Skocz do zawartości
Nerwica.com

PippiLang

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez PippiLang

  1. Agusiaww dziekuję za sugestie. Myślę, że są to jak najbardziej trafne rady, które chętnie bym wcieliła w życie. Niestety jak zauważyłaś moja mama nie przejawia chęci do tego żeby cokolwiek zrobić ze swoim życiem. Próby aby chodziła do dziennego ośrodka, gdzie miałaby towarzystwo w swoim wieku, zakończyły się fiaskiem po jakichś 3 tygodniach. Być może nie zostanę zrozumiana, ale nie dopuszczam żadnej opcji zamieszkania z moją mamą. Jeżeli ona zamieszkałaby ze mną w moim jednopokojowym mieszkaniu, to daję sobie maksymalnie tydzień czasu... a później nadawałabym się tylko do leczenia w zakładzie zamkniętym. Moje szczęśliwe małżeństwo też raczej by nie przetrwało. Przez 20 lat mieszkałam z mamą i szczęśliwy był dla mnie dzień wyprowadzki. Niestety to jest wybór - albo: moje "szczęście" albo jej "szczęście". I wcale mi się z tą świadomością łatwo nie żyje...
  2. Dzięki za odpowiedzi :) Ja już mówiłam mamie, że jej zachowanie przypomina mi szantaż emocjonalny i ona przez kilka miesięcy przestała mówić, że chce z nami mieszkać. No ale ostatnio znowu zaczęła ten temat. Obecnie jest ponownie w szpitalu. Ponieważ kilka razy była w dwóch różnych szpitalach i będąc w domu chodziła też na wizyty do psychiatry, więc tak naprawdę miała ona do czynienia z kilkoma lekarzami. Obawiam się, że moja mama w obecnych czasach nie należy do wyjątków. Jest teraz mnóstwo samotnych starszych osób, których rodzina rozjechała się po świecie. Zapewne każdy inaczej radzi sobie z samotnością. Moja mama całą odpowiedzialność za jej życie chce przerzucić na swoje córki ("No to zadecydujcie co ze mną zrobicie", "Ja sobie sama nie poradzę" - oto jej najczęstsze wypowiedzi).
  3. Pastelo, jest taki estoński pełnometrażowy film "Klass", który po polsku nazywa się "Nasza Klasa" (można go bez problemu znaleźć na youtube) i opowiada o nastolatkach terroryzowanych przez rówieśników w szkole. Jest to film oparty na rzeczywistych wydarzeniach. Miejscami jest bardzo brutalny. Obejrzyj go. Kończy się bardzo nieoczekiwanie.... Może się w nim odnajdziesz? Właśnie dzięki temu, że milczysz, sprawcy czują się bezkarni. Ostatnio rozmawiałam z kobietą, którą od ponad 10 lat bije mąż pijak. Niestety ma ona już taki "syndrom" ofiary, że męczy się z tym chłopem i nic z tą sytuacją nie robi. To cud, że po pijaku ten facet nie zabił jej jeszcze ani dzieci (choć latał za nimi z nożem). Widać, że Ty próbowałeś szukać pomocy (rozmowa z ojcem, psycholog), ale musisz się otworzyć, żeby ktoś Ci pomógł. Ludzie nie mają zdolności czytania w Twoich myślach! Znęcanie się nad innymi jest przestępstwem! Jeśli nie poprosisz o pomoc wychowawcę - pedagoga - psychologa - dyrektora... to będziesz cierpiał dalej! Mówisz, że Twojego kolegę też biją... idź więc do wychowawcy/psychologa/dyr razem z kolegą. Ruszcie tyłki do jasnej anielki! Bo na razie swoim biernym zachowaniem przekazujesz innym komunikat: "Kopnij mnie - a ja nikomu nic nie powiem". Co do otyłości - jeśli ona Ci przeszkadza i możesz coś z nią zrobić... to po prostu zrób. Zdrowe jedzenie, więcej