Skocz do zawartości
Nerwica.com

me123

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia me123

  1. IMHO (a właściwie według opinii z którymi się zapoznałem) samodzielne działania (nawet w przypadku wsparcia lekarza) w przypadku opioidów to raczej nie wróżą sukcesów ... I tak chory ma od 30% do 50% szans na to, że wyjdzie z tego gów** W przypadku mojego brata zadziałał następujący schemat: * interwencja (albo idzie się leczyć albo wyjeb** na ulicę) * detoks w szpitalu (co ma tę zaletę, że łatwiej zachować konsekwencję no i ustawiają przyszłą terapię) * terapia (niestety krótkoterminowa, co może mieć skutek jak leczenie syfa pudrem, ale IMHO lepsza taka niż żadna, albo niż terapia ambulatoryjna) Brat jest po pierwszym miesiącu terapii i już widać dramatyczną zmianę w myśleniu i troszczeniu się o swoją przyszłość. me123
  2. IMHO praprzyczyna wynika z późnego macierzyństwa, uzależniania syna przez matkę (w celu "wyhodowania" sobie opiekuna na starość?), realizowanie przez brata nie swojego tylko matczynego pomysłu na życie i pewnie pierdyliona innych przyczyn, mających wspólny mianownik w zagmatwaniu sytuacji rodzinnej i jego relacji z rodzicami. Z drugiej strony brak ciągu na bramkę (realizowanie narzuconej drogi życiowej?), brak chęci zmiany (rozmawialiśmy nie raz, żeby rzucił w cholerę ten IMHO toksyczny związek i się wyprowadził ale wolał zostawić to tak jak jest), ... Nie wiem (musiałbym spojrzeć do kalendarza) czy katalizatorem nie była przypadkiem śmierć jego ojca (jesteśmy braćmi przyrodnimi). Oczywiście pewnie i ja poprzez zaniechanie dorzuciłem do tego ogródka nie jeden kamyczek. Co do finansowania ćpania przez matkę to nie jest oczywiście tak, że dostawał kasę na narkotyki. Ale raczej dobra sytuacja materialna i (zwłaszcza ostatnio) łatwość pozyskania środków (ze względu na wiek matki i fakt bycia "na miejscu" robił bieżące zakupy) spowodowały, że rzeczywiście można przyjąć iż to rodzina (nieświadomie) finansowała jego nałóg ... Tak czy inaczej "shit happens". Sprawa uzależnienia jest mi znana od około miesiąca i staram się coś z tym zrobić przy początkowym sporym oporze (wynikającym z zagubienia) matki i niezłej pomocy reszty najbliższej rodziny. me123
  3. IMHO praprzyczyna wynika z późnego macierzyństwa, uzależniania syna przez matkę (w celu "wyhodowania" sobie opiekuna na starość?), realizowanie przez brata nie swojego tylko matczynego pomysłu na życie i pewnie pierdyliona innych przyczyn, mających wspólny mianownik w zagmatwaniu sytuacji rodzinnej i jego relacji z rodzicami. Z drugiej strony brak ciągu na bramkę (realizowanie narzuconej drogi życiowej?), brak chęci zmiany (rozmawialiśmy nie raz, żeby rzucił w cholerę ten IMHO toksyczny związek i się wyprowadził ale wolał zostawić to tak jak jest), ... Nie wiem (musiałbym spojrzeć do kalendarza) czy katalizatorem nie była przypadkiem śmierć jego ojca (jesteśmy braćmi przyrodnimi). Oczywiście pewnie i ja poprzez zaniechanie dorzuciłem do tego ogródka nie jeden kamyczek. Co do finansowania ćpania przez matkę to nie jest oczywiście tak, że dostawał kasę na narkotyki. Ale raczej dobra sytuacja materialna i (zwłaszcza ostatnio) łatwość pozyskania środków (ze względu na wiek matki i fakt bycia "na miejscu" robił bieżące zakupy) spowodowały, że rzeczywiście można przyjąć iż to rodzina (nieświadomie) finansowała jego nałóg ... Tak czy inaczej "shit happens". Sprawa uzależnienia jest mi znana od około miesiąca i staram się coś z tym zrobić przy początkowym sporym oporze (wynikającym z zagubienia) matki i niezłej pomocy reszty najbliższej rodziny. me123
