Skocz do zawartości
Nerwica.com

TranquilOne

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez TranquilOne

  1. TranquilOne

    tranquilone

    Co masz na myśli? Miłości można się nauczyć? Nie uważam, żebym się celowo ograniczał. Pisałem wszystko jaki jestem naturalnie co przychodzi mi samo z siebie. Nie generuje na siebie żadnej presji.
  2. TranquilOne

    tranquilone

    Powietrzny Kowal To był tylko przykład, nadmiernie szczupłą dziewczynę też bym odrzucił tahela Dlaczego miałbym od nich uciekać? Wszyscy tak mówią, uciekasz od uczuć .., jestem raczej odporny na rany w "sercu" więc nie widzę związku. Nuve Tego wątku nie powinienem poruszać ;p. Właściwie nic do sprawy nie wnosi.
  3. TranquilOne

    tranquilone

    Cześć wszystkim! Nie mam żadnego doświadczenia w psychologii więc musiałem się do kogoś zwrócić. Wydaje mi się, że potrzebuję pomocy albo chociaż diagnozy bo ten przypadek może być nieodwracalny. Mówię sobie, że sprowadziła mnie tutaj ciekawość, bowiem jak za chwilę się przekonasz droga czytelniczko/czytelniku moje życie pomalowane jest tylko i wyłącznie na szaro. O mnie: Mam 24 lata. Studiuję na kierunku technicznym, stacjonarnie, nieźle mi idzie. Z przedmiotami ścisłymi nigdy nie miałem problemów w przeciwieństwie do tych humanistycznych. Mój charakter można opisać kilkoma słowami: spokojny, wyrozumiały, odrzucający agresję, tolerancyjny wobec rzeczy, które można tolerować, dyplomatyczny, ciekawy świata, miły, uprzejmy, pacyfista. Nigdy nie ciągnęło mnie do ludzi, nie potrzebowałem ich. Przez pierwsze lata przedszkola i podstawówki byłem nielubiany, nie mogłem się przystosować. Później nauczyłem się zachowywać i przystosowałem się do życia w społeczeństwie. Zawsze wydawało mi się, że powinienem się kolegować ze starszymi, ale nigdy nie mogłem do nich dotrzeć bo moje zdolności towarzyskie pozwalały jedynie na znajomości wewnątrzklasowe. Z domu nauczyłem się, że z wszystkimi problemami najlepiej poradzić sobie samemu - przynajmniej nie mogłem nikogo winić za swoje porażki jednak nie było ich zbyt wiele. Jestem człowiekiem pragmatycznym, rozpatruje większość wątków na opłacalne, neutralne i nieopłacalne. Cały świat postrzegam logicznie. Cały czas tylko analizuję i liczę nawet w odniesieniu do ludzi. Jednak oni nie są jak cyfry i tutaj następuje zgrzyt. Żaden z moich sukcesów nie dał mi ani odrobiny satysfakcji, dla przykładu zdałem prawo jazdy za pierwszym razem a zaraz po egzaminie moje życie wyglądało jakbym wracał ze szkoły w środku tygodnia czyli neutralnie - żadnego oblewania, ekscytacji - nic. To nie było potrzebne, nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby coś uczcić. Po co? To tylko kolejny krok, jeden z wielu. Jeśli mi się coś nie udaje (np nie zdam egzaminu) w oka mgnieniu odzyskuje spokój i uczę się na kolejny termin bo martwienie się nie prowadzi do niczego produktywnego. Taka neutralność mi nie przeszkadza, nie wiem jak to jest być "pełnoprawnym" człowiekiem który cierpi przy stracie i rozwija skrzydła przy sukcesie. Jednak z moich obserwacji wynika, że efekty ujemne mają o wiele większą "moc" niż efekty dodatnie. Czyli obojętność wychodzi na plus. Moje ambicje prowadzą jednak dość daleko bowiem uwzględniam w swojej karierze dobro ludzkości i staram się docierać do działań obejmujących wiele ludzi i ulepszających ich życie. Jestem