
Starkiller
Użytkownik-
Postów
16 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Starkiller
-
Oj nie nie, to nie jest udawana obojętność. Wiem że tak to może być odbierane bo robię duży hałas na forum ,jednak w momencie gdy ona mnie obraziła publicznie z poziomu neutralnego poczułem tym razem JA urażoną dumę a nie pozwolę sobie na to by ktoś przez kogo ledwo powstałem jeszcze śmiał mnie karać. Ona albo ma ograniczony do minimum pogląd na okoliczności, kto tu był tym złym, albo jest tak zimną suką że aż sam nie dowierzam. I czego ona się spodziewa chcąc w ten sposób zwrócić moją uwagę na sobie?? Że napiszę do niej przejęty o co jej chodzi i że przepraszam? Chyba oszalała do reszty
-
Nie chodzi o to ze była mi cos winna tylko o to ze manipulowania swoim zachowaniem moja osobę bawiąc się uczuciem skutkiem czego się meczylem. Zresztą nie o to w tym temacie mi chodzi. Zastanawia mnie tylko jej bojowe nastawienie wobec mnie bo wiem ze ten tekst celowo miał mnie wkurzyc bądź sprawić bym poczuł się źle. Tak jakbym wyrządził jej wielką krzywdę. I owszem niech robi co chce, ale ja sobą nie dam pomiatac :)
-
Para to nie bylismy ale wiedziała o moim uczuciu. A był moment, bynajmniej miałem takie wrażenie, że odwzajemniala jednak nagle po ponad tyg znowu zrobiła się jakby obojętna (może dlatego że z nią nie rozmawiałem ale to dlatego że nie chciałem grać nie czysto gdyż cały czas nie wypierala się chłopaka). Niedługo po tym dałem jej do zrozumienia że daje jej spokój bo miałem dosyć tego ze kompletnie nie odpisuje na moje wiadomości itp, i wtedy zaczal się okres jej obrazy. Kiedy czułem z jej strony zainteresowanie cały czas czułem jej dojrzenie, często je spotykając, miałem wrażenie ze przebywa w towarzystwie w którym ja byłem, a raz nawet zbliżyła się na tyle ze poruszyła moja strefę osobistą, gdyż było to niespelna 10 cm ode mnie. Ja mimo wszystko nie próbowałem z nią rozmawiać bo raz ze napisałem jej wtedy kilka dni wcześniej zechce być wobec niej w porządku i nie będę się mmieszal w jej związek itd, a dwa wersję chłopaka podtrzymywala w dalszym ciągu. I teraz minęło trochę czasu, ja już zagoilem rany a ona zniewaza mogą osobę tak jakby mnie za coś nie cierpiala, a wiem ze ten tekst miał mnie celowo wkurzyc, sprawić że poczuje się źle.
-
Dodam wam że podobną historię przechodził chłopak starszy ode mnie niespełna półtora roku temu i było podobnie że do niej latał itp i raz było tak że gadało im się dobrze a raz tak że nagle udawała w szkole przy innych że go nie zna aż w końcu mu powiedziała że ma dać sobie spokój. Najzabawniejsze jest to że po pewnym czasie jak rozmawiali już całkiem neutralnie (ze strony tego gościa) to ta mu stwierdziła że jest gotowa i się zdecydowała. A wiem że wylał mnóstwo łez przez nią.
-
Ależ to robię od 2 miesięcy. Ale widzę że i to jej nie ostudziło i dalej foszki. Miarka się przebrała i w przeciwieństwie do tego jak dawałem sobą sterować, teraz chcę dać do zrozumienia księżniczce że ma zbyt wybujałe ego. Tym bardziej jest to wszystko pogięte, że widzę ją raz na 2-3 tyg bo już ukończyliśmy liceum. Teraz następnym razem zobaczę ją za miesiąc, ale wiem że dalej będzie miała foszka.
