gilotinka
-
Postów
3 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez gilotinka
-
-
no wlasnie ja pozwalam mu caly czas marudzic, bo czego bym nie powiedziala on i tak to przerobi na swoje... on jest raczej skryty, nie lubi o sobie mowic, mi czesto powtarza ze ja go wcale nie znam i gdybym go naprawde poznala to bym z nim nie wytrzymala... czesto juz dochodzi do tego ze mam ochote nim potrzasnac i wygarnac ale biore wtedy gleboki wdech i z usmiechem slucham dalej albo jak widze ze sie zapetlil w swojej wypowiedzi zmieniam temat na jakis weselszy i wlasnie dzieki temu on sie przede mna otwiera, nie naciskam... czasem jak juz widze ze ostro przegina to co jakis czas mu mowie ze moze by sprobowal cos z tym zrobic i nawet momentami wyraza chec, on wie doskonale ze ma depresje i jak wiele jego mysli i poczynan jest ta choroba kierowane ale niestety musze przyznac ze powod ktory mu uniemozliwia leczenie w miescie gdzie mieszka jest faktycznie sensowny, gdyby rodzina sie dowiedziala tylko by pogorszyla jego stan
postaram sie poszukac mu psychiatry bo nie ma opcji na zalatwienie skierowania... :/
on tez chce to wszystko zalagodzic towarzystwem ale wiem ze to nic nie da i bedzie tylko gorzej dlatego szukam dla niego pomocy
dziekuje i pozdrawiam
-
witam
mam problem z moim przyjacielem, to fantastyczny czlowiek, kiedy jest wsrod ludzi i zlapie klimat widac jego prawdziwa nature: kreatywny, wesoly, pozytywnie zakrecony... ale niestety kiedy tylko przez chwile jest sam wraca do niego ponury nastroj, czasem zeby sie po tym wkrecic do ludzi musi sie upic ale wtedy traci kontrole i pije duzo za duzo, jak jest pijany to znow widac w nim ta iskre zycia ale to nie jest zdrowe ... wiem ze ma depresje, sam potrafi sie do tego przyznac i to zauwazyc ale niestety nie podejmuje leczenia ani jakichkolwiek dzialan, tylko to tlumi praca albo towarzystwem on nie chce zeby rodzina sie dowiedziala o jego chorobie bo zareaguja nadopiekunczo a on tego nie znosi, mi sie zwierza bo do niczego go nie zmuszam ale nie moge po prostu sie temu przygladac i patrzec jak sie pograza... studiujemy razem i stad sie znamy, kiedy jest w miescie w ktorym studiujemy jest ok bo zawsze sa ludzie wokol niego, ale jak jedzie do domu a musi czesto to robic to jest juz zle... mieszka w miasteczku gdzie jest tylko jedna poradnia i tam pracuje ktos z jego rodziny - to wyklucza wg niego leczenie... chcialabym mu pomoc, on sam nie ma w sobie wystarczajaco duzo sily zeby zmienic nastawienie do wszystkiego, ja sama jestem raczej dosc pozytywnie nastawiona i probuje go entuzjazmem zarazic odrobinke, chociaz do najmniejszych rzeczy, powolutku, malenkimi kroczkami ale to nie przynosi skutku... on po prostu chce w tym bagnie siedziec i marudzic jak mu zle ;( kiedy mu mowie ze tak to wyglada to stwierdza ze faktycznie tak jest i na stwierdzeniu sie konczy
chcialabym sie dowiedziec czy moge znalezc jakas poradnie w miescie gdzie studiujemy i on bedzie mogl tam pojsc bez zadnych problemow? chodzi mi o to czy zostanie przyjety przez kogos? czy szukac jakiegos prywatnego lekarza? chodzi o to ze chcialabym mu tylko przedstawic sposobnosc... zeby nie myslal ze musi w tym siedziec bo nie ma mozliwosci spotkania z lekarzem ani sil by samemu sie podniesc, chce mu pokazac konkretne drzwi i postawic przed wyborem ktorego sam dokona
z gory dziekuje za pomoc
pozdrawiam
Depresja wśród bliskich....
w Depresja
Opublikowano
ja znam przyczyne, ale to nie jest cos z czym on sam da rade albo z moja pomoca... to tylko byla iskra ktora rozpalila cale ognisko, teraz nie ma jednego powodu ktory go przygnebia - jest ich wiele i nawet przy najdrobniejszych nie potrafi zmienic sposobu myslenia, to jest w nim gleboko zakorzenione nawet jak mu udowodnie ze sie myli w swoim pogladzie do czegos i kazdy przy trzezwym umysle to zauwazy to mi mowi: "bo ty nie rozumiesz" - jak dla mnie to poslucha chyba tylko specjalisty o ile w ogole uda mi sie go do tego namowic... boje sie ze jak go postawie przed faktem dokonanaym to mnie znienawidzi ze decyduje za niego i strace cale zaufanie ktore zdobylam
na poczatku jak sie blizej poznawalismy myslalam ze przesadza, ze tylko probuje z siebie zrobic kogos wyjatkowego, wrazliwego wrecz kogos z epoki romantyzmu i to wszystko to tylko zwykle marudzenie zeby zwrocic na siebie uwage... ale im dluzej go znam, im dluzej slucham tym bardziej wiem ze bez lekarza sie nie obejdzie i on mi przyznaje racje ale drzwi ktore widzi uwaza za zamkniete, ja chce mu znalezc jakies otwarte - sam zdecyduje czy chce z nich skorzystac... nie wiem czy bede potrafila dalej go wspierac jezeli nie podejmie walki, zaczyna mi brakowac na to sil... trzymam sie nadzieji ze znajde mu specjaliste i on podejmie sie leczenia, bo jesli on nawet nie sprobuje to ja nie bede miala skad czerpac sily na wspieranie go