Skocz do zawartości
Nerwica.com

ami91

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ami91

  1. aha, tak dodam jeszcze dla tych którzy walczą właściwie z jakimkolwiek nałogiem... NIE PODDAWAJCIE SIĘ W TYCH MOMENTACH GDY JEST NAJTRUDNIEJ. podobno te momenty pojawiają się w określonych momentach. Zawsze są to pierwsze dni, później coś około po 2 tygodniach a później dopiero po ok 5 tygodniach do miesiąca. Warto walczyć ze swoimi myślami i tłumaczyć sobie to tak, żeby mobilizować samego siebie. Teraz gdy rzucałam (a pierwsze dni było mi ciężko) tłumaczyłam sobie, że jak znowu zacznę to będzie tak bez końca, że nigdy nie rzucę, że jak przełożę to rzucenie, to zamiast sobie pomagać tylko sobie szkodzę. Później jak to u palaczy bywa, że w trudnych chwilach, przy okazji dołów sięgamy po tego papierosa. Dlatego tym którzy będą sobie uświadamiali te momenty kryzysowe, będzie łatwiej rzucić, bo będą wiedzieli, że to tylko chwila i trzeba po prostu ją przeczekać, wytrzymać. -- 29 lut 2012, 20:50 -- Nie znam niestety żadnych książek na ten temat właściwie to nawet nie pomyślałam o tym, że książka może pomóc. Powinni bardziej reklamować takie książki niż pokazywać ludziom jako jedyny sposób tabletki antynikotynowe. Większość zależy od tego jak myślimy Thazek powodzenia jeszcze raz:D!!!
  2. no mi te dwie paczki dziennie zdarzały się tylko na tych większych, bardziej zakrapianych imprezach...tak chyba bym aż tyle nie dała rady wypalić w ciągu jednego zwykłego dnia... dlatego gratuluję tych 6 dni bez fajki i życzę kolejnych:D jakbym mogła osobom palącym jakoś doradzić to słyszałam kilka pomysłów na rzucenie albo przynajmniej na ograniczenie palenia. Podobno nie sama nikotyna jest tu uzależnieniem ale nawet odruch, dlatego warto czymś zajmować ręce. Nie wiem, kupić kostkę Rubika, może jeść draże, w końcu tyle ich w paczce. Dużo daje nawet przemóc się i zacząć dzień od kanapki a nie papierosa. Wtedy inaczej funkcjonuje nasz organizm, a tym samym przyzwyczajamy się do nowego planu dnia. Dla tych co czują, że rzucenie palenia graniczy z cudem, proponuję te tabletki...przepraszam, że piszę te tabletki, spróbuję się jeszcze dziś dowiedzieć jak się nazywały a tak poza tym proponuję myśleć jak najbardziej pozytywnie o rzuceniu, bez nadziei może być ciężko...
  3. nie palę, od 3 stycznia:D -- 29 lut 2012, 20:17 -- tam opowiadałam jakby historię tego mojego nałogu, ostatnio rzuciłam, mam nadzieję, że na stałe
  4. ja paliłam jakieś 3, 4 lata, nie wiem dokładnie, ae jakoś albo w tej kwestii mam bardzo silną siłę woli, albo jakimś cudem nie uzależniłam się za bardzo. A paliłam całkiem dużo bo bardzo szybko wciągnęłam się tak, że paliłam po pół paczki dziennie, na imprezach nawet jedną lub ponad... Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie, ale zaczęłam z nerwów, nie dla "wkupienia się w łaski znajomych" i żeby palić spokojnie nie ukrywając się, żebym nie musiała słyszeć "palisz bo szpanujesz" to 4 miechy nie pokazywałam się z tym. Potem zaczęłam przy innych i gdy dowiadywali się, że to już tyle trwa to faktycznie przestali się czepiać. Tak czy siak miałam okresy, gdzie nie paliłam tak po prostu po tydzień, dwa tygodnie, czasami po miesiąc, a to z powodu braku kasy, albo też tak po prostu. Potem pojawił się chłopak i nie podobało mu się to, poszłam z nim na kompromis więc paliłam raz na miesiąc (nie wiem jak po tylu latach palenia szło mi to tak