-
Wiedziała o tym w 100% a nwet to że się męczyłem. Temat dotyczy tego że się tym bawiła i tego żę po upływie dosyć sporej iloci czasu i zagojenia ran we mnie, dalej celowo mnie prowokuje. Uznałem że miarka się przebrała
-
O tak siedzi mi w głowię :) Napisałem ten temat bo chcę się upewnić czy celowo ze mną pogrywa a jak już się upewnię to poczekam na dogodny moment i przydjzie czas na zemstę :)
-
Pół roku temu zakochałem się w dziewczynie która okazała się straszną manipulantką i pogrywała ze mną na zasadzie "przyciągnij-odepchnij" w sposób dosyć wyrachowany bo poprzez okazywanie zainteresowania po którym następowało kompletne ignorowanie mojej osoby gdy tylko próbowałem to wykorzystać itd. Kłamała przy tym że ma chłopaka mimo że nikt o nim nie wiedział spośród jej najlepszych koleżanek. W końcu postanowiłem dać sobie spokój i dzięki Bogu to silne do paranoi zauroczenie mi przeszło. Porozmawiałem wtedy z tą dziewczyną i powiedziałem jej wprost że mam dosyć chorej sytuacji pomiędzy nami i że obiecuję dać jej święty spokój. Zrobiła mi wtedy wyrzut że z nią nie rozmawiam w szkole a tlyko czasami coś piszę. Dziwne, oczekuje tego ode mnie rzekomo zajęta osoba Wink 2 tyg po tej rozmowie okoliczności sprawiły że z przyczyn niezależnych ode mnie miałem okazję z nią porozmawiać bo siedziałem wraz z nią i jej koleżanką. Chciałem to w sumie wykorzystać i już na neutralnym gruncie sprostować relację jednak zachowywała się tak jakby była obrażona, specjalnie mówiła coś przy mnie o innych chłopakach i o tym jak to wybiera się na imprezę. Pierwsza słowem się do mnie nie odzywała chyba że sam coś zagaiłem. W przeciwieństwie do jej koleżanki oczywiście. No i wyszło jak wyszło, że rozeszliśmy się w takich stosunkach. Minął miesiąc od tej sytuacji, przychodzę wczoraj do szkoły w trakcie ustnych matur bo wracałem z korepetycji i postanowiłem zajrzeć do kolegów, a ona tam jest. nie przeszkadzało mi to, była mi już bardzo neutralna nie biorąc pod uwagę małego urazu wobec jej wyrachowanych zabaw moimi uczuciami. Oczywiście słowa z nią tam nie zamieniłem a ni ona słowem nie odezwała się do mnie. Jednak po pewnym czasie rzuciła tekstem, który był ewidentną prowokacją w moim kierunku. Sytuacja była taka że wyszedł facet z sali egzaminacyjnej oznajmić że jest za głośno itd. Kiedy wrócił do sali, ona siedząc na przeciwko mnie,( bo wszyscy siedzieliśmy w dwóch ławkach, czyt. moi i jej znajomi z klasy) powiedziała, że wcale mu się nie dziwi bo przychodzą tu osoby bez sensu, siedzą i robią hałas ,a nie zdają matury. Automatycznie poczułem napływ ciepłą z nerwów i wróciły mi się wspomnienia jednak postanowiłem przemilczeć sytuację i nie wdawać się z nią w dyskusję. Teraz mam pytanie. Czy to mogło świadczyć o jakimś jej urazie wobec mnie?? No bo sorry, ale nikomu nie przeszkadzałem będąc tam, wręcz przeciwnie, a druga sprawa że nie ja jeden tam byłęm jako niezdający. Kolejna rzecz to chyba ja powinienem mieć jej postawę po tym pól rocznym traktowaniu mnie jak zabawki dla swojego ego hmm? Wink Pozdrawiam
-
Choleryzm ojca. Problemu ciąg dalszy.. ; )
