Mary-Go-Round
-
Postów
5 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez Mary-Go-Round
-
-
Zgadzam się z Tobą, aczkolwiek nie, nie boję się że to go wystraszy - nasz związek jest nader "normalny" poza moimi wyskokami.
Po prostu staram się znaleźć jakiś sposób żeby mu to wszystko ułatwić - potrafię być strasznie złośliwa w okresach natężonej nerwicy, nie jestem w stanie się skupić na codziennym życiu...
Czy mogłabyś w takim razie podać tytuł jakiejś godnej polecenia publikacji dotyczącej nerwicy ?
-
Dziękuję za odpowiedź :]
do psychoterapii właśnie wracam (jutro pierwsze spotkanie), mam jednak problem z doborem specjalisty - ostatnia psychoterapeutka mnie znudziła i wzbudzała we mnie większy lęk. Leki brałam przez 5 miesięcy (asentra), lecz chciałabym z pewnych względów obyć się bez farmakoterapii.
Piszesz, że mój poziom lęku jest wysoki - jest to dla mnie hmm.."zaskakujące" stwierdzenie, gdyż do tej pory myślałam, że mój DDA, marihuanowo- indukowany przypadek był w miarę zwyczajny (przynajmniej tak mi to przedstawiano). Dlatego też, bałam udać się do specjalisty, który mógłby uznać moje zaburzenia za zbyt lekkie, żebym nie mogła sobie z nimi poradzić. I jak do tej pory było wszystko ok -sesja na studiach zdana, pracuję, związek daje mi szczęście etc...
Czy myślisz, że obecność mojego partnera na sesji terapeutycznej byłaby dobrym pomysłem ? Może lepsze zrozumienie pomogłoby mu radzić sobie z "atakami"/nawrotami...?
-
...to tornada (wydarzenia ubiegłego weekendu w płn. Polsce), wybuchający Wielki Zderzacz Hadronów, Teorie Spiskowe, spadające asteroidy, czarne dziury, rak, padaczka i borelioza. WSZYSTKIE te fobie (nie wiem czy fobie/lęki) po ponad 1,5 roku spokoju od nerwicy, dopadły mnie w przeciągu ostatnich 3 tygodni.
Najmniejsze czynniki (od wiadomości w TV, po "wesołe" anegdotki mojego Taty) wywołują lawinę myśli, długie godziny paranaukowego "research'u", płacz i zgrzytanie zębami. Duszę tę lęk cały dzień w sobie, aby w końcu wybuchnąć złością i smutkiem na Osobę mi najbliższą.
Fiksuję się na danym temacie tak bardzo, czytam o nim, analizuję, aż dochodzę do momentu kiedy jestem nim zwyczajnie zmęczona, nadchodzi kilka godzin-dni apatii / "spokoju" i znów wynajduję nowy temat.
(Mam nadzieję, że przybliżyłam mój stan)
I tu powstaje kolejny problem - mój Wybranek serca nie widział mnie jeszcze w takim stanie (jesteśmy razem od 12 miesięcy). Znosi to bardzo dzielnie i utrzymuje, że rozumie mnie etc. Sam jednak popełnia faux pas, które we mnie (przewrażliwionej) wywołują skutki odwrotne do zamierzonych, np. -Boję się, że wciągnie mnie czarna dziura!!! - Nawet jeśli coś takiego jest możliwe to i tak nic nie poczujesz. (badum tssss, mój szloch i krzyk, że "życie nie ma sensu w takim razie").
Ponawiam pytanie z tytułu : JAK EDUKOWAĆ OSOBY NAM NAJBLIŻSZE?
PS. szukałam podobnego wątku, niestety nie znalazłam - jeśli istnieje to mea culpa!
Pozdrawiam
-
Witam Was,
do napisania czegokolwiek na tym forum zbieram się od tygodnia, a posty czytuję od 2ch lat.
Zazwyczaj szukałam tu wątków poruszających tematy zaburzeń podobnych do moich, szukając ukojenia, ale też pogłębiając nawracające stany. Dziś, w końcu, dorosłam do aktywnej działalności.
Całej swojej historii nie będę opisywać w jednym poście, pisząc krótko - w lecie 2010 roku, dziewiętnastolatką będąc udałam się do cudownej Pani Doktor, która zdiagnozowała u mnie nerwicę lękową, oraz zaburzenia depresyjne. Patrząc na to z perspektywy czasu, mogę stwierdzić, że mój stan utrzymywał się przez przynajmniej 8 lat przed postawieniem diagnozy i jest trochę bardziej skomplikowany do opisania, niż te 4 słowa w sobie zawierają.
Forum te niech będzie dla mnie terapią, a mój wkład (mam nadzieję)- źródłem informacji dla innych.
Pozdrawiam
jak nie urok... (jak edukować ukochanych/e?)
w Nerwica lękowa
Opublikowano
dzięki