Skocz do zawartości
Nerwica.com

ariodante

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ariodante

  1. No taaak bo facet musi być chudy.... Bzdura, miśki są fajne (tylko żeby nikt się nie obraził!) Wracając do tematu, dziękuję za zainteresowanie. Z natury jestem cyniczną optymistką, także jakoś to przeżyję. Modlę się tylko o siłę ducha, jeżeli mu odbije i skruszony wróci żebrać o jeszcze jedną szansę. Choćby serce się na mnie obraziło i chciało zabić, rozum mówi nie - Serce, Tobie już dziękujemy
  2. Piszę tutaj, ponieważ spotkała mnie ogromna przykrość. Chcę opowiedzieć, bo ciężko mi i nie wiem jak sobie poradzić. Mam 21 lat, mój były chłopak 23, razem byliśmy 5 lat. Wszystko skończyło się nagle, trzy tygodnie temu. Dzień wcześniej rozmawialiśmy o zaręczynach we wrześniu, następnego dnia powiedział, że musi podwieźć znajomych, za pół godziny będzie. Wrócił po sześciu godzinach. Pokłóciliśmy się, okazało się, że ma inną zakochał się, chce zerwać, że chyba kocha, ale nie wie czy to co czuje do mnie to na pewno miłość, że przeszkadza mu tak częste przebywanie ze sobą etc. (dziewczyna nie odegrała większej roli, ona nie chce z nim być). Zwaliło mnie z nóg i poszło w pięty. W ogóle mnie na to nie przygotował! Wcześniej mówił, że kocha, snuł plany, wszystko robiliśmy razem. Prosiłam o szansę, że możemy to zmienić, nie trzeba od razu nas przekreślać. On na to, że już chyba nie chce nic naprawiać, ale chce się spotykać, ponieważ bardzo zależy mu na przyjaźni i lubi seks ze mną. Przez kolejny tydzień działałam jak automat, w efekcie wylądowałam w szpitalu pod kroplówką z powodu odwodnienia. Spotkaliśmy się kilka razy, było miło. Powiedział, że chyba kocha, żę nie wie czy do siebie nie wrócimy. Później, że może tak za pół roku .. Okazało się, że w macicy mam pęcherzyk, testy były pozytywne. Powiedział, że jeżeli okaże się, że to ciąża, to będziemy razem, jednak nie okazał w międzyczasie wsparcia. W ten piątek dostałam bóle i krwawienie, poroniłam. Powiedział, że to często się zdarza. Wczoraj ostatecznie zerwałam kontakt, poczułam się jak emocjonalna dziwka, która za ochłapy zainteresowania będzie zastępczą opcją, do czasu, aż on znajdzie sobie inną. Teraz pytam dlaczego byłam taką idiotką? Zdradził mnie trzy razy, o których wiem, wciąż się upijał, a gdy ja chciałam odchodzić, mówił, że się zabije i że kocha. Pod wpływem alkoholu pobił mnie, miałam siniaki na twarzy. Wieczne mandaty, wieczne kłamstwa, zdrady, niepewność czego on chce od życia. Mówił, że się zmieni, przez miesiąc nie pił, proponował wspólne zamieszkanie od września, mówił to jeszcze w maju! Jego rodzina była tak bardzo za mną. I zostawił. Pomimo jego wad, kochałam, wierzyłam, że się zmieni, a on się poddał. Uznał, że jestem manipulantką, jestem zaborcza - ja tylko chciałam wszelkimi sposobami pokazać mu, że można żyć inaczej. Był mi przyjacielem. Wierzyłam mu bardziej, niż komukolwiek. I w jednej chwili ta osoba umarła, odgrodziła się lodowatym murem. Jest tak jakbym go sobie wymyśliła. Staram się iść do przodu, mam kilku prawdziwych przyjaciół i wspaniałą rodzinę, wiele zainteresowań, cudowne studia. Ale czuję, jakby mój świat nagle stracił sens. Nic już nie jest tak kolorowe, tak radosne. Wciąż się obwiniam. Nie byłam doskonała, popełniłam wiele błędów, ale starałam się dać mu całą swoją miłość, pokazać, że można żyć inaczej. Zawsze chciałam by był szczęśliwy, bo wtedy szczęśliwa byłam też ja. Najsmutniejsze jest to, że nie mogę pozbyć się natrętnej myśli, że gdyby zadbał o mnie bardziej, potraktował z czułością, uspokoił, może nie straciłabym dziecka. To tak cholernie boli, bo mimo, że wskoczyłabym za nim w ogień, nie mogę do niego wrócić, nie zniosę już więcej i to naprawdę koniec. Jak mam teraz cieszyć się życiem?
×