Skocz do zawartości
Nerwica.com

8th_circle_of_hell

Użytkownik
  • Postów

    83
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez 8th_circle_of_hell

  1. W sumie dobrze, że @Suicide_Baseline odkopał ten wątek, po ponad roku w związku z osobą leczącą się na schizofrenię mogę napisać już coś więcej.

    Uważam, że jeśli objawy choroby nie są bardzo nasilone i da się je "spacyfikować" dobrze dobranymi lekami, to taki związek może być szczęśliwy i udany. Na obecnym zestawie leków mój chłopak miał tylko jedno zaostrzenie objawów, które udało się znieść podniesieniem dawki leku o 1mg na dobę, co i tak jest dalekie od maksymalnej dawki dobowej. Mój partner jest obecnie praktycznie "normalny", jeśli istnieje takie słowo, ludzie którzy nie wiedzą o chorobie, nie zauważają jej, zresztą nawet przebywając z nim na co dzień, kiedy bierze leki, nie da się dostrzec schizo. Żyjemy normalnie, on właśnie skończył szkołę policealną, pracuje, od października idzie na studia.

    Na pewno w niektórych przypadkach związek to za dużo, w niektórych zaś jest on tym, czego człowiekowi trzeba, żeby stanąć na nogach i iść do przodu, myślę że sama osoba zainteresowana najczęściej wie, do czego jest zdolna, a co ją przerośnie.

    Nie wiem, co będzie dalej i jak będzie się sprawdzało dalsze leczenie, ale widziałam już tak nagłe zmiany całej sytuacji w "zdrowych" związkach, że uważam, że ryzyko, że coś się zmieni lub pogorszy jest zawsze, niezależnie od tego, z kim się jest i czy jest to "zdrowa" osoba.

  2. To moja pierwsza wiadomość w tym wątku, nie wiem, czy w ogóle wybrałam dobry wątek, jeśli nie, to przepraszam. Piszę w nadziei otrzymania rady/opinii od osób, które zmagają się z lękiem/niepokojem/paniką na co dzień.

    U mnie jest to głównie niepokój i lęk, czasem bardzo silny, ataków paniki jak dotąd na szczęście nie miałam i mam nadzieję, że tak zostanie. Jest to lęk dotyczący mojego życia w przyszłości, wolałabym nie określać, o co konkretnie chodzi, ponieważ to zawsze powoduje u mnie bardzo silny niepokój trwający nawet kilka dni bez przerwy i bardzo utrudnia mi to życie.

    Otóż często taki stan wywołuje u mnie oglądanie/słuchanie/czytanie wiadomości, newsów itp., a także po prostu czytanie gazet i przeglądanie portali internetowych zawierających takie treści. Nie chodzi o wiadomości dotyczące wyłącznie czegoś konkretnego, często po prostu bardzo stresują mnie artykuły np. o młodych osobach chorujących na nieuleczalne choroby, o polityce, katastrofach itd. Zastanawiam się, czy zaprzestanie oglądania telewizji (i tak oglądam bardzo mało, może przez godzinę na kilka tygodnii), słuchania radia i czytania takich rzeczy w gazetach i internecie byłoby dobrym rozwiązaniem na jakiś czas. Z jednej strony byłaby to pewna izolacja od świata, a z drugiej strony naprawdę wyobrażam sobie życie, lepsze życie, bez tego i byłabym w stanie czytać tylko książki i przeglądać tylko niektóre strony internetowe, fora, blogi, które mnie interesują i nie powodują lęku. Czy macie tak? Jsak sobie radzicie z lękiem wywołanym takimi rzeczami w dzisiejszym "społeczeństwie informacyjnym"?

  3. Jak często następują u Was zaostrzenia choroby? Mój chłopak przez pół roku miał remisję, ale teraz znowu jest źle, mimo że brał leki, może to w ogóle nie była remisja, tylko wszystkim się tak wydawało, nie wiem. Jestem po prostu ciekawa jak często stan osób chorujących się pogarsza, wiem, że nie ma reguły.

  4. 8th_circle_of_hell, nie boisz sie ze dziecko mogłoby odziedziczyc schizo ?