  4. Tia ... Wyssana z mlekiem matki albo przekazana genetycznie nadopiekuńczość, która to nadopiekuńczość (matczyna) w tym przypadku IMHO była jedną z praprzyczyn sięgnięcia po dragi. Relacje są takie jakie mogą być pomiędzy braćmi przyrodnimi przy różnicy wieku rzędu 20 lat (brat jest tylko nieco starszy od moich dzieci). Czyli generalnie słabe. Zwłaszcza w sytuacji kiedy jego pomysł na życie (nicnierobienie i utrzymywanie się z emerytury matki) dramatycznie odbiega od realizowanego przeze mnie pomysłu na życie. Oczywiście był taki czas, kiedy próbowałem go aktywizować a nawet zlecałem mu roboty zgodne z profilem jego nie dokończonych studiów. Ale odpuściłem, ku uciesze zarówno matki jak i brata. Czyli wniosek z tego jest jeden - dragi to jest tylko jeden z problemów, które brat musi sobie przepracować z terapeutą/psychologiem jeśli będzie chciał coś pozytywnego zrobić ze swoim życiem. Ale jest to moja matka i mój brat tak więc zrobię wiele ażeby pomóc im wyplątać się z tego gów**, w którym na własną prośbę się znaleźli. me123 -- 12 lip 2012, 05:45 -- No właśnie dokładnie to podpowiada mi intuicja i potwierdzają rozmowy z terapeutami. Jeśli pozwolisz to puszczę mu cytat z Twojego postu SMS-em ponieważ jest to proste aż do bóle podsumowanie aktualnej sytuacji. W piątek ma rozmawiać z terapeutą na temat dalszego leczenia i rehabilitacji. Mam nadzieję, że da mu to do myślenia. Dzięki! me123
  5. Tia ... Wyssana z mlekiem matki albo przekazana genetycznie nadopiekuńczość, która to nadopiekuńczość (matczyna) w tym przypadku IMHO była jedną z praprzyczyn sięgnięcia po dragi. Relacje są takie jakie mogą być pomiędzy braćmi przyrodnimi przy różnicy wieku rzędu 20 lat (brat jest tylko nieco starszy od moich dzieci). Czyli generalnie słabe. Zwłaszcza w sytuacji kiedy jego pomysł na życie (nicnierobienie i utrzymywanie się z emerytury matki) dramatycznie odbiega od realizowanego przeze mnie pomysłu na życie. Oczywiście był taki czas, kiedy próbowałem go aktywizować a nawet zlecałem mu roboty zgodne z profilem jego nie dokończonych studiów. Ale odpuściłem, ku uciesze zarówno matki jak i brata. Czyli wniosek z tego jest jeden - dragi to jest tylko jeden z problemów, które brat musi sobie przepracować z terapeutą/psychologiem jeśli będzie chciał coś pozytywnego zrobić ze swoim życiem. Ale jest to moja matka i mój brat tak więc zrobię wiele ażeby pomóc im wyplątać się z tego gów**, w którym na własną prośbę się znaleźli. me123 -- 12 lip 2012, 05:45 -- No właśnie dokładnie to podpowiada mi intuicja i potwierdzają rozmowy z terapeutami. Jeśli pozwolisz to puszczę mu cytat z Twojego postu SMS-em ponieważ jest to proste aż do bóle podsumowanie aktualnej sytuacji. W piątek ma rozmawiać z terapeutą na temat dalszego leczenia i rehabilitacji. Mam nadzieję, że da mu to do myślenia. Dzięki! me123
  6. Dziękuję za odpowiedź. Tak jak wspominałem: z detoksem to jest mniejszy problem ponieważ brat aktualnie się odtruwa w szpitalu i wygląda na to, że dotrwa do końca. Pierwszy krok został zrobiony. Bardziej mnie niepokoi jego pomysł na dalsze leczenie i rehabilitację. Zdaję sobie sprawę z tego, że skoro doszedł do takich dawek to szanse na to, iż ogarnie się przy terapii krótkoterminowej albo ambulatoryjnej są znikome. Tak przynajmniej twierdzą terapeuci z którymi rozmawiałem. Ale chciałem to potwierdzić "od drugiej strony". Tak więc przypuszczam, że zadziałał tu schemat "zrobię tylko tyle ile muszę, ażebyście się ode mnie odpierdo****". I to byłaby zła wiadomość. Jeśli istotnie tak jest to mam nadzieję, że starczy nam konsekwencji (a zwłaszcza naszej Matce z którą on mieszkał i która go utrzymywała - a 30 wiosna za pasem ...) ażeby wytrwać w stawianiu ultimatum: "Zależy nam na Tobie. Musisz jednak podjąć decyzję. Albo się będziesz leczył, albo musisz opuść naszą rodzinę". Co do terapii zastępczych to podobno rzadko kiedy można się na nie załapać "za pierwszym razem". Wymagane jest kilka nieskutecznych prób wyjścia z nałogu. No i oczywiście wszystko o czym pisałeś w kontekście braku finansowania, ograniczania liczby placówek, etc rzeczywiście ma miejsce. Tak więc raczej ciemno to widzę. Dzięki za trzymanie kciuków. W najbliższym czasie będzie nam potrzebne wiele ciepłych myśli ... me123
