Skocz do zawartości
Nerwica.com

fifi245

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia fifi245

  1. fifi245

    Witam , mam problem......

    Piszę, gdyż muszę z kimś podzielić się tym co mnie nęka. Mieszkam na wsi, skończyłam studia z wyróżnieniem ( z resztą zawsze byłam jedną z najlepszych uczennic) i już od ponad pół roku mój świat się całkiem ograniczył. Siedzę w domu, gdyż nie mogę nigdzie znaleźć pracy, do których drzwi ja już nie pukałam:( Zawsze byłam dosyć aktywna, a teraz nie mam celu w życiu. Jedyne co mi pozostało to obowiązki w domu i pomoc rodzicom w gospodarstwie. Nic jednak nie zależy ode mnie, jestem najmłodsza, tylko ja pozostałam jeszcze w domu, rodzice są już chorzy, mają za dużo obowiązków jak na siebie, ale nie rozmawiają ze mną o tym co dalej robić. Nie wpoili mi jednak tego, ze praca na roli to może być coś satysfakcjonującego, z czego mogę czerpać radość. Ziemia to dla nich wszystko, nic nie chcą zmieniać, nic też ja nie mogę zmienić, wszystko musi być robione za zgodą mojego taty, najlepiej jakbym kierowała swoim życiem tak jak on sobie tego życzy. Starsze rodzeństwo mogło ułożyć swoje życie po swojemu, a ja wciąż tylko wysłuchuję żale, pretensje, obmawianie pozostałych członków rodziny jeżeli powiedzą coś nie po taty myśli. Za kilka miesięcy wychodzę za mąż, spotkałam wspaniałego człowieka, ale i on mojemu tacie nie pasuje. Wydawałoby się że nie powinien mieć mu nic do zarzucenia, ale w oczach mojego taty prędzej czy później każdy jest zgnojony. Nie zna nawet jego rodziców, a już źle o nich mówi. Nie koniecznie ja coś muszę zrobić, bo tak na prawdę ja praktycznie nie rozmawiam z moim tatą, wyszłam z założenia, że czy coś powiem czy nie, to on i tak słyszy i mówi co chce. Jemu widocznie to pasuje, kiedyś jak jeszcze byłam młodsza to starałam się odzywać do niego tak jak do innych, ale zawsze moje słowa były obracane przeciw mnie, słyszałam różne przykre słowa za swoimi plecami a nie podczas rozmowy. Na ogół to jednak w ogóle nie mogłam wypowiadać swojego zdania i nadal nie mogę. Mój narzeczony wie mniej więcej o tym jak u mnie jest, gdyż był świadkiem różnych sprzeczek, awantur, humorów mojego taty. Byłby nawet skłonny zamieszkać z moimi rodzicami, ale oni z nami nie rozmawiają, a tak szczerze to i nam ten pomysł już odszedł w niepamięć. Wciąż słyszę od taty że mój narzeczonych do niczego się nie nadaje (bo jest z miasta), że to ostatnie ''badziewie'', że nie ma o niczym pojęcia, na niczym się nie zna, same minusy. Że to on powinien wybrać mi męża, że przynajmniej jedno z dzieci powinno wyjść za rolnika i zostać na ziemi. To oczywiście jest powiązane z wieloma wyzwiskami i brakiem jakiegokolwiek dialogu. Wszystkie taty humory np z powodu niepomyślnych słów innych, musimy z mamą wysłuchać i najlepiej przemilczeć. Tak strasznie się stresuję jak mój narzeczony rozmawia z tatą, analizuję jego zachowanie i słowa, bo wiem dokładnie jak są przez tatę odbierane, gdyż później on to komentuje oczywiście za plecami. Chciałabym być z nimi i w miarę możliwości im pomagać, ale oni nie rozmawiają ze mną o naszej przyszłości, jeżeli nie wybieram tej drogi, która zostanie mi narzucona to każda inna będzie i tak