Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ti.

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ti.

  1. O tak, tu się zgadzam. Strasznie dużo chaosu panuje w moim życiu... ale postaram się to uporządkować, nie wiem jak mi wyjdzie :/. Wszystko mam rozregulowane i w ogóle... Spróbuję, w najbliższym czasie, najpierw muszę się przekonać...
  2. wierzę... i wiem, tez to sprawdziłam...
  3. witaminy ja biorę. gimnastykę mam w pracy przy regałach, potem juz jestem tak padnięta że na wiecej nie mam siły. wiem że odchudzanie nie jest łatwe, ale żeby mi tak psychika nie siadała, byłoby lepiej. A tymczasem jest mi coraz ciężej...
  4. Żeby to było takie proste... prace musze zmienić koniecznie, ale na moim zadupiu nie ma za wiele ofert... najlepiej taką w której pracowałabym krócej. Mogę nawet mniej zarabiać, byle nie siedzieć w robocie 8 godzin, bo naprawdę w tej chwili nie jestem w stanie tyle siedzieć. Moze to śmieszne, ale ja się nie nadaję do takiej długiej pracy... taka praca mnie wykończy psychicznie, już mnie wykańcza. Wiem, żałosne, ale taka prawda nic nie poradzę. Kiedyś mogłam pracować długo i wydajnie. Dziś już tego nie potrafię. Ponadto nawet jak jem sporo jestem słaba, strasznie kręci mi się w głowie i nie wiem, co się w ogóle dzieje :|... a jak sie próbuję odchudzać jest jeszcze gorzej. Nie no, przez to mi psychika siada, przez to że czuję się jak w klatce uwięziona i słaba. Uzależniona od samopoczucia. Chcę wiele zdziałać, ale zawsze ta słabość, te zawroty głowy mnie ograniczają.
  5. No właśnie, lekarz. Ale ja mam także dziwne przeswiadczenie, ze lekarz zamiats pomóc mnie wyśmieje i oleje i nie pomoże tylko wręcz zaszkodzi. Kiedyś byłam u lekarza, u psychologa, jak byłam mała, no i zadawał mi takie pytania jakbym była ograniczona umysłowo. Np. "Na jakim swietle przechodzi się przez ulicę?" Takie pytanie zadać 12 letniemu dziecku??? Przecież nie byłam aż taka głupia, żeby tego nie wiedzieć... takei rzeczy wie już dziecko 5-cioletnie. Potem gdy poszłam bo czułam kłucie w okolicach serca. Lekarz wyśmiał mnie do mojej mamy, mówiąc że ja się zachowuje jak "Rozkapryszona ksieżniczka"... a ja sie serio wystraszyłam tych bóli, które zresztą mam do dziś i już do nich przywykłam, ale wtedy miałam je po raz pierwszy i miałam prawo się przestraszyć. Dlatego teraz mam jakąs blokadę przed lekarzami i ich nie lubię :/.
  6. Może zacznę od początku. Jak zaczęła się moja depresja i nerwica. A więc, od urodzenia miałam problem z nadwagą. Zawsze byłam gruba, a przez to odrzucana przez rówieśników. Potem udało mi się schudnąć. Moja waga się unormowała, byłam zadowolona z siebie, nie miałam problemów. Ale potem znów się zaczęło. Poszłam do pracy do supermarketu i naturalnie chcąc utrzymać wagę, jadłam bardzo mało. W tymże czasie nabawiłam sie anemii, ale nie o tym miałam pisać. Z czasem jednak traciłam siły... byłam słaba, wiec zaczęłam jeść więcej, coraz więcej, zeby mieć siłę do pracy i jej nie stracić. Przez to zaczęłam tyć. Wróciły mi kilogramy, a co za tym idzie powróciły doły. Tylko że te doły jakiś czas temu zmieniły się w silną depresję. Bo jak inaczej można nazwać stany, w których ciągle chce mi się płakać, nie mam ochoty nigdzie wyjść, mam myśli samobójcze i wszystko związane jest z moim wyglądem. Nie, nie jestem przeraźliwie gruba. Moja waga utrzymuje się w granicach normy, ale wciąż mam przeświadczenie, że jestem za gruba i muszę schudnąc. Przez to mam ciągłe doły, odechciało mi się już żyć. W tej chwili siedzę i ryczę pisząc tego posta. Nie potrafię inaczej. W ogóle myślę nad zrezygnowaniem z pracy, bo dłużej tak nie wytrzymam. Ilekroć próbuję sie odchudzić, przychodzi potworne zmęczenie, powodowane zmniejszeniem ilości jedzenia. Nie mam siły do pracy, co za tym idzie znów zaczynam jeść i znów tyję... wraca to udało mi sie stracić z takim trudem... błędne koło. Nie wiem, co mam robić. A do tego wpadam w skrajności i nie umiem tego zmienić. Albo jem bardzo malutko, bo wydaje mi sie, ze inaczej nie schudnę. Albo jem strasznie dużo, aż do upadłego... nie umiem tego wypośrodkować, żeby jeść normalnie, nie za mało i nie za dużo. Stąd też biorą się moje ciągłe doły. Nie mogę już na siebie patrzeć, ani też patrzeć na innych ludzi. Praca w supermarkecie wymaga kontaktu z ludźmi. Gdy widzę piękne wypindrowane laski, które kupują słodycze, to coś mnie trafia. Zazdroszczę im na maxa, że ja tak nie mogę, że jestem za gruba i nie mogę sobie na to pozwolić bez wyrzutów sumienia. Nikt mnie nei rozumie. Moja mama wmawia mi że mam siebie zaakceptować. Kiedy ja nie