Skocz do zawartości
Nerwica.com

iamthenobody

Użytkownik
  • Postów

    54
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez iamthenobody

  1. Chodzisz do szkoły, czyli jesteś najwyżej w liceum z tego, co zrozumiałam. Myślę, że to może przejść, bo w tym okresie człowiek się staje jakby bardziej świadomy siebie. Może tak jest w Twoim przypadku. Ja z tym jednak nadal walczę, a jestem już na studiach i zależy to od dnia, jednak ostatnio powiedziałam sobie, że właściwie ja żadnego problemu nie mam (ani nie jestem niemiła, ani nie wyglądam, jak jakiś lump), to czemu mam się przejmować. No bo przecież człowiek nie zajrzy każdemu do myśli i nie dowie się, co tak naprawdę myśli o nim, a kontrolować wszystko jest niemożliwe. Zacznij od myślenia w inny sposób, tak jakby powiedz sobie, że nic się nie dzieje, robisz to, co inni, idziesz do szkoły, nic nadzwyczajnego. Albo po prostu myśl o czymś innym, np. słuchaj muzyki w drodze i skup się na niej.

  2. Mam bardzo duży problem aktualnie w rodzinie i zresztą nie tylko.

    Zacznę od tego, że 3 miesiące temu straciłam przyjaciółkę. Powiedziała, że w rzeczywistości nigdy nie była moją przyjaciółką i że nie możemy się już spotykać. Moja psycholog stwierdziła, że powinnam do niej pisać jakby nigdy nic, bo może żałuje, może nie do końca wie, co zrobiła, bo sama przeżywa trudny okres. Zrobiłam tak, a tu telefon od niej. "O co chodzi?". Czemu ja w ogóle do niej piszę, przecież nie zmieniła zdania, nigdy nie chciała się ze mną przyjaźnić.

    Poczułam się fatalnie, jak jakiś śmieć. Ona wszystko o mnie wiedziała, mówiłam jej dosłownie o wszystkim. I teraz tak po prostu mam sobie odejść. Nie liczę się.

    Upiłam się i pocięłam. Tak, jak nigdy wcześniej. Nie obchodziło mnie, czy przetnę żyłę i umrę, bo poczułam, że zostałam sama ze wszystkim. To nie pierwsza osoba, która ode mnie odeszła. Rodzice na mnie nakrzyczeli, bo nie byłam w stanie im pomóc i jechać z psem na zastrzyk.

    Matka wieczorem wzięła mnie za nadgarstek i zobaczyła, co sobie zrobiłam. Zaczęła na mnie krzyczeć. Niby się potem uspokoiło, ale dzisiaj z rana zaczęło się znowu, że ja nie mam prawdziwych problemów, że jestem gówniarzem, smarkaczem, że nie będzie w swoim domu tolerować czegoś takiego, że jak chcę, to mogę się wyprowadzić, że myślę tylko o sobie, a ona nie ma co sobie zarzucić, bo jest idealną matką.

    Czuję, że jestem sama z tym wszystkim i zupełnie nie wiem, co robić. Jutro mam pierwsze zajęcia, nie wyobrażam sobie, jak to wytrzymam. Jeszcze matka mnie straszy, że mój chłopak nie bedzie chciał się ze mna spotykać, jak zobaczy, że się tnę, powiedziała, że ludzie dzielą się na 2 rodzaje: takich, którzy się staczają i tych, którzy robią tak, żeby było jak najlepiej, że zachowuję się jak jakaś patologia i ludzie tak będą mnie postrzegać.

    Jeszcze robi mi wyrzuty, że oni się przeze mnie źle czują i tata trafi do szpitala (ma schizofrenię).

    Zupełnie nie wiem, co robić, strasznie się boję i czuję, że nie mam wsparcia u nikogo. Chciałabym móc po prostu już skończyć z tym wszystkim. Piszę tu, bo nie mam komu się wyżalić. Podobno nie mam problemów. Według mojej mamy oczywiście. Bo ciągły strach, brak wizji przyszłości i smutek to oczywiście nie jest problem. Biorę leki, ale nie, to tylko cukrowe placebo. Wszystko jest idealne.

