Skocz do zawartości
Nerwica.com

quixotic

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez quixotic

  1. quixotic

    Witam

    A dziękuję za odpowiedź choć nie stał a stała U mnie właśnie nie ma lęku przed śmiercią...nawet jest zgoda na los co mi się zgotował taki wstrętny a nawet jest jakaś nauka z tego płynąca bo ja wdzięczna jestem za te doświadczenia, one sprawiły, że jestem kim jestem... problemem są napady paniki, poczucie zagrożenia, samotność, wtedy do głowy przychodzą różne myśli... nawet nie wiem jak to jest, że potrafię zdecydować się na operację która zaważy o moim być albo nie być a gdy nagle przypłynie jakieś poczucie zagrożenia, nie wiadomo skąd kulę się jak małe dziecko... choć właściwie jest jeden lęk taki czysto z fizycznością związany a właściwie wiąże się z tym co mam nadzieję (i tu od razu los zaklinam) już minęło bo po to były te wszystkie akty odwagi i zabawa w dobrego pana medyka, mianowicie niestety miałam dosyć przykre doświadczenia czysto neurologiczne i gdy tylko widzę w codzienności jakieś małe(doświadczające każdego) elementy wskazujące na to, że z układem nerwowym jest coś nie tak potrafię w momencie poczuć lęk nie do opanowania... U Ciebie problemem są lęki związane ze śmiercią rozumiem? też chcę być jakoś pomocna bo przecież nie tylko dla siebie jestem tu...
  2. quixotic

    Witam

    A no i chyba mnie dopadło. Ostatnio samotność wymyka się spod kontroli a jakoś pośród bardziej żywych niż ja mało zrozumienia. Więc trochę o mnie... przygody z depresją/nerwicą zaczęły się właściwie wraz z chorobą, bo oprócz psyche i ciału się nie oszczędziło, czyli trwa to lat już 12 bo powoli do 23 mi się zbliża. Dużo można by narzekać na to co sprawiło, że jestem w tym punkcie ale chyba już powoli brakuje słów, czasu by opisywać a i czasem wiary innych, jeśli ktoś miałby jednak chęci na to by się w to wszystko zagłębić to proszę na priv czy mailowo koniecznie przy dużej kawie czy czymś co sprzyja długiemu czytaniu. Przerobiłam już chyba wszelkie możliwe stany i dziwne, że wtedy gdy trzeba było się mobilizować by walczyć o życie (te fizyczne) tego paskudztwa nie było widać, jak tylko trochę lepiej znowu wychodziło z ciemnego kąta... lęki, paranoiczne poczucie zagrożenia, Dzięki bogu, że da się wychodzić z domu bo bywało i tak, że przejście przez próg kończyło się napadem drgawek, miesiącami bałam się wyjrzeć przez okno...z racji kilku operacji konieczne wyjazdy samochodem kończyły się całodniowymi próbami doprowadzenia się do stanu w którym można oddychać, prysznic, robienie obiadu, czegokolwiek stanowiło wyzwanie które musiało wyrwać mnie z bezpiecznego kąta pokoju w którym stało moje łóżko. ale...udało się pewnego dnia, wszystko minęło, ja unosiłam się nad chodnikami...zawsze jednak ktoś powtarzał, że wróci - "bo to wraca". Taka osobowość mówią jedni, może coś siedzi w tej wrażliwości rzeczywiście. A dziś to(bo nawet nie chcę tego nazywać jakoś osobowo) "wraca" w coraz podlejszych formach atakuje już nie tylko głowę ale powoli sprawia, że ciało odmawia znowu posłuszeństwa...poczucie derealizacji..życie za szybą wiecie pewnie o czym mówię...i inne rewelacje. Niestety znowu wiele mi się w życiu pozmieniało a zmiany rodzą niepokój. dlatego jestem tu, pierwszy raz, bo chyba znowu potwory w mojej głowie zaczynają ze mną wygrywać... a teraz, teraz naprawdę nie ma już nikogo komu można o tym wszystkim powiedzieć...
×