Skocz do zawartości
Nerwica.com

nieszczęśliwa1526936311

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

Odpowiedzi opublikowane przez nieszczęśliwa1526936311

  1. Hmm,

     

    Bardzo Ci współczuję. Myślę że ta choroba nigdy na dobre nie odpuszcza. Ja morduje sie z nią juz 2 lata. Co jakis czas zawroty głowy i problemy z oddychaniem wracają,tak jak u Ciebie.Teraz w dobie Covid, co chwile boli mnie gardło,ale wiem,ze to tylko w mojej glowie. Co moge ci poradzić z wlasnego doświadczenia. Jak zaczyna Cię brać atak,postaraj sie w nim nie zatracać. Juz wiesz co to jest....niech sobie będzie i przejdzie. Weź kilka głębokich wdechów,zatrzymaj na chwilę powietrze. Pobierz proszki na uspokojenie. Zajmij się czyms innym np poczytaj książkę. Polecam tez cwiczenia relaksacyjne. Mnóstwo ich na yutubie. Jesteś wysokowrażliwcem tak jak i ja. Taka nasza uroda. I nie daj się się. Im wiecej ataków przyjmiesz na zasadzie....dobra jestes przejdź sobie bo wiem ze to jest reakcja organizmu na stres.....tym szybciej zobaczysz ze jest ich coraz mniej. To strach potęguje te odczucia. Powodzenia wiem ze poradzisz sobie:)

  2. 23 minuty temu, Rafał 2905 napisał:

     

    Ja jestem po szeregu badań. Robilam juz krew,bylam u laryngologa,neurologa,Ekg, robilam badanie błednika. Na wyniki ostatniego jeszcze czekam ,ale pewnie to tez wyjdzie ok....myslales o rozmowie z psychologiem? Ja bylam na jednej i jak sie trafi na dobrego specjalistę to naprawde pomaga...neurolog nie widzial powodu zeby dac mi skierowanie na przeswietlenie odcinka szyjnego kręgoslupa,chociaz uważam ze i to powinnam zrobić. Dobrze ze wychodzisz do znajomych....najgorzej jest siedzieć samemu w domu i sie nakrecac.Ja staram sie robic wszystko normalnie,chociaz jest ciężko szczegolnie jak mam nasilone objawy.Czuje ze zaraz np zemdleje itp. a jadę do pracy lub wykonuję obowiazki w pracy....dramat

     

  3. W dniu 16.01.2019 o 20:22, greggreg napisał:

    Czesc mam podobnie od 6 miesiecy zawroty glowy niestabilnosc nogi jak z waty uczucie goraca na twarzy to mnie boli w boku to w plecach to klatka to szyja masakra walcze z tym ale ciezko sa dni lepsze i gorsze wspomagam sie tabletkami ale nie jest latwo .

    jakie leki bierzesz? Robiłeś jakieś badania? Chodzisz na psychoterapię? Ja sie wybieram.....leków boje sie brać, chociaz moze powinnam. Sama juz nie wiem co z tym wszystkim robić. 

  4. 22 godziny temu, Reszka.1978 napisał:

    Nieszczęśliwa, bardzo Ci dziękuję za Twoje słowa. Niewątpliwie pomagają. Z mamą mieszkam więc akurat jestem z nią niemalże non stop. I cieszę się każdą chwilą. I powiem szczerze, że pod pewnymi względami i myślami jesteśmy do siebie podobne, bo ja właśnie w tej chwili nie pracuję tak naprawdę. Pracę straciłam, teraz pracuję tak bardzo dorywczo, że wiem, że jakby mamy zabrakło w tej chwili, to będę tą bezdomną, stracę mieszkanie itd. I podejrzewam, że w tym też tkwi powód moich lęków. Że bez mamy na dzień dzisiejszy sobie nie poradzę tak naprawdę. A fakt, że mieszkamy razem i jesteśmy ze sobą niesamowicie zżyte, bo mamy tylko siebie, też robi swoje. Nie oszukujmy się.

    Dziękuję raz jeszcze.