  3. Otóż nie wiedziałam, gdzie umieścić ten temat, bo nie pasował mi nigdzie...

    Większość pewnie nie wie nic o mojej sytuacji, bo niezbyt często tu bywam. Zacznę od tego, że jestem na 1 roku studiów Zawsze miałam tylko parę osób, dosłownie 2-3, na które mogłam liczyć w szkole (wcześniej, w podstawówce miałam najwięcej przyjaciół, ale i wrogów).

    Teraz jestem w nowym mieście i w nowym otoczeniu, z nauką nie jest najgorzej, jednak niepokoją mnie moje relacje z ludźmi. Jestem na specyficznym kierunku. Jest bardzo mało osób na roku.

    Jest grupa (największa), która zawsze razem się trzyma, mają te same tematy i świetnie się rozumieją. Są jeszcze 2 grupki i jedna dziewczyna, która raczej słucha, niż włącza się w rozmowę. No i... ja.

    Nie umiem się nigdzie dopasować, nie mam tych samych zainteresowań, co inni. Nie lubię imprez (jak już kiedyś pisałam). I najbardziej boli mnie to, że z jedną osobą bardzo dobrze się dogadywałam, ale nagle ona sobie odeszła do tej "dużej grupy" i nasze kontakty są słabe, dodatkowo ona sprawia wrażenie obrażonej (nie mam pojęcia o co. Pytałam, ale powiedziała, że NIC się nie dzieje i milczała). Druga osoba też zaczyna mnie trochę olewać. Też przyłączyła się do "grupy", ale innej. Nawet, jak coś mówię, do jakiejś osoby, z którejkolwiek grupy, to rozmowa jakoś się nie klei, umiera.

    Najsmutniejsze, że prawie nigdy nikt sam nie zagada do mnie. Jednak po co mam zaczynać rozmowę, jak zawsze, kiedy to robię, ta osoba mnie olewa i rozmawia z innymi?

    Jak to przeczytałam, to sposobem byłoby "dołączyć się" do jakiejś grupy... ale nie chcę. Chcę mieć swobodę rozmawiania z kim chcę, a nie wpasowywać się w jakieś schematy. W każdej z tych grup jest ktoś lub jakaś rzecz, która mi nie odpowiada. Np. rozmawiają o tym, na czym się nie znam, ciągle żartują (a ja nie potrafię się śmiać z ich żartów, bo dla mnie nie są śmieszne 0_o), jest też parę osób, które mnie po prostu denerwują (są takie... "zbyt" wesołe, inni się wywyższają i rywalizują).

    Podsumowując: nigdzie nie pasuję. Dla jednych jestem za poważna, dla innych za wesoła...

     

    Jeszcze jedno odnośnie reakcji. Mam wrażenie, że wykładowcy mnie jakoś dziwnie odbierają. Tak jakby... z większym szacunkiem, niż innych. Mimo, że nie jestem najlepsza i nie wybijam się na ćwiczeniach. Np. z innymi żartują, a do mnie czują dystans (tak to odbieram).

    I ludzie obcy: i to nie jest żadne wyobrażenie! Często idę ulicą i się na mnie gapią. Jechałam autobusem stojąc. Patrzę się w stronę takiej starszej pary, a oni tak patrzą... no, jakbym była podejrzana albo "zła"? W sklepie też często baby za kasą tak się patrzą. Jak mówię dzień dobry, to nie odpowiadają...

    Wysyłam złą energię, bo mam depresję, czy jestem tak brzydka? :/ Szczególnie martwi mnie, że ludzie sami nie zaczynają ze mną rozmowy.

  4. Masz prawo do tego, by odmówić innym.

    Masz prawo, by nie słuchać czyichkolwiek rad co do tego jak powinno wyglądać twoje życie.

    Masz prawo kochać kogo chcesz, nawet najprzystojniejszego faceta na ziemi. Masz prawo o niego zabiegać.

    Masz prawo by żyć według własnego tempa. Nie wyrabiasz ze studiami - to zrób sobie przerwę, lub zastanów się nad studiami za granicą.

