Witam. Od razu bardzo przepraszam, że robię to tutaj, ale jeśli nie wyrzucę z siebie wszystkiego chyba zwariuję.
Jestem matką piątki dzieci. Radzę sobie dobrze, nie powiem, bywa ciężko, ale jestem szczęśliwa. Kocham swoje dzieci nad życie, i nie wyobrażam sobie sytuacji, gdyby miało mi któregoś z nich zabraknąć. Finansowo radzimy sobie jak możemy, co prawda schabowych dzień dnia nie jemy i w Adidasach nie chodzimy, ale biedą też nie piszczy. Staram się jak mogę, by nasza rodzina sprawnie funkcjonowała. W domu jest czysto, dzieci są czyste i najedzone, ja staram się być i umalowana i uczesana by dobrze wyglądać. Obiad robię codziennie i to nie jakaś zupa z proszku na szybko, tylko konkretne, sycące danie. Gary myję na bieżąco. Gdy ktoś odwiedzi mnie bez uprzedzenia nie martwię się tym, że coś jest zakurzone, góra naczyń w zlewie, podłoga się klei czy leży sterta ubrań do prasowania. Takie rzeczy robię na bieżąco. Dzieci wychowuję. Nie zostawiam ich samym sobie.
W czym tkwi mój problem? Jest mi bardzo przykro, kiedy ludzie patrzą na mnie jak na patologię. Są to przeważnie obcy, którzy mało wiedzą o mojej rodzinie. Nikt z moich znajomych nigdy nie powiedział mi nic przykrego, wręcz przeciwnie, często mówią, że są pod wrażeniem, że tak świetnie dajemy radę. Niestety, przez ludzi, którzy patrzą na nas z pogardą powoli popadam w coraz większy dołek psychiczny. A komentarze internetowe dobijają mnie kompletnie. Wielu ludzi myśli, że rodziny z dużą ilością dzieci, robią je dla pieniędzy jakie mogą wyciągnąć od państwa. Jest to chyba największa głupota jaką do tej pory przeczytałam. Ja obecnie pobieram zasiłek rodzinny i nie widzę w tym nic złego, ponieważ są rodziny z jednym dzieckiem lub z dwójką, które też taki zasiłek pobierają, ale nikt nie porównuje ich do patologii. I jesli chodzi o moją rodzinę to tyle, co otrzymujemy od państwa. Nie mam zadnych dodatków, żadnych zapomóg itp. choć mogłabym sie o nie starać. Ale ich nie potrzebuję. Ostatnio rodzice namawiali mnie bym zgłosiła się po żywność wydawaną z MOPS-u, to prawie skończyło się wielką awanturą. Ja tej zywności nie potrzebuję, a przez takie "idź bo ci się nalezy" mogę pozbawić tej żywności kogoś, kto naprawdę jej potrzebuje. Także nie sądzę, by moja rodzina wręcz żądała jakiejś pomocy.
Następna rzecz - w rodzinie gdzie jest dużo dzieci, każde z nich chodzi brudne, z gilem do pasa i zachowuje sie jak dzikus. Moje dzieci są czyste, zadbane, szczęśliwe. Potrafia powiedzieć dzien dobry, dziękuję, przepraszam itp. Potrafią się dzielic tym co mają. Znam rodziny, gdzie jest jedno dziecko, wygadane, wyszczekane, ze świadomością, że wszystko im się należy. Ostatnio byłam z dwiema córkami na zakupach i spotkałam znajomą, która ma czteroletniego synka. Podczas gdy moje córy stały grzecznie i czekały aż skończę rozmawiać, synek znajomej szapał ją za rękę, wyrywał się, uciekał, marudził, on chce to, tamto, kiedy idziemy, aż w koncu z płaczem rzucił się na ziemię i w tym momencie znajoma musiała zakończyć rozmowe ze mną i zaspokajać potrzeby dziecka. Ale to ja jestem patologia!
Dzisiaj mało nie pękłam z dumy, ponieważ moja sześcioletnia córeczka poprosiła mnie o zapisanie jej do biblioteki. Od razu poszłyśmy, a ona na dzien dobry wypozyczyła dwie książki, które już zdążyłam przeczytac całej gromadce. W domu książeczek maja bardzo dużo, ale wszystkie przerobiliśmy już po kilka razy. Jest mi przykro, słysząc o sobie patologia od osoby, która swojemu dziecku sprawia tablet, żeby "mieć je z głowy". Mój mąż ma dwoje braci. Jeden z nich ma dwójkę dzieci. Drugi jest kawalerem. Na zdrowy rozum, jesli jesteśmy taką patologią ów kawaler chwaliłby model rodziny drugiego brata. Ale jeśli już coś słyszę od niego to same dobre słowa. Ostatnio powiedział: "wy to dzieciakom i puzzle kupujecie i gry planszowe, a tam (u drugiego brata) nic, tylko posadza przed tym telewizorem i tak siedzą pół dnia i tylko chleb z cukrem jedzą".
Jest mi zwyczajnie przykro. Jest mi strasznie przykro, że tak ludzie o nas myślą, że głupi, nieodpowiedzialni (czy ja jestem bardziej nieodpowiedzialna od rodziców rozpieszczonego jedynaka?). Wiem, że są rodziny z gromadką dzieci, gdzie rzeczywiście jest bieda, alkoholizm, dzieci są zostawione same sobie i tak - wtedy się zgodzę - trąci patologią. Ale dlaczego wszyscy wrzucają rodziny wielodzietne do jednego worka?! Ostatnio zamykam się w sobie. Nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Wcześniej zabieralismy dzieci na plac zabaw, do zoo, na lody, na spacery, do kina... teraz boję się wychodzić z domu, by znów nie usłyszec jakiegoś komentarza... Mieliśmy zacząć chodzić z trojgiem starszych na basen, ale zupełnie odechciało mi się wychodzić do ludzi. Nie potrafię się cieszyć swoją rodziną, wszystko przez otoczenie. Czasem mam ochotę wyprowadzić się gdzieś na wieś, gdzie takich rodzin jest więcej i nikt na nikogo krzywo nie patrzy, mało tego, odnosi się do drugiego człowieka z szacunkiem i przyjaźnią. Dlaczego, ktoś, kto mnie nie zna, tak łatwo mnie ocenia... Dlaczego wchodzi w moje zycie z buciorami. Dlaczego nie zajmie się swoim zyciem i swoimi problemami, tylko interesuje mną i moją rodziną? Dleczego tyle w ludziach negatywnych odczuć do rodzin wielodzietnych? Nie każda taka rodzina to patologia....