cześć.
Ok. 2 miesiące temu miało miejsce kilka przykrych spraw w moim życiu. Działałam na wysokich obrotach i byłam dumna, że dałam sobie z tym radę. Problem się zakończył. 3 dni później byłam na uczelni i ni stąd ni zowąd zaczęło mi być duszno, czułam taką 'gulę' w gardle. Czułam się jakbym miała zemdleć, nie mogłam przełykać śliny, nie mogłam oddychać, panika. Kolejne 3 dni był spokój, nagle atak paniki pojawił się kiedy jechałam samochodem ( jako pasażer). Później znów tydzień spokoju. Aż nagle tydzień temu w niedziele dopadło mnie w kościele. Nie mogłam dać sobie rady. Czułam się jak w innym świecie trzęsłam się, panikowałam. Później było już tylko gorzej. We wtorek musiałam jechać na uczelnię PKSem. W PKSie miałam te ataki cały czas, ale dojechałam na uczelnię. Cudem doszłam do mieszkania a potem na uczelnię. Nie dałam rady nawet tam wejść, poprosiłam koleżanki, żeby odprowadziły mnie do mieszkania, spakowałam się, jakoś doszłam na dworzec i przyjechałam do domu. Na drugi dzień poszłam do lekarza rodzinnego. Na tę przypadłość dał mi Pramolan ( 1 tabletka wieczorem) no i siedzenie w domu bo przy okazji gardło mi padło. Wcale nie czuję się lepiej. Chcę wyjść z domu, ale panikuje po drodze. Po pramolanie czuję tylko zawroty głowy, nic więcej. We wtorek musze wrócić na uczelnię... jak mam sobie poradzić? Pomocy.