Skocz do zawartości
Nerwica.com

ladywind

Użytkownik
  • Postów

    7 583
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez ladywind

  1. Gdybym miała dziecko, to chyba też bym go nie oddała do żłobka. No, ale niektórzy nie mają wyboru, bo nie mają rodziny, która mogłaby pomóc.

     

    A jesli kobieta jest szczesliwa z tym, ze wstaja o 5 i gotuje to jej sprawa nawet gdy uwszasz, ze sie nie szanuje a jej maz nic nie robi. To ich zycie.

    Zgadzam się :)

     

    Tym bardziej, kiedy mąż wykonuje cięższą pracę np fizyczną, a żona pracuje w biurze. W takiej sytuacji on może być bardziej zmęczony po takim dniu i potrzebować odpoczynku, więc nie widzę niczego złego w tym, że jego żona nie mogłaby zrobić coś więcej dla męża? :D

    Chyba, że mówimy o podobnej pracy obydwojga małżonków, wtedy sprawiedliwe jest dzielenie się obowiązkami.

  2. zlasu, to bardzo długo już chodzisz. Moje wrażenia są takie, że chodzenie na grupę kosztuje mnie sporo nerwów. Mam problem z mówieniem przed grupą i jestem jedną z tych osób, która najmniej się odzywa. Na razie za 2 mną 2 sesje i jest to dopiero taki wstęp. Moja była terapeutka mówiła, że na pewne rzeczy ciężko będzie u mnie indywidualną pomóc, że być może grupowa będzie bardziej przydatna. W Twoim przypadku może być podobnie. Pytałeś terapeutę o tą formę pomocy?

     

    Hej! :D Widzisz jedziemy na tym samym wózku:). To jest moja pierwsza terapia grupowa i ogólnie pierwsza terapia w życiu;). Moje wrażenia są/były super, bo kontakt z fajnymi ludźmi, na przerwach można sobie porozmawiać o pierdołach i się pośmiać. Dopóki nie musiałam na sesji wczoraj wypowiedzieć się o sobie i jak minął mój tydzień. Dodam, że swojej sesji jeszcze nie miałam. Dopiero za 2 tygodnie;). I co się ze mną działo? Osoba po której ja miałam odezwać gębę, zaczęła podsumowywać swój tydzień, na luzie, na spokojnie. A ja wiedząc, że za chwilę będę musiała przy grupie (przy której na przerwach czuje się super i na luzie) mówić, a tym bardziej przy terapeutach, poczułam gorąc na twarzy , ręce zaczęły mi drzeć i się pocić, w głowie total pustka, a w tle głupi śmiech, że kobieta przede mną opowiadała o poważnych sprawach związanych ze swoim zdrowiem i chorą tarczycą, a wyglądało to tak, że się z tego śmieje ;) . I co? Moje podsumowanie wyglądało tak, że śmiejąc się mało co powiedziałam, bo czułam spojrzenia wszystkich na sobie i nie mogłam wyluzować, powiedziałam coś szybko , krótko i podziękowałam, aby kolejna osoba mogła mówić. Wiem, że terapeuci widzieli moją somatykę na bank, bo jak sobie siedzą wyprostowani, to zaczęli się nachylać prawie że nade mną :P

     

    Malarz cieni napisz jak Ty się czułeś podczas swoich dwóch sesji i czy miałeś problem z tym, że musisz się odezwać w grupie? Bo wspomniałeś, że masz fobie społeczną.

    I pytanie do Was czy moje zachowanie może świadczyć o fobii społecznej czy to lęk przed wystąpieniami publicznymi? Bo jak by terapeuci wyszli z sali, to z tymi ludźmi nawet mogłabym imprezę przysłowiowo zrobić;) .

    Ja nie wiem jak sobie poradzę na swojej sesji, którą będę miała za 2 tygodnie :mrgreen: To mnie paraliżuje, a nie chciałabym zrezygnować z terapii przez coś takiego. Poza tym, jeśli będę się bała odzywać na sesjach, to nic z terapii nie wyniosę i nie pomoże mi.

    Czy ktoś miał podobny problem i jeśli tak to jak sobie z tym radziliście? ;)

  3. Mały ptaszek leciał do Afryki ale było już bardzo zimno i ptaszek zamarzł. Spadł na łąkę i nasrała na niego krowa. Ptaszkowi zrobiło się ciepło, więc zaczął śpiewać. Usłyszał to kot, wyjął go z kupy i pożarł. Jaki z tego morał?

