
Zwyczajny
Użytkownik-
Postów
5 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Osiągnięcia Zwyczajny
-
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Zwyczajny odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Witam. Już myślałem ze jestem najmlodszy . Ludzi sie nie boje. W zasadzie to trudno wyjasnic ale boje sie swojego zachowania. A wymioty to była tylko jedna z gorszych rzeczy, nakręciłem sie tak ze chyba mialem wszystkie mozliwe objawy. Prubuje o tym nie myslec ale wiem ze to tez nic nie pomoze, ze trzeba zawalczyc a nie oddac walkowerem. 3maj sie rowniez i dzieki ze napisalas . :* -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Zwyczajny odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
no wiesz... niektórym może to przeszkadzać ! Spoko, nie bede mowil na Pani Siedze w domu./ nigdzie nie wychodze. czekam na matke z jakimis pigułami [ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:16 pm ] Marianek: nie jest aż tak źle. mysle ze wystarczą jakies tabletki uspokajające. Jeśli nie wystarczą wtedy bede myslal o tym co napisales... -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Zwyczajny odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Właśnie! Chciałem zadzwonic do matki zeby po pracy kupila mi cos uspokajającego tylko niewiem czy do 17 wytrzymam a pozatym niechce Jej denerwowac. Do apteki mam kawalek, moze jakos dobiegne izka i inez: ile macie lat ? bo niewiem czy mowic na "Pani" ? -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Zwyczajny odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Najgorsze jest to że odrazu wpadam w panike. Gdy jest dobrze mowie sobie ze nad wszystkim zapanuje ale jak jest potezne uderzenie to juz nic niemoge zrobic. Potworny obłed\bezradność. Wczoraj przed zasnieciem dostalem okropnego ataku lęku, strasznie panikowałem. Na szczescie poradzilem sobie zeby nie wymiotowac bo umnie odrazu w to przechodzi ale zasnolem dopiero o 3 w nocy caly zalany potem. Dziś sie obudziłem roztrzęsiony. Trzęse sie caly czas i ledwo co nad soba panuje -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
Zwyczajny odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
Witam Was wszystkich. Zarejestrowałem sie tu pare dni temu, ale śledze wątki od paru miesięcy. :roll:Jeśli dobrze się oriętuję wiekszość użytkowników tutaj mają po ponad 20 lat. Ja mam 17 i pomimo to chce Wam opisać moje przeżycia i myśle że nie potraktujecie mnie jak szczeniaka który ubzdurał sobie depresje. Zaczeło się jakieś 7 miesięcy temu kiedy po nie miłym spotkaniu z nie przyjaciółmi uruchomiły się wemnie lęki. Nigdy nie byłem konfliktowy, zawsze prubowałem wszystko rozwiącać słowami i gdy krótko mowiąc "dostałem po mordzie" byłem w straszym szoku że takiemu spokojnemu człowiekowi jak ja ktoś może zrobić krzywdę i to jeszcze z niewiadomego powodu. Po tym zdarzeniu na pierwszy żut oka błachym zaczęło sie we mnie coś uruchamiać. Idąc do szkoły zacząłem wybierać jak najkrótszą i najbezpieczniejszą drogę. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Zacząłem nosić przy sobie nóż, puzniej co raz częściej opuszczałem szkołę. Doszło do tego że wyjście gdziekolwiek samemu było wyzwaniem. A gdy już znalazłem się na dworzu wystraczyło że ktoś tylko na mnie spojrzał nie miłym wzrokiem i odrazu wracałem do domu, czasem nawet biegnąc. Bałem sie tak naprawde niewiadomo czego, może mnie ktoś napadnie , może pobije. Gdy już zaczynałem to opanowywać wkradło sie wemnie coś nowego, o wiele gorszego, silniejszego. Ci co się z tym spotkali napewno wiedzą żę nie łatwo to określić. Poprostu zaczołem się bać że cos może mi sie stać. Wystarczył ból brzucha i nagle wkradał sie lęk. Takich lotów miałem pare, nie były mocne bo po 1-5 min. i potrafiłem nad tym zapanować. Spotykało mnie to w normalnych syt. ale najczęściej zapłonem było złe samopoczucie fizyczne.Nic sobie z tego nie robiłem. Wiedziałem że to coś związane z nerwicą ale nie zdawałem sobie sprawy że może stać się coś "nie zbyt miłego". To co mnie spotkało wczoraj było jednym z najgorszych przeżyć w moim życiu! Był to pierwszy dzień w pracy, chciałem zarobić troche na wakacje. Przybyłem do pracy o 8 rano, na całe szczęście byłem z przyjacielem. Zameldowałem sie i zasiadłem do pracy. Mineło 5 minut i nagle potężne "udeżenie", zaczeło kręcić mi się w głowie, spojrzałęm w jedną puźniej w drugą strone, wszystko wydawało się jak ze snu. Przestraszony szybko poprosiłem o chwile abym mógł wyjść na powietrze. Wyszedłem i w tym momencie wiedziałem że już tam nie wruce. Za chwile poczułem się lepiej i się uspokoiłem, poprosiłem kolege aby zabrał moje rzeczy z szatni i powiedział szefowi że strasznie źle sie czuje i musze jechac do domu. Przyjaciel też sie zwolnił i