    Wiele młodych ludzi ma podobne problemy, mimo to, pamiętaj że jesteś wyjątkowa. Każdy kto żył na Ziemi był wyjątkowy, nie znaleziono póki co drugiego Einsteina, Mozarta, Chopina. Rób to, co kochasz najbardziej, a szczęście i pogoda ducha będzie ci towarzyszyć nawet podczas najcięższych burz.

     

    To jest piękne w teorii. Nie naśmiewam się z tego, bo oczywiście-mam prawo. Ale nie bardzo potrafię.

    Nie wiem, jak inaczej ma wyglądać moje życie.

    Jak mam zabiegać? Świecić cyckami na wykładach, których i tak nie mam? :< malowac się wyzywająco? Chodzić w szpilkach i spódniczkach, których nienawidzę? Jak inaczej mam zwrócić uwagę kogoś takiego?

    Nie wiem, jak mam zrobić przerwę. To pierwszy rok. Co mam zrobić? Nie chcę się poddawać. Ja bym za granicą tym bardziej umarła. Brak kogokolwiek znajomego by mnie zabił.

    Ja nie jestem chwilowo załamana. To ciągnie się za mną od gimnazjum i jeszcze wcześniej. Już w przedszkolu byłam na uboczu i inna.

     

    -- 24 lis 2013, 00:19 --

     

    iamthenobody, ale moze mu sie nie ukladac. jesli jednak nie planuje rozwodu na starcie i nie masz na to dowodow to nie wierz w ani jedno jego slowo.

    moze tez byc po rozwodzie.

     

    Myślisz, że z nim rozmawiam. Błąd. To jest miłość na razie czysto platoniczna, w najbardziej krystalicznej postaci.

  5. Dziękuję, że się odezwaliście...

     

    Jest w dodatku starszy o 18 lat. Jak bardzo chora jestem?

    Dopóki ty nie masz lat 5 albo dopóki on nie ma 80, to nic w tym chorego ;)

     

    Wiem, jednak jest to, jak myślisz, kto?? Wykładowca! I nie podoba mi się, bo (jak gdzies wyczytałam o takich typowych powodach) "jestem studentką i lubię być zdominowana" -.- Podoba mi się, z tego, co wysnułam, bo w tym mieście nie mam absolutnie nikogo, kogo bym interesowała, a jak już, to są to te powierzchowne kontakty z rówieśnikami. A ja potrzebuję kogoś dojrzałego, zrównoważonego, z doświadczeniem, opiekuńczego.

     

    Wiem, że nie jest to aż tak nienormalne... ale pomyśl, on może mieć żonę. Ja nie chcę kolejny raz cierpieć z powodu nieodwzajemnionej miłości.

  6. Witajcie.

    Więc sprawa wygląda tak, że nie powodzi mi się w niczym. Znajduję pozytywne aspekty mojego życia, ale wydają mi się one niczym, nie cieszą mnie ani trochę. To, co jest złe, przewyższa wszystko i mnie przytłacza.

    Nie mam nawet kontroli nad sobą. Potrafię iść ulicą i nagle łzy napływają mi do oczu. W pokoju wynajętym wybucham płaczem, siedzę na podłodze i nie umiem się ogarnąć. Tnę się. Czuję się w tym bezkarna, bo nie ma ze mną rodziców.

    Zakochałam się w kimś, z kim na pewno nigdy nie będę, ale to nie jest główny powód, to jest właściwie żaden powód, ale też ma swój udział. Generalnie nienawidzę miłości, bo nic mi w życiu nie ułatwia, bo tylko jeden jedyny raz kochałam z wzajemnością, a chłopak ten zraził mnie do mężczyzn. Zresztą wiele sytuacji mnie zraziło.

    Z nauką też źle. Chcę się uczyć, ale nie potrafię. A jak już to robię, to ciężko cokolwiek wchodzi mi do głowy. Jedynie w domu mam jako taki apetyt, ale od pn do piątku-wpycham żarcie na siłę, bo nie chcę zemdleć.