     

    Sama nie wiem, trochę się boję, a z drugiej strony, mój chłopak po nikim tego nie odziedziczył, w jego rodzinie nigdy nie było przypadków żadnych chorób psychicznych. Jego problemy zaczęły się po tym, jak na studiach przez jakiś czas palił marihuanę, spróbował też kilka razy innych narkotyków. (Nie oceniam go za to, to było ponad 10 lat temu, ludzie robią błędy.) Więc może jego choroba nie ma podłoża genetycznego- szkoda, że nie ma 100% sposobu, żeby to sprawdzić. Na razie nie planujemy dziecka, ale czasem zastanawiam się, czy powinniśmy w ogóle, chociaż oboje byśmy chcieli.

  5. Dzięki, jest ciężko, ale tylko podczas zaostrzenia choroby, w remisji jest naprawdę dobrze. Jak na razie nie mam problemów z tym, że są okresy, kiedy mam więcej obowiązków i muszę go mocniej wspierać, bardziej mnie boli bezradność wobec jego bólu w takich sytuacjach. Chociaż myślałam już o tym, że byłoby dużo trudniej gdybyśmy kiedyś np. mieli dziecko, taka kompletna niedyspozycja jednej osoby w związku byłaby znacznie bardziej dotkliwa.

  6. Przede wszystkim słuchać się lekarza. Jeśli Twojemu chłopakowi naprawdę będzie coś groziło, na pewno lekarz skieruje go do szpitala. Dacie radę, trzymam kciuki.

    Dzięki. Mam nadzieję, że nie dojdzie do tego, bo ostatnio bardzo kiepsko znosił pobyt w szpitalu, wczoraj mówił mi, że nie pójdzie tam znowu, ja też wolałabym, żeby obyło się bez tego, ale jeśli będzie to jedyna opcja, żeby go powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego, to trzeba będzie jakoś go nakłonić. Mówił lekarzowi przez telefon, że chciałby uniknąć szpitala, lekarz powiedział, że raczej nie będzie konieczności hospitalizacji, ale może wnosił po tym, że skoro pacjent sam dzwoni i zgłasza, że jest problem i potrzebuje wizyty w natychmiastowym trybie, to nie jest tak źle.

  7. Czy są tutaj osoby, które są w związkach z ludźmi chorymi na schizofrenię? Jak wygląda wasze życie, jak sobie radzicie, jak wyglądają wasze związki? Macie jakieś rady dla osób w podobnej sytuacji? I przede wszystkim: czy takie związki mają przyszłość, czy da się to wytrzymać?

     

    Piszę, ponieważ ta sytuacja dotyczy mojego związku, mój partner jest chory, został zdiagnozowany we wrześniu, po próbie samobójczej spowodowanej tym, że myślał, że źli ludzie, których znał w przeszłości (ponad 10 lat temu) śledzą go i chcą jego (i mnie) skrzywdzić. Spędził po tym 2 miesiące w szpitalu, dostał leki, które pomogły, od czasu wyjścia ze szpitala bardzo dobrze nam się układało, podczas remisji to cudowny człowiek, rozmawialiśmy o wspólnym mieszkaniu i ślubie w przyszłości.

    Od kilku dni jest źle, znowu wydaje mu się, że jest śledzony, boi się o siebie i o mnie, powtarza, że ci ludzie nie chcą, żeby był szczęśliwy i mogą coś mi zrobić, żeby unieszczęśliwić jego. Jest mi ciężko, bo jego urojenia są kompletnie niedorzeczne, a on przez nie płacze, boi się i znowu mówi o samobójstwie. Przeraziłam się i zmusiłam go, żeby zadzwonił do swojego lekarza, dostał polecenie żeby zwiększyć dawkę leków i ma zgłosić się na wizytę w poniedziałek rano. Boję się, że sobie coś zrobi, nie mam możliwości pilnowania go przez cały czas, jego rodzice też nie, chociaż staramy się (mój partner i ja nie mieszkamy jeszcze razem). Nie wiem, skąd takie pogorszenie, sumiennie brał leki i nie rozumiem, czemu mimo to sytuacja tak nagle się zmieniła. Jestem w rozsypce, może ktoś wie jak sobie radzić z taką sytuacją? Co robić? Jak mu pomóc? Jesteśmy ze sobą od czerwca 2014.

