Skocz do zawartości
Nerwica.com

Esentium

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Esentium

  1. Myślę, że swoją pracę nad sobą można zacząć od zaprzestania wchodzenia na to forum, lub przynajmniej na tematy, w których ludzie piszą jak bardzo im źle. To chyba wpływa na nas negatywnie. Lepiej już czytać tematy, w których forumowicze opowiadają jak poradzili sobie ze swoimi problemami.
  2. Wiem wiem. Mam jeszcze siłę. I zauważyłem dziwną regularność. Rano i przez większość dnia, jak i wieczorem nie mam motywacji i nie wiem czy sobie to wkręcam, czy to ma jakieś podłoże biologiczne czy coś. Ale późnym popołudniem tak od godziny 16 do 19 z drobnym marginesem, czuję się lepiej. Chce mi się wyjść na miasto, mam ochotę rozmawiać z domownikami. Wcześniej, i później nie mam takiej energi.. Tylko późnym popołudniem zawsze.
  3. Gdy wstałem dziś rano i spojrzałem w lustro zobaczyłem człowieka bez duszy. Jaby to co ze mnie zostało było skorupą, której nic nie wypełnia. Tak też się czuję. Ktoś z mojej rodziny, np. mama zapytałaby mnie: Kochasz mnie synu? Naturalnie odpowiedziałbym tak. I pewnie w normalnych warunkach tak by było. Ale w obecnej sytuacji nie czułbym mocy swoich słow. Nie czuję miłości ani do Boga ani do matki, ani do samego siebie ani do nikogo. podkloszem Dziękuję za propozycję. Moglibyśmy kiedyś porozmawiać, ale nie wiem czy taka rozmowa mogłaby coś dać. I czy w ogóle by przebiegała normalnie. maria06 W obecnej chwili dla mnie wszyscy ludzie są tacy sami. Szare sylwetki snujące się tam i spowrotem. Nie wiem czy byłbym w stanie stwierdzić czy psycholog z którym mam do czynienia jest dobry, czy też kiepski. Miałem się wybrać do poradni, ale jeszcze tego nie zrobiłem. Nie mam motywacji by ruszyć się z domu. Przed chwilą zaprosiła mnie przyjaciółka. Nie mam siły do niej iść. Nie mam potrzeby i dobija mnie to że jej nie mam. Bo chciałbym mieć. Nie mogę nawet się popłakać bo i na to nie mam ochoty ani siły. Po prostu słowem - skorupa niby bez uczuć, duszy i powoli bez wiary. Dziękuję wam za wszelkie porady i propozycje, oraz zrozumienie szczere lub udawane i przepraszam za błędy w tekście jeśli ktoś zwraca na to uwagę. Pozdrawiam. Esentium
  4. Witam wszystkich forumowiczów. Długo zwlekałem z napisaniem tej wiadomości, a wolałem zapytać najpierw tu nim udam się do specjalisty. Spróbować zapytać o radę przecież nie zaszkodzi. Mam 19 lat, a mój problem od zawsze polegał na braku umiejętności płynnego prowadzenia rozmów. Napisać maila, wiadomość na gg, sms - owszem. W tych przypadkach mam możliwość zastanowienia się nad tym co chcę powiedzieć, poprawienia wypowiedzi czy w ogóle z niej zrezygnowania. Rzecz inaczej się ma, gdy mówimy o rozmowie w cztery oczy. Nie potrafię podtrzymać rozmowy, ani jej zacząć ani spointować. No, ale z tym radziłem sobie jeszcze. Udało mi się czasem zabłysnąć jakąś błyskotliwą wypowiedzią czy żartem i to w zupełności mi wystarczało. Do niedawna cieszyłem się jeszcze życiem, miałem ambicje marzenia jakieś cele w życiu. Po moim niedawnym powrocie z Anglii wszystko się zmieniło. Moi przyjaciele, z którymi tak kiedyś uwielbiałem przebywać oznajmili mi że zmieniłem się niesamowicie. Stałem się zamknięty w sobie, cichy, wręcz milczący jak grób. To zauważyli oni. Ja z kolei zauważyłem, że szczęście i zapał do życia jakoś tak wyparowały. Nie cieszy mnie nic.Nawet wyjście z moimi ludźmi, nie mam potrzeby przebywania z nimi, choć bardzo, bardzo bym chciał czuć to co kiedyś. Nie myśle o marzeniach, o ambicjach. Czuję pustkę. Mógłbym usiąć przed telewizorem i już tak siedzieć do końca życia. Nie mam myśli samobójczych. Wiem, że życie może być piękne, bo doświadczyłem już tego. Ale teraz tego nie czuję. Nie wiem, czy mam depresję, czy po prostu jakiś stan przejściowy. A może sobie wkręcam? Od czasu do czasu mam "zrywy", czuję że mogę być taki jak dawniej. Ale to trwa tylko chwilę. Powinienem pójść z tym do psychologa? Rozmowy z przyjaciółmi nic nie dały, z moją mamą też. Czytałem tu na forum historę pewnej dziewczyny, która przeszła całą batalię z psychologami, psychiatrami, brała mnóstwo leków, które pomagały jej tylko przez jakiś czas. Dziś jest osobą, jakby bez duszy. Bez emocji, uczuć. Nie chcę tak skończyć. Chcę żyć jak dawniej. Chciałbym być pewniejszy siebie. Wiedzieć co powiedzieć. Kochać ludzi i cieszyć się życiem.. Bo nie mogę znieść tej klatki. Myślałem, czy dobrym sposobem i czy w ogóle możliwym była by hipnoza tj. hipnoterapia. Ale czy to nie byłoby zbyt łatwe? Pójść do hipnotyzera i poprosić go "pan zrobi tak, bym był pewny siebie, wiedział co mówić, a najlepiej pan mnie zrobi nadczłowiekiem". Nie da się raczej zmienić w ten sposób osobowości ani charakteru.. Proszę o jakąś pomoc. Jakieś sugestie. Wciąż myślę o tym, że nie jestem sam. Że jest wielu takich, dla których życie straciło sens i że im udaje się to zwalczyć. A ja się czuję jakbym miał być taki już do końca życia. Dziękuję za wszelką pomoc i cierpliwość. Pozdrawiam.
×