Starkiller opublikował(a) temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Witam wszystkich, jest to mój drugi temat na tym forum i przejdę od razu do rzeczy. post845415.html -- > to było moim problemem jeszcze ponad miesiąc temu, jednak postanowiłem podjąc pewne kroki, spakowałem się wtedy i wyszedłem z torbą z domu. Ojciec powiedział wtedy, że jeżeli wyjdę to już nie będę jego synem ( powiedział to w nerwach, zapewne ;p ), tak też oczywiście zrobiłem i chcąc zmian w życiu wyniosłem się do kolegi. Dzwonił jeszcze tego samego wieczoru i próbował mnie zwerbować na siłę z powrotem. Szantażem, bo oczywiście nie zgadzałem się.Groził że przyjdzie do domu kolegi i zrobi awanturę, wyzywał, darł się itd. W końcu, w strachu przed narobieniem problemów koledze i jego rodzinie, wróciłem do domu. Rozmowa oczywiście była nieprzyjemna bo na tle nerwowym ale po czasie 4 godzin doszliśmy do porozumienia ( oczywiście było to pozorne o czym mam zamiar napisać w tym wątku). Ja zrozumiałem że mam robić to co on ode mnie wymaga i o co mnie prosi, w zamian za co nie będzie miał powodów do nerwów i będziemy żyli po spokojnemu. W ten sposób postawiłem swój pierwszy poważniejszy krok w kwestii porozumienia z ojcem w życiu. Przez pierwszy miesiąc było naprawdę ok, dogadywaliśmy się,a ja starałem się robić wszystko to o co mnie prosił. Sytuacja ucieczki z domu bardzo mi pomogła i wcześniejszy strach przed ojcem się zredukował a moje wcześniej, tłumione od lat bóle i żale "zresetowały się", przez co mogłem zacząć ze spokojnym, wyzerowanym "ja" nadrabianie życia w społeczeństwie. Były to jedne z najlepszych i przełomowych tygodni w życiu, koszmar z ojcem trwający od wieków się skończył, ja z człowieka nienawidzącego świata i będącego chamskim dla ludzi zmieniłem podejście na takie, gdzie nauczyłem się aby ludzi szanować i spędzać z nimi czas; szybko nauczyłem się kontaktów z płcią przeciwną a nawet udało mi się umówić na spotkanie ; ). Dosłownie każdego dnia chciałem krzyczeć ze szczęścia, że coś co pozornie wydawało się już stracone i niemożliwe, teraz się dzieje a ojciec już nie sprawia że czuję się jak "wykastrowany" i wiecznie upokarzany przez jego psychiczne zachowanie chłopaszek bez pewności siebie w społeczeństwie i na ogół. Oczywiście było za pięknie.. I znów się zaczęło. Wcześniej jak tylko zaczynała się robić spięta atmosfera, ja dzięki wyzbyciu się do ojca uprzedzenia, spokojnie z nim rozmawiałem mówiąc z góry co myślę. I tak dochodziło do zagaszania w zarodku wszelkich nerwowych sytuacji. Jednak ojciec znowu zaczął się czepiać o rzeczy błache i tym razem doszedłem do wniosku że jego impulsywność nie na tyle jest spowodowana tym że nie robię tego o co prosi, tylko zwyczajnie tym, że jest typowym CHOLERYKIEM. Skąd to wiem? Bo ja wyciągnąłem wnioski i jednocześnie uznałem że sprawdzę czy moje zaniedbywanie jego próśb było prawdziwym powodem, poprzez robienie tego co chciał ( bo tym usprawiedliwiał swoje wieczne nerwy). I co? I gówn* prawda ;p. Znowu zaczęły się krzyki z byle powodu, natomiast o sile takiej jakbym miał zostać ojcem ;p. Na początku pomyślałem, " ok ma gorsze dni, przeczekamy zobaczymy". Oczywiście sprawdziły się moje przypuszczenia i tak jak przez pierwszy miesiąc panował nad sobą ( bynajmniej takie odniosłem wrażenie, a obserwowałem uważnie bo sprawa była dla mnie wysokiej rangi) to tak ponownie zaczął swoje psychiczne wydzieranie się i oczywiście coraz częściej i częściej, mówiąc krótko.. wszystko wracało do starej codzienności. Znowu zaczął się we mnie wzmagać bunt i wściekłość , że ojciec działa po staremu i ma w dupi* to co mówiłem, a powiedziałem mu bardzo wyraźnie tamtego dnia co zwiałem, że jest człowiekiem cholernie nerwowym, męczy mnie to i nie da się z nim rozmawiać bo czepia się o wszystko. Mało tego. Pewnego dnia jak znowu się darł o jakieś byle co i ja nie chcąc powrotu do koszmaru sprzed 2 miesięcy od razu powiedziałem co myślę, wspominając dokładnie tymi słowami " myślałem