Skocz do zawartości
Nerwica.com

gwen

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez gwen

  1. Nie rozumiem jaki jest sens gadania o tych fobiach w taki sposób: "Ja mam tak, czy ktoś jeszcze podobnie czuje?"

    Fobie i lęki są konsekwencją traum zaznanych w dzieciństwie. Te traumy to sytuacje nadużyć fizycznych, emocjonalnych i seksualnych. Bez przepracowania tego wszystkiego w terapii nie ma mowy o wyjściu z tych trudnych doświadczeń. Mówicie o chodzeniu do lekarza. Po co???

    Lekarz niewiele pomoże oprócz tego, że Wam da tabletki. Tabletki jedynie stłumią objawy ale przyczyna pozostaje nieuleczona. TRZEBA IŚĆ DO PSYCHOTERAPEUTY!!! ale nie do psychologa! Do psychoterapeuty, który przeszedł własną terapię i pracuje pod superwizją, i który ukończył lub robi jakieś uznane w świecie studium psychoterapii. I należy podjąć długoterminową psychoterapię. To jedyne wyjście. Czasem jest trudno, powracające uczucia tych nadużyciowych sytuacji bolą, skonfrontowanie się z prawdą boli, odkłamywanie boli, zdjęcie czasami rodziców z pomnika idealizacji boli - ALE EFEKT JEST BOSKI! wiem co piszę bo sama przeszłam tę drogę. Służę radą w razie czego (gg 4935711). Lęki znikają, odzyskujemy poczucie siły, sprawczości, zaczynamy rozumieć swoje ciało, jego reakcje, stajemy się coraz bardziej panami samych siebie. Już nie lęki i fobie nami rządzą. Co najwyżej nam się czasem przytrafiają ale rozumiemy wtedy skąd te uczucia, wyłapujemy bodziec, który je wywołał i umiemy siebie ukoić.

    To takie proste! Namawiam.

    sporo o tym na stronach Koniec Milczenia

  2. Ja to myślę, na podstawie swojej historii, że trzeba przede wszystkim dotrzeć do najgłębszych i najwcześniejszych urazów z dzieciństwa, trochę się nauczyć być dla siebie terapeutą (no, tego się można nauczyć w wyniku dłuższej terapii własnej). Być dla siebie terapeutą tzn. otworzyć się na to wszystko co płynie z ciała i potraktować to jako historię, którą opowiada nam ciało, o naszej przeszłości, której świadomie nie pamiętamy.

    Polecam książki i artykuły szwajcarskiej psychoterapeutki Alice Miller (jej strona http://www.alice-miller.com/index_en.php). W pl można kupić kilka jej książek. Za granica pewnie większość. Nie wiem gdzie jesteś, więc nie gwarantuję co tam dostaniesz. na stronach http://www.koniecmilczenia.pl jest kilka jej artykułów.

    w moim przypadku ta metoda zadziałała. Pracuję sama ze sobą i pracuję też z moim terapeutą nad tym wszystkim co się pojawia jako symptom.

     

    ---- EDIT ----

     

    Ja to myślę, na podstawie swojej historii, że trzeba przede wszystkim dotrzeć do najgłębszych i najwcześniejszych urazów z dzieciństwa, trochę się nauczyć być dla siebie terapeutą (no, tego się można nauczyć w wyniku dłuższej terapii własnej). Być dla siebie terapeutą tzn. otworzyć się na to wszystko co płynie z ciała i potraktować to jako historię, którą opowiada nam ciało, o naszej przeszłości, której świadomie nie pamiętamy.

    Polecam książki i artykuły szwajcarskiej psychoterapeutki Alice Miller (jej strona http://www.alice-miller.com/index_en.php). W pl można kupić kilka jej książek. Za granica pewnie większość. Nie wiem gdzie jesteś, więc nie gwarantuję co tam dostaniesz. na stronach www.koniecmilczenia.pl jest kilka jej artykułów.

    w moim przypadku ta metoda zadziałała. Pracuję sama ze sobą i pracuję też z moim terapeutą nad tym wszystkim co się pojawia jako symptom.

    Dodam, że przeżyłam poważne traumy w dziecinstwie, sporo nadużyć. Jako dorosła cierpiałam na różnorodne zaburzenia. Mam również PTSD, okresowe wtargnięcia, zaburzenia snu, itd. Z tym sobie radzę. Wsłuchuję się w tę swoją opowieść. Pracuję też z snami;

    Namawiam Cie na terapię. Od wielu już lat nie biorę żadnych leków. I nie cierpię tak jak niegdyś.