potrafię. Pragnę osiągnąć taką wagę, żeby była poniżej normy, wtedy będę zadowolona. Póki tak sie nie stanie, moja depresja będzie się pogłębiać. Może mnie w końcu zabije. Zabije się sama takim myśleniem. Odechciało mi się żyć, gdziekolwiek wychodzić, cokolwiek robić... siedzę tylko przed kompem albo chodzę na długie spacery nad rzeką, gdzie mnie nikt nie widzi i myślę o tym jakby to było gdybym była piękna, chuda i w ogóle. I wtedy znów wraca dół, bo nie mogę taka być. Mama nie rozumie, że albo będę pracować i tyć i mieć ciągłe doły, albo nie będę pracować i wtedy schudnę, bo nie będę się musiała przejmować czy mam siłę do pracy czy też nie. Gdy będę chciała położę się, odpocznę i nie będę musiała jeść, żeby mieć wiecej sił do roboty. Wiem, w tej chwili wpędzam sie w inną chorobę, zwaną anoreksją. Bo potrafię naprawdę długo i extremalnie się głodzić i chudnąć z dnia na dzień. Ale potrafię też objadać się i przytyć to wszystko, szczególnie teraz gdy pracuję... jak już wyżej napisałam - błędne koło. Nie wiem już jak z tym walczyć. Zwątpiłam, że coś mi pomoże. Ogólnie rzecz biorąc odechciało mi sie żyć! I to sie nie zmieni póki nie osiągnę celu. Inna sprawa to nerwica natręctw. Sprawdzanie kilka razy czy niczego nie zapomniałam do pracy, czy wyłączyłam komputer, czy nie spadnie mi z biurka podczas gdy ja wyjdę z domu, czy mam idealny makijaż itp... denerwujące to jest, to mnie dobija. A wszystko zaczęło się od mojej (malutkiej) nadwagi. Wiele razy przez to spóźniam się do pracy. Kolejna sprawa. Dobijają mnie ludzie, a dokładniej ich zachowanie ich wygląd i głupie gadanie. Często w supermarkecie, gdy siedzę na kasie i jakiś towar nie chce się nabić, bo coś jest nie tak z kodem kreskowym, klient zarzuci tekstem "To jest za darmo" coś mnie wtedy trafia. Nie, no najpierw to mi sie wydawało śmieszne, ale słysząc taki tekst z ust któregoś tam z kolei klienta, robi sie to denerwujące. Mam ochotę wyjśc z kasy i wtłuc gościowi, ledwie nad tym panuję. To nie jest wcale śmieszne. A to tylko jeden z wielu przykładów... W ogóle nie chcę pracować z ludźmi. Nie mogę na ludzi patrzeć, słuchać ich durnych gadek itp. Mama mnie nie rozumie, nikt nie rozumie tego co przechodzę. Mama powtarza, że mam se znaleźć faceta, to mi przejdzie. I tu następna sprawa, następny problem, bo ja jak już bym se znalazła faceta, to nie dałabym mu się dotknąć. Jakaś taka niechęć przed dotykiem, bariera powodowana moimi kilogramami. Ogólnie nie nadawałabym sie do żadnego związku. Facet by sie ze mną tylko męczył, a ja meczyłabym się z nim. W ogóle nie chcę faceta. Już w ogóle przez tą depresję i zniechęcenie nie mam ochoty z nikim być, nikogo poznać, nie chcę w ogóle z nikim kontaktu, nie mam ochoty na to, na co mają ochotę normalni ludzie - na sex. Nie mam na to najmniejszej ochoty. I znów wszystko przez kilogramy, których pragnę sie pozbyć. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju i nie wyszłabym do ludzi. Marzę o tym żeby cały świat znikł i mnie zostawił w spokoju. Dobijam się sama, po prostu. Wiem, ze na takie schorzenie nie dostanę renty, wiec muszę pracować, bo jak nie mama mnie zatłucze... a że praca jest problemem, bo nijak nie umiem pogodzić odchudzania z pracą, powstają takie a nie inne problemy... nie wiem już co mam robić. Nie jestem zdolna do pracy, do tego, aby pracować w pełni funkcjonalnie. Każde wyjście do pracy to dla mnie wyzwanie, ciężka próba przetrwania. Każde wyjście do ludzi, także jest dla mnie wyzwaniem. Muszę się do tego nieźle zmusić, bo wciąż mi się wydaje, że wszyscy na mnie patrzą z politowaniem, albo z obrzydzeniem. Że na mnie już patrzeć nie można, bo jestem tak szpetna, że nie idzie... że jestem najbrzydszą osobą na swiecie i nikogo brzydszego ode mnie nie ma. Chciałabym umrzeć w końcu, ale nie potrafię sama się zabić, bo... bo po prostu nie potrafię. Boję się... Czasem idąc do pracy specjalnie nie uważam na ulicy, kilkakrotnie mało nie wpadłam pod samochód. Niestety kierowcy za każdym razem w ostatniej chwili wymijali mnie lub zatrzymywali się. Ech, szkoda gadać. Jeden wielki chaos panuje w mojej głowie i w moim marnym życiu. No i do tego jestem strasznie słaba, ciągle zmęczona, chce mi sie spać, nogi się pode mną uginają, nie wiem co się w ogóle dzieje. Mam trudności z oddychaniem, trzęsą mi sie ręce, nie mogę się na niczym skupić, myśleć, już nie mam siły się nawet uczyć. Powinnam iśc do szkoły, zdać maturę, ale nie jestem w stanie się uczyć :/. Nie mówię o tym nikomu, bo nie wytrzymuję, od razu ryczę, a nie chcę żeby ktoś widział jak płaczę. Nie chcę tego...
×