Skocz do zawartości
Nerwica.com

ewec

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ewec

  1. Z OCD zmagam się przeszło 8 lat. W dużej mierze walczyłem na własną rękę, ale w końcu zabrakło sił i poszedłem do specjalistów. Od listopada ubiegłego roku zażywam leki (elicea) i chodzę na psychoterapię (raz na tydzień albo raz na 2 tygodnie). Jestem typem człowieka który cały czas czegoś szuka w swoim życiu, kiedyś byłem bardzo marudny, i depresyjny. Od kilku miesięcy urodził się we mnie taki jakiś dziwny optymizm. Choć nie zawsze jest super bo wiadomo bywają lepsze i gorsze momenty to jednak, trzymam się tej dewizy że przecież po burzy wyjdzie w końcu Słońce. Zacząłem bardziej wychodzić do ludzi, myśleć i czytać optymistyczne książki. Pozytywnie się nastrajać. Choć choroba jeszcze męczy to jednak staram się nie poddawać. Dręczą mnie głównie natrętne myśli. Przez to 8 lat to przewinęło się wszystko co najgorsze od myśli otrucia moich bliskich, zrobienia im krzywdy w jakiś sposób, przez myśli seksualne i jeszcze wiele innych. Takie piekło w głowie, lęk i nieustanne poczucie winy za chore myśli. W tym momencie wypadałoby powiedzieć jak sobie radzę z chorobą. Cóż staram się częściej śmiać nawet nad lustrem przykleiłem sobie naklejkę smile face żeby pamiętać , że nawet jak się nie chce wstać do roboty to dzień zaczynać od uśmiechu. A jak mnie zaatakuję jakaś wredna myśl to mówię sobie w myślach "Następny" pozwalam jej przejść przez głowę ale nie utożsamiając się z nią i szybko zajmuję się czymś innym. Ta metoda działa na mnie i mi pomaga może na was też zadziała. Najgorsze czego się wystrzegam to gdybania co by było gdyby - takie myślenie zabija. Czasem sami zaplątujemy się we własne mózgi. Przeważnie wtedy gdy zatrzymujemy się i skupiamy się wyłącznie na samym sobie. Pamiętam jak miałem negatywne myśli które tak mi się wryły w głowę, że nawet przez moment uwierzyłem że się zrealizowały i miałem tak silne poczucie winy, że spytałem bliską mi osobę czy ją skrzywdziłem w jakiś sposób bo sam sobie nie dowierzałem. Cóż mogę wam przekazać. Przede wszystkim to abyście nie traci woli walki. To jest trudne ale pamiętajcie, że choć często upadamy to każdy w nas gdzieś głęboko ma tą siłę dzięki której potrafi się podnieść po upadku. Wedle mojej psycholożki i psychiatry jestem na bardzo dobrej drodze do wyleczenia. Życzę wam wszystkim tego samego. Pamiętajcie szukajcie tylko pozytywów, nie skupiajcie się na negatywnych aspektach - cierpimy i padamy na glebę nie ważne ile razy ważne że ciągle próbujemy się podnosić aby w końcu wykrzesać z siebie tą siłę i podnieść się od upadku. Pozdrawiam Serdecznie i 3 mam kciuki za waszą walkę z chorobą. Kamil
  2. Walczę dalej moja psycholożka tylko przez pierwsze wizyty robiła tylko taki ogólny wywiad a terapia jest poznawczo-behawioralna - ostatnio nawet dostaję pewne ćwiczenia żeby stopniowo radzić sobie i oswobadzać chorobę w momencie kiedy pojawi się dręcząca myśl, lęk poczucie sprawdzania samochodu itp. Ostatnio zacząłem też odżywać towarzysko - działania leków jeszcze nie odczułem w pełni ale wiem że to wymaga czasu a biorę je od listopada. Mimo tego, że no zdarzają mi się myśli które mnie gnębią to przez psychoterapię dowiedziałem się trochę więcej o sobie. Mam osobowość neurotyczną i tzw. sumienie sadystyczne czyli - nadwrażliwe sumienie - jak się pojawia jakaś przerażająca mnie myśl to obwiniam się o to itp. Cóż choroba jaka jest taka jest i tak jak w życiu bywa czasem przyjemnie, czasem mniej przyjemnie - cieszę się że znowu uśmiech wraca na mojej twarzy :). Poza tym czytając forum przeczytałem o polecanej książce na temat OCD - Anity Bryńskiej - również ją rekomenduję - zaledwie wczoraj zacząłem ją czytać i naprawdę można wiele się ciekawych rzeczy dowiedzieć na temat OCD. Walczę dalej :)