    Nie ma za co dziękować 😊W tym paskudztwie jak w kazdej chorobie trzeba miec punkt zaczepienia,kogos dla kogo sie trzeba trzymać. Ja tez sie boję ,utraty pracy,ze narzeczony mnie zostawi.....oj mnostwi tego jest. Dzisiaj mialam okropny dzień. Siedzialam w pracy i przez 2 godziny mialam wrazenie ze zaraz zasłabne. Staralam sie to g....ignorować, potem trzeba bylo wrocic do domu....kolejna trauma. Jestem tak wypompowana,ze szkoda gadac. Czas w koncu na terapię. Samo chyba nie przejdzie. Dzis ja nie wierze ze  ta cholera sie o demnie odwali. Sorka za okropne słownictwo, ale nie umialam tego inaczej opisac😪😭😫

    Pozdrawiam cieplutko

  5. 2 minuty temu, BlackAngel napisał:

    Zazdroszczę, że na takim etapie potrafisz chociaż trochę opanować strach przed objawami nerwicy. Ja codziennie staram się zrozumieć to co się ze mną dzieje, ale nie zawsze mi się to udaje. Bywa, że coś mnie zakluje, a ja łapę się na tym, że momentalnie zalewa mnie fala gorąca ze strachu.

    Masz juz pewnie tzw. Lęk przed lękiem..te wszystkie objawy co masz to reakcja organizmu na stres.Niestety zle dzialaja nam neurony i organizm dostaje fałszywą informacje o zagrożeniu. Pompuje krew do glowy,stad objawy dretwienia kończyn,pocenie,szybsze bicie serca.To zastrzyk adrenaliny. Kłucie w klatce piersiowej bierze sie z tego ze bezwiednie napinasz klatkę piersiową. Jak czujesz ze sie....zbliża pomysl o tym co Ci napisalam.Dzieki temu bedziesz wiedział ze nie dzieje sie nic zlego i Ci przejdzie a jesli nie to sie nie pogorszy. Slyszales o treningu jacobsona lub schulza? Polecam 

  6. 8 minut temu, Reszka.1978 napisał:

    Próbuję, ale to nie pomaga. Owszem nie myślę, ale uczucie niepokoju, strachu i np. ból żołądka czy pleców nie mijają i dlatego jest to takie męczące i nie dające wytchnienia nawet na chwilę.

    I właśnie o to chodzi Nieszczęśliwa. Nie mam właściwie żadnych uzasadnionych i prawdziwych powodów by to czuć. Owszem mama dawno nie była na kontroli, ale nic w gruncie rzeczy jej nie dolega. Jeśli już to mogę się tak czuć z powodu jej wieku. Ma 68 lat. Wiadomo że nikt nie żyje wiecznie, więc co tu kryć, może to któregoś pięknego dnia nastąpić. Jednakże to też nie jest do końca racjonalne, bo w rodzinie mamy wszyscy żyli długo. Odchodzili w wieku 85-92 lat. Moja babcia ze strony mamy, odeszła mając lat 75, ale tylko dlatego, że miała raka wątroby. Tak by pewnie jeszcze z 10 lat i więcej pożyła, jak jej siostry i prababcia. Więc naprawdę nie mam ku temu żadnych racjonalnych przesłanek, poza właśnie tym co czuje od tygodnia. I to przeraża jeszcze bardziej. Bo gdyby mama była ciężko chora, bałabym się na pewno panicznie (tak jak się bałam, gdy usłyszałyśmy z mamą diagnozę i nie wiedziałyśmy jak się sprawy potoczą), ale jakoś może uczyłabym się godzić z losem, byłoby jakoś inaczej, bo miałabym świadomość choroby i może nawet w pewnym sensie bym chciała by mama przestała cierpieć. No wiadomo jak to jest jak już choroba jest w stanie maksymalnie zaawansowanym i koniec jest bez mała kwestią tygodni czy dni.

