Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marna

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Marna

  1. Wiesz co mi pomogło? Przeczytałam w internecie, że pająki nienawidzą zapachu cytrusów, kupiłam więc olejki zapachowe (cytryna, mandarynki, pomarańcze, itp.), wymieszałam z wodą i spryskałam kąty domu. Ponoć taki zabieg raz w tygodniu jest skutecznym odstraszaczem - nie wiem, czy działa, ale przynajmniej mam jakiś tam komfort psychiczny no i ładny zapach
  2. Łączę się w bólu, nienawidzę pająków i wszelkiego rodzaju robactwa. Tęsknię za moim kotem, który skutecznie pozbywa się problemu. Niestety, obecnie jestem zdana na siebie - parę dni temu przeżyłam istny horror. Obudziłam się, czując mrowienie, jakby coś po mnie chodziło... Zaspana, zaczęłam się otrzepywać i wtedy wielki, tłusty czarny pająk spadł ze mnie na podłogę. Byłam w takim szoku, że zamarłam i zapomniałam krzyknąć Udało mi się go potem wciągnąć odkurzaczem (ileż wysiłku mnie to kosztowało, ble), ale do teraz kładę się z zapalonym światłem, rozglądając się uważnie, czy coś nie łazi po ścianie. Uch, uroki mieszkania w starym domu. Chociaż i tak teraz jest już lepiej - dawniej, kiedy mieszkałam zupełnie sama, potrafiłam zadzwonić po kolegę o każdej porze, kiedy widziałam, że "coś" lata/pełza w mieszkaniu. A czasami był to po prostu taki wielki komar
  3. Marna

    Wszystko będzie dobrze.

    Nie, nie jestem otwarta i nawiązywanie nowych znajomości przychodzi mi z trudem. Przytłacza mnie to miejsce i coraz bardziej przekonuję się do powrotu do Warszawy, gdzie mam przyjaciół i może jakoś mogłabym to sobie jakoś zacząć układać. Póki co to wydaje się najlepszym rozwiązaniem.
  4. Marna

    Wszystko będzie dobrze.

    komix, z wyjazdami za granicę to jest tak, że najpierw szok kulturowy, potem ekscytacja, a po powrocie wielki dół i przygnębienie. Gdybym mogła, to bym została, a to, że teraz wylądowałam w jeszcze innym kraju to już moja nieprzemyślana decyzja i teraz odczuwam tego skutki. Ile razy jeszcze będę zaczynać od zera? Chciałabym mieć jakiś cel i czuć, że moje życie do czegoś zmierza.
  5. Tak bardzo chciałabym wierzyć, że czeka nas coś po śmierci, jednak im jestem starsza, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że to tylko strach przed nicością i nieegzystowaniem. Trudno jest nam przyjąć do wiadomości, że nasza świadomość przestanie kiedyś istnieć, a wraz z nią i my znikniemy. Przeraża mnie to okrutnie i chociaż miewam momenty, że uciekam do świata ezoteryki, zgłębiając kolejne teorie na temat wędrówki dusz, to gdzieś tam w środku wiem, że to wszystko bajki i płonne nadzieje. A tymczasem zegar tyka, więc chyba najlepsze, co możemy zrobić to skupić się na naszym obecnym życiu i wykorzystać je najlepiej, jak tylko potrafimy. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić?
  6. Marna

    Wszystko będzie dobrze.

    Absolutnie nie liczę na to, że samo forum wystarczy. Po prostu potrzebuję wsparcia i ukierunkowania, co dalej z tym wszystkim zrobić. Nie, nigdy. W moim domu nie mówi się o uczuciach, nigdy nie byłam u żadnego psychologa, bo i też nie dawałam po sobie poznać, że coś jest nie tak. Nikt nie wie o moich problemach. Jedyny przypadek choroby psychicznej u bliskich, to kuzynka, która z dnia na dzień wylądowała w zamkniętym ośrodku, z podejrzeniem schizofrenii paranoidalnej (dzisiaj już funkcjonuje normalnie w społeczeństwie, bierze silne leki), chociaż i tak fakt ten był ukrywany przez tamtą część rodziny. I właśnie dlatego tutaj jestem, dziękuję.
  7. Marna

    Wszystko będzie dobrze.