  3. Walczę dalej moja psycholożka tylko przez pierwsze wizyty robiła tylko taki ogólny wywiad a terapia jest poznawczo-behawioralna - ostatnio nawet dostaję pewne ćwiczenia żeby stopniowo radzić sobie i oswobadzać chorobę w momencie kiedy pojawi się dręcząca myśl, lęk poczucie sprawdzania samochodu itp. Ostatnio zacząłem też odżywać towarzysko - działania leków jeszcze nie odczułem w pełni ale wiem że to wymaga czasu a biorę je od listopada. Mimo tego, że no zdarzają mi się myśli które mnie gnębią to przez psychoterapię dowiedziałem się trochę więcej o sobie. Mam osobowość neurotyczną i tzw. sumienie sadystyczne czyli - nadwrażliwe sumienie - jak się pojawia jakaś przerażająca mnie myśl to obwiniam się o to itp. Cóż choroba jaka jest taka jest i tak jak w życiu bywa czasem przyjemnie, czasem mniej przyjemnie - cieszę się że znowu uśmiech wraca na mojej twarzy :). Poza tym czytając forum przeczytałem o polecanej książce na temat OCD - Anity Bryńskiej - również ją rekomenduję - zaledwie wczoraj zacząłem ją czytać i naprawdę można wiele się ciekawych rzeczy dowiedzieć na temat OCD. Walczę dalej :)
  4. Walczę dalej moja psycholożka tylko przez pierwsze wizyty robiła tylko taki ogólny wywiad a terapia jest poznawczo-behawioralna - ostatnio nawet dostaję pewne ćwiczenia żeby stopniowo radzić sobie i oswobadzać chorobę w momencie kiedy pojawi się dręcząca myśl, lęk poczucie sprawdzania samochodu itp. Ostatnio zacząłem też odżywać towarzysko - działania leków jeszcze nie odczułem w pełni ale wiem że to wymaga czasu a biorę je od listopada. Mimo tego, że no zdarzają mi się myśli które mnie gnębią to przez psychoterapię dowiedziałem się trochę więcej o sobie. Mam osobowość neurotyczną i tzw. sumienie sadystyczne czyli - nadwrażliwe sumienie - jak się pojawia jakaś przerażająca mnie myśl to obwiniam się o to itp. Cóż choroba jaka jest taka jest i tak jak w życiu bywa czasem przyjemnie, czasem mniej przyjemnie - cieszę się że znowu uśmiech wraca na mojej twarzy :). Poza tym czytając forum przeczytałem o polecanej książce na temat OCD - Anity Bryńskiej - również ją rekomenduję - zaledwie wczoraj zacząłem ją czytać i naprawdę można wiele się ciekawych rzeczy dowiedzieć na temat OCD. Walczę dalej :)
  5. Trudno mi powiedzieć jaki to rodzaj terapii bo psycholożka mi nie wyjaśniała, w każdym razie zadaje mi pytanie od dzieciństwa począwszy. No i badamy skąd to cholerstwo mogło się pojawić w moim życiu. Gryzie mnie jeszcze jedna sprawa, od dłuższego czasu jestem singlem. Mojej byłej moja choroba za bardzo nie przeszkadzała, nawet nie przejmowała się tym w ogóle kończyła tylko na tym abym nie marudził i użalał się nad sobą itp. Bolało mnie to bo mnie nie rozumiała ja natomiast ją rozumiałem kiedy dostawała ataków astmy. Tymczasem od ponad roku jestem sam, ale poznałem dziewczynę, bardzo ładną z resztą i utrzymujemy kontakt w tej chwili tylko internetowy bo jest na wymianie zagranicznej... No i wiecie jak to jest niby w codziennym życiu po mnie tego nie widać że cierpię na OCD. jestem normalny. Ale czasem przychodzą takie bardziej depresyjne dni. Chciałbym jej kiedyś o tym powiedzieć może po pewnym czasie - przecież nie powiem jej na pierwszej randce cześć choruję na NN Zważywszy, że dowiedziałem się , że miała kiedyś chłopaka który był chory ciężko - ale jakoś wyszedł z tego - niestety ich związek tego nie przetrwał. No trudno czas pokaże może za bardzo się zamartwiam na zapas - moim największym problemem jest to że za dużo myślę.
