Skocz do zawartości
Nerwica.com

DeepFear

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez DeepFear

  1. No... tyle to juz ustalilem. Teraz ustalilem prawdziwe zrodlo problemu. Tak naprawde najbardziej przeszkadza mi niepewnosc co do przyszlosci. Jesli mam jakis plan, narzedzia i wiem dokladnie co robic i wiem, ze przyniesie mi to duze korzysci, to i tak cos hamuje mnie przed robieniem tego. Zaczalem szukac tego wewnetrznego konfliktu i okazuje sie, ze po prostu boje sie robic cokolwiek, co ma zwiazek z przyszloscia. Przyszlosc kojarzy mi sie ze smiercia i cierpieniem, wiec nawet jakies finansowe decyzje, ktore mialyby dlugofalowy wplyw na moje zycie sa dla mnie czyms trudnym do podjecia. Przestalem myslec dlugoterminowo zanim zdazylem dorosnac. Dlatego szukam mechanizmow, ktore pomoga mi w wyzbyciu sie tego problemu, jesli przestane kojarzyc przyszlosc tylko z tym jednym, to wreszcie stane sie innym czlowiekiem. Jestem tak blisko, tylko co dalej? -- 19 lip 2012, 20:07 -- w gore bo nadal nie znalazlem rozwiazania
  2. Myslalem, ze to po prostu naturalne: predyspozycje do depresji nasilaja sie z wiekiem, wiec po prostu bylem genetycznie predysponowany od poczatku. Nauczylem tez obwiniac siebie za wszystko, co mnie spotyka. Dopiero teraz zaczynam rozumiec pewne mechanizmy i cala istote ptsd. Wlasnie zrobilem jakis internetowy test i wyszedl prawie maks. Z jednej strony ciesze sie, ze wreszcie to zrozumialem i przestalem w jakis durny sposob wypierac, z drugiej przy rozwiazywaniu tego testu i pytaniu o wspominaniu wszystkiego po prostu sie porzygalem i poryczalem... a nie naleze do tych, ktorzy rycza i rzygaja Lepsze to niz zycie w przekonaniu, ze jestem predysponowany do psychicznej slabosci. Jest nadzieja
  3. To calkiem zabawne, ze dopiero teraz do mnie to dotarlo, po prawie 10 latach, musze byc beznadziejny w rozumieniu wlasnych uczuc Bylem zawsze bardzo aktywnym i nastawionym na cel dzieciakiem, do dzis mi to nie przeszlo i prawdopodobnie zostanie tak do konca zycia. Jednak w pewnym momencie zameinilem sie w kogos, kto bardzo zamknal sie w sobie i boi sie swiata, konfrontacji z chociaz minimalnie stresujacymi wydarzeniami (przez co ten stres narasta). Nie pozostawilem tego samemu sobie i pierwsza rundke antydepresantow zaliczylem w 2007, potem 2009 i kolejna teraz. Wiem mam wewnetrzny konflikt, silna wole osiagania czegos, ale jednoczesnie ciagle jest cos mnie powstrzymuje. Przez caly czas zylem w przekonaniu, ze jestem po prostu zgnily w srodku i genetycznie zaprogramowany na problemy psychiczne, tak naprawde nawet nie chcialem siegac glebiej we wlasny umysl bo balem sie odpowiedzi. Dopiero teraz zebralem sie na odwage. Ogladalem sobie filmiki na yt i trafilem na tonego robbinsa. Dopiero teraz dotarlo do mnie, ze wszystkie moje problemy, to co mnie wewnetrznie powstrzymuje, bierze sie z ogromnego stresu, ktory przezywam dzien za dniem. Nie moglem tego zaakceptowac, bo malo kto przezywa tego co mnie spotkalo w podobny sposob. Jak bylem maly, moja matka zawsze miala jakies niezlosliwe guzy nowotworowe, co powodowalo u mnie jako u dzieciaka calkiem konkretnego emocjonalnego rollercoastera. Najwieksza obawa mnie, jako 12+ latka bylo to, ze w pewnym momencie zycia zachoruje na raka. No i oczywiscie tak sie stalo, takie nasze szczescie Niecale 10 lat temu operacja odjecia piersi, chemioterapia i cala ta otoczka, byc moze ktos z was to przezyl. Nawet nie pamietam swojego zycia przez te ostatnie 10 lat wiec nie powiem wam, czy od 2002-2005 mialem jakis rodzaj depresji, nie wiedzialem pewnie co to depresja. Lepiej pamietam to, co dzialo sie 12 lat temu, niz 2 lata temu (Dotarlo to do mnie dopiero teraz, jak pisalem ten post). Nie pamietam tez swoich snow. Cala rodzina mysli, ze zmienil mnie ten glupi komputer i internet. Mozecie pomyslec, ze skoro rak nie wrocil przez prawie 10 lat to wszystko bedzie ok. Niestety, jestem wnikliwym szkodnikiem, ktory chce wiedziec wszystko, wiec zdaje sobie sprawe ze wszelkich statystycznych niuansow i implikacji. Rak piersi to taki dupek, ktory moze rownie dobrze wrocic po 20 latach, nawet po 30 latach. O ile z kazdym rokiem ryzyko nawrotu maleje, to jednak jesli pomnozymy niskie prawdopodobienistwo przez liczbe lat, wychodzi liczba, ktora ma wplyw na jakosc zycia. Nie ma dnia, od 10 lat, zebym nie myslal o tym chociaz pol godziny-godzine. Co gorsza, kazde 2 miesiace przezd kontrola to dla mnie po prostu czas stracony, to jest paralizujacy stres, ktory uniemozliwia normalne dzialanie, nie potrafie od nigo uciec, przez pozostale 10 miesiecy tez. Dopiero teraz dotarlo do mnie, ze bylbym innym czlowiekiem bez tego wszystkiego. Nawet nie wiecie czego bym nie dal, zeby to byl moj rak, a nie matki, po prostu uczucie bezsilnosci mnie rozbraja. Moje rece lataja jak u kogos z parkinsonem jak to pisze. Mam wiec stres, ktory kieruje moim zyciem juz 10 rok i bedzie prawdopodobnie niszczyl mnie przez dlugie dlugie lata, jesli czegos z tym nie zrobie. Zeby bylo "zabawniej", zrozumienie tego zajelo mi dekade... Musze jakos odrestaurowac ten emocjonalny wrak za moimi oczami, tylko jak przeksztalcic ten stres w zrodlo motywacji, a nie demotywacji? (Sprawdzalem definicje ptsd na wiki i mam prawdopodobnie osobowosc anankastyczna, jesli to pomoze.)
×