  3. Ja pracowałam z psychoterapeutą pracującym według metody Psychologii Zorientowanej na Proces. Przepracowałam nadużycia, przemoc, rodziców. W zasadzie nadal korzystam z terapii, zawsze jest coś nad czym warto w sobie pracować, jak choćby bliska relacja, z partnerem. Chodzimy też razem na sesje relacyjne.

    Ale przez wiele lat nie mogłam znaleźć dobrego terapeuty. Gdy trafiałam do psychiatrów to odbijałam się od ich oprawczej postawy, kompletnie pozbawionej empatii, antyterapeutycznej, obwiniającej. Zresztą, o czym wtedy nie wiedziałam, psychiatrzy z rzadka tylko są również psychoterapeutami, czyli posiadają ukończoną jakąś szkołę psychoterapeutyczną. A bez tego no to co oni mogą? Zdiagnozować, wypisać leki... Teraz może częściej spotyka się psychoterapeutów z wykształceniem psychiatrycznym ale kilkanascie lat temu chyba nie było to częste.

    Co do psychologów, to podobnie. Myślałam wtedy, że psycholog mi pomoże. dziś rozumiem, że, aby skutecznie pomagać, trzeba mieć ukończoną jakąś szkołę psychoterapeutyczną i przejść własną terapię. I oczywiście trzeba pracować pod superwizją! Inaczej jest to jakieś tam poradnictwo, nie terapia, a do tego istnieje wtedy duuuuża szansa, że się skrzywdzi klienta, no bo to co nieprzepracowane w terapeucie zawsze jakoś pracuje... Na niekorzyść klienta.

    W mojej historii oczywiście też mam długi etap kiedy to na moje stany (depresje, lęki, napady paniki, bóle psychosomatyczne, stany dysforyczne, itd.) dostawałam leki antydepresyjne, od kilku kolejnych psychiatrów. Do jednego chodziłam na indywidualną terapię (prywatnie, kosztownie, absolutnie lewy kontrakt!) i dawał mi też leki. Terapia u niego polegała na tym, że pozwalał mi mówić, sam nie mówił nic. Bynajmniej nie był psychoanalitykiem.

    Moje "przebudzenie" nastąpiło gdy zaczęłam czytać książki Alice Miller, ktoś mi dał książkę na temat nadużyć seksualnych, trafiłam na samopomocowe grupy wsparcia. Odstawiłam leki i inne metody uciekania od samej siebie. No i zaczęłam tę właściwą terapię.

  4. www.koniecmilczenia.pl

     

    KONIEC MILCZENIA

     

    Stowarzyszenie Pomocy Dorosłym Ofiarom Nadużyć Seksualnych w Dzieciństwie

     

    KONTAKT tel: 0 507 707 689/0 501 588 484

    e-mail: kontakt@koniecmilczenia.pl

    www.koniecmilczenia.pl

     

    COTYGODNIOWA ZAMKNIĘTA GRUPA TERAPEUTYCZNA DLA KOBIET (PAŹDZIERNIK 2008 – CZERWIEC 2009)

     

    „Opowiedz nam swoją historię…”

     

    Warsztatowa grupa terapeutyczna dla kobiet dotkniętych w dzieciństwie nadużyciami fizycznymi, emocjonalnymi i seksualnymi.

    Wykorzystując metodę psychologii zorientowanej na proces zajmiemy się pracą nad trudnymi historiami z przeszłości, nad odnajdywaniem w sobie siły i energii, nad rozumieniem naszego ciała i jego symptomów. Będziemy analizować swoje sny, przyglądać się naszym relacjom i odkrywać w sobie nowy życiowy potencjał.

    W jaki sposób trauma zakłóca nasze myśli, uczucia i zachowania?

    Dlaczego, jako osoby poranione, błędnie rozumiemy świat i reagujemy nań niewspółmiernie. Jak rządzą nami od wewnątrz niezrozumiałe i przepotężne siły?

    Jak odnaleźć siebie i otoczyć czułą opieką nasze wewnętrzne dziecko?

    Na te i wiele innych pytań będziemy mogły odpowiedzieć sobie w trakcie pracy w tej grupie.

     

    WARSZTATY TERAPEUTYCZNE

     

    W poszukiwaniu zagubionego JA

     

    Warsztaty terapeutyczne dla osób zainteresowanych pracą nad wczesnodziecięcymi nadużyciami fizycznymi, emocjonalnymi i seksualnymi. Zapraszamy wszystkich tych, którzy pragną odnaleźć przyczyny swych dolegliwości, powiązać je z wczesnymi urazami, nauczyć się koić ból, rozumieć swoje ciało i jego mowę.