    1. Nie każdy kto na Ciebie narobi jest twoim wrogiem.

    2. Nie każdy kto Cię wyjmie z gówna jest twoim przyjacielem.

    3. Jak siedzisz w gównie po uszy to siedź cicho.

  4. Ladywind, spróbuj jeszcze raz:

    wejdź na youtuba, włącz klip i z paska adresu( ten pasek w który www się wpisuje) zaznacz to co jest po znaku "=" , następnie kliknij już tu na forum w "videoyoutube=" i w to co wyskoczy wklej po znaku "=" zaznaczony fragment z youtuba. Powinno zadziałać.

    Motio wiem wiem jak to się wstawia, tylko coś za szybko chciałam wstawić i coś nie wyszło:) Ale dzięki;)

     

    [videoyoutube=-rey3m8SWQI][/videoyoutube]

  5. Jeszcze kilka lat temu mój ojciec był w mojej wyobraźni idealnym tatusiem jednak ostatnimi czasy zaczynam wszystko widzieć w innych barwach. Pojawił się obraz człowieka dbającego tylko o swoją wygodę, nie znoszącego sprzeciwu, potrafiącego tylko krytykować i nie mającego dobrego słowa dla własnych dzieci. Obojętność i odpychanie od siebie problemów to był jego sposób na życie. A mama, cóż mogła uczynić ciężko chora osoba, która przeżywała dramat uwięziona we własnym ciele.

     

    Jak czytam o Twoim wcześniejszym stosunku do ojca jak i jego zachowaniu, to tak jakbym czytała o sobie i swojej matce. Trochę za długo się oszukiwałam i ją w jakiś sposób idealizowałam, gdzie prawda była z goła inna. W momencie, kiedy spojrzałam prawdzie w oczy i uświadomiłam sobie jakie spustoszenie wywarła na mojej osobie jej ciągła krytyka i również brak sprzeciwu(to było na porządku dziennym, zaś jakakolwiek próba przeciwstawienia się była srogo karana słowem lub siła), zrozumiałam, że muszę pójść na terapię i coś z tym zrobić, gdyz zbyt wiele rzeczy przez te wszystkie lata wypierałam i żyłam w chronicznej depresji.

  6. Musisz pokazać tym ludziom, iż Ty jesteś o wiele bardziej wartościowa od swojego ojca.

    Dlaczego musi cokolwiek pokazywać tym ludziom? Dlaczego w ogóle musi?

     

    To samo chciałam napisać, ale mnie uprzedziłaś:) Nic nie musisz.

     

    Gdybym się miała wstydzić za zachowanie swoich rodziców, to bym zbzikowała. Otóż mój stary często podczas awantur zamyka się w łazience i drze japę tak głośno, aby wszyscy sąsiedzi w pionie dokładnie słyszeli, co on ma do "przekazania". A że często są to sprawy tak intymne, których nie powinien w ogóle ruszać, tak gdybym się miała tym przejmować, to bym niejednokrotnie lądowała w szpitalu psychiatrycznym. Sąsiedzi przez te wszystkie lata zdążyli zauważyć, że to świr osiedlowy i w zasadzie nie wiem czy mi współczują czy nie, raczej są obojętni.

    Chociaż jak teraz sięgam pamięcią mieszkało nad nami dosyć kumate, starsze małżeństwo, które było często świadkami interwencji policji w naszym domu, kiedy to mój "kochany "stary" znęcał się psychicznie nade mną i siostrą, a że oni jedyni w tamtych czasach mieli telefon stacjonarny, to pomagali, jak tylko się dało. Po latach , nie tak dawno spotkali moją matkę i się zapytali jej czy jest już po rozwodzie. Byli bardzo zaskoczeni, że dalej z nim mieszka.

     

    Jeśli mogłabym się czegoś wstydzić, to tego, że moja matka dalej tkwi w tym chorym układzie i przez te wszystkie lata nic, absolutnie nic z tym nie zrobiła.

  7. "Nie lubie zycia" ... hmmm... ciekawe... nigdy nie zastanawialem sie nad tym czy je lubie czy nie... na ta chwile zyje... ocene zostawie sobie na koniec.

    Sens zycia tez traktuje w podobny sposob. Wole czasem cos zrobic i pozniej ocenic czy tez nadac temu sens lub nie, niz nic nie robiac zastanawiac sie nad wszystkim.

