Witam wszystkich :)
Zdecydowałem się napisać tutaj na forum o swoim życiu bo mam już coraz bardziej dość samego siebie.
Zacznę od tego że klasycznie nic mi się w życiu nie udaje, nic mi nie wychodzi i nie znam się dobrze na czymkolwiek.
Mam 22 lata, studiuję, ale nic do tej pory szczególnego nie osiągnąłem, nie mam nawet prawa jazdy.
Przez całe swoje życie próbowałem zajmować się różnymi rzeczami, rozwinąć jakąś pasję, być w czymś dobrym. Ale najzwyczajniej nie było czegoś co jakoś specjalnie by mnie interesowało, co było by moją pasją.
Majsterkowanie, pisanie jakichś fanfików, własnych opowiadań, tworzenie filmów, muzyki, sport. Nigdy nic w tych dziedzinach nie osiągnąłem, nic mi się nie udawało albo nie wychodziło dobrze. Wiedziałem że "nie od razy Rzym zbudowano" i nie poddawałem się jakoś szybko, ale z czasem człowiek zaczynał wątpić i porzucałem te zajęcia.
Nie mam żadnych uzdolnień, talentów.
Jak wspominałem studiuję. Powinienem być na 3 roku, ale jestem na drugim. Zawaliłem jeden rok na innej uczelni, teraz się za siebie wziąłem i staram się zdawać. Mimo że cisnę jak mogę na tym kierunku to i tak na roku jestem najgorszy i zawsze na końcu listy ze średnimi ocenami.
Mam już dość, serdecznie dość, wypaliłem się. Oczywiście klasycznie w takim przypadku miałem różne myśli samobójcze, dobierałem sobie różne metody, tak by były najskuteczniejsze. Jednak przed tym krokiem powstrzymuje mnie tylko moja rodzicielka. Nie mogę jej czegoś takiego zrobić, to by było dla niej za dużo, nie mogę być aż tak samolubny.
Przyjaciół, tych prawdziwych, nie mam i nie miałem. Ogólnie kontakt z ludźmi u mnie też nie jest jakiś super. Zazwyczaj byłem samotnikiem.
Takim trochę obserwatorem, to co zawsze się działo w klasie, czy teraz w grupie na roku, jakoś nigdy specjalnie mnie nie dotyczyło. Czułem się jak taki odstawiony na bok zbędny śmieć.
Nie miałem też nigdy dziewczyny, samotność często doskwiera, ale nigdy nie udało mi się być wystarczająco blisko z kobietą by coś więcej z tego było.
Fakt że teraz na studiach miałem "przyjaciółkę", nie zmienia tej sytuacji. "Miałem" bo już nie jesteśmy przyjaciółmi, więź ta się rozpadła.
Tak więc, już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nic nie osiągnąłem mimo rozlicznych prób.
Nie lenię się tak strasznie, zawsze szukam pracy w sezonie, ale tam też, raczej upokorzenie bo nie zawsze mi wychodzi powierzone zadanie.
W gimnazjum bylem wyszydzany, nikt specjalnie mnie nie lubił, jako chuderlak byłem zawsze dla nich workiem treningowym.
Teraz, jak już wspominałem że jestem ostatni na liście ze średnimi, jestem obiektem sarkastycznych żartów. Olewam je, ale wewnątrz są dla mnie jak nóż w serce.
Jak ja mam sobie ze sobą poradzić?
Mam dość, chcę umrzeć, ale sam też nie mogę tego przyspieszyć, co jest ze mną nie tak? Czemu jestem takim tępym zerem?