ruchu i kilogramy same lecą (no chyba, że zajadasz smutki słodyczami...). Bohaterzy filmu o którym pisałam byli szczupli, a mimo to, byli szykanowani. To nie otyłość jest winna (choć dla sprawców może być rzekomym "powodem" ich agresji), ale właśnie Twoja bierność w szukaniu pomocy u dorosłych. Potrzebujesz także pomocy specjalisty, który pomoże Ci wyjść z narkotyków. Sam na pewno nie zdołasz ich rzucić, bo jesteś uzależniony. Ale po kolei... najpierw obejrzyj film. Potem pogadaj z rodzicami. Następnie razem z rodzicami i kolegą zgłoście sprawę w szkole. Kolejne kroki to wizyta u psychologa (i otwarcie się!) oraz u specjalisty pomagającego osobom uzależnionym. I napisz też tutaj jak się potoczyły sprawy. Powodzenia :)
  4. Piszę na tym forum, bo już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć... Forum to odwiedza wiele osób z depresją, więc może ktoś mi podpowie czy moja mama rzeczywiście ma depresję...? Moja mama od jakichś 3 lat zmaga się z ciągle nawracającą depresją (tak ją diagnozują psychiatrzy). Zaczęło się od tego, że 4 lata temu zmarła moja babcia (czyli mama mamy) i moja mama została w domu sama jak palec. Moja siostra wyjechała już wiele lat temu do innego miasta na studia i tam się osiedliła na stałe, a niedługo potem wyjechałam również ja i także założyłam rodzinę z dala od rodzinnego miasta. Tak więc moja mama zmaga się po pierwsze z samotnością (jest wdową a wszyscy jeszcze żyjący członkowie rodziny mieszkają w różnych, odległych miastach), a po drugie z bezczynnością (mama kilka lat temu przeszła na emeryturę). Ponieważ odkąd pamiętam raczej nigdy nie otaczała się ona wianuszkiem znajomych, więc teraz na starość nie ma z kim prowadzić bujnego życia towarzyskiego. Owszem, ma kilka fajnych koleżanek (poznanych głównie w szpitalu psychiatrycznym), ale z tego co słyszę, to rzadko się z nimi spotyka. Mniej więcej już od 3 lat ciągle powtarza się ten sam schemat: 1) Dzwonię do mamy i pytam co u niej słychać . Ona odpowiada "źle się czuję" i mówi, że nie ma siły żeby sobie ugotować oraz np. się umyć. Mówi: "boję się, że sobie nie poradzę", "mam samobójcze myśli". 2) Mama w końcu trafia do szpitala psychosomatycznego lub psychiatrycznego (to zależy gdzie są aktualnie wolne miejsca) 3) Przez pierwszy tydzień - miesiąc pobytu w szpitalu mama powtarza, że jej źle w tym szpitalu (niedobre jedzenie, dokuczliwi pacjenci itd.) 4) Mama się klimatyzuje w szpitalu - ma dobry nastrój, cieszy się, że poznała nowe koleżanki, realizuje się - gra na instrumentach, maluje, śpiewa, prowadzi w szpitalu bujne życie towarzyskie 5) Po dwóch miesiącach pobytu psychiatra chce wypisać ją ze szpitala, a mama nalega żeby jeszcze chociaż z tydzień w nim pobyć i wcale nie chce jeszcze wracać do domu 6) Mama wraca do domu, spotyka się ze znajomymi, teoretycznie ma dobry nastrój... (wiem to, bo regularnie co tydzień do niej dzwonię) 7) Po upływie dwóch miesięcy, czterech miesięcy czy pół roku słyszę w słuchawce telefonu: "źle się czuję, boję się, że sobie nie poradzę..." i znów powtarza się cały opisany tu schemat począwszy od punktu nr 1. Już nawet nie pamiętam ile razy mama była w tych szpitalach (zawsze