że się dogadaliśmy" , to uderzył w najczulszy punkt. Powiedział wtedy w nerwach "dogadaliśmy, że co? że ja już będę Cie głaskał po główce i wgl nie krzyczał? jak będzie trzeba to Ci jeszcze wpieprze. " Ten wieczór mnie dosłownie zabił. Przez 4 dni dochodziłem do siebie nie wychodząc praktycznie z domu, mając opuszczone na maksa rolety w pokoju. Dobrze wiedział że to mnie boli najbardziej . Zachowuje się tak, jakby wgl nie zrozumiał dlaczego ja to zrobiłem i uciekłem z domu. Odebrał to jako czyn, przez który chciałem sobie wymusić gówniarską wolność na zasadzie aby mnie wgl nie pilnowano. Zaznaczam że przywołuje jego prawdopodobny odbiór sprawy, nie to czym się kierowałem ;p. Nie dotarło do niego to, że ja to zrobiłem w objawie buntu na jego toksyczne traktowanie mnie, chcąc zmian z jego strony a nie "zielonego światła" na wszystko i robienia co mi się podoba.. Nie jestem człowiekiem głupim, dobrze wiem że rodzice muszą wymagać i trzymać w ryzach a co więcej zgadzam się z ich wymogami i widzę w nich słuszność, Tu natomiast zawsze chodziło o jego nieproporcjonalne reakcje do sytuacji, o to że nie daje mi tej swobody młodzieńczej co mają niektórzy ( i nie, nie chodzi mi tu o codzienne chlanie z koleżkami na ławce, tylko o typowe rzeczy jak wyjazdy ze znajomymi, ogniska, innego rodzaju zabawy i korzystanie z młodości). Nie dociera do niego, że ja to wszystko rozumiem, wiem że ma dobre zamiary itd, uważa mnie pewnie za gówniarza któremu chodzi tylko o zabawę w życiu i zupełnie źle zinterpretował mój bunt 2 miesiące temu.. Mam swój rozsądek i wiem jakie są granice, natomiast charakter ojca nie pozwala mi na rzeczy normalne dla człowieka w moim wieku. Dzień w dzień siedzę i słyszę o tym jak ludzie wyjeżdżają ze znajomymi, rodzice nie robią im AŻ TAKICH PROBLEMÓW ( wiadomo, rodzice jak rodzice zawsze muszą trochę pomyszkować, dać kazanie, nie oczekujmy cudów ; ), ale inni rodzice robią to w sposób spokojny! w taki, że nie niszczą psychicznie swoich dzieciaków). Za każdym razem idę do ojca z nadzieją, że normalnie go zapytam o normalną rzecz, czy mogę np gdzieś jechać, a on normalnie jak każdy rodzic da mi pouczenie w sposób SPOKOJNY i pozwoli. Niestety zawsze jest to samo, nerwy, krzyki, wypytywanie o rzeczy wgl nie związane z przykładowym wyjściem/wyjazdem bo ojciec to typ który się nakręca jak już zaczyna. Przykładowo pytam go spokojnie czy mogę jechać nad morze z kimś to on zaczyna się denerwować z niewidomych przyczyn. pyta czy zrobiłem to, tamto i czepia się o szereg innych rzeczy wliczając w to stare sprawy, tak jakby bolało go moje szczęście albo denerwowało to że jestem młody i chcę spędzić młodość jak przystało na człowieka w moim wieku. Mam czasem wrażenie że wymaga ode mnie dorosłości po całej linii i wścieka się na fakt, że robię inaczej. Zazwyczaj pozwala mi wtedy na to o co proszę ale swoim zachowaniem i awanturą jaką musi do tego zrobić mimo że mogłoby się obejść bez nerwów a ja bym zrozumiał tak samo jego przekaz, sprawia, że dalej czuję się jak upokorzona łajza życiowa, psuje mi połowę wyjazdu bo tyle o tym rozmyślam i dochodzi do tego ta świadomość że ludzie z którymi jestem lub ogólnie inni, nie muszą przechodzić czegoś takiego i też są ludźmi dobrze wychowanymi, których rodzice przekazują te same wartości w sposób inny, nie wpływający na ich psychikę. I można wychowywać dziecko w taki sposób żeby jednocześnie się bawiło w sposób normalny i było inteligentne i rozsądne? Można, dlatego ja często sobie zadaje pytanie za co mam tak a nie inaczej