łatwo). Teraz od stycznia nie palę i jest dobrze:D A co do postu wyżej, to znam takich co to mówią, że to takie proste i że nie rozumieją dlaczego nie można rzucić palenia z dnia na dzień, najlepszy przykład to mój obecny chłopak, on mnie tak jechał za palenie, w końcu sam zaczął, pomimo, że wtedy ograniczyłam palenie do minimum (raz w miesiącu). Zaczął pół roku temu i chociaż to dość krótko podług tego ile ja paliłam, to ja rzuciłam od tak, on dalej się męczy, teraz się śmieję z niego i przypominam mu jak mówił: Dlaczego nie rzucisz tego świństwa dzisiaj i już nigdy nie zapalisz? -- 29 lut 2012, 20:08 -- A tym co nie mogą rzucić, to dowiem się od znajomego jakie tablety brał, są dość niedrogie i na receptę, ale on był strasznie nałogowy ponad paczka dziennie od ok. 8 lat. Próbował rzucać ze skutkiem takim, że rzucał na dzień i koniec, zaczynał znowu. Z tymi tabletkami rzucił na połowie paczki, bo jego drugi kolega też był nałogowy, a że mu tyle tych tabsów zostało to podarował temu koledze. Oboje rzucili chwila moment:D koszt tabletek ok. 40 zł. Myślę, że dla kogoś kto chce rzucić opłaca się zaryzykować Podkreślam jednak, że myślę, że te tabletki to tylko taki czynnik wspomagający, bo gdy rozmawiałam z nim i pytałam jak to jest, że czy ma ochotę palić, to mówił, że teraz tylko na imprezach się zdarza, ale po co zaczynać skoro już tak dobrze mu idzie...Dlatego ktoś kto po prostu lubi to robić, lubi palić i nie widzi w tym zupełnie nic złego, nie obchodzi go jego zdrowie itd, to nie ma rady chyba. Jeśli chodzi o rzucanie nałogów, zawsze trzeba znaleźć sobie motywację albo co najmniej trzeba sobie zdać sprawę z tego, że to problem inaczej nie ma rady na nałogowca.
  5. Można tak powiedzieć... Na początku nie mówiłam nic o graniu, bo w ogóle nie widziałam w tym problemu, zresztą wiadomo jak to jest, gdy się zaczyna ze sobą być... Człowiek stara się trochę pomijać temat problemów, bo cieszy się tymi pozytywnymi chwilami w życiu z tą osobą. Dlatego nawet gdy powiedzmy spędzaliśmy wspólnie czas i on prosił mnie o granie, to wolałam ugryźć się w język niż powiedzieć o tym, że to denerwujące. Z czasem stopniowo zaczęłam o tym mówić, nie tyle dlatego, że robił to jakoś często tylko zdziwiłam się, że jest tak...no właśnie uzależniony od grania. Było bardzo dużo sytuacji typu, że siedzimy razem w pokoju, ja wychodziłam na chwilę do łazienki, a gdy wracałam to on już miał grę włączoną. Ja brałam się za sprzątanie, chociaż on mógł mi pomóc, bo wcale nie musiał ze mną mieszkać i pomagać mi w robieniu bałaganu , to ja sprzątałam a on zamiast zapytać o pomoc, to odpalał grę i jazda... Zwracałam mu na to uwagę, ale ciężko było. Nie jest leniwy, a przynajmniej nie jeśli chodzi o pomoc mi, tylko tak jak już wcześniej wspomniałam, on jakby przestaje myśleć gdy pojawia się gra. Więc to wygląda tak jakby nie zdaje sobie sprawy z tego, że przykładowo muszę się męczyć sama ze sprzątaniem czy że wychodzę na minutę do łazienki, tylko "jest wolna chwila = granie" a wtedy cały świat nie istnieje. Niestety też źle zabierałam się za tłumaczenie mu pewnych rzeczy...zamiast konsekwentnie rozmawiać, ja często kłóciłam się i na niego naskakiwałam. Pewnie dlatego, że od kilku dni patrzę na jego granie jak na problem i dowiedziałam się co może być przyczyną tego jego ucieczki i wiem, że tak na prawdę dokładałam mu stresów. Teraz, mam nadzieję wiem co muszę robić i zamierzam