     

    Metodą psychologii zorientowanej na proces, krok po kroku, będziemy zbliżać się do trudnych uczuć, niezrozumiałych emocji, powracających trudnych stanów ducha. Pracujemy z ciałem, z symptomami, z relacjami, z historią osobistą i ze snami.

    Każdy z trzech trzydniowych warsztatów skoncentrowany będzie na jednym temacie wiodącym: opowiadanie historii – ujawnienie, symptomy i choroby, relacje.

     

    TERMINY WARSZTATÓW:

    21-23 LISTOPADA 2008, 5-7 GRUDNIA 2008, 2-4 STYCZNIA 2009

     

    KOSZT:

    350 PLN (w tym 2 noclegi i wyżywienie)

     

    KONTAKT:

    Tel.: 507 707 689

    kontakt@koniecmilczenia.pl

  5. W przypadku psychologa znaczy to, ze jest on jakby początkującym, który musi konsultować wszystkie swoje działania z osobą o większym doświadczeniu. Coś jak na stażu-ktoś inny i bardziej doświadczony kontroluje go i ocenia.

     

     

    Bynajmniej to nie oznacza, że terapeuta jest początkujący. Myślę, że KAŻDY poprawny i rozwijający się (a nie stojący w miejscu) terapeuta powinien pracować pod superwizją. W końcu jest tylko człowiekiem, ma swoje uczucia, może przenosić je na klienta (co tez jest oczywiste) i po prostu wymaga to przepracowania z własnym terapeutą/superwizorem. Superwizor to nie kontroler i nie ocenia, przynajmniej w mojej szkole. Raczej pomaga i doradza jak pracować, jak dotrzeć do klienta, jakie stosować techniki, itd.

  6. stowarzyszenie Koniec Milczenia

    http://www.koniecmilczenia.ngo.org.pl/gdziekm.html

     

    Pomoc terapeutyczna dla osób

    • dotkniętych nadużyciami - przemocą fizyczną, seksualną, społeczną, instytucjonalną;

    • cierpiących z powodu niepokoju, lęku, przygnębienia, depresji, obsesyjnych myśli (i innych tzw. dolegliwości nerwicowych);

    • mających kłopoty z jedzeniem, cierpiących na anoreksję, bulimię i otyłość;

    • doświadczających różnorodnych dolegliwości fizycznych o niejasnej przyczynie (psychosomatyka);

    • poszukujących wsparcia psychologicznego w przypadku ciężkich chorób fizycznych;

    • przeżywających konflikty i kryzysy w związkach partnerskich, małżeńskich i relacjach rodzinnych, będących w sytuacji trudnych rozstań lub rozwodów;

    • doświadczających trudności w pracy, szkole, środowisku;

    • przeżywających kryzysy wartości, poczucie braku sensu życia;

    • zainteresowanych rozwojem, samopoznaniem, rozwijaniem twórczych możliwości;

  7. Stres pourazowy

     

    DSM III (The Diagnostic Statistical Manual-III) definiuje zespół stresu pourazowego (Post-Traumatic Stress Disorder – PTSD) jako wynik “rozpoznawalnego czynnika stresogennego, który wywołuje poważnie zaburzające symptomy w niemal każdym człowieku” (American Psychiatric Association, 1987, str. 236). Wynika z tego, że naturalną rekacją na szczególnie potężną traumę jest PTSD – że reakcja ta nie jest jakąś „chorobą” i każda osoba doświadczająca zdarzenia o tak dużej sile urazowej będzie nim dotknięta w podobny sposób. Dlatego zamiast piętnować ofiary przypisywaniem im zaburzeń psychicznych, rozsądniejsze jest kategoryzowanie adaptacyjnych i dysfunkcyjnych strategii przetrwania oraz mówienie o takich ludziach jako tych, którzy ocaleli („ocaleńców”), by dopiero w dalszej kolejności uznawać „patologiczne nasilenia” takich strategii za zaburzenia psychiczne.