    Mam ruch-ćwiczę, mimo tego, że nie mam energii. Zmuszam się, bo łudzę się, że to pomoże. (nie mam nadwagi, ale chodzi o endorfiny).

    Co jeszcze? Ludzie, którym ufałam (ci nowi, ze studiów) zawodzą mnie. Jedna dziewczyna, z którą miałam bardzo dobry kontakt nawet mnie nie powiadomiła, że rezygnuje ze studiów. Druga się nie odzywa, obiecuje różne rzeczy, a potem tego nie robi.

    Zasypiam na wykładach. Raz, że mam czasem do późna zajęcia, dwa, że nie umiem spać w nocy. Albo się budzę i leżę, albo nie umiem zasnąć i dopiero z wyczerpania zasypiam około 3, 4.

    Mam wyrzuty sumienia, że mieszkam w dość drogim pokoju, a wcześniej miałam tańszy, ale miejsce mi się cholernie nie podobało i rodzice sami zaproponowali, że mnie mogą przenieść i że ich stać, ale ja widzę, że jest trochę inaczej. Pracować nie mogę, bo te studia są tak ciężkie, że przy moim stanie psychicznym bym chyba wykitowała.

    Czuję się, jak ciężar, jak kłopot.

    Czuję, że powinnam więcej się uczyć. Nie umiem.

    Czuję, że nic nie znaczę, że mnie kochać się po prostu nie da. A niby gdzie mam znaleźć kogokolwiek? Na 1 imprezie integracyjnej zawaliłam. Wyszłam wcześniej, bo czułam się tam fatalnie i od razu zapaliłam pierwszego od długiego czasu papierosa. Na drugą nie poszłam, bo się załamałam. Nagle zaczęłam się bać, że po drodze ktoś mnie zabije, że się zgubię, że mnie napadną (był wieczór, a ja musiałabym, dojechać, a potem dojść pieszo), że znów będę siedzieć i czuć się fatalnie. A na imprezy chodzą tacy ludzie, których zdecydowanie nie szukam i nie chcę z nimi być w związku.

    Zakochałam się teraz w kimś, z kim, jak mówiłam nie będę, a jest dojrzały, inteligentny i na pewno nie chodzi na imprezy. Jest w dodatku starszy o 18 lat. Jak bardzo chora jestem? Jak bardzo skomplikowane może być jeszcze życie? Mam dość.

     

    Aha. Jestem tu uwięziona. Nie mogę się nawet zabić, bo mam tanatofobię. Chyba to już się kwalifikuje. Tak intensywnie rozmyślałam o śmierci i tak bardzo mnie przeraża niewiedza, co jest potem, że moim marzeniem byłoby po prostu cofnąć czas i żeby NIGDY SIĘ NIE URODZIĆ.

  7. @ marwil

    Gdzieś już coś podobnego czytałam, może i racja. ^^

     

    @ niosaca_radosc

    Hm, niestety nie jest to jedyny sposób. Tniesz się? Rozumiem Twój avatar. Znaczy się, używam zwykłej żyletki. No, jestem na siebie bardzo zła. I to ukrywanie potem blizn. Przed wfem stres-zobaczą, czy nie? Jaką włożyć koszulkę, jakie skarpety? (żeby najwięcej ukryć)...

    Chyba zacznę częściej wchodzić do szafy xD

     

    @ magnolia84

    Myślę, że jednym z naszych problemów jest brak miejsca, w którym mogłybyśmy spokojnie posiedzieć, takiego bardziej "otwartego" miejsca. Marzę o jakimś parku tylko dla mnie, o jakimś opuszczonym domu, do którego nie wchodzą menele... Poza tym chciałabym mieć jakąś osobę, jakiegoś "anioła", któremu mogę wszystko powiedzieć, przytulić się do niego, a który nie zrujnuje sobie zdrowia przez moje złe humory i nie będzie się nadmiernie martwić, a pomoże i po prostu będzie (rodzicom wolę nie mówić za dużo).

