Skocz do zawartości
Nerwica.com

Malwina1

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Malwina1

  1. Nie wiedziałam, że to funkcjonuje w ten sposób. Dziękuję za informację i pozdrawiam .
  2. Rozumiem, po prostu przeraziło mnie to, co przeczytałam po odszyfrowaniu tego mądrego słowa, bo nigdy czegoś takiego u siebie nie zauważyłam . Hm, szczerze mówiąc nie sądzę, żeby było mnie stać na psychoterapię . Może dałoby się poszukać tych mechanizmów jakoś samodzielnie? Nie wiem, może istnieje jakaś magiczna książka dotycząca szukania w sobie kierujących nami pobudek, albo coś w tym stylu? Pewnie nie istnieje, więc spróbuję na początek poszukać w sobie prawdziwych powodów, dlaczego nie chcę się do kogoś odezwać, a jeśli nic nie znajdę, zastanowię się nad tym, co radzisz. Dziękuję Ci za odpowiedź .
  3. Te pierwsze elementy przełknę, ale mizantropia? Szczerze mówiąc nie słyszałam wcześniej tego słowa i musiałam wpisać je w google, żeby dowiedzieć się, co oznacza. I brzmi paskudnie. Jestem raczej przyjazna w stosunku do ludzi i ogólnie dobrze im życzę, nie widzę w sobie jakiejś niechęci w stosunku do nich... Skoro piszesz ukryta, to może ja jej nie widzę, jestem ciekawa, gdzie w mojej wypowiedzi jest to zauważalne? Bo ja sama chciałabym ją u siebie dostrzec, jeśli istnieje. Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to masz po części rację, momentami ludzie rzeczywiście mnie nużą... Nie potrafię tego w tym momencie rozwinąć, bo nigdy nie brałam takiej opcji pod uwagę i jestem tym faktem dość zaskoczona... Czy jest jakiś sposób, w jaki mogłabym popracować nad tymi rzeczami, o których piszesz?
  4. Witajcie, Właściwie od zawsze mam problem, który jednak ostatnio zaczął mnie mocno uwierać i zaczęłam się zastanawiać nad jego źródłem oraz sposobem na pozbycie się go. Dlatego proszę Was bardzo o pomoc. Nie, nie mam fobii społecznej, a nawet jeśli, to nie jest ona na tyle duża, aby uniemożliwiać mi normalne funkcjonowanie. Od zawsze byłam nieśmiała i miałam problem z nawiązywaniem relacji, ale udało mi się wypracować to do w miarę przyzwoitego poziomu. Chodzi mi o moją nieumiejętność podtrzymywania relacji z ludźmi. Zdecydowana większość moich kontaktów urywa się, bo nie potrafię ich utrzymać. Poza chłopakiem i przyjaciółką ludźmi, z którymi mam kontakt są tylko moi znajomi ze studiów. A kontakt ten ogranicza się tylko do rozmów podczas zajęć. Po zajęciach wracam do domu, dzwonię do chłopaka, przegadując z nim jakieś dwie godziny, a później udaję, że się uczę siedząc przy komputerze. Tak, wiem, że rozwiązaniem byłoby po prostu odzywanie się do znajomych, umawianie się na spotkania. Ale właśnie w tym tkwi problem-nie potrafię zmusić się do tego, aby zadzwonić czy zagadać. Gdy już porozmawiam z kimś lub pójdę na spotkanie, jest bardzo przyjemnie. Ale problemem jest dla mnie wykonanie pierwszego kroku, zawsze gdy mam zadzwonić choćby do przyjaciółki, uświadamiam sobie, że właściwie to powinnam się pouczyć, albo że nie mam nastroju do rozmowy. Gdy przyjaciółka dzwoni, jest mi głupio, że znowu to ona zadzwoniła pierwsza, a nie ja. Już kiedyś obraziła się na mnie, bo przez dwa miesiące nie miałyśmy