    A w tej chwili to jest na logikę jedynie mój paniczny lęk, nie poparty żadnymi dowodami. I mam takie uczucie jakbym wieszczyła mamie los, jakbym przyciągała jakoś nieszczęście, czy właśnie że jest to przeczucie, szósty zmysł. Nawet kilka czy kilkanaście minut przez sekundę pojawiła się we mnie taka myśl, że może dobrze by było gdyby już to się stało. Przynajmniej byłoby po wszystkim i te lęki by się skończyły, chociaż niewątpliwie bym rozpaczała. I się rozpłakałam i zaczęłam się przeklinać, że to przecież tak jakbym życzyła mamie śmierci! A tak nie jest absolutnie! Wręcz przeciwnie, chcę by żyła jak najdłużej w pełnym zdrowiu i jak najlepszej sprawności. Bo nic nie stoi na przeszkodzie! I zaczęłam szeptem błagać mamę, boga i wszystkich o wybaczenie, bo wcale tak nie chciałam i nawet nie wiem dlaczego tak pomyślałam. To jest straszne.

    Myślę, ze akurat  śmierć spotka Nas wszytkich.Kiedy? tego nie wie nikt. W całym tym tekście zawarta jest odpowiedź na twoj irracjonalny lek. "Kobiety w twojej rodzinie żyją dlugo,mama jest  zdrowa "Moze warto powtarzac to gdy masz napady? Ja tez mam takie nieuzasadnione lęki. Np boje sie ze przez nerwicę stracę pracę, mieszkanie,ze będę  bezdomna....No cała historie juz mam ulożona.Wszyscy mamy ten sam problem "demonizujemy" i nie potrafimy myslec pozytywnie. Chodzilas na terapię? Czytalas jakies ksiazki o nerwicy? To pomaga,naprawde.Samo czytanie ksiazek o nerwicy i sposobów radzenia sobie znia jest doskonalą terapia. Wazne jest aby zdac sobie sprawe z tego co Ci dolega i praca praca praca nad soba.Ja próbuję....z różnym skutkiem.Czasem przegrywam,cofam się ale naprzeciw swojemu lękowu próbuje robic wszystko zeby nie stracic pracy i nie zostac tym bezdomnym. 😂Spedzaj z mama czas odwiedzaj ja i ciesz sie każdą chwilą a śmierć spotka Na wszystkich...i to ona wybiera nie my. 

  7. 2 godziny temu, Reszka.1978 napisał:

    No właśnie my z mamą mamy w sumie doskonały kontakt i jesteśmy ze sobą bardzo zżyte, dlatego myśl o jej śmierci jest dla mnie przerażająca, ale to co czuję obecnie wykracza daleko poza racjonalność i zdrowy rozsądek.

    Moja mama też zachorowała na raka, osiem lat temu miała diagnozę i operację. Panicznie się bałam, że właśnie umrze, ale jakoś to przepracowałam sama ze sobą i dość szybko mi przeszło i nie potrzebowałam nawet żadnych leków. Teraz na logikę nie mam żadnych podstaw by panikować. Mamie na dobrą sprawę nic nie jest, nic jej nie dolega. Owszem ma swoje lata (68lat) i wiem, że nie będzie żyła wiecznie, że kiedyś ten dzień nadejdzie. Ale pochodzi z długowiecznej rodziny (85-92 lata kiedy odchodzili), więc jeszcze długo mogę się cieszyć jej obecnością w moim życiu.

    Więc naprawdę nie wiem ani skąd mi się to wzięło, ani czemu tak mnie trzyma.

     

    Pozdrawiam

    Jesli mogę  cos poradzić. Jak napadaja Cie takie myśli,zajmij szybko glowe czyms innym.Spróbuj medytacji,włącz muzyke ,zacznij cos czytać. Rób cokolwiek byleby odwrocic uwage od tych leķow. A jesli to nie pomaga,zadaj sobie pytanie.Na ile prawdziwe i uzasadnione jest to co chodzi mi po glowie?