  8. Chciałam się z Wami podzielić " czymś", co robię od czasu do czasu. Nie jest to chyba nic poważnego, a tym bardziej niebezpiecznego. Po prostu jestem ciekawa, co o tym myślicie i czy może (choć to wątpliwe), ktoś z Was też zachowuje się w ten sposób.

    Mianowice... Jak jestem bardzo, ale to bardzo przybita i bezsilna i płaczę tak, że nie mogę tego opanować, w domu (tzn. w pokoju wynajmowanym w sumie teraz, bo jestem na studiach) i chcę po prostu uciec, to wchodzę do... szafy. No tak, jest to może śmieszne, ale jak tam wchodzę, to uspokajam się. Ta ciemność, ciasnota, jakoś dobrze na mnie wpływa. Moja teoria jest taka, że nie znam po prostu miejsca, w którym dobrze bym się czuła płacząc, bo nie chcę ani, żeby mnie ktoś widział, ani ja nie chcę nic widzieć, chcę też być w jakimś sensie... "otoczona"? Może jest to zamiennik przytulania się? Nie rozumiem tego.

    Chyba nie jest to chore? Nie do końca?

    Co o tym myślicie?

  9. Znów natrafiłam na bratnią duszę... Jak czytam o tym, jak hoduje się zwierzęta (w jakich warunkach, ubój rytualny itd), o pedofilach, o gwałtach, o traktowaniu kobiet w krajach arabskich... to nienawidzę ludzi, po prostu wziąć karabin i zabijać. :/ czasem też unikam policji, jak idę z psem szczególnie. Boję się czasem iść ulicą, bo ktoś mi coś ukradnie, ktoś mnie zabije (teraz przeniosłam się do Krakowa i na każdym kroku karetka, policja... u mnie tego nie było na taką skale, a nie pochodzę z małego miasta :/). A to przymilanie się do ludzi mnie wkurza, bo biorą to za nieśmiałość,a ja po prostu, jak ten Japończyk, nie chcę nikogo urazić, to takie wciskanie gozaimasu i desu gdzie się da (w jap. ugrzecznianie wypowiedzi). A potem czuję się głupio, bo inni są bardziej wyluzowani, a wg. mnie to czasem niegrzeczne, choć, jak widać, bycie miłym to dla niektorych wada i nieśmiałość, więc może zacznę pokazywać środkowy palec na powitanie, taka nowa moda.

    Jak ktoś się patrzy.. też tak mam -.- takie jakieś krzywe spojrzenia w tramwaju, czy autobusie. Takie "ee, a co to za dziewczyna" (jakby pogardliwe spojrzenia, chociaż nie wiem z jakiego powodu). To ja "odpatruję się" na tego kogoś z jeszcze większą wyższością albo przewracam oczami, co znaczy "jestem już zmęczona, znów to wgapianie się".

  10. Mam dokładnie to samo. Kiedyś sobie mówiłam "a, co tam, jestem nieśmiertelna" (tak się czułam, jakoś w gimnazjum, wtedy też chciałam być wampirem i wmawiałam sobie, że jak będę sobie wizualizować ugryzienie przez niego i przemienienie, to pewnie w końcu to się stanie, to dawało nadzieję...). Teraz mam 19 lat, już nie mam obsesji na punkcie wampirów, nie wierzę w nie, nie wierzę też, że moje ciało jest nieśmiertelne (duszy moim zdaniem nie ma). I co? Pozostała wielka pustka, nie mam już nadziei. Jeszcze przed rozpoczęciem studiów panicznie zaczęłam bać się śmierci. Patrzyłam na rodziców i myślałam "Jak umrą, to przypomnę sobie tę chwilę". Bo jeszcze w podstawówce myślałam o tym, że studia będą cieżkie, że nie chcę być dorosła. Teraz jestem i rzeczywiście jest mi ciężko. Tęsknię za szkołą, za tymi błahymi problemami. Teraz żyję w stresie i na co mi hobby, jak nie mam na nie czasu? Na studiach też nie idzie mi dobrze mimo ciągłej nauki.Swojej śmierci też się boję. Wizualizuję czasem sobie swoją śmierć i myślę: "Boże, dokąd odejdę? A jeśli nigdzie, jeśli nie będę miała świadomości, to CZYM jest nicość? Co to jest? Jak można NIC nie czuć, jaki to jest stan?" I czuję przerażającą pustkę, bezsilność, to mnie paraliżuje. I kto mi pomoże? Niby jak może pomóc psychiatra, skoro śmierć jest nieunikniona?