  6. Jak we wcześniejszych postach pisałem, podjąłem się walki z tą chorobą nie sam ale już ze specjalistami. Wcześniej walczyłem sam przez 8 lat. Męczą mnie głównie natręctwa myślowe, lęk przed zrobieniem komuś z moich bliskich lub znajomych krzywdy, lęki przed otruciem - z resztą sami wiecie jak to bywa. Odkąd zdałem prawko i mam własny samochód to mam taki natrętny rytuał obchodzenia auta dookoła i sprawdzania maski i tyłu czy kogoś lub czegoś nie rozjechałem itp. Głupie wiem... bo jakbym kogoś potrącił to raz, że bym zauważył a dwa miał jakieś ślady na samochodzie itp. No ale tak już mam. Od lutego podjąłem się terapii co kilka miesięcy chodzę do psychiatry po leki, leczę się lekiem Elicea - biorę to już od listopada wiem że na efekty trzeba poczekać...niektóre myśli mi ustąpiły nawet. Oprócz tego chodzę na terapię do psycholożki, raz w tygodniu się widujemy. Jest doświadczonym psychologiem klinicznym - dobrze się czuję jak od niej wychodzę tak jakbym się pozbywał tego psychicznego ciężaru - poczucia winy, że ze mną coś nie tak. Czasem boję się tego że świruję i chyba jak każdy boję się że moje ruminację i te myśli mogą się zmaterializować a ja stracę kontrolę nad sobą. Leki powoli zaczynają działać nie czuję znacznej zmiany, choć miałem parę dni względnego spokoju. Tymczasem ostatnio wracałem z godzinnej trasy służbowej samochodem - oczywiście nikogo nie rozjechałem ani w nic nie najechałem. Ale jak już zaparkowałem to przy pomocy latarki oglądałem auto dookoła i znowu czułem ten lęk jakby było zupełnie inaczej. Potem po głowie znowu analiza, że to tylko moja małpa w głowie robi mi mętlik, nic się nie stało - kiedyś byłem świadkiem jak facet przy 40km/h potrącił sarnę - sarna poleciała na 3 metry do góry i zdechła od razu - a facet miał wgniecioną maskę. Więc jakbym kogoś potrącił czy coś to na sto procent miałbym jakieś wgniecenia itp. Ale ja nawet takiej sytuacji nie miałem ! Jednakże taki lęk i ta myśl jak zdarta płyta męczy mnie już 3 dzień...kurczę kiedy te leki zaczną działać ? W dodatku jestem teraz chory na cholerną grypę - panuje epidemia u mnie połowa znajomych na l4 - no i mam antybiotyki a Elice'a musiałem odstawić bo biorę teraz jakieś antybiotyki i lekarka powiedziała żebym tego nie mieszał - myślę że przez parę dni dam radę spokojnie ale teraz już się zaczynam martwić czy myśli nie będą mi bardziej dokuczać i nie wrócą ze zdwojoną siłą.... ech.
