Mam problem z matką. Jestem 42-letnim facetem. Kilka miesięcy temu zmarł mój ojciec. Matka zachowuje się strasznie – pomimo okazywania/prób okazywania pomocy, okazuje wrogość zarówno mnie, jak i mojej partnerce. Jestem jedynakiem, nigdy nie sprawiałem rodzicom żadnych problemów (mam swoje życie, skończyłem studia, pracuję cały czas zawodowo), ale nigdy nie było między nami bliższej więzi. Do 18-roku życia większość czasu w domu spędzałem z mieszkającą z nami aż do swojej śmierci babcią (matką ojca), której moja matka nie cierpiała. Ojciec był zawsze zamknięty w sobie i uważał, że „i tak wszystko wie lepiej”.
Matka była w pewnym sensie uzależniona od ojca. Ojciec, mimo jedynie średniego wykształcenia, sprawował przez całe niemal życie zawodowe funkcję kierowniczą, która (chyba) dała mu przekonanie, że jest nieomylny. Matka, wobec której niemal w codziennym standardzie potrafił zachowywać się obraźliwie, świata poza nim nie widziała i uważała go za absolutną wyrocznię w każdej dziedzinie. Wobec mnie zawsze zachowywali dziwny dla mnie dystans, jakby mieli do mnie o coś pretensje. Kiedy się rozwiodłem, tematem nr 1 był „wstyd”, jakiego im narobiłem.
Wobec mojej nowej partnerki, z którą mam 4-letnie dziecko (z byłą żona nie miałem dzieci), od początku zachowywali się wrogo. Traktowali ją „z góry”, jakby uważając, że tylko im należy się szacunek. Praktycznie bez powodu niemal przez 2,5 roku od urodzin naszej córki, nie utrzymywali z nami żadnego kontaktu, mimo, że mieszkali (matka nadal mieszka) w tym samym mieście.
Kiedy ojciec chorował, mimo opisanej wyżej sytuacji, woziłem go do lekarzy, na leczenie, operacje, zabiegi, itp. Robiłem tyle, ile mogłem, nie będąc sam lekarzem. Kiedy zmarł, wszystkie formalności pogrzebowe, a także późniejsze (elektrownia, gazownia, spółdzielnia mieszkaniowa, itd.) sam załatwiałem za matkę. Krewni, których nie widziałem często od lat, mówili mi, że "podziwiają mnie, że tak wszystko sam sprawnie załatwiam". Matka z kolei nieustannie twierdzi, że „w niczym jej nie pomagam” i zachowuje się tak, jakbym chciał ją okraść z tego, co zostawił po sobie ojciec (jest to dość spory majątek). Opowiada niestworzone historie o mnie i mojej partnerce swoim sąsiadom i znajomym. Wobec naszej córeczki, zachowuje się tak, jakby uważała, że to lalka, którą można łatwo przekupić i, jak często powtarza, która „i tak zrozumie, jak dorośnie” (nie wiem, co – że babcia jest kochana, a rodzice wredni?).
Mimo obelżywego traktowania z jej strony, ciągle szukam jakiegoś wyjścia – kiedy tylko czasem zadzwoni (tak, dzwoni, kiedy czegoś potrzebuje, bez cienia skrupułów – nawet, jeżeli tego samego dnia, bez powodu, mnie obrażała), pomagam we wszystkim, o czym wspomni. Ale nie mam już pomysłu. Ona ciągle ma pretensje nie wiadomo o co i praktycznie nie da się z nią normalnie rozmawiać. Jeśli ktoś był/jest w podobnej sytuacji, proszę o pomoc i radę.