  11. Hmm, a czego w ludziach nie lubisz? Ja nie lubię, jak wiecznie się z czegoś smieją, bo to jest takie... sztuczne, nieszczere, bezmyślne. I nie lubię też gadki "o niczym", a jestem kobietą, a podobno kobietom gęba się nie zamyka -.- zresztą potwierdzam, większość dziewczyn taka jest, a ja mam chyba męski mózg.

    Jacy ludzie Cię otaczają? Może jesteś w towarzystwie, które Ci nie odpowiada? Potrzebujesz chyba bratniej duszy. I powiem Ci, że ludzie, którzy tracą sens życia w wyniku takich głębokich rozmyślań są inteligentniejsi. Np. Einstein chodził do psychoterapeuty... Tacy ludzie widzą świat właśnie z dystansu, nie żyją jedynie dniem dzisiejszym, z chwili na chwilę... analizują, filozofują. Może poczytaj jakieś książki na ten temat? to może stać się Twoim hobby, filozofia itp.

  12. A ja tak sobie myślę, że ostatecznie małomówność i powściągliwość jest lepszą formą autoprezentacji w pierwszych, raczkujących kontaktach z nowym środowiskiem aniżeli wymuszona gadatliwość. Lepiej się nie napinać na błyskotliwość w rozmowie, lepiej nie udowadniać sobie ani innym jacy to jesteśmy rozrywkowi, w, nie daj boże, jakimś zakropionym alkoholem stand up komediowym występie, lepiej ubrać się w uśmiech Mona Lisy i ratować się w rozmowach na tematy wielce nas nieinteresujące lub nam nieznane uprzejmymi półsłówkami. A poza tym, początek studiów to dopiero początek takich spotkań integracyjnych. Małe grupy na zajęciach (z reguły ćwiczeniach) sprzyjają nawiązywaniu kontaktów, choćby przez fakt, że wymagają rozwiązywania problemów metodami zespołowymi, więc polecam więcej optymizmu autorce tego tematu, bo studia to kuźnia znajomości nawet, jeśli czasem tylko przypadkowych i przelotnych;)

     

    Dzisiaj było pierwsze takie spotkanie i, jak dla mnie, totalna porażka z mojej strony. Nie dość, że nie znam miasta i się pogubiłam, to się spóźniłam (z powodu zgubienia się). A wtedy ludzie już siedzieli i gadali... i było mi strasznie trudno. Słuchałam, o czym mówią z obu stron i nie wiedziałam, czy mogę się włączyć w rozmowę. Większość nawet na mnie nie spojrzała. Zagadnęłam 1 dziewczynę, ale rozmowa się szybko skończyła. Najbardziej mnie zaskoczyło, że ci ludzie gadali zupełnie swobodnie, a przecież nie znali się wcześniej... i ten chaos, śmiechy... nie siedziałam smutna, ukrywałam, że to jest dla mnie trudna sytuacja. Nie chcę być sama, ale chyba jestem na to skazana. Dawniej bym olała takie spotkanie, a jak już, to siedziała i nie słuchała nawet tych ludzi. Ale mnie to męczy, ciągłe słuchanie. Jestem wtedy samotna wśród ludzi. To była niezręczna sytuacja i czułam się tak niepotrzebna, że poszłam po 2 godzinach, a miałam wrażenie, jakby minęło ich 2 razy więcej. Nie wiem, czy umiem znieść samą siebie.

  13. Mogę się uznać za osobę wierzącą. Z tym, że za śmieszne uznaję to, że ludzie z Boga uczynili osobę. Jedyny niezależny byt, przenika wszystko swoim "okiem", nadaje sens życiu i łączy przeciwieństwa, robiąc rzeczy które przekraczają poznanie racjonalne.