    Ponieważ naturalną obroną dziecka przed urazem jest dysocjacja – a nawet amnezja – jego reaktywność może ciągnąć się w nieskończoność, w formie cyklicznych faz odrętwienia i intruzywności, których pojawienie się przepowiada efekt potraumatycznego stresu (Horowitz, 1986). Faza odrętwienia w tym cyklu ukazuje osobę, która czuje się jak obiekt, traktuje innych jak obiekty i reaguje w sposób „obiekt-obiekt,” bez autentycznej troski i empatii – tak dla innych, jak i dla siebie samej – i bez odwoływania się do emocji jako przewodnika w relacjach. Dlatego odrętwienie prowadzi jednostkę do restrykcyjnych, karzących samą siebie zachowań, a także do zamykania się, izolacji i ucinania więzi z ludźmi. Faza intruzywna polega na włamywaniu się do świadomości i zalewaniu jej związanym z traumą materiałem poznawczym i afektywnym, który paraliżuje funkcjonowanie ofiary. Zazwyczaj przejawia się to w panicznym lęku, depresji lub innym cierpieniu, np. uskarżaniu się na dolegliwości somatyczne. Do radzenia sobie z tym bólem bądź znieczulania go, jednostka używa rytuałów i zachowań kompulsywnych, co zwiększa jej bezradność i dysforię. Zwłaszcza na początku fazy intruzywnej, te obsesyjno-przymusowe zachowania pełnią rolę znieczulającego „pojazdu” zdolnego ją przenosić w odrętwienie. Gdy ono z kolei staje się nie do zniesienia (np. gdy osoba jest już tak bardzo nieobecna, odłączona, odczłowieczona czy nierealna, że traci poczucie jakiejkolwiek więzi z sobą, z innymi i z otaczającą rzeczywistością), zachowania kompulsywne lub rytuały zaczynają służyć jej do przywracania czucia.

    Bez pomocy z zewnątrz, kierowania i wsparcia opiekunów, efektem wczesnodziecięcej traumy stają się zazwyczaj patologiczne intensyfikacje objawów lub zaburzenia psychiczne. Dlatego wpływ traumy mierzymy, zawsze i tylko, biorąc pod uwagę zarówno samo zdarzenie, jak i jego kontekst (np. obecność lub nieobecność troszczących się i wspierających opiekunów). Jeśli dziecko otrzymuje wystarczające wsparcie, przeżyty przez nie uraz może zostać „domknięty” lub „przepracowany” i przestaje prowadzić do patologicznych nasileń.

     

    Zaburzenia stresu ekstremalnego (Disorders of Extreme Stress – DES)

     

    Kiedy przez długi czas dana osoba doświadcza ostrego, chronicznego stresu, którego nie jest w stanie uniknąć, zespół jej objawów będzie przypuszczalnie inny niż w przypadkach potraumatycznego stresu, na jaki składa się jedno druzgocące wydarzenie o określonym punkcie końcowym. Fizjologiczne skutki chronicznego, nieuchronno-przewlekłego stresu jest inne niż skutki ostrego urazu, co potwierdza bogata literatura recenzowana przez Bessel van der Kolka. U dzieci z objawami potraumatycznego stresu kryje się za kurtyną PTSD ciągnąca się dzień po dniu, nieustanna atmosfera nadużyć, zaniedbań i zagrożeń, jakich doznają one w swoich domach i poza nimi. Jeśli dzieci boją się wejść do domu z powodu panującej tam chaotycznej, nie prowokowanej i nielogicznej wrogości i furii, rzutowanej jak popadnie na członków rodziny, to środowisko takie możemy uznać za źródło nieuchronno-przewlekłego stresu (DES). Bycie molestowanym i bitym, patrzenie na przemoc, znęcanie się i gwałty jednego rodzica nad drugim, zamykanie latem w nagrzanych upałem autach, topienie w wannie podczas kąpieli – kumuluje w dzieciach poczucie nieprzewidywalności, zagrożenia i terroru. Epizodyczny stres pourazowy zmienia się w takim kontekście w chroniczny, nieuchronno-przewlekły stres o znacznie bardziej wyniszczających skutkach.

    Przejrzawszy istniejącą literaturę, Judith Herman (1992) i van der Kolk (1993) wysuwają twierdzenie, że dysfunkcyjne strategie przetrwania nieuniknionego, chronicznego stresu wtrącają ofiary w ciężkie depresje i lęki, somatyzacje, symptomy dysocjacyjne, przymus powtarzania, wysoką podatność na rewiktymizacje, nieufność, zniszczenie zdolności do bliskich więzi i różne zaburzenia adaptacyjne z dziedziny borderline, narcyzmu, osobowości aspołecznej czy schizoidalnej.