    Czy takie sytuacje zdarzają się też u was? Jak sobie z tym radzić?

  8. Pozwoliłam sobie odkopać ten temat, ponieważ problem schizofrenii dotyczy mojego związku- mój chłopak jest chory, diagnoza została postawiona we wrześniu, po próbie samobójczej spowodowanej tym, że myślał, że ktoś go śledzi i chce go skrzywdzić. Spędził po tym 2 miesiące w szpitalu, dostał leki, które pomogły, od czasu wyjścia ze szpitala bardzo dobrze nam się układało, podczas remisji to cudowny człowiek.

    Od kilku dni jest źle, znowu wydaje mu się, że jest śledzony, boi się o siebie i o mnie. Jest mi ciężko, bo jego urojenia są kompletnie niedorzeczne, a on przez nie płacze, boi się i znowu mówi o samobójstwie. Przeraziłam się i zmusiłam go, żeby zadzwonił do swojego lekarza, dostał polecenie żeby zwiększyć dawkę leków i ma zgłosić się na wizytę w poniedziałek. Boję się, że sobie coś zrobi, nie mam możliwości pilnowania go przez cały czas, jego rodzice też nie. Jestem w rozsypce, może ktoś wie jak sobie radzić z taką sytuacją? Co robić?

  9. Ja w sumie też chętnie porozmawiam przez PW. Jeśli będzie się miło rozmawiało to oczywiście posiadam komunikatory wszelakie, ale po tym, jak pewien pan z tego forum (który, o tempora, o mores, uważał, że "sz" można swobodnie zastąpić "sh" i wyraz nie będzie wyglądał jak niemieckie porno z karłami) próbował mnie przepytywać niczym dzielnicowy, na razie opcje inne niż PW zachowam w tajemnicy. ;)

     

    Mam 23 lata, more issues than Vogue, chętnie pogadam o wszystkim i o niczym, ze wskazaniem jednakowoż na "o wszystkim".

  10. Łapa więcej czasu się użalaj i narzekaj jakie te życie jest złe ;).

     

    Albo.. odważ się żyć.

    Nie żebym się czepiała, ale... co Ci do tego, czy Łapa się użala, czy nie? Wyraził chęć poznania osób z forum, bo do tego ten wątek służy. Chcesz, to do niego napisz, nie, to nie pisz, a Twoje opinie to Twoje opinie i, no offense, najwyraźniej samego zainteresowanego nie obchodzą, co jest zresztą zrozumiałe.

  11. Steviear, pewnie jakby nasze rodziny podczas świąt zgromadziły się w jednym pokoju, to od tego szalonego stężenia głupoty, paranoi i pier**lenia farmazonów wytworzyłaby się czarna dziura i wchłonęłaby Układ Słoneczny. Bo to by naprawdę była "moc". ;)

     

    Uroił mi się pod moją zrytą kopułą taki zamysł, że może bym się rozchorowała na Wigilię i Boże Narodzenie. :D Ktoś ma pomysł, jak?

  12. Kalebx3, no offense, ale jestem w stanie z Twojej wypowiedzi wywnioskować, że nie masz pojęcia, o czym piszesz. :mrgreen: Nic w tym złego i gratuluję oraz zazdroszczę, że nie doświadczyłeś takich sytuacji.

     

    Nikt tu nie ma na myśli pytań o plany, edukację, czy nawet życie osobiste.

    Mamy na myśli mądrości z odbytnicy typu "nigdzie nie zajdziesz, nigdy nie znajdziesz pracy, jesteś beznadziejny/a, brzydki/a, itd.". Nie ma mowy o jakiejkolwiek uprzejmości, ani zwykłej ciekawości, ani radach. Ja mówiłam o regularnym psychicznym znęcaniu się, często wręcz wyzwiskach.