postanowiliśmy że pojedziemy na chwile do niego . W drodze na przystanek czułem sie dobrze , nawet chwilami zapominałem o tym co się stało. Autobus podjechał , wsiedliśmy. Droga w lesie, nagle czuje że ogarnia mnie lęk, coraz silniejszy... nawet nie chciałem z nim walczyć- wyskoczyłem z autobusu a za mną przyjaciel. Lęk narastał a ja tak na prawde nie wiedziałem co się dzieje, myśli mieszały mi się w głowie. Wiedziałem że już nie wsiąde do autobusu a byliśmy jakieś z 6 kilometrów od domu kolegi i jakieś 30 od mojego- w środku lasu! To co czułem było poprostu okropne. Parszywa bezradność! Zaczołem wymiotować ... powiedziałem że nie wsiąde do żadnego autobusu i będe szedł 30 kilometrów domnie do domu na piechote. Przyjaciel wciąż mnie namawiał abym sprubował, że nigdzie nie dojdziemy. Nie mogłem go sluchać, najchętniej poszedł bym do tego lasu i sie powiesił albo zasną gdzies w trawie i obudził sie innym człowiekiem. Przestałem kompletnie kontrolować swoje ciało, wymiotowałem co 3 minuty, zaczołęm panikować, nogi jak z waty . Myślałem że poprostu umre. Nie potrafiłem sobie uświadomić absurdu jaki mną w tym momencie żądził, Jedyne co myślałem to żeby uciec do domu. Niewiem jak teraz wyrazić słowami co czułem... Kolega zamówił mi taksówke i sam pojechał do domu. Dosłownie leżąc w trawie, zalany łzami czekałem na tą cholerną taxi. Po 10 minutach przyjechała. Odrazu się troche uspokoiłem. Poprosiłem aby zawiózł mnie do mojej mamy do pracy bo było bliżej pozatym nie miałem pieniędzy żeby mu zapłacić za kurs. Siedząc z siatką w rękach powoli się uspokajałem. Minuty mijały jak godziny... gdy coś mnie zaczynało łapać otwierałem okno, brałem głeboki wdech, zamykałem oczy i jakoś sie udawało. W połowie drogi dostałem skurczu rąk. nie takiego że miałem mrowienie tylko kompletnie straciłem czucie. Ratował mnie wyrozumiały taksówkarz który "zajmował" mnie rozmową. Dojechaliśmy do pracy mojej matki, zapłaciłem za kurs... zaczołem tłumaczyć wszystko matce. Byłem roztrzęsiony, ledwo co szedłem o własnych siłach, ręce trzesły mi się jak bym miał jakąś padaczke. Mama sie zwolniła i poszliśmy do domu na piechote (4 kilometry). Było coraz lepiej. Doszliśmy i miałem w głowie tylko łóżko. Matka poszła odrazu rejestrować mnie do lekarza a ja pierwszyraz zasnołem w dzień. Obudziłem sie na wieczór, wtedy dopiero zaczołem kontaktować, racjonalnie myśleć. Gdy chciałem coś zjeść odrazu mnie łapało więc odstawiłem jedzenie na bok. Przed zaśnięciem miałem pare razy jak ja to nazywam "lot". Dziś obudziłem sie odmieniony. Poczułem sie normalny, lecz gdy zaczołem myśleć o tym co się stało poprzedniego dnia dostawałem lęków po 10-20 sek. Jestem przerażony bo wiem że nie moge nigdzie jechać. Miałem plany na wakacje ale gdzie ja sie rusze. Dostane ataku gdzieś poza moim miastem i już nie wysiąde z autobusu czy autokaru. We wrześniu zaczynam liceum , boje się ! Chwilami jestem pewien siebie i wmawiam sobie że nie jestem frajerem żeby jakiś wewnętrzy koleś mną dyrygował. Co to jest że niemam kontroli nad sobą ? nie może tak być, ale jak złapie mnie troche silniejszy lęk np. przy jedzeniu to myśli zmieniają momentalnie. Wyszedłem z domu , przeszedłem sie pod domem i było ok ale co jest>? ja mam całe życie wychodzić tylko pod dom? nawet w najcudowniejszym miejscu i schronieniu czyli w domu mnie łapie to co dopiero może być poza domem ! Zdaje sobie sprawe z absurdalności moich lęków. Dobrze wiem że to siedzi w mojej głowie ale poprostu niepotrafie nad tym zapanowac. 13 lipca ide do zaufanego lekarza psychiatry. Zaufanego bo miałem do czynienia z nim przez 3 lata- to nie forum o tym ale jak już opisałem całą historie to warto tez powiedzieć o tym. Więc przez 3 lata , w zasadzie do dziś jestem uzależniony od niechodzenia do szkoły byłem 2 razy na ośrodku, przyjmowałem leki ( asentre, depakine i cos tam jeszcze) . To jest długa historia , nie bede sie zbytnio zagłębiał. Waro tez powiedzieć ze jestem dzieckiem alkoholika. Moj ojciec pije od dnia moich narodzin. Najgorsze jest to że jak byłem malutki on był moim najlepszym ziomkiem\kompanem \, tylko jemu mogłem zaufać. A gdy miałem 12 lat dosięgną dna i zchrzaniło sie wszystko. Zbaczam troche z tematu więc bedzie lepiej jak juz skoncze zamierzam pujśc (4 km) 13 lipca do lekarza i dostac jakies leki żeby złapac rownowage i stanac na nogi. Dopiero wtedy bede mogl zacząc terapie, wiem ze bez tego ani rusz- mialem z nią do czynienia przez 3 lata tylko z innego powodu- tego uzaleznienia. Przepraszam za błędy i za niezbyt pięknie ułożone zdania. trudno jest napisać składnie to co się czuje. Napisałem to bo musiałem sie komus wygadac. Może komus w ten sposob pomoge . i przespraszam jesli was zanudzilem. Licze na komentarze . pozdrawiam