  7. Dziękuję za odpowiedź. Tak jak wspominałem: z detoksem to jest mniejszy problem ponieważ brat aktualnie się odtruwa w szpitalu i wygląda na to, że dotrwa do końca. Pierwszy krok został zrobiony. Bardziej mnie niepokoi jego pomysł na dalsze leczenie i rehabilitację. Zdaję sobie sprawę z tego, że skoro doszedł do takich dawek to szanse na to, iż ogarnie się przy terapii krótkoterminowej albo ambulatoryjnej są znikome. Tak przynajmniej twierdzą terapeuci z którymi rozmawiałem. Ale chciałem to potwierdzić "od drugiej strony". Tak więc przypuszczam, że zadziałał tu schemat "zrobię tylko tyle ile muszę, ażebyście się ode mnie odpierdo****". I to byłaby zła wiadomość. Jeśli istotnie tak jest to mam nadzieję, że starczy nam konsekwencji (a zwłaszcza naszej Matce z którą on mieszkał i która go utrzymywała - a 30 wiosna za pasem ...) ażeby wytrwać w stawianiu ultimatum: "Zależy nam na Tobie. Musisz jednak podjąć decyzję. Albo się będziesz leczył, albo musisz opuść naszą rodzinę". Co do terapii zastępczych to podobno rzadko kiedy można się na nie załapać "za pierwszym razem". Wymagane jest kilka nieskutecznych prób wyjścia z nałogu. No i oczywiście wszystko o czym pisałeś w kontekście braku finansowania, ograniczania liczby placówek, etc rzeczywiście ma miejsce. Tak więc raczej ciemno to widzę. Dzięki za trzymanie kciuków. W najbliższym czasie będzie nam potrzebne wiele ciepłych myśli ... me123
  8. Cześć, Jakie Waszym zdaniem są szanse, że po 3++ letnim braniu kodeiny wystarczy detoks + terapia w trybie ambulatoryjnym lub stacjonarna-krótkoterminowa (2 miesiące)? Dawki z grubsza rzecz biorąc były takie, że przez ostatnie 2-3 miesiące na antidol było wydawane jakieś 1500-2000 złotych miesięcznie. Wcześniej zapewne podobnie ale nie bardzo mam prostą możliwość ażeby to zweryfikować. Według opinii dwóch różnych terapeutów w przypadku opioidów należy myśleć raczej o terapii rocznej lub dwuletniej, stacjonarnej. Tak więc IMHO wygląda to raczej na próbę zrealizowania programu minimum (żeby się odpierdo****) i należy się spodziewać szybkiego powrotu do nałogu. Pytanie dotyczy mojego brata, który po udanej interwencji jest na detoksie i takie ma pomysły na dalsze życie/leczenie. Dzięki za ewentualne odpowiedzi i sugestie. me123 PS. Tak wiem, że to przede wszystkim on musi chcieć wyjść z tego gów**.
  9. Cześć, Jakie Waszym zdaniem są szanse, że po 3++ letnim braniu kodeiny wystarczy detoks + terapia w trybie ambulatoryjnym lub stacjonarna-krótkoterminowa (2 miesiące)? Dawki z grubsza rzecz biorąc były takie, że przez ostatnie 2-3 miesiące na antidol było wydawane jakieś 1500-2000 złotych miesięcznie. Wcześniej zapewne podobnie ale nie bardzo mam prostą możliwość ażeby to zweryfikować. Według opinii dwóch różnych terapeutów w przypadku opioidów należy myśleć raczej o terapii rocznej lub dwuletniej, stacjonarnej. Tak więc IMHO wygląda to raczej na próbę zrealizowania programu minimum (żeby się odpierdo****) i należy się spodziewać szybkiego powrotu do nałogu. Pytanie dotyczy mojego brata, który po udanej interwencji jest na detoksie i takie ma pomysły na dalsze życie/leczenie. Dzięki za ewentualne odpowiedzi i sugestie. me123 PS. Tak wiem, że to przede wszystkim on musi chcieć wyjść z tego gów**.
×