    Chronicznie traumatyzowane przez opiekunów dzieci, skazane przez rodzinę na środowisko endemicznego stresu, przechodzą cierpienia podobne do ofiar tortur i tak jak one doświadczają zależności, zastraszenia, dezorientacji i izolacji na najgłębszym poziomie (Suedfeld, 1990). Dzieci z definicji są zależne od opiekunów. Wycofując swą opiekę i dobroć, rodzice dopuszczający się nadużyć wtrącają je w torturującą zależność od siebie. Jeśli są one zmuszane do poddaństwa i posłuszeństwa jako ceny za czystość, pokarm, ubranie, dostęp do rówieśników lub chwilowe odroczenie kar i nadużyć, zamieniają się w niewolników. Ponieważ ich los zostaje całkowicie uwarunkowany kaprysami ich właścicieli (rodziców), dzieci te zmieniają kształt swojej rzeczywistości tak, aby pasowała do reguł tej okrutnej gry – jednostronnej, gry w ujarzmienie i ciemiężenie delikatnej, ufnej, potrzebującej i kompletnie zrozpaczonej istoty przez wszechwładnych dorosłych, którzy są często bezsilni wobec wszelkich innych sytuacji w życiu. Chroniczne traumatyzowane przez opiekunów dzieci przechodzą cierpienia podobne do ofiar tortur.

    Jeśli dziecko takie miałoby uwierzyć w prawdę, że jest w śmiertelnym, stałym niebezpieczeństwie ze strony ludzi, na których jest zdane we wszystkim, musiałoby nieść świadomość tak strasznej bezsilności, że utraciłoby wszelką nadzieję przetrwania i wolę życia. Dlatego, w swojej elastyczności i plastyczności, przerzuca się ono instynktownie na stronę takiego przemianowania obrazu jego środowiska, jakie przywraca mu nadzieję. Dochodzi więc do wniosku, że ono samo musi być złe i winne swojemu cierpieniu, a jego opiekunowie kochają je prawdziwą miłością, którą ono musi sobie tylko zaskarbić. Próbuje więc coraz usilniej, wierząc, że kiedyś mu się to uda – że jeśli postara się jeszcze bardziej, wszystko się zmieni. Nie musi już czuć się pozbawione miłości, wystarczy żeby doskonale zasługiwało.

    Do tej dynamiki dodaje się najczęściej wstyd i izolacja z powodu „dyskwalifikującej tajemnicy.” Jeśli jest nią wykorzystanie seksualne, dziecko słyszy zazwyczaj cały zestaw kłamstw siejących poznawczy zamęt: „Kocham cię najbardziej szczególną miłością na świecie,” „To jest nasza mała tajemnica,” „Gdyby mama (tata) dowiedziała się, przestanie cię kochać.” „Jeśli powiesz, wszyscy dowiedzą się jakim złym i zepsutym dzieckiem jesteś” – i tak dalej. Te manipulacje i techniki fałszowania rzeczywistości współpracują z dezorientacją, jaką rodzi w ofierze porażająca i nie porównywalna z niczym stymulacja seksualna, gdzie podnieceniu często towarzyszy rozdzierający ból. Nastrój oprawcy waha się przy tym radykalnie z chwili na chwilę: pocałunek w policzek zapowiada graniczące z utratą życia duszenie poduszką podczas obmacywania czy gwałtu. Izolujące poczucie winy, lęk i wstyd, jaki rodzi skrywana tajemnica, wzmacnia zależność od napastnika: „Jesteś dla mnie kimś specjalnym,” i/lub „Gdy się inni dowiedzą, znienawidzą cię, ale pamiętaj: zawsze będziesz mieć mnie.”

