Witajcie ,chciałabym opowiedzieć Wam trochę o sobie bo to pomaga. Może zacznę od początku , kiedy byłam mała u mojej mamy zdiagnozowano schizofrenię i praktycznie cały okres " dorastania" żyłam z tym , że moja mama jest chora na tą dziwaczną chorobę i wszystko było by ok ,gdyby nie to że mój ojciec często w kłótniach wypominał mi że pewnie "będę taka sama jak matka". I być może właśnie przez to zaczęły się u mnie niepokoje , lęki , tak bardzo bałam się negatywnej opinii ojca że nie potrafiłam wypowiedzieć się przy nim lub wykonać telefon bez jąkania się , potem stany lękowe gdzie bałam się ostrych przedmiotów , nie tylko noży itp ale np idąc ulicą i patrząc na zaostrzone "sztachety" w bramie metalowej widziałam oczami wyobraźni jak rozrywam sobie o to żyły na nadgarstkach , podobnych natrętnych myśli było dużo więcej , często lęk przed tym że stracę kontrolę nad sobą i kogoś zabije lub że zacznę lunatykować np i wtedy na nieświadomce komuś zrobie krzywdę , do tej pory czesto gdy łapią mnie lęki boję się spać z kimś w pokoju bo boję się że go skrzywdzę , i to powoduje u mnie taką panikę że mam wrażenie , że umrę,były też lęki związane z tym , że bałam się komuś gotować bo bałam się że nieświadomie czegoś dodam i go otruje i on umrze.Generalnie boję się bardzo , że faktycznie mogę zapaśc na schizofrenię i że nie będę wiedziała że coś jest ze mną nie tak i zamknął mnie w zakładzie i stanę się warzywem rozmawiającym z głosami. Boję się wiązać , boję się myśli o posiadaniu dziecka bo myślałabym chyba cały czas żeby albo go nie skrzywdzić albo że ono będzie w przyszlości chore. Mam też takie myśli , że popełnie samobójstwo , że przestanę się kontrolować i po prostu to zrobie ( chociaż absolutnie tego nie chce , to po prostu taka chora myśl) czasami gdy jest dobrze i się wyciszę wydaje mi się że jest ok i to potrafi trwac kilka dni a potem znów mam jazdy z lękami i takie tam , czuję się przez to już wykończona..;/ kiedyś byłam u psychiatry , dał mi moklar , brałam 3 miesiące i względnie rok czasu było lepiej , zastanawiam się czy znów się nie zgłosić bo ostatnio robię się nieznośna dla innych , niemiła , obrażam ludzi , wyzywam ich od najróżniejszych gdy tylko powiedzą coś co mi nie pasuje , w pracy kłucę się z ludźmi często( co prawda naczęsciej z przełożonymi o jakieś pierdoły typu " kogoś nie było w pracy(urlop na żądanie) , dostał premię , ja nie przyszłam( też UŻ) , nie dostałam" i wykłucam się o ten brak sprawiedliwości chociaż wydaje mi się wcale tego nie chcieć ale po prostu wkurza mnie ich myślenie i podejście i może to wlaśnie oni są normalni a ja dziwaczeje? do tego te lęki...;/ jestem bardzo nerwowa , caly czas chodzę napięta jak struna i byle co wystarczy żebym pękła... co robić? czy ktoś z tym wygrał? czy może to po prostu fakt że zwariuje w niedalekiej przyszlości?...