Skocz do zawartości
Nerwica.com

uspiony2

Użytkownik
  • Postów

    128
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez uspiony2

  1. Ładnie mówił, ale z tego dialogu nic konkretnego nie wynikało. Dużo gadania, zero konkretów. Elastyczność, otwartość umysłu, modyfikacje własnych map rzeczywistości, zdolność decentracji, zmiany perspektywy, swich pattren i takie różne... Niby wszystko pięknie, fachowo, ale przełożenia praktycznego na życie - wcale.

    Jakby nie patrzeć to tak samo wygląda większość psychoterapii. Oczywiście są wtedy pewne założenia. No, ale im mniej się mówi, tym mniej się myli.

  2. ajajaj89, prawdopodobieństwo jest duże jeżeli obracasz się wśród ludzi. Prawda jest taka, że większość par to ludzie, którzy nie poznali się na ulicy, tylko ktoś ich sobie przedstawił. To smutna prawda dla jednostek nieśmiałych i zamkniętych w sobie.

    Osobiście uważam, że nie ma co czekać na łud szczęścia. To nieprawda, że miłość sama przyjdzie. Tak można wg. mnie powiedzieć tylko dziewczynie, która pomimo niezłego wyglądu nie ma partnera. Facet musi się sam postarać i rozpocząć znajomość z kobietą.

     

    Mam kolegę, którego znam od dawna. Na początku wydawał się bardziej "nieogarnięty" w sprawach dziewczyn niż ja. Na studiach poznał dużo ludzi. Już wtedy zrobił się bardziej "socjalny", ale z reguły wychodził gdzieś ze mną. Często mi się żalił, że na jego kierunku nikt nie chce wyjść nawet na piwo. No i po roku podjął dodatkowo inne studia.... i całkowicie się rozwinął. Nowi znajomi jakoś bardziej otwarci. Często gdzieś wychodzi. Otacza go już całkiem spora grupka dziewczyn. Dziewczyna to już dla niego nie temat "tabu". Martwi mnie tylko, że ja zszedłem na dalszy plan i nie chce mnie wyciągnąć z tego bagna braku znajomych.

  3. Wyczytałem dzisiaj, że z zagadywaniem sytuacja ma się trochę inaczej na Zachodzie. Osobiście nie sprawdzałem, ale tam znacznie częściej niż w Polsce podobno można trafić na sytuację, w której to kobieta pierwsza wykonuje ruch.

     

    Zastanawia mnie to czy podrywaniem obcych mi kompletnie kobiet mam szansę je bliżej poznać? Bo co do siebie, to nie widzę innej opcji poznania swojej drugiej połówki. Miałem dwie takie sytuacje, kiedy próbowałem "poderwać" obce mi kobiety. Niestety nic nie wyszło, a raz w błędzie zagadałem do dwóch dziewczyn i niestety w grupie były bardzo pewne siebie i szybko podcieły mi skrzydła. Tylko nie myślcie, że rozpoczynałem jakimiś głupimi tekstami... nie, nie, to były neutralne dyskusje, na przyziemny temat.

    Zbieranie motywacji na takie akty trwa bardzo długo więc tylko tyle przez całe moje życie :P.

     

    Natomiast ostatnio staram się utrzymywać kontakt wzrokowy z kobietami - nie upuszczam głowy. Patrzę się na nie i staram zrobić "pozytywną minę". Efektów po tygodniu całkowicie brak. No, ale będę próbował dalej.

     

    Jakiś czas temu chodziłem jeszcze przez jakiś czas do klubu fitness, ale mimo, że dziewczyn trochę tam było, żadna jakoś na mnie nie wpadła.

     

    Dziewczyny, co można zrobić jeszcze?

  4. Ja bym powiedział, że nie jesteśmy ofiarą, dopóki się za nią nie uważamy.

     

    Uważam też, że osoba, która nie ma problemów w obcowaniu społecznym, nie jest wstanie poczuć tego rodzaju beznadziei, co osoba, która nie zaznała bliższej relacji w płcią przeciwną, a bardzo tego by chciała.

    Stąd, nie widzę sensu dyskusji mającej na celu przekonywanie, że nie jest za póżno, że inne trele morele.

    Najlepiej skupić się na podłożu problemu. Tylko tu można coś sensowne ugrać.