spędzając tam po 2 miesiące)..., ale to już było jakieś 5 razy. Ostatnio wyszła zadowolona ze szpitala dwa miesiące temu, a dziś mówi mi przez telefon: "źle się czuję.... (podpunkt 1)" i znów mówi, że będzie musiała iść do szpitala... Dzwoniłam z opisem całej tej historii na infolinię dla rodzin osób z depresją i ta pani powiedziała, że ona raczej widzi u mojej mamy zaburzenia osobowości. Powiedziałam jej, że czuję się przez mamę szantażowana, bo ona ciągle twierdzi, że na pewno poprawi się jej nastrój jak zamieszka ze mną... i z moim mężem. Nie wyobrażam sobie tego, żeby moja mama (z którą nigdy nie miałam bliskich/ciepłych relacji) nagle zamieszkała ze mną w moim małym, ciasnym mieszkaniu. Ja nie potrafię dłużej niż max 3 dni znieść nerwowo jej obecności jak nas czasem odwiedza (ciągle zamęcza nas gadaniem , bo musi nadrobić to, że nie ma z kim na codzień rozmawiać ). Gdybym miała z nią zamieszkać, to maksymalnie po tygodniu to mnie odwieźliby do szpitala psychiatrycznego! Mama o swoim pomyśle na szczęśliwe życie mówiła także psychiatrze (byłam z nią na tej rozmowie). Otóż jej marzeniem jest to, żeby zamieszkać z którąś ze swoich córek, albo jeden miesiąc mieszkać u jednej, a kolejny miesiąc u drugiej i tak przez kolejne lata. Psychiatra powiedział jej, że nie jest to dobry pomysł i że powinna chodzić na zajęcia dziennego ośrodka psychiatrycznego (czyli codziennie uczęszczać na zajęcia, gdzie może rozmawiać z ludźmi, grać, śpiewać, malować, w tym ma zapewniony obiad i zapełnienie czasu od godz 8.00 do 14.00). Mama chodziła... przez 2 tygodnie...., a później zaczęła narzekać na zdrowie, że jej nogi puchną od tego siedzenia przy stole na zajęciach itd. Znów więc była bezczynnie zamknięta w swoich 4 ścianach. Znów poruszyła "pomysł" zamieszkania ze mną, a jak znów jej powiedziałam, że to zły pomysł, to zaczęła mi opowiadać, że czuje się niepotrzebna i ma różne pomysły na to w jaki sposób się zabić. Odbieram to wszystko jako szantaż emocjonalny - "jak mnie nie przygarniesz, to ja się zabiję!". Czy ludzie z depresją rzeczywiście chcą tak manipulować otoczeniem? Mama będąc w szpitalu mówi: "połknęłam w domu 30 tabletek nasennych ziołowych, bo chciałam się zabić". Czy "prawdziwy samobójca" w chwili popełniania samobójstwa dokładnie odlicza ile połknął tabletek? I czy zabija się tabletkami akurat tylko ziołowymi, mając w szufladzie także do dyspozycji inne, groźniejsze dla zdrowia i życia? Czy opowiada o tym demonstracyjnie rodzinie jak się próbował nimi otruć? Ja nie jestem w stanie zamienić się dla niej w 24 godzinną opiekunkę i niańkę, która z nią zamieszka i kosztem swojego życia i zdrowia będzie jej codziennie usługiwać, prać, gotować, zapewniać rozrywkę. Załatwiłam mamie opiekunkę, która robi jej zakupy, sprząta, przynosi obiady, pogada przy kawie ... a mama mi mówi dziś do słuchawki: "ja potrzebuję Kogoś, kto mi pomoże, bo nie mogę sobie sama ugotować". Czy ten KTOŚ to mam być JA?! Więc jej powtarzam po raz setny: "Mamo, masz przecież opiekunkę!!!" Ja rozumiem, że moja mama czuje się samotna, ale dlaczego chce być "szczęśliwa" moim (emocjonalnym) kosztem? Powiedzcie mi - co ja mam robić???????????
×