Witam.
Od dluzszego czasu zaczalem sie zastanawiac dlaczego ciagle jestem spiety i czuje napiecie, jakby mialo zdarzyc sie cos stresujacego - typu egzamin.
Opisze moze bardziej szczegolowo sytuacje.
Studiuje dziennie, do domu zjezdzam w kazdy weekend. Po powrocie do domu na weekend czuje blogosc, jakby cos wywolujacego to napiecie odchodzilo.
Gdy tylko zbliza sie niedziela i wiem ze musze wyjechac znowu atakuje mnie to napiecie/stres i ciagnie sie caly tydzien.
Napiecie to bardziej szczegolowo objawia sie tym, ze ciagle jestem w takim jakby stanie gotowosci - jakbym musial dotrzymac jakiegos terminu, napisac jakis egzamin. Nie jest wazne o ktorej poszedlbym spac - i tak zawsze obudze sie o 6 rano z pelna gotowoscia.
Ciagnie sie to wszystko juz praktycznie od 3 lat. W tamtym roku biegalem 2-3 razy w tygodniu - pomagalo, ale wiem, ze to tylko leczenie objawow, a nie mam pomyslu co moze wywolywac u mnie taki stan.
Kiedys bylem zadowolony, ze potrafie dzialac bez zadnych uzywek na pelnych obrotach, ale od kiedy zdalem sobie sprawe, ze moje zycie takiej gotowosci nie wymaga, to zaczelo byc to utrapieniem.
Dodam tez, ze nie pije alkoholu (no wiadomo, czasami trzeba isc na urodziny do znajomych itp.).
Moze ma ktos jakis pomysl jak z tym walczyc? Jaka jest tego przyczyna? Czy ma to jakis zwiazek, ze podswiadomie tesknie za bliskimi?
Walka z objawami mnie srednio interesuje - potrafie wyluzowac poprzez jakis wysilek fizyczny, ale czasami poprostu mi sie nie chce i wolalbym sobie jakos tak poukladac w glowie, zeby do takich stresowych sytuacji nie dochodzilo.
Pozdrawiam.