     

    Jeżeli chodzi o wspomiany tu wątek terapii, to ja bym skłaniał się jednak powiedzieć, że w tego rodzaju problemu lepszym wyjściem (przynajmniej na początku) jest podjęcie terapii poznawczo-behawioralnej. Korzystałem z nurtu psychodynamicznego i w mojej opinii osoba z tego typu problemami powinna zacząć od czego innego. Tu też zgodzę się z wspomnianym PUA, że bardzo pomocnym może okazać się wystawienie na stresor.

  5. computer, psycholog na pewno Ci nie zaszkodzi. Myślę, że problem masz jakiś na pewno, inaczej byś tu nie napisał. Masz 19 lat, więc możesz już iść do niego samodzielnie.

    Z doświadczenia (mam podobne problemy) radzę Ci wybrać psychologa pracującego w nurcie innym niż psychodynamiczny/psychoanalityczny.

    Zrób jakiś krok w przód, a potem zastanowisz się nad następnym.

  6. bakus, dobrze piszesz. Zgadzam się z Tobą.

    Ja mam 21 lat i swoje jedyne doświadczenia (nie mówię tu nawet o kontakcie fizycznym) z kobietami opieram na trwającym niecały miesiąc "flircie". Oczywiście jako przeciwnieństwo osoby silnej psychicznie mam to w głowie mimo, że mineły już dwa lata.

    Nie przejmowałbym się tym, gdyby nie fakt, że praktycznie od zawsze nie mam bliższego (wykraczającego poza cześć) kontaktu z dziewczynami.

    Im przybywa lat, tym bardziej rośnie frustracja, słabnie nadzieja i wzmaga się lęk przed płcią przeciwną.

    Jednakże, zaznaczam, że kobiety to nie jedyny aspekt moich problemów. Choć jeden z głównych.

     

    Na obecną chwilę jestem zrezygnowany w tej kwesti, ale w głowie świta mi jeszcze podejście "behawioralne", tzn. wystawienia się na stresor, co do tego problemu.

  7. Nat128, psychoterapia to też pewna forma wyjścia z problemu samodzielnie :).

    Myślę jednak, że najpierw skorzystaj ze zwykłej pogadanki z psychologiem. Na pewno Ci to nie zaszkodzi.

    Dobrym pomysłem wydaję się też, w tym wieku, wyprowadzka na "własny grunt" (sama to zauważyłaś). Człowiek przebywając w danym środowisku, przejmuje od niego też pewne wzorce i odczucia. Resztę sama na ten temat sobie już dopowiedziałaś.

    No i warto odezwać się do przyjaciółek ;).

     

    Trzymaj się!

  8. A ja powiem tak. Każdy ma szansę i młody i starszy tylko trzeba ruszyć tyłki i wyjść z domu. Miłość można znaleźć wszędzie ( w sklepie , tramwaju , pociągu,itp). Na pewno nikt nie znajdzie jej siedząc cały czas przy komputerze. :D

    To prawda, ale czasami nie da się jej "znaleźć" mimo przebywania między ludźmi. Mówię to z własnego opisu. Dookoła mnie dużo dziewczyn, ale nie potrafię się do żadnej odezwać.

  9. *Monika*, chyba, źle mnie zrozumiałaś. Mówiąc "terapeuta mówi zdecydowanie mniej" chodziło mi o to, że terapeuta sam z siebie nie podejmuje szerszych wypowiedzi. On ogranicza się do komentowania, pytania o to co chwilę wcześniej powiedziałaś... jak sama zauważyłaś, on "odnosi się". On nie dba o to, żeby były tematy do dyskusji - czeka na "klienta", ewentualnie pytając go, co w danej chwili myśli.

  10. klementynka we wszystkich rodzajach psychoterapii indywidualnej to Ty powinnaś więcej mówić. W podejściu psychodynamicznym ta granica jeszce bardziej się przesuwa. Terapeuta mówi tu zdecydowanie mniej.

    Co do pisania maili, to zależy jak się z nim umówiłaś. Niekiedy zdarza się, że ludzie mogą wysłać smsa/zadzwonić jeden raz w tygodniu. Innym razem w ogóle coś takiego się nie pojawia i w mojej opinii jest to jak najbardziej normalne, gdyż terapeuta to zawód. On ma też swoje właśne życie i trzeba to zrozumieć.

    Jeśli chodzi o kontrakt, to możne on zostać "spisany" ustnie i tak najczęściej bywa. Miałem podobnie jak napisałaś.

     

    Trzeba zdać sobie sprawę, że psychoterapia, a zwykła wizyta u psychologa, to dwie różne rzeczy. Psychoterapia wymaga znacznie więcej od pacjenta.

×