Witam, mój problem nie jest aż tak poważny jak część pojawiających się wątków, ale kwestia ta napsuła mi trochę krwi. Jestem z moim chłopakiem niecały rok, oboje jesteśmy w podobnym wieku i oboje studiujemy (kierunki zupełnie różne). Chłopak folguje okropnie swojemu poczuciu humoru, mimo, że spotyka się z moją dezaprobatą. Wszelkie uwagi spływają po nim, chwilę się przejmie tym, co mówię, pogłaszcze po kolanku i sprawa załatwiona (jego zdaniem). Na początku związku jeszcze się ograniczał, a teraz pokazuje swoje prawdziwe ja. Dla przykładu opiszę parę sytuacji.
Jedziemy wieczorem samochodem (odwozi mnie do domu), przy ulicy stoi prostytutka, i zaczyna się "ech, ale ja mam dziś tylko kartę płatniczą, myślisz, że można płacić kartą?" i do tego ten głupawy śmiech, jeszcze parę razy musi ten swój żart powtórzyć, rozwinąć swoją wyobraźnię i coś zasugerować o przejeżdżaniu kartą płatniczą po pewnym intymnym miejscu owej prostytutki niczym po terminalu...wiadomo o co chodzi.
Innym razem, poprosiłam go, by przyjechał do mnie po pracy, bo chciałam porozmawiać. Owszem, przyjechał, ale po moim wezwaniu znowu się zaczęły śmieszki "tak tajemniczo napisałaś mi, abym przyjechał, bałem się, że coś się stało, np jesteś w ciąży i muszę uciekać do Rosji, huehuehue...".
Oglądaliśmy film o obrzezanej kobiecie, co on ostatecznie skomentował "wycięli jej mintaja", choć w tym przypadku moje niezadowolenie go zażenowało.
Uwielbia się też droczyć, że właśnie "idzie" do jednej ze swoich koleżanek (to oczywiście nieprawda, choć słuchanie tego do przyjemności nie należy).
Z góry zaznaczam, że jest na tyle gruboskórny i z krótką pamięcią, że rozmowa daje efekty krótkofalowe.
Czy ja jestem jakimś przewrażliwionym człowiekiem, czy to z nim jest coś nie tak? Poza tymi incydentami zachowuje się dobrze, ale szczerze mówiąc mam go coraz bardziej dość. Czasami spędzanie z nim czasu bardziej mnie męczy niż uszczęśliwia...