  7. Hey witajcie ! Walczę oczywiście dalej, przez leki bardziej się oswajam ze swoimi myślami - jako bierny obserwator - staram się ich nie osądzać bo to jak wiadomo tylko myśli na które nie mam wpływu. Udało mi się nawet w miarę oswoić mój lęk przed prowadzeniem auta. Tymczasem co do nazwy leku to biorę lek Elicea 10mg. Jeżeli chodzi o terapię to niestety pierwszą wizytę u psycholożki miałem w poniedziałek teraz - ale czekałem czekałem pod pokojem terapii i... okazało się że przyjmowała gdzie indziej i się po prostu minęliśmy - teraz mam nowy termin ustalony na końcówkę listopada. Po lekach jestem może bardziej senny pod koniec dnia i tak trochę się ograniczyłem do minimum po pracy - czyli spacer z psem, jakieś żarełko i do wyra - ale może to też wina tej jesiennej aury. Cóż czytam teraz pozytywną książkę Ekhart'a Tolle - "Potęga Teraźniejszości" - polecam bo naprawdę nastraja optymistycznie. A co do myśli no to pojawiają się ale nie tak zmasowanie jak wcześniej - przestaję się powolutku z nimi utożsamiać - choć wiem jeszcze długa droga przede mną - ale jak to lekarz optymistycznie powiedział - uda się Panu jeszcze wyjść na prostą - no i oby tak było wam też tego życzę ! ! ! -- 27 lis 2012, 17:09 -- No i już jestem po pierwszej wizycie u Pani psycholog - sympatyczna (starsza) a nie jak to bywa na amerykańskich filmach he he - Jednakże wydaje mi się, że doświadczona bo w końcu psycholog kliniczny - pierwsza wizyta troszkę organizacyjnie ale pozostawiła pozytywne wrażenie. Terapię czas zacząć :)
  8. Jeszcze nie jest super i pewno jeszcze czeka mnie dość długa droga do tego stanu...ale efekty uboczne leku ustąpiły. Czuję się nieznacznie lepiej - myśli się wyciszyły. Aż czuję lęk, przed tym że moje lęki zniknęły. Oby się udało wygrać z tym cholerstwem :)
  9. Witajcie O swoim przypadku pisałem już we wcześniejszych postach - powoli składam się do kupy - podjąłem leczenie farmakologiczne za niedługo czeka mnie wizyta u pani psycholog. Cierpię głównie z powodu natrętnych myśli - często bywają straszne albo przerażające - potem oczywiście mam olbrzymie wyrzuty sumienia i na dość długo utrzymuje się u mnie takie wewnętrzne poczucie winy. Później popadam w lekką deprechę - najgorsze są myśli bo często mimo tego, że mają charakter irracjonalny - to nie wiedzieć czemu człowiek ma wrażenie jakby się zmaterializowały i wtedy takie poczucie winy ten psychiczny ciężar się ciągnie za wami jak cień - dochodzi do tego stan depresji. Ostatnio miałem tak, że obawiałem się że kogoś lub coś mogłem potrącić - dlatego też pojawiły się u mnie kompulsje i zawsze jak parkuję auto to obchodzę je dookoła i sprawdzam czy nie ma jakiś wgnieceń - a może to taki lęk bo prawko mam od dopiero niecałego pół roku. Oczywiście niczego nie rozjechałem nie spowodowałem, żadnego wypadku ani nie mam żadnych wgnieceń w aucie...ale taka myśl pozostaje w głowie i męczy - człowiek zaczyna się potem utożsamiać z nią i czuć jakby był kimś najgorszym. Oczywiście staram się sobie racjonalizować to - teraz gdy biorę leki troszkę myśli mi się uspokajają. Jestem ciekaw czy was też męczy potem takie poczucie winy??? - uczucie jakbyście byli bardzo złymi ludźmi - co oczywiście nie jest prawdą.
  10. Dzięki no na chwilę obecną zaczynam się powoli składać do kupy. Dziwnie się czuję po tych lekach, szybko chodzę spać - bo tak gdzieś 21-22 już śpię, rano mam lekkie zawroty głowy jak wstanę. Zauważyłem na samym początku nie uzasadnione stany wewnętrznego lęku i bardzo ale to bardzo mi się pocą ręce. Ogólnie nie jest najgorzej najważniejsze to żeby tylko nie popadać znowu w stany depresyjne - a co do myśli no cóż pojawiają się sporadycznie - mam świadomość, że pewno musi minąć trochę czasu, aż leki zaczną działać. Wizytę u lekarza mam następną ustawioną na listopad i w połowie listopada czeka mnie -psychoterapia indywidualna u podobno bardzo dobrej Pani psycholog... także może uda mi się przełamać - tak jak A.Małysz gdy po pracy z psychologiem się odblokował i stał się takim super zawodnikiem :)
  11. Hey nie miałem dostępu do neta,,, lekarz wykrył u mnie zespół lękowo - depresyjny z nerwicą natręctw. Dostałem leki, elicea chyba z tego co pamiętam no i pora się poskładać do kupy - czyli terapia. Pochwalił mnie tym, że dzielnie dawałem radę bez leków tak długi czas, ale niestety nn wrosło już w moją osobowość - także mam już osobowość nerwicową. Ale postaram się z tym uporać i się nie poddawać choć ostatnio znowu mnie męczy cholerstwo. Mam do was pytanie może wicie coś więcej na temat elicea - jak na was działa itp??? Czy normalnie prowadzicie samochód biorąc ten lek? Mi lekarz powiedział, że na początku żebym obserwował jak się czuję, jak będę się czuł dobrze to można prowadzić spokojnie.