wysokoprocentowym intrawertykiem i najbardziej lubię spędzać czas w stymulującym środowisku (głównie w domu). O braku religijności: Natłok wiedzy uzyskanej w Liceum Ogólnokształcącym skłonił mnie do przyjęcia, że Boga ani jakiejkolwiek innej wyższej niematerialnej istoty rozumnej prawie na pewno nie ma. W późniejszym okresie każda nowa porcja wiedzy mnie w tym utwierdzała. Potrzeba religijności nigdy u mnie nie wystąpiła. Dziś nie wyobrażam sobie tracić czasu na jakiekolwiek czynności teistyczne. Po śmierci po prostu przestajemy istnieć (przyjmując że nie zaistnieliśmy w nauce literaturze itd) albo pozostajemy przez jedno, góra dwa pokolenia w umysłach naszych krewnych. Nie rozumiem dlaczego mielibyśmy dostać coś więcej np przekleństwo wiecznego życia. Naukowcy przyjmują, że czegoś nie ma do puki nie zostanie to udowodnione. korzystajmy z czasu, jaki wygraliśmy. O braku moich uczuć: Emocje nie są mi obce. To wynik regulacji hormonalnej mojego organizmu. Z uczuciami jest inaczej. Podejrzewam, że nie potrafię kochać, odczuwać żalu po stracie bliskich [nie straciłem matki, ojca, czy rodzeństwa więc nie wiem tego na pewno, jedynie paru członków rodziny (to efekt analitycznego podejścia do życia coś jest ok czegoś nie ma też ok)] czy odczuwać litość. Tak to brzmi jakbym był potworem. Jednak mój charakter sprzyja gromadzeniu wiedzy i doszedłem do wielu własnych poglądów samodzielnie, między innymi przyjąłem ogromne poszanowanie dla życia. Dlatego staram się je chronić w miarę moich możliwości i nie byłbym w stanie nikogo skrzywdzić, chyba, że w samoobronie albo przy chronieniu innych. Nie wiem, czy kocham swoich rodziców. Zrobiłbym dla nich wszystko, wszystko też im zawdzięczam ale nic do nich nie czuję, albo źle coś nazywam. O moich związkach: Kilka epizodów poprzedziło jeden poważny związek (3 letni), okazało się, że nie byłem jeszcze gotowy. Ten dłuższy zakończył się ponieważ jej nie kochałem. Nie znałem miłości i przyjąłem, że chce z nią być i tyle. Wydawało mi się, że tak to wygląda, albo się chce z kimś być albo nie. Okazało się, że udawanie miłości mi nie wychodzi. Może to nie była ta jedyna. Jednak teraz po roku bycia singlem zrozumiałem, że nie chce być sam, że chcę dać życie. Obecnie tłumię moje poczucie samotności skupianiem się na pracy. Jednak moje ja bardzo mi przeszkadza w poszukiwaniu tej jedynej. Znikome umiejętności towarzyskie, domatorstwo, pragmatyzm - te rzeczy wysoce nie sprzyjają poszukiwaniom. Potrafię oczarować dziewczynę, być dla niej ciepły, czuły, zabawny jednak nie wiele ich poznaje, a na dzień dobry potrafię odrzucić np bardziej przy tuszy bo jest to dla mnie wskaźnik złego stanu zdrowia. Zdaje sobie sprawę jak to brzmi, jednak nie mogę się zmienić, taki już jestem. Chociaż gdybym ją poznał może okazałaby się super. Nie można oceniać człowieka, po cechach drugorzędnych na które nie mają wpływu jak uroda, nadwaga (choroba) czy brak środków. Ale to przecież facet podejmuje inicjatywę. Dziękuję droga czytelniczko/ drogi czytelniku, że dotarłeś do końca tego postu i za ewentualne podzielenie się swoimi spostrzeżeniami. Jak myślicie, nie potrafię kochać, czy nie trafiłem na odpowiednią osobę? Skąd bierze się moja neutralność? Może zgubiłem gdzieś moją humanistyczną półkulę mózgu? Czy to jaki jestem to jakaś przypadłość? Jak się nazywa? Pozdrawiam TranquilOne - ciekawy świata
×