zmienić wszystko...rozmowy, będę go wspierała a w razie problemów po prostu rozmawiała na spokojnie, aż nie rozwiążemy problemu lub nie pójdziemy na jakiś kompromis. Po drugie zamierzam go popchnąć w kierunku jakiś innych zajęć, byłabym szczęśliwa, gdy znalazł jakąś drużynę piłkarską i spędzał tam tyle czasu co na granie. Tam przynajmniej mogę iść z nim i mu kibicować, cieszyć się również tym, że uprawia sporty, w końcu to dla zdrowia i cieszyć się ogólnie jego szczęściem Minęło kilka dni odkąd rozmawiamy o tym i już jest o niebo lepiej, sam to przyznał
  6. on nie gra tak dużo, ale tak jak określiłeś uzależnieniem można nazwać również fakt, że zawala on normalne życie, mówię tu o nas, ale także o szkole i takich prostych rzeczach jak inne hobby. On uwielbia grać w piłkę i sam nawet dzisiaj stwierdził, że to, że gry usprawiedliwiał tym, że to jego hobby to tylko dlatego, że ja mu tak jakby poddałam ten pomysł, że zawsze raczej piłkę traktował jak hobby. Wspomniałeś o tym, że przegina gdy spędza każdą wolną chwilę na tym...w tym też jest problem, bo gdy on nie ma zaplanowanej szkoły, czy spotkań czy jakiegokolwiek zajęcia, to nawet właściwie nie szuka innego jak tylko grania... Ostatnio gdy wspomniałam o chwilowym całkowitym ograniczeniu, to sam przyznał, że idzie spać bo nie wie co ze sobą zrobić. Uważam, że to problem, bo nawet nie próbuje znaleźć innego zajęcia, że np nie pisze do znajomych i nie proponuje wypadów, jest facetem mógłby potrenować zwłaszcza, że sztangi czekają w pokoju, mógłby iść nawet na spacer, pobiegać, albo poświęcić czas na szukanie jakiegoś klubu piłkarskiego. Najlepiej zwyczajnie poddać się i grać, a jeśli nie może iść spać. Dlatego uważam to za problem. Fakt, że gra tak mało jest spowodowany bardziej tym, że po prostu mu zabraniam, niemniej gdyby mógł każdą chwilę spędzałby na tym. Co do grania z nim...próbowałam Lineage 2. Identycznie jak już ktoś inny wspomniał w tym wątku. Zaczęłam grać, żeby go zrozumieć i usprawiedliwić to hobby, graliśmy cały czas....czas na ts-ie (podczas grania) chciałam poświęcić na rozmowę, ale albo kanał ogólny (nie będę rozmawiała o problemach przy innych) a gdy siedzieliśmy sami, to i tak czułam się raczej tak jakbym prowadziła monolog, bo wiadomo...trudno skupić się na rozmowie o trudnych sprawach i na graniu. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że to błędne koło, skończyło się tak, że nie gadaliśmy o niczym tylko o graniu, gdy dzwoniliśmy do siebie od razu umawialiśmy się na granie...potem gdy to przemyślałam, to byłam przerażona.... NIE BYŁO NAS, BYŁO ŻYCIE W GRZE! Zrezygnowałam praktycznie w jednej chwili i wyjaśniłam mu jaki jest tego powód :) Teraz jest jednak nadzieja, po tym gdy przeczytałam to forum postanowiłam namówić go do walczenia z tym:) szczerze to większość postów, może nie w całości, ale bardzo dużo się zgadza z naszą sytuacją, to dało mi powód do tego, żeby potraktować to poważnie. Od trzech dni, zaczęliśmy rozmawiać o tym, a teraz wspólnie zastanawiamy się jak pozbyć się tego zagrożenia. Postanowiliśmy, że zaczniemy od rozmowy o tym....Dzisiaj siedzieliśmy na telefonie i ROZMAWIALIŚMY o graniu przez prawie 3 godz, wczoraj też coś koło tego, o tym czym to może być spowodowane, czy warto tego się pozbyć i co możemy stracić. Duży postęp jest w ogóle w tym, że rozmawiamy tak długo i nie ma tej ciszy w słuchawce co zazwyczaj Jestem dobrej myśli, on też