  12. 3 majcie kciuki za parę godzin idę do lekarza - ciekawe co mi powie? Albo będzie zdziwiony dlaczego nie chodziłem na terapię przez ten czas. Nie wiem w każdym razie czuję trochę lekkie poddenerwowanie.
  13. Dzięki. W sumie to już chciałbym mieć to za sobą...bo się wlecze strasznie - prawie miesiąc czekania na wizytę...u specjalisty. Cóż poradzić tyle lat się zmagam z tym i jakoś bez specjalistów i dawałem radę. Żyłem jak każdy inny normalnie - czasem sporadycznie zdarzały mi się jakieś okropne myśli - ale udawało mi się wychodzić z tego o własnych siłach. A teraz sam nie wiem, mam w sobie olbrzymie poczucie wyrzutu sumienia - tak jakbym kogoś skrzywdził albo zrobił coś bardzo złego. Czuję w sobie jakiś dziwny lęk. Odechciewa mi się wszystkiego, spotykania i rozmawiania ze znajomymi nawet zajmowania się moją największą pasją - czyli zdjęciami - choć tutaj ubolewam akurat bardziej nad brakiem czasu bo późno wracam z pracy. I tak sobie żyję jak zombie... praca dom,wyjście z psem, obiado - kolacja, spanie. I tylko odliczam dni do weekendu kiedy mogę pójść na spacer i choć na chwilę na spokojnie rozprawić się z samym sobą ..co przynosi tylko chwilową ulgę...
  14. Po ostatnim ataku nn nie potrafię dojść do siebie choć to było już ponad 2 tygodnie temu. O swojej chorobie pisałem już we wcześniejszych postach. Walczę z chorobą sam bez leków i psychologów od 8 lat. W jakimś sensie zawdzięczam jej odkrycie własnego talentu i poniekąd pracy bo przez chorobę odnalazłem w sobie talent fotograficzny i fotografuję od ponad 8 lat ponadto pracuję w branży foto. Do tej pory udawało mi się choć - nie było to łatwe uwierzcie mi... walczyć z naprawdę różnymi strasznymi myślami i sytuacjami - przerobiłem już naprawdę dziwne stany... od agresywno - morderczych myśli, poprzez seksualne a nawet totalnie bzdurne...chyba większość jak nie wszystko no poza tym że nie miałem myśli obrazoburczych religijnie - może dlatego - że nie jestem wierzący - w sensie byłem...ale zmieniłem swoje myślenie :'> w sumie najbliżej mi do buddyzmu. Jestem racjonalistą, wierzę w rozum i wierzę w to, że rozum to nie umysł. Rozum jest tylko narządem umysł jest czymś więcej. A ponieważ rozum jest narządem toteż płata nam figle...choćby w postaci nerwicy natręctw. Ostatnio cierpię bardzo wewnętrznie i czuję się jak jakiś zombie który nie może być sobą. Bo ostatnich negatywnych myślach dotyczących zatrutych napojów w piwnicy trutką na szczury - bo takie negatywne myśli miałem. Że ktoś lub nawet ja mógł do wody mineralnej którą mamy w piwnicy dodać przypadkiem trutki. Oczywiście wiem jak udupia nas ta choroba - kiedyś w kryzysowym momencie - kiedy ledwo dawałem radę z tymi myślami - rozrysowałem cały model tego jak to działa. I powiem wam co odkryłem - zawsze ta choroba działa tak samo. Najgorsze jest chyba to, że pomimo racjonalizmu pozostaje poczucie niedowierzania - tego, że mogło się to zdarzyć a co z tym związane...cierpienie i wyrzuty sumienia...