    Im dłużej trwa wykorzystywanie, tym silniejsze związanie z oprawcą odczuwa dziecko i tym bardziej wycofuje się z innych potencjalnych relacji. Im dłużej jest ono wykorzystywane bez skutecznej interwencji, tym głębiej grzęźnie w przekonaniu, że nie jest warte pomocy i ratunku. Dorośli w naszej kulturze uchodzą za bardziej świadomych i mądrych niż dzieci; szczególnie matki zdają się w sposób magiczny wiedzieć to, co dzieciom wydaje się nieznane. Rodzice podobni są do Boga, który w kulturze Zachodu uważany jest za wszystkowidzącego – przecież nawet święty Mikołaj wie, czy dziecko było grzeczne, czy nie. Jakże więc pośród tych mitologii i systemów przekonań miałoby ono wyobrażać sobie, że nikt nie zauważa i nie wie. Niepodważalna pozycja rodziców jest w pewnym stopniu buforem czy izolatorem między dzieckiem a niebezpieczeństwami świata. Dziecko wykorzystywane przez jedno z rodziców ma do wyboru tylko dwa przekonania na temat drugiego rodzica: „Wie, ale nie jestem wart(a), by mnie uratować” lub „Nie wie i nie mam absolutnie nikogo zdolnego mnie ochronić.” Tu znowu łatwiej jest ofierze przyjąć, że jest zła i bezwartościowa niż wydana na pastwę wszystkich perwersji i zagrożeń świata. Konsekwencje konieczności adaptacji do sieci podwójnych wiązań porównywalne są ze skutkami intencjonalnego prania mózgu w sektach lub więzieniach politycznych. Proces jest ten sam: więzi zostają rozerwane, dezorientacja napędzana jest deprywacją i/lub nadmierną stymulacją, zamęt karmi się podwójnymi komunikatami i sprzecznościami nie do rozwiązania, a zależność od oprawców – ich władzą nad zadawaniem bólu, stopniowaniem i powstrzymywaniem go.

    Konsekwencje te mogą być świadomie zamierzone lub stanowić tylko produkt uboczny domowego cyklu nadużywania i zaniedbywania, jednak w obu przypadkach są one podobnie głębokie, ze wskazaniem może na większą siłę oddziaływania traumy w warunkach domowych, gdzie kształtuje się osobowość i tożsamość dziecka/więźnia i gdzie krzywdzący rodzice mają do niego stały, niczym nie ograniczony dostęp. Jadowitość traumy zwiększają takie czynniki, jak premedytacja oprawcy, złośliwość, sadyzm i możliwość powtarzania nadużyć. W przypadkach katastrof, klęsk żywiołowych, a nawet przeżyć jeńców wojennych zawsze istnieje nadzieja, że kiedyś te doświadczenia ustaną. Jednakże rzeczywistość dziecka podlegającego domowej przemocy i perwersji rozpościera jak okiem sięgnąć i w przeszłość, i w przyszłość. Nawet jeśli nadużycia ustają, trwa ich mentalny cykl – a więc i lęk przed ich powtórzeniem – gdyż chroniczna, wyuczona bezradność naraża ofiarę na nowe rewiktymizacje przez całe życie. Jej zdolność chronienia siebie i mówienia „nie” wydaje się być trwale uszkodzona. Początkowo ma to jeszcze formę cyklów protestu, rozpaczy i apatii (Bowlby, 1969), która z czasem staje się stanem coraz bardziej stałym i chronicznym, a jednostka ulega potraumatycznemu zmarnieniu. Chroniczna, wyuczona bezradność przez całe życie naraża ofiarę na nowe rewiktymizacje.

  8. ech, pewnie że działa. Jak ruszyłam dzieciństwo, matkę, ojca, nadużycia, cały mój chory dom, który sprawiał wrażenie dobrego i szczęśliwego, to zaczęłam zdrowieć i tak już pozostało. Minęły mi wszystkie symptomy, bóle głowy, zburzenia jelitowe, depresje, lęki, napięcia w ciele, bóle w mięśniach, koszmary senne, fobia społeczna, itd. przestałam pić i palić bo mi to już nie potrzebne gdy zniknęły przyczyny picia i palenia... Odgrzebałam wszystkie sekrety, stłumione uczucia, wyparte wspomnienia, nienawiść do rodziców za to co mi robili, wściekłość i bunt przeciwko krzywdzie... To jest właśnie ozdrowieńcze, wywalenie tego bólu i wściekłości. taki proces trwa latami i wymaga pomocy ludzi, albo dobrego (!!!) terapeuty albo też grup wsparcia, czyli ludzi z podobnymi problemami. No i oczywiście żadnych leków od lat nie biorę i bardzo żałuję, że tyle lat dawałam się zwodzić psychofarmakologii. pozdrawiam

  9. mnie najbardziej pomogły takie lektury:

    Toksyczni rodzice Susan Forward

    Bunt ciała Alice Miller

    Dramat udanego dziecka Alice Miller

    Wszystkie pozostałe książki Alice Miller

    Pokonywanie traumy Anna Salter

    Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi. Judith lewis Herman

    Sporo tekstów zamieszczonych na stronach Koniec Milczenia http://www.koniecmilczenia.ngo.org.pl/

     

    Książki te pokazują co jest przyczyna depresji. No i potem porządna terapia dzieciństwa mi pomogła.

×