i mimo wszelkich starań nie mogę tego zmienić. I tak już na przestrzeni ostatnich wydarzeń i miesięcy nauczyłem się wielu rzeczy i zmieniłem podejście. Jestem w dalszym ciągu człowiekiem dla ludzi pokojowo nastawionym a z problemami z ojcem radzę sobie lepiej, z tym że człowiek ma tego typowo dosyć, chce mieć upragnionego spokoju i NORMALNOŚCI. A że należę do ludzi którzy akceptowanie jakiegoś zła stawiają na ostatnim miejscu a pierw chcą to zło zlikwidować, nie mogę zbytnio z tym się pogodzić i bardziej kieruję się tokiem myślenia " co mogę jeszcze zrobić by osiągnąć cel" niż "jakoś przeboleję". I tak próg mojej cierpliwość bardzo się zawyżył i nie przekładam tak problemu ojca na życie codzienne, staram się nauczyć zmieniać punkt patrzenia a nie widzenia, dostrzegać w tym jakieś pozytywy, żyć bez nerwów uśmiechniętym i wierzyć że ma to jakiś wyższy cel niż ciągle tylko widzieć to w szarych barwach. Jednak jak napisałem wcześniej, jeżeli jest możliwość aby było lepiej, a szło nawet dobrze przez pewien okres czasu co dało wiary, to dlaczego by całkowicie nie uporać się z problemem i próbować dalej. A pewność że to w ojcu leży problem mam teraz praktycznie 100% bo jak już napisałem, sprawdziłem to przez te 2 miesiące niwelując najlepiej jak potrafiłem "źródło" jego nerwów, czyli swoje pozorne "nie spełnianie próśb", oraz przemawiają za tym inne fakty wokół mnie, patrząc jak żyją inni i jakich mają rodziców, nie wspominając już o poparciu moich tez ze strony matki i niektórych członków rodziny odnośnie ojca.. Także dziękuję za przeczytanie mojego problemu i liczę że napiszecie tutaj jak Wy to widzicie i co byście robili dalej. Pozdrawiam Starkiller ; ) -
Problem z ojcem i sobą.
Starkiller odpowiedział(a) na Starkiller temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Zobaczymy jak to będzie dalej.. -
Problem z ojcem i sobą.
Starkiller odpowiedział(a) na Starkiller temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Wychodzi na to że muszę już mieć zpieprzon* psychę skoro nie mam siły na żaden z tych kroków. Przypuszczam że muszę poczekać do stanu maksymalnego wkurwieni* przez ojca i wtedy w akcie desperacji i nerwów podjąć kroki. Łatwo powiedzieć żeby wynieść się z domu albo przypieprzy* ojcu kiedy jest się tak zniszczonym przez życie. -
Problem z ojcem i sobą.
Starkiller odpowiedział(a) na Starkiller temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Cudak obawiam się że masz rację, że gram według zasad ojca. Jednak powiedz mi czy Ty byś ojcu przypierdoli* ? Wydaje mi się że znajdzie się we mnie siła w najmniej spodziewanym monecie gdy zbuntuje się na całego.. Czy ktokolwiek z Wad był podobnie traktowany? Jak sobie z tym poradziliście? Słyszałem o wielu przypadkach gdzie ojciec trzymał duża musztrę i po czasie z pozoru dobry dzieciak schodził na złą drogę będąc niespełnionym życiowo. ;p -
Problem z ojcem i sobą.
Starkiller odpowiedział(a) na Starkiller temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Ojciec by mi takiego numeru nie odpuścił a ja co już mam skruszoną pod względem strachu do niego psychikę mógłbym sobie tym bardziej nie poradzić z sytuacją, że za mną "goni" i dostaję wpiep** a przecież nie będę się bił z własnym ojcem. Chciałem jeszcze dodać że za każdym razem, nawet kiedy to on popełnia błąd i przesadza, zaczyna manipulować i wmawiać mi że to moje zachowanie go do tego zmusza, wszystko pewnie dlatego żeby samemu sobie wmówić że to wszyscy wkoło muszą się zmieniać nie on. Pozdrawiam cudak -
Problem z ojcem i sobą.