     

    Zgadzam się z Tobą, nie można tak dokładnie powiedzieć, czym jest Bóg, a ludzie często widzą Go, jako człowieka z nieograniczonymi mocami, żyjącego w jakimś niewiadomym wymiarze (w niebie, czy w chmurach).

  14. Wiesz co... są ludzie, którzy maja problemy z koncentracją itd, ale u Ciebie to jest bardzo widoczne. Może wsiadając do samochodu powiedz sobie: tym razem będę ostrożna, jestem odpowiedzialna za życie swoje i innych.

    Uważałam siebie za mającą problemy ze stąpaniem mocno po ziemi... ale jak robię coś ważnego, to momentalnie zaczynam na wszystko uważać, np. przy płaceniu przez Internet, przy sprawach studiów... Musisz w pewnych momentach włączyć tryb "pilne". Coś w tym stylu. Może masz też czegoś za mało w diecie. Kawa to jest taki doraźny wspomagacz. Przeanalizuj, co jesz i poczytaj, jak powinnaś się odżywiać, co wspomaga koncentrację. Nie bez powodu piszesz to na takim forum, więc jeśli nic nie pomoże, to porozmawiaj z psychologiem?

  15. Jednak różne "dowody" nie przekonują mnie za bardzo
    Przecież wiara nie podaje naukowych dowodów (nie byłaby wiarą). Nie jest nigdzie powiedziane że każda modlitwa nam pomoże (i to tak jak my byśmy chcieli), ani że ludzie czyniący zło będą ukarani w czasie swojego życia, chociaż już tu ponoszą konsekwencje tego co robią.

     

    Dlatego też nie jestem ateistką, bo człowiek jest zbyt ograniczony w swoim poznaniu, żeby ogarnąć cały kosmos, udowodnić, że jest Bóg... Nie mówię, że Go nie ma, po prostu zewsząd docierają do mnie różne informacje i trudno ustalić, co jest prawdą, a co nie... A miałam na myśli karę w postaci piekła. Btw, nie rozumiem pojęcia nieba i piekła. W sensie, że... na początku małym dzieciom mówi się, jak te "miejsca" wyglądają stereotypowo. Natomiast później katecheci mówią o tym bardziej abstrakcyjnie. Dołączając do tego hipotezę, którą podziela wielu naukowców, że po śmierci nic nie ma... wychodzi na to, że "niebo" jest dobrą pamięcią o czlowieku (życie wieczne w postaci wspomnień o zmarłym innych osób-przekazywaniu o nim pochwał itd, a piekło-zła sława przez wieki-np. Hitler). Wiem, pewnie nie mam racji. Może za tym wszystkim kryje się coś więcej, o czym nikt na świecie nie ma pojęcia...

  16. z tymi kotami chodzi o to że nic nie robiąc są kochane i cackane.uroda ze nie to robi ze pan głupieje i bawi się z nim czy chory czy zdrowy.na analogicznej zasadzie działa tu przyjazn na która nie narzekają osobniki alfa atrakcyjne seksualnie i zdrowe z mnóstwem witamin.więc czym oni tak ciężko pracują na przyjazń i wciskane minety i zaproszenia?to dowodzi że nie każdy musi sobie na przyjaciela zapracować.ktos ładny i głupi będzie żył dobrze cudzym kosztem i będzie miał nieprzebrane zasoby tej miłości ślepej.

     

    Nie zauważyłam czegoś takiego, no może z wyjątkiem uwielbiania jakichś znanych osób tylko ze względu na urodę. Chyba, że jestem wyjątkiem. Okej, pierwsze, co się widzi, to wygląd. Jednak w szkole byli ludzie ładni, a niesamowicie mnie wkurzali, więc się z nimi nie zadawałam i co mnie obchodzi wygląd, jak ktoś chamem, samolubnym typem, albo ma (moim zdaniem) bezsensowną ideologię? Nic dla mnie nie znaczy. Jeżeli jednak porównywać osobę z super charakterem brzydką, a z takim samym wnętrzem i ładną, to ja osobiście nie dokonywałabym wyboru, tylko przyjaźniła się z obojgiem.. ale widocznie jestem dziwakiem.

