Bardzo chciałabym żeby ktoś pomógł mi z tym problemem. Otóż znam się z pewnym chłopakiem już od dobrych paru lat. Na samym początku był we mnie śmiertelnie zakochany (był w stanie zrobić dla mnie wszystko) jednak dałam mu do zrozumienia, że pozostaniemy na stopie PRZYJACIELSKIEJ. I to był mój okropny błąd. Byłam wtedy młoda, bardzo nieasertywna, nie potrafiłam odmówić spotkań, bo było mi go po prostu szkoda. Teraz ten człowiek nie chce się ode mnie oderwać. Jest uzależniony. Spotykam się z nim z litości, bo... ma trudną sytuację w domu. Niestety nigdy w jego towarzystwie nie czułam się dobrze, czasami wyprowadza mnie z równowagi, wiele nerwów na niego straciłam, były także łzy (jest moim zupełnym przeciwieństwem). Wydaje mi się, że czeka na moment, w którym zapałam do niego miłością. On temu zaprzecza, ale to tylko słowa. Teraz w końcu dojrzałam i chciałabym postawić sprawy jasno, powiedzieć mu jak źle czuję się w jego towarzystwie, ALE! - po prostu nie wiem czy mogę... on skarży się, że przez trudną sytuację ma depresję, chciałby ze sobą skończyć... takie słowa wykańczają i mnie, a od jakiegoś czasu zaczynam się zastanawiać czy to po prostu nie jest szantaż "na litość"... poradźcie co mam zrobić? Powiedzieć mu o tym, że chcę ograniczyć kontakt? A jeśli to, że jest mu naprawdę ta ciężko to prawda i jeszcze zrobi sobie krzywdę, bo straci "przyjaciela"? (chyba nie jestem jego przyjaciółką... staram się go wysłuchiwać, ale źle mi z tym).
Przyznaję, że jest w tym i moja wina, bo już na samym początku powinnam go odizolować od siebie, a teraz wkopałam się w toksyczną znajomość. On podpiera się faktem, ze jesteśmy przyjaciółmi. Cały czas powtarza jak bardzo mogę na nim polegać i właśnie to mnie przy nim trzyma, bo po prostu nie mam odwagi i nawet wstyd mi powiedzieć, że ja nie odwzajemniam tych uczuć. W końcu sama powiedziałam, że jesteśmy przyjaciółmi