Starkiller odpowiedział(a) na Starkiller temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Oczekuję,że ktoś kto przeżył podobną sytuację,powie jak sobie z nią poradził. Bo nagłe wyniesienie się z domu podczas gdy ojciec myśli że wszystko gra skończyłoby się bardzo nie przyzwoicie w sensie że mógłbym zostać solidnie "przetrząśnięty", nie mówiąc już o tym, że nie mam się gdzie podziać. -
Problem z ojcem i sobą.
Starkiller odpowiedział(a) na Starkiller temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Ucieczka z domu odpada ponieważ wiem że nie ma żadnej siły który by mnie przełamała. Z ojcem problem jest o tyle specyficzny, że są czasami takie chwile, dosłownie chwile, że rozmawia mi się z nim b. dobrze o wszystkim. Ale to i tak nie zmienia postaci rzeczy że nie mogę sobie często z tym poradzić. Ulgę czuję kiedy go nie ma w domu, wtedy czuję się spokojny, wolny i niezależny. Jednak ile można żyć od weekendu do weekendu z takim nieprzewidywalnym ojcem jakby mało było presji w szkole..( którą odczuwam prawdopodobnie przez ojca). I tak najlepsze jest to że on myśli że wszystko jest ok, co tym bardziej utrwala go w tym przekonaniu fakt że on miał "gorzej" za dzieciaka. Ciekawy tego dopytywałem się dziadków jak sprawa wyglądała i wiem, że miał więcej luzu pomimo również dość nerwowej matki. -
Witam. Należę do tych ludzi, którzy mają raczej wielki problem z żaleniem się ale uznałem, że poszukam jakiejś porady, bo są chwile kiedy jest to silniejsze ode mnie. Sprawa tyczy się mojego ojca, który wykazuje cechy typowego choleryka, tzn. zrobi coś co sprawia przykrość mnie bądź mamie a po chwili wraca do normalności tak jakby sytuacji nie było ( oczywiście we mnie siedzi to bardzo długo). Reakcje ojca są nigdy nie przewidywalne a szczególnie boję się go pod względem szkoły. Niby były rozmowy że nie mam bać się mówić o ocenach itd. ale i tak zawsze reaguje nerwowo ( kary, dopytywanie się o szczegóły dlaczego tak a nie inaczej). Szczególnie mnie to denerwuje bo sam chce się przejmować swoją szkołą a bardziej martwię się tym co powie ojciec niż samym faktem iż mi coś nie poszło. Nie raz były sytuacje, że w akcie nerwów o ocenę kazał mi pokazać wszystkie zeszyty i za nie podkreślone tematy czy jakiekolwiek minimalne luki były awantury do 1-2 w nocy + bicie pasem. Mam przez to wrażenie, że sposób wychowania ojca jest przyczyną moich problemów życia w społeczeństwie, czyli ciągły bunt, wrogość w stosunku do ludzi, problemy z ufaniem ludziom, znalezieniem dziewczyny oraz wykazywanie chamskiego podejścia do ludzi. Po prostu nie potrafię żyć i dobrze się bawić ze swoimi rówieśnikami, gdyż zaraz przypomina mi się moja psychiczna sytuacja. Czuję się wtedy jak szma** i mam wrażenie że nie pasuję do normalnych wesołych ludzi. Jestem już zmęczony udawaniem że wszystko jest ok. Ojciec zawsze gonił za pieniędzmi i chwyta się każdej pracy co też nie zawsze na niego dobrze działa i tylko wznieca jego choleryczny charakter. Nigdy nie mogłem się postawić bo często w akcie jego nerwów gdy zadawał mi swoje dociekliwe pytania ( przez które sam się celowo nakręca) gdy odpowiadałem pełen strachu z pokorą on to odbierał jako cwaniactwo, pyskowanie, że chcę z nim toczyć wojnę, co oczywiście sam sobie wymyślał by się nakręcić. Z czasem więc nauczyłem się że słowami tylko pogarszam swoją sytuację i ograniczałem się w nich do minimum. Jednak wtedy czepiał się o miny i kazał mi ćwiczyć mimikę twarzy przed lustrem oraz ton, mówiąc do lustra tak żeby on słyszał jak to robię. Ostatnie lanie dostałem pół roku