Witam !
Nerwica nie jest mi obca, bo zdiagnozowano ja u mnie w 2003 roku, choć jak sądzę miałam ją już o wiele wcześniej.
W tamtym czasie brałam seroxat ok. 2 lata z jedną przerwą, czułam się rewelacyjnie.
Po odstawieniu leku żyłam w miarę normalnie przez 7 lat!
Niestety sielanka się skończyła z początkiem tego roku, wszystko wróciło.
Miałam w zeszłym roku i wcześniej sporo stresowych sytuacji i myślę, że to się tak kumulowało i w końcu wybuchło.
Brałam ziołowe tabletki, ale widzę, że one mi nie pomagają, za słabe są na takie objawy.
Z kolei mam straszne opory przed powrotem do leków na receptę.
Odbieram to jako osobistą porażkę.
Na prywatną psychoterapię mnie nie stać.
Na NFZ mam pójść, ale to tylko kilka spotkań, więc pewnie nie można oczekiwać zbyt wiele.
Jestem kompletnie rozbita, wykończona, zmęczona psychicznie i fizycznie, nie chce mi się żyć w takim stanie, bo to wegetacja, a nie życie.
Nie wiem co mam robić.
Proszę o odpowiedzi osoby, które po tylu latach względnego spokoju, musiały wrócić do leków.
Jak to odbieracie? Macie takie dylematy jak ja?