    Zycie zaczyna sie od narodzin a konczy smiercia.... czy to tylko choroba przenoszona droga plciowa.. mozliwe... dla mnie poczatek i koniec nie jest zbyt ciekawy, zwlaszcza ze jednakowy dla wszystkich, ciekawsza jest droga miedzy poczatkiem a koncem.Na niej sie skupiam, staram sie jej nie oceniac (dobra-zla, sensowna-bezsensowna itp). To poprostu droga, ktora sobie obserwuje, ona jest niepowtarzalna, daje radosci, smutki, strach, gniew, zadziwia, odraza... dlatego jest ciekawe. Nigdy nie wiadomo co bedzie dalej.

    Oczywiscie mozna wymyslac swoje filozofie na jego temat(lub korzystac z zapozyczonych), a mozna tez zaczac zyc.

    Do tego zeby sie cieszyc nie trzeba duzo, choc czasami tak by sie wydawalo. Ocenianie, porownywanie sie do innych lub branie sobie do serca ich opinii niejednokrotnie zabiera ta radosc.

    Stawianie sobie nieosiagalnych celow w zyciu tez nikomu przyjemnosci nie sprawia, przynajmniej tak sadze. Podnoszenie caly czas poprzeczki i szukanie wyzszych celow.. hmmm.. nie dla mnie.. ale jak ktos lubi lub jak komus to potrzebne... Zycie mozna sobie utrudniac w nieskonczonosc, ale czy warto?

    Co to da? Czy mnie to zmieni w jakis wymierny sposob?

    W kazdym razie ja zyje, czy to dobre zycie czy zle, czy je lubie czy nie... nie mam pojecia... niech inni sie nad tym pozastanawiaja.. jakie to moje zycie jest ... niech stanie sie to ich problemem nie moim... szkoda mojego czasu na to.

     

    No wszystko pięknie i ładnie,a nawet różowo ;) . Tylko, ze każdy człowiek ma inne doświadczenia życiowe ( tutaj możesz sobie wpisać :dzieciństwo, rodzina lub jej brak, środowisko itp) , które mają nieodzowny wpływ na to w jakim punkcie się w tym życiu znajdujemy i jacy jesteśmy. A więc jeśli ktoś ma problem np z samooceną, to nie pomogą rady w stylu: że nie warto sobie utrudniać życia, trzeba zacząć żyć itp. Bo te rady są krótko mówiąc słabe. Jasne , że nie warto i każdy chciałby mieć udane i poukładane życie. Tylko szkopuł jest taki, że nie każdy może sobie na to pozwolić bez nierzadko długoletniej psychoterapii aby móc cieszyć sie życiem, nie zastanawiać się nad jego sensem czy tez bezsensem. Bo faktycznie jest tak, że ludzie bez problemów/zaburzeń psychicznych żyją spontanicznie i takie rzeczy nawet nie przejdą przez ich umysł.

  8. Ogólnie to mam wrażenie, że gonisz króliczka i nie chcesz go złapać. Szukasz poczucia sensu istnienia na zewnątrz, czyli tam, gdzie go na pewno nie znajdziesz. W ten sposób sam pogłębiasz i pielęgnujesz negatywne emocje i uczucia.

     

    Dokładnie.Poczucie sensu możemy znaleźć wyłącznie w sobie. A kiedy juz je znajdziemy, możemy nadawać sens rzeczom na zewnątrz.

     

    Czy wiesz, że nie jesteś sam ze swoimi wadami? Każdy posiada cechy, których mógłby się wstydzić. Pod tym względem niczym się nie wyróżniasz od innych.

    Aby panowała równowaga, muszą istnieć przeciwieństwa. Nie da się wyprzeć zła i o nim zapomnieć, skoro istnieje dobro. Z tym faktem dla własnego zdrowia psychicznego powinieneś się pogodzić.

     

    Tylko niektórzy posiadający wady, których mogliby sie wstydzić, ewidentnie mają to gdzieś, ponieważ maja wysokie poczucie własnej wartości.

    Tak, poza tym to postawa dziecka, które potrzebuje kierownictwa dorosłych, bo samo czuje się za słabe, by zmierzyć się z problemem.

    atic, myślę, że musisz skonfrontować się ze swoim dzieciństwem, bo tam tkwi przyczyna. Do tego by się przydał dobry psychoterapeuta.

     

    Też tak uważam.

     

     

    Abstrahując od tematu czy ktoś z Was podpisałby się pod tym tekstem ? Ja napewno....