     

    Maciek, nie przejmuj się... sam sobie odpowiedz, czy osoby, które mówią "ustatkuj się" czy "weź się do roboty" same mają na koncie jakieś osiągnięcie. Rozumiem, gdyby człowiek, który doszedł "od zera do milionera" miał dla mnie rady, to naprawdę, słuchałabym. Ale zazwyczaj takie "ciotki-srotki dobra rada" mają na koncie jeno 30-letni staż pracy w urzędzie, którą to pracę rozpoczęły za komuny i z niezmienionym od tego czasu podejściem ją kontynuują, plus ewentualnie do ich "osiągnięć" zalicza się wypchnięcie na świat jakichś swych rozmnóżek, za co też ich raczej nie beatyfikują, więc o co się tak sadzą? Żal d... ściska, jak się słucha takich teorii na temat swojego życia, wiem. Pomyśl, że Twoje życie przecież się zmieni i nie będziesz musiał z tymi ludźmi utrzymywać nawet śladowego kontaktu, jeśli nie zechcesz.

  13. 8th_circle_of_hell, w tamtym poście pisząc "kochana rodzinka" miałam raczej na myśli moje głupie ciotki i wujów. No i pewnie kuzynów, no bo oni przecież studiują na politechnice i nie są jakimiś tam beznadziejnymi chómaniztami jak Aurora... kwasny.gif

     

    Lej ciepłym moczem na to. Ja studiuję bardzo ścisły, poważny i teoretycznie przyszłościowy kierunek, a i tak mam przesrane jak Żyd za okupacji. Jeśli nie o studia, to o co innego by się czepiali.

  14. Ja niestety muszę :why:

     

    Ja też w zasadzie "muszę", ale nie dam rady.

    Ja muszę, bo jakbym tylko powiedziała "nie", to by mnie od razu wyzwali, okrzyczeli i pewnie chcieliby zlać... I jeszcze to pierwsze święto u babci... Znowu kochana rodzinka będzie miała ból dupy o moje studia... kwasny.gif

     

    Moja rodzina też ma ból dupy o moje studia i inne rzeczy, rozumiem Cię.

    Ja właśnie dlatego nie będę na święta w domu, bo nie chcę dawać się wyzywać... W sumie zdecydowałam o tym już w październiku, jak matka chciała mnie szarpać/uderzyć, ale zdążyłam wybiec z domu. Wcześniej bywała agresywna tylko werbalnie, ale jak doszło do tamtej sytuacji, to zrozumiałam, że nie powinnam siadać przy stole wigilijnym z kimś, kto startuje do mnie z łapami, bo to byłoby bez sensu i niepoważne.

  15. ja marzę o wyłączeniu się z życia na czas świąt... już narasta we mnie stres, a to jeszcze pare dni...

     

    Ja też już się stresuję... żal d... ściska, że to niby przyjemny czas powinien być, a wiele osób to przeżywa, martwi się, płacze, chciałoby to odwlec. Staram się nie myśleć o świętach i najprawdopodobniej w świętach w moim "domu" nie będę uczestniczyć, ale przedwczoraj usiadłam i jakoś nieświadomie przez chwilę myślałam o nich, po czym momentalnie zrobiło mi się niedobrze i duszno ze stresu.

  16. Jak na koniec kumpel powiedział, że melanże, picie do niczego nie prowadzi (no może nie tak dosłownie, ale o to chodziło), pijesz z ziomkami, ale co z takiej imprezy wynika? Nic, nie poznajesz żadnych dziewczyn, dalej jesteś sam. Powiem, że ma rację, co z takich spotkań/imprez wynika? Co najwyżej kac... Wiadomo, czasem trzeba się spotkać z kimś, pogadać, przy alkoholu nawet. Niestety myślę, że i tak nawet najlepszy przyjaciel mnie nie rozumie do końca. Samotny, bo nie mam nikogo. Samotny wśród ludzi.

     

    A jak poznajesz dziewczyny, to co, przepraszam, wynika z tego?

  17. Teraz są modne żywe szopki pod Kościołami . Można pogadać proboszczem ,żeby za świetego Jóżefa porobić i zawsze na ten barszcz z uszkami sie załapać ,,,i parę zeta se zarobić.

    Kurczę, u mnie nie ma nigdy takiej szopki, ale może się rozejrzę :D Tylko żeby mnie obsadzili w roli pastereczki, bo jakbym miała Maryję grać, to by mnie chyba grom z jasnego nieba trzasnął :twisted:

×