kontaktu, a ja nawet do niej nie zadzwoniłam, żeby dowiedzieć się, co u niej. Stwierdziła, że czuje się tak, jakby tylko jej zależało. Nie dziwię jej się, bo rzeczywiście tak to wyglądało, mimo że prawie codziennie zwlekałam z zadzwonieniem, obiecując sobie, że zadzwonię następnego dnia. Próbowałam znaleźć powód, dlaczego tak dziwnie się zachowuję, przed czym uciekam. Znalazłam kilka, ale raczej żaden nie jest tym prawdziwym. Pierwszy to nauka. Studiuję ciężki kierunek, który wymaga wiele godzin nauki dziennie. Ale to raczej nie z tego powodu nie odzywam się do ludzi, bo tak naprawdę spędzam wiele godzin przed komputerem, udając, że przeglądam prezentacje z wykładów, a tak naprawdę biernie siedząc na facebooku lub czytając fora internetowe. Dużo nauki to dobre wytłumaczenie dla znajomych, próbujących mnie gdzieś wyciągnąć lub samej siebie, gdy czuję, że powinnam gdzieś zadzwonić. Ale nieprawdziwe. Drugi to moja mama. Od zawsze była wymagająca, chciała, żebym się uczyła, uczyła, uczyła, a ja potajemnie czytałam książki pod biurkiem, udając, że wkuwam się słówka na angielski. Teraz poszłam na studia, które mnie nie pociągają i z którymi nie zamierzam wiązać przyszłości i już drugi rok ledwo zaliczam egzaminy w drugich terminach. W podstawówce udawanie, że się uczę wystarczało do dostawania dobrych ocen, ale na studiach to już niestety nie wystarcza. Zresztą nie o tym miałam mówić. Mama byłaby dość racjonalnym powodem, dla którego moje kontakty z innymi kuleją. Zwykle gdy gdzieś wychodzę lub robię coś innego niż nauka, mama ma jakieś "ale". Fajnie by było móc zgonić na kogoś winę ( ), ale teraz na przykład mojej mamy nie ma w domu, a ja zamiast do kogoś zadzwonić pouczyłam się dwie godziny, obejrzałam film, weszłam na facebooka, pomyślałam, że wszyscy utrzymują jakiekolwiek relacje z innymi ludźmi, a ja nie, zaczęłam zastanawiać się, co jest ze mną nie tak i postanowiłam w końcu tutaj napisać. Trzeci: A może ja po prostu jestem nieśmiała i boję się bezpośredniego kontaktu, jak rozmowa przez telefon lub spotkanie? Odpada. Zarejestrowałam się na paru forach internetowych, nawet coś pisałam, ale gdy ktoś napisał do mnie prywatną wiadomość, odpisałam parę razy, a potem... znowu zaczęłam wynajdywać preteksty, czemu teraz nie mogę odpisać. Czwartą opcję podsunął mi mój chłopak: "Słuchaj Malwina, a może ty po prostu nie czujesz potrzeby chodzenia na imprezy, spotykania się często z ludźmi? Po prostu jesteś introwertyczką i nie ma sensu tego zmieniać na siłę.". To dlaczego włażę na durnego facebooka, przeglądam zdjęcia znajomych i czuję ukłucie w brzuchu, zamiast gdzieś wyjść? Dlaczego nie zadzwonię do przyjaciółki, którą znam od podstawówki i na której naprawdę mi zależy? Dlaczego boję się, że jeśli się nie zmienię, to kiedyś zostanę całkiem sama? Zdaję sobie sprawę, że rozpisałam się i gdy tak czytam to wszystko, to sporo we mnie jakiejś takiej negatywnej energii. Ostatnio czuję, że życie rozgrywa się gdzieś obok mnie, a ja przyglądam mu się, zamiast w nim uczestniczyć. Ale może ktoś ma podobny problem albo pomysł, o co tak naprawdę w głębi może mi w tym wszystkim chodzić i z czego może to wynikać?
×