Ja z kolei nie jestem taką osobą, która nie czuje. Wylądowałem tutaj w sumie, żeby zrozumieć, a przynajmniej spróbować zrozumieć. Jakiś czas temu poznałem dziewczynę. Zaczęła mnie podrywać, flirtować, jednak ja nie byłem zainteresowany znając siebie i swoje tendencje do ranienia kobiet. Tak, zazwyczaj to ja raniłem, chociaż potrafię wszystko głęboko odczuwać, to nie potrafiłem stworzyć udanej relacji - po prostu uciekałem. Jak się pewnie domyślacie coś we mnie pękło, dałem jej szanse. Przeżyliśmy razem mnóstwo świetnych chwil, intymność. Jednak z dnia na dzień bez powodu ona to ucięła i podsumowała słowami:"Wybacz, ale ja nic do Ciebie nie czuję. Nic z tego nie będzie." Przyznam, że mnie to dotknęło, zwłaszcza, że wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Powiedziała, że myślała, że coś czuje, ale jednak nie. Po przejściu w stan kompletnej oziębłości w stosunku do mojej osoby zaczynam widzieć, że walka chyba nie ma sensu. Szczerze to nawet nie wiem, jak walczyć. Nadal jesteśmy blisko, pozwala mi na dotyk, śmiejemy się czasem razem, ale chciałbym jej pomóc (kiedy widzę jak się męczy, a naprawdę jak to widzę, to serce mi się kraja). Byłem przez jakiś czas jak wrzód na d**** dla niej. Wciąż próbując ją uwieźć, zrobić krok, przywołać dawną ją. Mówiłem za dużo i wracałem do tego, co było między nami. Teraz chciałbym puścić to wolno, poddać się biegowi zdarzeń... Zaprosić ją do mojego życia, pomóc zauważać świat, odczuwać, tylko pytanie, jak do takiej osoby dotrzeć? Może chociaż ktoś to przeczyta i w jakiś sposób mi pomoże. Bo ta sprawa mnie męczyła przez jakiś czas.