  8. Witam wszystkich 😊

    Chciałam i Ja z Wami podzielić sie swoim problemem. Ok 2 m-ce temu zdalam sobie sprawę z tego co to znaczy nerwica lękowa. Podczas pracy nagle zakręcilo mi sie w głowie.....no i te zawroty mam do dzisiaj,oprocz tego zaburzenia widzenia,permanentny stan niepokoju oraz plytki oddech i wrażenie ze zaraz zemdleje.Bylam juz u laryngologa,Neurologa,robilam badania na krew TSH,błednik i oczywiscie nic mi nie jest. Wiem juz ze nikt kto tego nie przeżył nie jest wstanie zrozumieć osoby z tym problemem. Lekow nie biorę.Próbuje zrozumiec te stany i sie nimi nie przejmować.Jak mam plytki oddech,staram sie go wstrzymywac i oddychac przeponą.Zawroty glowy staram sie ignorować. Caly czas powtarzam sobie ze nic sie nie dzieje a te stany to tylko zludzenie....i o dziwo jakos mija. Jak balam sie wyjść do pracy,przelamywalam sie i na sile wychodziłam. Mysle ze to najlepsza terapia....przelamywanie sie.Jest ciezko bo to ciągla nieustanna walka,najprostsze czynnosci sa wyzwaniem.Boje sie wyjazdów i tego ze cos mi sie stanie,ze strace pracę itp. To jakas okropnosc......Najgorsze są te fizyczne objawy.Czy kiedys znowu bede zdrowa?😢

  9. Ja też jestem wolna.........W sumie jak tu być szybkim, jeśli się coś sprawdza 700 razy.

    Jedyne co moge od siebie to to, że jeżeli bedziesz się tym bardzo przejmowała i zakryje Ci to cały świat (tak jak u mmnie), że nie będziesz myslała o niczym innym tylko o ewentualnych, aczkowliwek nie sprawdzonych błedach.....zwarjujesz.

    Ja czasem warjuje i mam ochotę uciec od tego wszystkiego.

    Współczuję Ci bardzo naprawdę wiem jak sie czujesz......

    Nie pocieszę, bo sama się pocieszyć tez nie potrafię;(

    Pozdrawiam

  10. Witam,

     

    Od jakiegoś czasu cierpię na natręctwa, miewam też lęki. Ciągle wydaje mi się, że popełnię jakiś błąd w życiu, pracy i trafię do więzienia. Ciągle w kółko sprawdzam, czy wszystko w domu powyłączałam, w pracy po 100 razy sprawdzam czy szafki , komputer, program jest dobrze zamknięty. To jest poprostu przerażające. Niby wiem że wszystko jest ok, ale i tak musze sprawdzić. Ostatnimi czasy doszła do tego wszystiego ogólna niechęć do życia. Do pracy nie chce mi się chodzić, pracowanie przychodzi z wielkim trudem.Poranne wstawanie to katorga (ciągle sobie myślę, "kolejny dzień z serii takich samych nudnych dni"). Żeby jakoś wyluzować, zapisałam się na fitness, ale moje myśli różnego głupiego rodzaju trzymaja się mnie jak rzepy nawet wtedy gdy muszę się skupić na czymś innym.

    To całe natrętne myślenie przeszkadza mi w normalnym życiu. Ciągle boje się, zrobić coś bardziej trudnego bo boję się konsekwencji(nawet gdy puszczam przelew myślę czy oby na pewno zrobiłam to dobrze mimo, że wiem, że sprawdzałam to tysiąc razy, i myslę oczywiście o konsekwencjach)

    Praca nie daje mi radości. Kończę studia, jestem przed obroną, ale zastanawiam się po co mi to wszystko jak w życiu i tak nic nie osiągnę.Masakra, aż płakać się chce. Taka pętla bez końca.

    Najgorsze jest to, że te natrętctwa i pesymistyczne myśli się pogłębiaja. Boję się, że stracę partnera, bo nie wytrzyma tego ciągłego smutku,który bije ze mnie. Jestem młodą osobą a zachowuje się jak stara baba.

    Najgorsze w tym wszystkim jest to, że boję się, że nawet jak moje wyimaginowane problemy znikna znajdę sobie nowe itd. :why:

    Wiem, że muszę iść do psychologa tylko, że do dobrego tylko jak go znaleźć. Musze coś z tym zrobić bo tak się nie da żyć.............................. :(

×