Skocz do zawartości
Nerwica.com

Aldarion

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Aldarion

  1. Dziękuję wam za odpowiedzi i rady:) Naprawdę mi dużo pomogliście w mojej sprawie. Ogólnie widzę wszystko, co się zdarzyło, dzieje trochę inaczej. Wciąż śledzę ten temat, pomimo tego w sumie, że mój wątek został wyczerpany. Stonka, gdybyś chciała porozmawiać wirtualnie z kimś nieznajomych, to chętnie Ciebie wysłucham, zostaw mi jakiś kontakt, a się odezwę.
  2. Stonka, dziękuję za szybką odpowiedź. Z tego co zrozumiałem, to ona w ogóle nic nie czuje, do nikogo, kompletnie żadnych uczuć. Flirtuje z każdym, jest miła dla każdego, ale jak twierdzi pustka ją dobija. Często słyszę o samobójstwie, wysłucham, nie oceniam, nie unoszę się. Różne słowa z jej ust padały, tak, jak z moich. Po tym, jak mnie to dotknęło (mam na myśli zakończenie) przez jakiś czas nie mogłem się podnieść... Zerwałem znajomość, nakrzyczałem na nią. Żałuję trochę tego. Już wiem, że między nami nic nie będzie. Chcę być blisko, chcę być jej przyjacielem, ale kiedy przy niej jestem boję się cholernie, boję się czegoś poczuć. Bo jak każdy jestem egoistą, nie umiem wyłączyć własnych emocji. Nie wiem, jakie leki bierze, nigdy nie chciałem jej dopytywać, w cokolwiek ingerować, żeby nie czuła się w żaden sposób ograniczana. Wszystkie jej związki kończyły się prędzej czy później. Stąd ucieczka przed jakąkolwiek bliskością. Czasem widzę u niej przejaw ludzkich odruchów, emocji, widzę, że jej zależy, że nie chce mnie zranić... A czyż to właśnie nie jest przejaw świadomości odczuwanych stanów, empatii i więzi ze światem zewnętrznym? Czasem drażni ją najmniejszy dotyk. Do tego ciągłe bóle głowy dobijają ją jeszcze bardziej. Poszukam przy najbliższej okazji czegoś więcej, a wierzący nie jestem...
  3. Ja z kolei nie jestem taką osobą, która nie czuje. Wylądowałem tutaj w sumie, żeby zrozumieć, a przynajmniej spróbować zrozumieć. Jakiś czas temu poznałem dziewczynę. Zaczęła mnie podrywać, flirtować, jednak ja nie byłem zainteresowany znając siebie i swoje tendencje do ranienia kobiet. Tak, zazwyczaj to ja raniłem, chociaż potrafię wszystko głęboko odczuwać, to nie potrafiłem stworzyć udanej relacji - po prostu uciekałem. Jak się pewnie domyślacie coś we mnie pękło, dałem jej szanse. Przeżyliśmy razem mnóstwo świetnych chwil, intymność. Jednak z dnia na dzień bez powodu ona to ucięła i podsumowała słowami:"Wybacz, ale ja nic do Ciebie nie czuję. Nic z tego nie będzie." Przyznam, że mnie to dotknęło, zwłaszcza, że wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Powiedziała, że myślała, że coś czuje, ale jednak nie. Po przejściu w stan kompletnej oziębłości w stosunku do mojej osoby zaczynam widzieć, że walka chyba nie ma sensu. Szczerze to nawet nie wiem, jak walczyć. Nadal jesteśmy blisko, pozwala mi na dotyk, śmiejemy się czasem razem, ale chciałbym jej pomóc (kiedy widzę jak się męczy, a naprawdę jak to widzę, to serce mi się kraja). Byłem przez jakiś czas jak wrzód na d**** dla niej. Wciąż próbując ją uwieźć, zrobić krok, przywołać dawną ją. Mówiłem za dużo i wracałem do tego, co było między nami. Teraz chciałbym puścić to wolno, poddać się biegowi zdarzeń... Zaprosić ją do mojego życia, pomóc zauważać świat, odczuwać, tylko pytanie, jak do takiej osoby dotrzeć? Może chociaż ktoś to przeczyta i w jakiś sposób mi pomoże. Bo ta sprawa mnie męczyła przez jakiś czas.
×