temu za "ton" i w trakcie tego lania kazał się doprowadzić do tego stanu nerwów jaki miał w momencie rzekomego wkurzenia go aby "mógł mi solidnie wpieprz**". Nigdy się też nie ograniczał w słowach przy moich kolegach, wyzywał od głąbów, wydzierał się, robił wstyd przy kuzynie, który przyjeżdżał na wakacje,był w stanie podjechać samochodem kiedy byłem z kolegą na dworzu by sprawdzić jak wygląda mój ubiór w niedzielę. Ojciec wiecznie mówił mi że to dla mojego dobra ale według mnie jest ot tylko wymówka na swoje niekontrolowane nerwy tak samo jak mówienie że charuje na rodzinę a tymczasem wszyscy wiedzą że robi to bo to lubi. W domu miałem też przejścia związane z wiecznymi kłótniami rodziców oraz matką alkoholiczką, która była na leczeniu. Dochodziło w domu do rękoczynów, zniszczonych mebli, potłuczonych szklanek, krwi, połamań itp. Kilka razy w domu była policja, kilka razy karetka ze względu na nadużycie alkoholu przez matkę. Ojciec w trakcie tego okresu nie był dla mnie żadnym wsparciem. Będąc na wyjazdach gdy matka piła dzwonił do mnie z pretensjami że nie potrafię sobie z nią poradzić i wydzierał się na mnie przez słuchawkę podczas gdy ona mając fobię na jego punkcie obkładała mnie pięściami że wgl z nim rozmawiam. Kłótnie rodziców były gdy już miałem 6 lat i trwały do 17 roku życia, w tym alkoholizm matki od 14 roku życia do 17. Zawsze miałem nadzieję, że z czasem dogadam się z ojcem ale ciągle zamiast czuć respekt, typowo się go boję, mam czasami mdłości gdy ma wrócić do domu a w szkole uczę się bardziej dla niego niż dla sb. Mam teraz 18 lat i przeżywam ciężki okres dojrzewania. Nie potrafię się nigdzie odnaleźć i przychodzą mi do głowy najbardziej desperackie myśli. Czuję że mój bunt się wzmaga i przez to że byłem uczony przez ojca tłumienia emocji teraz nie potrafię sobie poradzić z nimi. Często mam myśli żeby postawić się ojcu i uciec z domu bądź pobić go. Pieniędzy w domu nigdy nie brakowało jednak zabrakło uczuć ze strony ojca, wieczny rygor, strach, łzy i inne. Doszedłem do tego poziomu desperacji że jedynym dla mnie wyjściem na uwolnienie się od ojca są wyżej wymienione sposoby. Rozmowy z nim nie pomagają bo już nie raz mu mówiłem co mnie w nim boli, jakie pozostawił po sobie blizny na mojej psychice z tym biciem o błache rzeczy. A mam już coraz mniej siły żeby to wytrzymywać tym bardziej że boję się , że tak będzie jeszcze kilka grubych lat nawet na studiach. Dodam, że miałem już nie raz myśli samobójcze i zdarzyło się sięgać samemu po alkohol w domu a nasiliło się to szczególnie w ostatnich miesiącach. Ojciec to też typ człowieka który jest strasznie dociekliwy, raz zadzwonił do klubu 30 min przed imprezą na którą miałem iść bo chciał się dopytać o coś z czym myślał że go okłamuję. Byłem już ubrany i miałem wychodzić z domu i na komendę że mam czekać dopóki nie zadzwoni westchnąłem, zapytał "co to miało znaczyć? " , powiedziałem że niezadowolenie to kazał się rozbierać i powiedział że nigdzie nie idę. Mało tego gdy się okazało że mówiłem prawdę, nie przeprosił i powiedział tylko suche "dobrze". To jest tylko jedna z tysiąca takich sytuacji które zdarzają się u mnie b.często. Już naprawdę nie wiem co robić bo próbowałem wszystkiego. Jestem w dobrej szkole i dobrze się uczę, nie sprawiam problemów wychowawczych a mimo to zachowuje się jak opisałem, zjeżdżając do domu tylko na weekendy. Wszystko rekompensuje pieniędzmi, zero podejścia, tylko i wyłącznie wychowywanie pod presją. Na koniec dodam że ojciec jest wojskowym. Za jakiekolwiek rady z góry dzięki. Pozdrawiam