mówi, że już mu lepiej w pewnych aspektach I właśnie za to go kocham, że potrafi rozmawiać, bez tego jaki po prostu jest pewnie nie dalibyśmy rady...czasami trudno mi coś mu wytłumaczyć, ale przynajmniej nie krzyczy na mnie i nie wyzywa mnie...Zresztą po takich kilku godzinach rozmowy o problemach zawsze uda nam się choć odrobinę coś zmienić na lepsze:) Wszystkim kobietom, no i panom raczej doradziłabym chociaż spróbować stawić czoła temu problemowi, nie zawsze dobrym rozwiązaniem jest uciekać, czasami trzeba powalczyć Trzymajcie kciuki, chociaż myślę, że niebawem się odezwę
  7. Hey... Wiele z tych wpisów zarówno mnie podłamało, ale i dodało sił... Ja nie jestem uzależniona ani od gier, ani żadnych z tych rzeczy...mój chłopak wydaje mi się, że ma ten problem... Walczę z tym jego nałogiem od 1,5 roku i chociaż wielokrotnie wydawało mi się, że to może być uzależnienie, to nie chciałam rzucać niewłaściwych wniosków, żeby go nie urazić. Dzisiaj niestety już nie dałam rady i na prawdę już od dłuższego czasu jedyne co mi przychodzi do głowy to uzależnienie. Gdy się poznaliśmy wiedziałam, że gra, jednak chyba sam fakt nie wydał mi się groźny, w życiu nie spodziewałabym się, że to może tak rujnować związek. Głupio twierdzą Ci, którzy uważają, że ten nałóg jest mniej niebezpieczny...albo....również doprowadzający do szału... Wszystko zaczęło się od takich głupot...nie pomagał mi w sprzątaniu, przeciągał kolejne rundki w Dotkę, potrafiłam wyjść do łazienki, a gdy wracałam on już grał... Z początku sama bagatelizowałam cały problem, później zaczęło mi przeszkadzać to, że tak dużo czasu poświęca na gry, zaczęłam uważniej się temu przyglądać...Kiedy zaczęło się robić na prawdę źle, najpierw prosiłam, żeby trochę przystopował, później były kłótnie, ograniczenia czasowe (które chyba nigdy nie zdały egzaminu), później to już nawet ciężko było cokolwiek zrobić, bo ja znienawidziłam gry, a on też nie pomagał mi w tym, żebym zaczęła znowu je akceptować. Owszem nigdy nie powiedziałam, że nie może grać, właściwie to najmniejsze ograniczenie co do gier, wynosiło godzinę każdego dnia. To nie zdało egzaminu, bo za każdym razem nie musiałam czekać nawet doby, żeby nie dotrzymał słowa. Byłam załamana, a teraz to jestem chyba na skraju cierpliwości. Zawsze mówi, że czegoś nie dopowiedziałam, ale co jak co...pamięć mam świetną i zawsze przytaczam mu w słowo w słowo o co prosiłam i na co się godził. Zauważyłam też, że gdy gra, albo zamierza dopiero grać, jakby przestaje myśle....Często nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że siedzimy na gadu a on ze mną nie gada, pomimo, że nie szło zauważyć, że próbuję zacząć rozmowę...potem okazywało się, że zabiera się powoli za granie....Ciężko tu wymienić wszystkie problemy związane z grami, bo to jest główny problem w naszym związku, co staje się jeszcze bardziej frustrujące, gdy pomyślę, że jakaś tam głupia komputerowa rozrywka jest bardziej interesująca niż ja...Czuję się odrzucona, niekochana i w dodatku próbowałam już tylu rzeczy, że nie wiem co robić. Niedawno nawet powiedziałam, że już nie mam sił na gry i że może grać ile chce (miałam nadzieję, że będzie szanował to, że nie przepadam za grami, byłam ciekawa czy będzie umiał sam je ograniczyć do jakiegoś stopnia) Niestety, grał nagminnie, grając więcej niż kiedyś....