zła. Nie chcę mieć ich na sumieniu, wysłuchiwać że ich zostawiłam. Mama ma zniszczoną psychikę przez tatę, wciąż była przez niego poniżana i bita. O tym się u mnie nie mówi, zawsze mi tłumaczy że w innych rodzinach jest gorzej, że z tatą trzeba i można rozmawiać, że on tak ciężko pracuje. Zawsze go broni. Ja wiem że oni ciężko pracują, z reszta ja też pomagam im zawsze we wszystkim, ale jak będę miała swoją rodzinę to już nie będę zawsze na ich zawołanie. Ja widzę plusy, ale mi chodzi o normalne wspólne życie bez ciągłych kłótni i fałszu. Mama mi powiedziała, że jak mnie zabraknie to ona nie wie co z nią się stanie, bo tylko ze mną tak naprawdę może jeszcze porozmawiać normalnie, ale i to się teraz zmieniło. Teraz to ja bardziej zamknęłam się w sobie i przestałam praktycznie rozmawiać. Narzeczony mógłby (mimo że nie ma o tym zielonego pojęcia) skłonić się do obrabiania ziemi ale tata musiałby go tego nauczyć, skoro on tego nie zna to jest do niczego i na tym koniec. Mój przyszły mąż pracuje, ma swoje plany na życie, tym bardziej widząc jaka jest u mnie atmosfera nie chce obrabiać tej ziemi. Chcielibyśmy się pobudować obok rodziców aby im pomagać ale nie mamy ziemi, tata wciąż powtarza że prędzej odda obcym tą ziemię niż odda ją na zmarnowanie. Zawsze rzeczy materialne były dla niego bardzo ważne. Jeżeli dostanę coś od niego to wiem ze będę miała to zawsze wypominane, przejmując gospodarstwo i nie prowadząc go tak jak on by chciał tez będzie źle. Nie wchodzę mu w drogę i praktycznie nie odzywam i jest w miarę spokojnie, nie ma już tych kłótni co wcześniej. Przez mojego tatę, przez jego słowa, widzę w moim narzeczonym wady, mimo że w pierwszej chwili wiem, że tak nie jest, to później wydaje mi się, że może jakaś prawda jest w słowach taty. Zwracam mu często uwagę, krytykuję. On jednak jest bardzo wyrozumiały, nie wie jednak co myśli o nim do końca mój tata. U niego w domu jest zupełnie inaczej, on rozmawia ze swoimi rodzicami, oni pytają się o nasze wspólne plany. Mam niskie poczucie własnej wartości, od 6 lat mam problemy z odżywianiem, mam dużo kompleksów które w większości sama sobie wmawiam, swoją samoocenę buduję na podstawie swojej wagi. Wiem że to nie jest normalne. Mam problem z rozmawianiem, często nie mówię tylko krzyczę, wiele jest takich rzeczy które chciałabym zmienić w sobie bo to źle skutkuje na moje relacje z narzeczonym. Nie wiem jak pomóc rodzicom, nie umię z nimi o tym rozmawiać, boję się poruszać temat ślubu, zawsze jestem zbywana, ale tak na prawdę to jeżeli już rozmawiam to tylko z mamą, ale ona i tak nie może sama podjąć żadnej decyzji i zawsze jest tak jak tata chce. Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić, wciąż mam wyrzuty sumienia jak robię coś z myślą o sobie, bo wiem że w tym czasie powinnam im pomagać, tego zostałam nauczona. Najgorsze, że nie mam pracy i jestem na ich utrzymaniu, chociaż studiując odłożyłam sobie parę groszy to jednak i tak za mało, tak długo nie pracuję, ze i te oszczędności już mi się prawie skończyły. Czuję się strasznie!!!!! Praktycznie nic się nie odzywam, ani się nie śmieję, to zmienia się trochę w weekendy kiedy spotykam się z moim narzeczonym. Proszę o jakąś poradę :[
×