Skocz do zawartości
Nerwica.com

WhyNot

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia WhyNot

  1. Rodzicom? Taa. Akurat oni NIC o mnie nie wiedzą. Przez sytuację w domu nie budzą u mnie żadnego zaufania. Muszę jeszcze dodać, że cięcie się już mi nie pomaga Kiedyś to było to. To było takie proste pociąć się i na chwilę zapomnieć. Teraz to nic nie daje... Ta choroba nie jest powodem ... yymm. Mojego stanu. Tzm... może też, ale ona była tylko początkiem. Nie jestem histerykiem. Normalnie nie rozpowiadam... takich rzeczy. Otwarcie się na takim forum jest... czymś nowym. To trudne.
  2. Siemka. Nie wiem jak zacząć... ale może coś takiego... Musiałabym pisać bardzo długo, żeby przedstawić jakiekolwiek pojęcie o tym, co się ze mną dzieje, ale postaram się streścić. Zastanawiałam się, na jaką datą mogę określić początek... tego wszystkiego. Wygląda na to, że zaczęło się od przyjazdu do ortopedy. (To wszystko bardzo rozciągało się w czasie, ale powiem w skrócie) okazało się że mam poważną skoliozę (47 x 43 stopnie skrzywiania, gdzie 50 to stan operacyjny) , teraz pytanie. Operacja, czy gorset ortopedyczny. Zrobili mi zdjęcie, okazało się że dojrzałość kostna to 1 do 2, a operację mogą zrobić przy 3. Czyli gorset. Pobyt w szpitalu trudno opisać, ponieważ raz było stresująco, a zdarzały się i sytuacje które bardzo podbudowują. Przede wszystkim pomogło towarzystwo rówieśników. Można się śmiać, że to tylko gorset, że histeryzuję. Ale nie jest przyjemnie... przyzwyczaić się do ograniczeń i nie oszukujmy się, ran i blizn, które zadaje taki sprzęt ocierając skórę. Wszystko znosiłam bardzo dobrze. Mogę to ująć tak: Nikt z mojej rodziny nie zobaczył, że cokolwiek się we mnie zmieniło. Dopiero po czasie przyjaciółka powiedziała, że jestem zupełnie inna, niż przed szpitalem. Że zupełnie się zmieniłam. Mijał czas, a ja jakby nigdy nic byłam sobie ''tą, co rozkręca imprezy''. Zadziorną, zawsze roześmianą. Zaczęło się ok. rok temu. Bardzo dużo się działo w moim życiu. Bardzo dużo mało przyjemnych rzeczy. Teraz wiem, że zmieniłam się naprawdę. Dużo myślałam, zastanawiałam się nad sobą. ostatnio moje zajęcia na przerwach między lekcjami ograniczają się do założenia słuchawek i rysowania...Zauważyłam, że nic nie potrafię, że średnia 5,5 nic mi nie dała. Zobaczyłam, że tak wiele rzeczy, które byłam pewna, że potrafię, są niczym. Uświadomiłam sobie, że tylko tracę czas, tracę życie. No właśnie. Paradoksalnie- życie, które nie ma sensu. Wszystko przestało mnie uszczęśliwiać... Zastanawiam się, czy w ogóle czuję jeszcze pozytywne emocje. Są momenty kiedy odechciewa mi się wszystkiego. Mam tego dosyć. Nie chcę tak żyć, a nie potrafię nic zmienić. Nienawidzę siebie. Za wszystko. Za wygląd, za głupotę, za brak umiejętności, za to, że jestem. Przy 168 cm wzrostu ważę 58kg. Jestem taka niska, a w dodatku czuję się, jakbym się toczyła, a nie chodziła. Chciałam schudnąć. Kilka razy próbowałam. Nie mówię, o drastycznych dietach... Nie ważne. Nie mogę spać. Jestem na okrągło ''przymulona'' ...Wszystko mnie nudzi. Najgorsze jest to, że nie mam chęci, czegoś co by mnie ruszyło, żeby to zmienić... Mam dosyć. Na prawdę. Jestem uwięziona w sobie. Ostatnio znalazłam takie coś jak ''dystymia'' Zaciekawiło mnie to, ponieważ... Jakby to powiedzieć, chyba mam takie objawy... Dla mnie znalezienie sobie takiej choroby, to zawsze jakaś furtka, bo skoro to choroba... to jest więcej chorych, a być może jest na to sposób... lek. ( w znaczeniu przenośnym, naturalnie) Czy zadanie pytania ''co mogę z tym zrobić?'' jest nie na miejscu? Wiem, że jeśli usłyszę odpowiedź, prawdopodobnie i tak nic z tym nie zrobię. A jednak pytam... Jestem młoda, ale niech to was nie zraża. Proszę, pomóżcie... Może ktoś z tego wyszedł?
×