    Cześć. Jestem Marna i trafiłam tutaj przypadkowo, przekopując internet w celu odpowiedzi na pytanie, co dzieje się ze mną i moim życiem. Trudno jest mi opowiadać o sobie, ale może... Może to forum i anonimowość w jakimś stopniu mi pomogą? Naprawde mam już dość kręcenia się w kółko i błądzenia we mgle. Ufam, że przyjmiecie mnie do swojego grona, co pozwoli mi zadecydować, co z tym wszystkim zrobić i jakie podjąć kroki. Mam 23 lata i od zawsze byłam spokojną osobą, którą bardzo trudno wyprowadzić z równowagi. Raczej zakompleksiona, zamknięta w sobie, introwertyczka, w wieku 15 lat bardzo przeżyłam śmierć młodszego brata - w szoku zamknęłam się w swoim pokoju, nie uczestniczyłam w pogrzebie i nie uroniłam ani jednej łzy. W moim domu nigdy nie mówiło się o uczuciach, a ja nauczyłam się zatrzymywać wszystko dla siebie. I chyba wtedy coś się we mnie zmieniło, bo już parę miesięcy później zdecydowałam się wyprowadzić z rodzinnego miasta i rozpocząć naukę w liceum z dala od tego wszystkiego. Po trzech latach kolejna przeprowadzka i studia w stolicy. To był początek moich zaburzeń odżywiania, z którymi walczę do dzisiaj. Cóż, nigdy nie miałam figury modelki i od zawsze byłam pulchna, ze skłonnościami do tycia. Czując się nieatrakcyjna i obrzydliwa, przestałam jeść normalnie, przechodząc na drastyczną dietę, co szybko zaowocowało utratą niemalże 20 kilogramów. O tak, byłam w siódmym niebie, kiedy komplementy przerodziły się w komentarze "Marna, no zjedz coś wreszcie, jesteś za chuda!". Pamiętam, że kiedy mama zobaczyła mnie tamtego lata po raz pierwszy, zagroziła, że jesli schudnę jeszcze bardziej, to odeśle mnie do szpitala. To był początek moich kompulsów, zaczęłam się objadać i głodzić na zmianę, moja waga skakała jak szalona. Dzisiaj kilka kilogramów wróciło i chociaż inni mówią, że wyglądam dobrze, jestem wściekła na siebie, że odpuściłam. Wciąż staram się powrócić do dawnych nawyków, chociaż nie jest już tak łatwo, kompulsy zdecydowanie biorą górę, zostawiając mnie z wyrzutami sumienia. Po studiach wyjechałam na staż za granicę, gdzie spędziłam rok wśród wspaniałych ludzi. Niestety, musiałam do wrócić do Polski, gdzie po miesiącu wegetowania podjęłam decyzję o rozpoczęciu nowego życia w Anglii. Przyjechałam tutaj zupełnie sama, nie znając nikogo i organizując moje życie od początku. Teraz wiem, że nie była to mądra decyzja. Mija już trzeci miesiąc, a ja pogrążam się jeszcze bardziej, nie dając rady normalnie funkcjonować. Odczuwam tylko przeogromny smutek i są dni, kiedy nie podnoszę się z łóżka. Tęsknię za bliskimi przyjaciółmi, tutaj nie mam nikogo i nie wysilam się, żeby coś w tej sytuacji zmienić. Pojawiają się u mnie dziwne lęki i ataki, kiedy coś przygniata moją klatkę piersiową i nie mogę oddychać (teraz, kiedy o tym pomyślałam, znowu czuję ten ucisk). Niekiedy ogarnia mnie irracjonalny lęk przed śmiercią, kręci mi się wtedy w głowie i trudno jest mi zaczerpnąć powietrze. Czuję, jak ta fasada budowana przeze mnie przez tyle lat zaczyna się rozpadać. Tak, rozważam wkrótce powrót do domu, jednak potem pojawia się pytanie - co dalej? Niekiedy czuję się jak wielki przegrany, patrzę w lustro i nie poznaję siebie. I nigdy nikomu nie mówiłam, co we mnie siedzi. Może nareszcie czas to zmienić.
×