     

    Kiedy się śmiałam, mówiono do mnie, że zachowuję się dziecinnie

    Tak skryłam dziecko we mnie

    Kiedy kochałam, mówiono, że jestem zbyt romantyczna

    Więc nauczyłam się podchodzić realistycznie do świata

    Tak nauczyłam się skrywać moje uczucia

    Gdy opowiadałam, mówiono mi, żebym przestała wreszcie gadać

    Tak nauczyłam się milczeć

    Pytania, które chciałam zadać pozostały bez odpowiedzi

    Kiedy płakałam, nazywano mnie beksą

    Więc nauczyłam się nie pokazywać moich łez

    Potrafię się cieszyć, potrafię się śmiać

    W oka mgnieniu szybuję wysoko w euforii

    Lecz tak samo szybko opadam w dół

    Każdego dnia ta sama walka

    Uczucia wbrew rzeczywistości

    Ale gdzie jest granica między snem a rzeczywistością?

    Żyję w swoim własnym świecie, w którym mogę się schować

    W świecie, którego nie rozumieją inni

    Zmęczona, samotna, odizolowana?

    Lęk przed samotnością

    Lęk przed bliskością

    Lęk przed porzuceniem

    Przyjaciele przychodzą i odchodzą, szybciej niż można sobie wyobrazić

    W głębi cierpię, choć nie okazuję tego tłumiąc ból w sobie

    Na zewnątrz szczęśliwa, mimo, że w głębi płaczę

    Manipulowanie innymi

    Udawanie

    Nagłe ataki gniewu

    Samotność jest nie do wytrzymania, ale bliskość napaja strachem

    Ranię, by nie być zraniona

    Kocham i nienawidzę

    Samotność pomaga, jeśli sami się na nią zdecydujemy

    ale doprowadza do szału jeśli jesteśmy na nią skazani

    Świat staje się szary i pusty

    Człowiek myśli, że oszaleje

    Tysiące pytań krążą w głowie

    Nienawiść do samego siebie?

    Niepewność?

    Człowiek obwinia się za wszystko?

    Chcę się znowu poczuć

    Ból fizyczny zagłusza ból psychiczny?

  9. Masz uwagę skierowaną do wewnątrz, więc w ogóle mnie to nie dziwi. ;) To również nie jest zaburzeniem, lecz cechą osobniczą. To się staje wkurzające dopiero wtedy, kiedy nie dostrzega się istotnych szczegółów.

    Nad tym też można efektywnie pracować, angażując swoją koncentrację.

     

    Ma nawet swoją ładna nazwę: introwertyzm;)

    Niestety problem zaczyna się, kiedy jest się zaburzonym introwertykiem. Wtedy bogate życie wewnętrzne, które powinno być źródłem inspiracji i kreatywności, co u intro (zdrowych oczywiście)jest dosyć częste, staje się pasmem cierpienia, nudy i wewnętrznej pustki.

    Ważne żeby dociec przyczyny tego stanu i nad tym pracować.

  10. Czy z tego DDD można wyjść? Ja już mam dość swoich toksycznych rodziców. Oni mi tak spieprzyli życie i dalej to robią a ja nutę potrafię się wynieść z tej patologii. Każdy chłopak im nie pasował. Ten brzydki, ten za cichy, tamten niski albo głupi. A jednocześnie uważają że na nikogo nie zasługuje. Muszę to niestety powiedzieć, ale nie kocham ich. To skonczeni frajerzy którzy nie powinno mieć dzieci:(((

    ot

    atic, kto? :D
    Chyba naprawdę żyjesz w świcie oderwanym od zwykłych realiów skoro nie wiesz kto to jest koks

     

    MATKO, CZŁOWIEKU, STOP.

    Nie zamierzam się tłumaczyć z każdego słowa. Pochodziłam z rodziny patologicznej. Zapamiętaj to.

    Zapamiętaj też, że mam 42 lata (słownie: czterdzieści dwa) i nie było kiedyś takiego określenia.

    Dla mnie to dres.

    Drobna prośba - nie doszukuj się czegoś, czego nie ma.

     

    To że jesteś z patoli, nie tłumaczy Twojego mądrzenia się i obrażania wszystkich, którzy się z Tobą nie zgadzają.

    Mam nadzieje, że nie muszę Ci tłumaczyc słowa : patola ;)

    ot

    Carlos, ciężko się z Tobą gada.

    Nie, nie traumatyczne przeżycie, nigdzie tak nie napisałam. Po prostu dość krępujące mieć swoich studentów za ścianą.

    Mam specyficzny humor a może jego brak, ale serio myślałem że to coś poważniejszego bo tak to zabrzmiało przynajmniej takie coś co spotkało super nianię i Agatę Młynarską nad polskim morzem.

    :lol:

×