Skocz do zawartości
Nerwica.com

AsAlien

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AsAlien

  1. Witam, mój problem nie jest aż tak poważny jak część pojawiających się wątków, ale kwestia ta napsuła mi trochę krwi. Jestem z moim chłopakiem niecały rok, oboje jesteśmy w podobnym wieku i oboje studiujemy (kierunki zupełnie różne). Chłopak folguje okropnie swojemu poczuciu humoru, mimo, że spotyka się z moją dezaprobatą. Wszelkie uwagi spływają po nim, chwilę się przejmie tym, co mówię, pogłaszcze po kolanku i sprawa załatwiona (jego zdaniem). Na początku związku jeszcze się ograniczał, a teraz pokazuje swoje prawdziwe ja. Dla przykładu opiszę parę sytuacji. Jedziemy wieczorem samochodem (odwozi mnie do domu), przy ulicy stoi prostytutka, i zaczyna się "ech, ale ja mam dziś tylko kartę płatniczą, myślisz, że można płacić kartą?" i do tego ten głupawy śmiech, jeszcze parę razy musi ten swój żart powtórzyć, rozwinąć swoją wyobraźnię i coś zasugerować o przejeżdżaniu kartą płatniczą po pewnym intymnym miejscu owej prostytutki niczym po terminalu...wiadomo o co chodzi. Innym razem, poprosiłam go, by przyjechał do mnie po pracy, bo chciałam porozmawiać. Owszem, przyjechał, ale po moim wezwaniu znowu się zaczęły śmieszki "tak tajemniczo napisałaś mi, abym przyjechał, bałem się, że coś się stało, np jesteś w ciąży i muszę uciekać do Rosji, huehuehue...". Oglądaliśmy film o obrzezanej kobiecie, co on ostatecznie skomentował "wycięli jej mintaja", choć w tym przypadku moje niezadowolenie go zażenowało. Uwielbia się też droczyć, że właśnie "idzie" do jednej ze swoich koleżanek (to oczywiście nieprawda, choć słuchanie tego do przyjemności nie należy). Z góry zaznaczam, że jest na tyle gruboskórny i z krótką pamięcią, że rozmowa daje efekty krótkofalowe. Czy ja jestem jakimś przewrażliwionym człowiekiem, czy to z nim jest coś nie tak? Poza tymi incydentami zachowuje się dobrze, ale szczerze mówiąc mam go coraz bardziej dość. Czasami spędzanie z nim czasu bardziej mnie męczy niż uszczęśliwia...
  2. No fakt, być może moje negatywne nastawienie do psychologów wynika z wcześniejszych rozczarowań, jednak ta kwestia jest raczej szczegółem. Bardziej interesuje mnie to, czy może ktoś na tym forum miał podobne odczucia. I co jest przyczyną takiego zachowania, dlaczego tak trudno je zwalczać.
  3. Czasem przez moją małomówność cierpię. Wydaje mi się, że nie jestem w stanie nawiązać głębszej, ciepłej relacji. Z większością ludzi kontaktów nie pragnę, jednak zdarzają się jednostki, które chciałabym mieć bliżej siebie. Zupełnie nie wiem, dlaczego tak jest, nie odczuwam wstydu czy paraliżującego strachu w rozmaitych sytuacjach społecznych. Teoretycznie nic nie powinno mnie blokować. A jednak. Nigdy nie mam nic do powiedzenia. Ciężko znaleźć mi sobie pasję, o której mogłabym opowiadać, nic nie interesuje mnie dostatecznie, by to porządnie zgłębiać. Mam problemy z okazywaniem entuzjazmu, zainteresowania, podniecenia. W sumie też rzadko się śmieję, bo mało co mnie śmieszy. Te cechy z pewnością mnie ograniczają i odbierają większość satysfakcji z relacji interpersonalnych- bo nie ma ani śmiechu,ani żadnego zainteresowania z mojej strony, ani nic do powiedzenia. Być może jest to główny powód, dla którego jestem zmuszona unikać ludzi czy frustruję się, gdy przebywam z nimi za długo. Na przestrzeni dwóch lat próbowałam nawiązywać rozmaite kontakty, żaden z nich nie przetrwał. Jestem zła na siebie, denerwuje mnie ta bezsilność. Wydaje mi się, że posiadam wysoki stopień samoświadomości, wielokrotnie analizowałam ten problem, niestety do niczego to nie doprowadziło. Czasem naprawdę chcę a nie mogę. Do psychologa raczej się nie wybieram, nie może mi on pomóc. Raz już byłam i rozczarowałam się. Nie potrzebuję rozmów z takim pseudoprzyjacielem, który będzie mi potakiwał i słuchał z udawanym zainteresowaniem. Nie sądzę, aby można było mnie do czegoś przekonać albo coś uświadomić. Nie wiem, co miałabym osiągnąć przez rozmowy z nim.
  4. Witam. Jestem młodą osobą, uczennicą pewnego LO i od dłuższego czasu zastanawia mnie następująca rzecz: nie chcę rozmawiać z ludźmi i nie mam o czym z nimi rozmawiać. Rozmowy wymuszane i inicjowane przez innych często są drażniące,a ponadto sztywne, nienaturalne. Nie jestem chętna do jakiejkolwiek wymiany zdań, nie rozmawiam z rodzicami, ze znajomymi z klasy kontakty ograniczam do minimum (z własnej woli!). Nie sądzę, aby wynikało to z nieśmiałości czy fobii społecznej (nie odczuwam lęku przy kontaktach z ludźmi),a unikanie rozmów nie jest przyczyną ogromnego cierpienia emocjonalnego. Nie zazdroszczę wcale innym ludziom ich rozmowności, wiem doskonale, że będąc taka jak oni wpadłabym w irytację. Sytuacja nie jest fatalna, ale z obiektywnego punktu widzenia jest nieco dziwna. Moje milczenie doprowadziło już do pewnego odizolowania społecznego, które wywołuje mieszane uczucia. Nie wiem, co dalej ze sobą robić, z jednej strony rozmowy i przebywanie wśród ludzi nie jest satysfakcjonujące, a nawet nużące, z drugiej strony mam zaś perspektywę długiego, nudnego, samotniczego życia, które też moim marzeniem nie jest. Zatem obie opcje są złe. Nie mogę pracować nad sobą i swoimi umiejętnościami prowadzenia rozmów, bo nie upatruję w tym niczego przynoszącego zadowolenie. Nie wiem, czy taki wątek pojawiał się na forum, jeżeli tak, to przepraszam Jednak proszę o jakąś sensowną radę.
×