  17. przecież to że na przyjazń trzeba sobie zasłużyć i ciężko zapracować to fikcja.czy koty rasowe ciężko pracują na to żeby pan je lubił?czy atrakcyjne seksualnie dody elektroty i im podobne ciężko pracują żeby dostać minetę czy zostać zaproszoną do stanów?ten mit powstał poto żeby inwalidzi,niezdolni do życia desperaci dali się wykorzystać.

     

    To jest Twoje zdanie, a ja go nie podzielam. Poza tym o co Ci chodzi z tymi kotami? xD Dla mnie mój pies nie jest atrakcyjny seksualnie, a go kocham i dbam o niego. Sa też ludzie (np. celebryci) uważani za brzydkich, a mają mimo to rzeszę fanów, którzy uważają ich za seksownych, pięknych. Wszystko zależy od gustów. Ja np. nie ciągnę do facetów, którzy są super umięśnieni, opaleni i ogólnie full wypas (nie jest to dla mnie priorytetem). Niektórzy faceci lubią bardzo chude kobiety, inni zwykłe, jeszcze inni chude... Każdy jest inny i inaczej patrzy na świat. Nie uogólniaj. :( W moim liceum nawet była gruba dziewczyna, której na pewno nikt nie uznałby za atrakcyjną, a miałam chłopaka. Takie rzeczy się dzieją, nie każdy jest wredny i pusty..

  18. Ja ze swoimi kumpelkami,gadam na tematy proste i łatwe.Nie wchodzę z butami w życie innych ludzi.Wolę pogadać o batonach niż o pieniądzach.

     

    No dobra, ale masz jakichś przyjaciół, którym możesz powierzyć swoje problemy? Żeby zdobyc przyjaciela trzeba szczerze rozmawiać, a rozmowy trudne i pomoc bliskiemu przyjacielowi, to sa dowody na to, że ta osoba jest kims więcej niż "znajomą", "koleżanką". Widać najpierw trzeba poudawać.. czy coś.

    Moje problemy to,czy w Pierwszej Miłości będzie Malwinka i czy mama kupi batonik.

     

    Chyba myślisz, że ja tu trolluję xD Nie, nie jest tak. A jeżeli to odpowiedź na poważnie, to cóż, zazdroszczę takich problemów...

     

    -- 24 wrz 2013, 22:03 --

     

    Ja mam podobnie, ale na zupełnie innej płaszczyźnie.

    Jeśli jest małe grono ludzi (powiedzmy do max 5 całkiem obcych osób), to jeszcze to ogarniam - jednak przy większych ilościach umysł mi się "przeciąża" i zaczynam

    wyglądać jakbym wpadał w melancholię, tudzież w jakiś sposób się odcinał od grupy. Wiem na czym to u mnie polega - ale nie będę opisywał bo nie o to idzie.

    Próbuj może właśnie na początek pojedynczych kontaktów (a najlepiej z tą samą płcią). Wydaje mi się, że wystarczy, że będziesz miała np. jedną znajomą w miarę

    dobrze poznaną i już z nią w grupie powinno Ci być 5x żwawiej %21usmiech.gif

    A poza tym z doświadczenia wiem, że mowa jest srebrem a milczenie owiec - więc się jeszcze nie przejmuj :D

     

    Może jakoś to wszystko ogarnę... bo tam nikt nie będzie się znał (no, tyle, co z grupy facebookowej), więc nie będzie niezręcznych sytuacji, że ktoś będzie gadał zupełnie na luzie z drugą osobą, a ja będę na uboczu. Każdy będzie równy, mam nadzieję...

    A najgorsze jest, jak ktoś pyta "Czemu się nie odzywasz?" albo "Czemu taka smutna siedzisz?". Kiedy ja jestem przekonana, że wyglądam normalnie. Musze się zmienić, bo skutki uboczne małomówności są gorsze, niż trochę udawania.

    Masz rację, ale mam wrażenie, że jeśli ktoś ma tzw skille towarzyskie, to mowa może być nawet platyną...

×