Żaliłam mu się już chyba z milion razy, że ten problem mnie wykańcza i już nieraz groziłam, że w końcu nie wytrzymam i odejdę... Właściwie do takiego stopnia się uzależnił, że kiedyś gdy mieliśmy wybrać się na te same studia, obawiał się, że jakieś studenciaki będą mnie wyrywali i że może nawet go zostawię (dziwne to bo zawsze dbałam o to, żeby czuł się jedynym mężczyzną w moim życiu, zwłaszcza, że jest wyjątkowy:))...wracając do tematu, bał się, że go zostawię dla innego...tamto minęło, bo ja obecnie nie studiuję a on studiuje w innym mieście, więc widujemy się sporadycznie...gdy (przez gry) miałam doły i próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę, bo brakowało mi go i brakowało mi tym samym towarzystwa, a nie mogłam nic zdziałać, żeby poprawiły się te stosunki między nami, to w końcu wręcz zaczęłam dopraszać się o rozmowę i pomoc w problemach...nic nie pomogło...Niestety nie mam tu zbyt wielu znajomych, cenię prawdziwych a niewielu przyjaciół, a wiadomo, że i oni mają swoje życie i nie mogę im truć d**** za każdym razem...zresztą jestem zdania, że to mój mężczyzna powinien wspierać mnie w najtrudniejszych chwilach (ja w tych trudnych chwilach zawsze z nim jestem)...zostawało mi spotkać się raz na tydzień lub dwa z przyjaciółką, a mojego faceta niestety nie było... Mam bardzo dużo propozycji spotkań z kolegami (nie preferuję tego, bo nie chcę wzbudzać niepotrzebnej zazdrości u chłopaka), ale w końcu w tych okolicznościach stwierdziłam, że muszę też dbać o siebie (bo już kiepsko psychicznie ze mną) i stwierdziłam, że będę się spotykała z nimi. On też nie pozwalał mi za bardzo na takie spotkania, więc zastanawiałam się co zrobi jak mu powiem, miałam maleńką nadzieję, że zacznie się obawiać, że odejdę z którymś i zacznie dbać o nas. Nie był zadowolony, spokojnie wyjaśniłam mu powody tej decyji, że potrzebuję jakiegokolwiek towarzystwa itd itd...nie wiem... czy nie załapał aluzji, czy jak bo zgodził się i było po sprawie Najbardziej dobija mnie fakt, że to najcudowniejszy mężczyzna jakiego poznałam, czuły, sympatyczny, bardzo inteligentny, szanuje kobiety, nie ma tendencji do zdrad, świetnie się dogadujemy (gdy nie ma gier) i no w ogóle kocham go nieziemsko....a takie głupie gry, jakieś wymysły człowieka teraz są moimi konkurentkami, bo muszę walczyć o to, żebym była bardziej interesująca, niż one...TO OKROPNE!! Teraz moim postanowieniem jest dać mu jak najwięcej pozytywnych rzeczy, interesujących, żeby spróbować go bardziej zainteresować sobą... Dzisiaj powiedziałam mu o tym, że myślę, że to uzależnienie, przyjął to całkiem spokojnie (chociaż właściwie taki jest, najpierw trzeba mu podać tysiąc argumentów, że możliwe, że to to, żeby sam w to uwierzył i zechciał mnie wysłuchać). Ustaliliśmy, że przestanie grać...Od razu wiedziałam, że w tym przypadku uzależnienia zupełne odcięcie się nie ma raczej sensu, bo musi nauczyć się kontrolować czas spędzony na grach...On się upiera...ale i tak myślę że nie wytrzyma dłużej niż dwa tygodnie...wtedy chciałam pomóc mu dostosować się do jakiegoś limitu czasowego...tak polecają na stronach w tym temacie i ja tak od razu pomyślałam, ale nie wiem... Nigdy to nie pomogło... Mam nadzieję, że uporamy się z tym razem, bo nie chcę go tracić zwłaszcza z takiego powodu. Sorry, że tak duuużo się rozpisałam, ale na prawdę musiałam się wygadać, zresztą może uzyskam od Was jakieś wskazówki i porady w tym temacie:) Dzięki za wysłuchanie i poprzednie wątki, bardzo mi pomogły w ocenie sytuacji
×