że jesteśmy psycholami itp. Ostatnio ciężko mi jest się pozbierać...pracuję i jako tako funkcjonuję normalnie...ale co to za życie. Wstaję rano idę do pracy - tam 8-9 godzin ślęczenia przed monitorem. Wracam z pracy - czytam książkę w pociągu. Potem szybka obiado-kolacja - wyjście z psem - porzucanie mu dysku żeby aportował - co uwielbia. Potem, napuszczam wody do wanny... A potem kładę się spać i tak codziennie. Weekend jest czasem - zatrzymania się - podsumowania ...pobycia w samotności - i trochę z czasem dołowania - bo obecnie jestem od roku singlem albo i dłużej. I mimo moich walorów - bo jestem podobno przystojny - to jak się pojawi jakaś dziewczyna to albo nie ta co trzeba albo mam wzięcie u ryczących 40-stek - w których naprawdę nie gustuję - zważywszy na moje 26 lat. I tak się bujam jak zombie - ostatnio nawet porzuciłem swoją pasje choć czytam o niej namiętnie - ale nie robię zdjęć... Postanowiłem w końcu wybrać się do specjalisty bo rośnie we mnie poczucie jakbym był naprawdę kimś złym - co z racjonalnego punktu widzenia nie jest prawdą - bo nikogo nie zabiłem, co więcej nie ukradłem, nie otrułem, nie jestem pedofilem czy też gwałcicielem. Ale czuję się jakbym był kimś najgorszym. Wizytę mam u psychiatry dopiero na 3 października. Może da mi jakieś prochy...najlepiej takie co pozwalają prowadzić auto - bo część drogi do pracy dojeżdżam samochodem. Co najgorsze to to , że mimo iż jestem świeżakiem za kierownicą to czasem muszę sprawdzać auto dookoła bo rośnie we mnie lęk, że może na coś na jechałem kogoś potrąciłem. Ale znajomi mi mówili, że przez pierwszy rok - każdy tak ma i nie mam się czym przejmować - to mnie trochę uspokaja.. Sorry , że tak dużo piszę .... nie musicie tego czytać ...ostatnio nawet myślałem. Że może wezmę się za pisanie książki o sobie oczywiście będzie trochę fikcji literackiej ale...może to jakieś katharsis... ?
  15. Z całym szacunkiem dla Twojej osoby ale zaborczość to jednak nie nerwica natręctw. Nie znam Twoich przekonań dokładnie, ale jedno wiem nie ma ideałów, kiedyś też kochałem jedną dziewczynę - byliśmy ze sobą 4 lata - razem tyle mieszkaliśmy i nie raz nie dwa się przejechałem jak to z byłym pojechała w góry a dowiedziałem się po fakcie. Czy też któregoś razu budząc się rano w naszej sypialni obok znalazłem ją jak spała obok jakiegoś faceta a obok nich spała jeszcze jakaś koleżanka - dodam że wszyscy byli w bieliźnie. Powiem szczerze tak bo sam jestem facetem, lubię porno -ale nie ostre - jestem kawalerem - obecnie singlem. Mam uczucia i nie jestem zombie. Nie chcę bronić Twojego faceta - i nie chcę abyś czuła się przy nim nie potrzebna. Choć to brzmi bardzo szowinistycznie, to powiem ci tak masturbacja jest czymś jak najbardziej normalnym, jeżeli ktoś się stymuluje oglądając nagie kobiety to jest to rozładowanie popędu i jest to sprawą jak najbardziej normalna - tak samo u kobiet jak i mężczyzn. Źle jest jak to wchodzi w nauk, co gorsza jak partner przestaje się Tobą interesować. Ja akurat mam artystyczną duszę i siedzę w fotografii po uszy, fascynują mnie kobiety ciało ich charaktery i uroda. Mimo swoich 26 lat miałem tylko jedną kobietę i powiem ci szczerze też przechodziłem sceny tzw. zazdrości że posiadam karton magazynów playboy, czasopism o aktach - które lubię ze względu na to że pokazują kobiece piękno. W tym wszystkim nie ma nic złego - to jest normalne - trzeba tylko dojrzeć - nie dojrzałe jest myślenie że ktoś tylko jest zapatrzony w Ciebie na amen. Nie mówię przez to, że rozumiem zdradę - bo sam nie zdradziłem nigdy - ale zostałem zdradzony. Prawda jest taka jak się kogoś kocha to jednak trzeba zaryzykować i zaufać - ja jak kochałem zrezygnowałem z kupowania playboyów - a porno oglądaliśmy razem śmiejąc się z tego jak to jednak jest obdarte ze skóry uczuć. I choć wizualnie podnieca...to jednak to nie jest to miłość.
×