
ola12231
Użytkownik-
Postów
8 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez ola12231
-
Oj widzę,że dyskusja była bardzo wzmożona ....szkoda tylko ,że odbiegła troszkę od mojego tematu. Dziękuję Tobie L:)...i Pani/Panu psycholog za wsparcie i rady... A u psychologa już byłam bo myślałam ,że może faktycznie mi pomoże,ale no cóż niestety. Fakt trzeba trafić na dobrego specjalistę w tej dziedzinie.... Ja przez godzinę naprodukowałam się i zadałam jedno pytanie ,które pozostało bez odp.i które nadal mnie nurtuje. Więc chciałabym je zadać....i uzyskać odp. Dlaczego jest tak,przynajmniej w moim przypadku tak było,że widząc jak ktoś kocha,stara się nie doceniamy tego ,niszczymy to .... Ja wcześniej przed ostatnim partnerem byłam z kimś ponad 8lat....czy to co robiłam tej kolejnej osobie wynika jakoś z odwetu przez wcześniejszy nie udany związek ...przez to ,że zostałam zraniona i w ten sposób karałam kogoś innego...niewinnego....dlaczego tak postępowałam?.Teraz widzę,jak wiele cierpienia zadałam osobie która,chciała być ze mną po prostu szczęśliwa.... L:) wyciszenie o tam...może nie medytacja,ale spacery jak najbardziej ok. Może nowe dodatkowe zajęcie dobrze mi zrobi...rozgoni niepotrzebne myśli. Czasu już niestety nie cofnę...a żyć warto dla innych.:)
-
Dziękuję:)
-
Do L....I tak wielkie dzięki....po Twoich wypowiedział mogę stwierdzić,że jesteś stałym gościem,może też doświadczonym w tych sprawach bo z bardzo głębokimi przemyśleniami..racjonalnymi i sensownymi... Ktoś zwrócił mi uwagę...pewnie żartem bym napisała bloga,a nie tu snuła swoje opowieści.... Ale nie taki był mój cel chciałam po prostu wygadać się na spokojnym forum....gdzie zaglądają osoby w miarę wyrozumiałe na różne sytuację w życiu...a nie blog do pośmiania się z kogoś.... Może i dla kogoś moja historyjka wydawać się śmieszna....jak ktoś zaznaczył...zachowanie małej dziewczynki,ale czasem tak jest ,że bezradność i uczucia biorą górę nad racjonalizmem i realnym myśleniem... Nie jestem podlotkiem....mam swoje lata...wcześniej byłam w związku ponad 8lat i potrafiłam szybko zapomnieć o tamtej osobie....tutaj teraz mam problem.... Na początku miałam go gdzieś,a on latał za mną....i jakoś z czasem go pokochałam,ale nie wiedziałam ,że to uczucie jest takie mocne....zawsze starałam się być twarda i wydaje mi się ,że taka byłam...a teraz nie mogę sobie z tym poradzić.... Minęło już 5 miesięcy....ale myślę,że upłynie jeszcze dużo zanim o nim zapomnę...bo wiem ,że muszę...bo nie ma innego wyjścia...on układa sobie pewnie już życie od nowa....
-
Może...ale tak mówiąc to każdy z nas musiałby taki czynnik w związku mieć....bo nie znam nikogo kto by ani razu się nie pokłócił z drugą osobą...u nie były to kłótnie naprawdę z błahych powodów....zaczynam powoli dochodzić do wniosku ,że może to bardziej przez różnice charakterów...
-
Do L:)....nie wiem gdzie tam patologię i przemoc widziałeś....on nigdy mnie nie tknął.... Odp.Psychologa.....najbardziej ok....wiem ,że o związek należy dbać...nie robiłam tego w tym przypadku....i sama jestem sobie winna.Mądrość ludzka jest ograniczona....i czasem przychodzi zbyt późno...ciężko mi tylko zrozumieć dlaczego tak postępowałam...dlaczego nie byłam dla niego dobra....jaki problem tkwi we mnie....
-
No tak umówiłam się z nim na oddanie kluczy...z myślą,że pogadamy i wszystko sobie wyjaśnimy.....i jakoś to będzie. Umówiłam się z nim ,że wpadnę do niego tak koło 16-tej. Wracałam właśnie z pracy i na mieszkaniu od współlokatorki dowiedziałam się,że musimy szukać nowego mieszkania bo właściciel ma inne plany...i bum...załamałam ręce... Nie wiedziałam co robić,no ,ale jak się umówiłam to stwierdziłam,że i tak pójdę teraz przynajmniej będę miała dodatkowy temat do poruszenia rozmawiając z nim.....Wzięłam jego rzeczy i poszłam... W drodze napisałam sms ,że chce porozmawiać o czymś jeszcze... Otworzył mi drzwi i nastąpiła wymiana ,ja dałam mu jego rzeczy on oddał klucze....i zaraz w drzwiach pojawiła się jego mama....zamurowało mnie nie wiedziałam ,co mam jej powiedzieć..... Pytania....Aga co się dzieje?.....dlaczego się rozstajecie?...odpowiedziałam tylko po prostu,bo niby co ja miałam jej akurat powiedzieć. Wzrokiem dawałam mu do zrozumienia ,że chce pogadać...ale on schował się w głębi pokoju...więc powiedziałam ,tylko ,że mam inne rzeczy teraz na głowie i pożegnałam się grzecznie. Myślałam,że słysząc to ,że mam jakieś problemy wyjdzie za mną zapyta lub zadzwoni...ale nic...zero...duma mu nie pozwalała. Na drugi dzień tylko napisał ,że szkoda ,że tak postąpiłam,że teraz mam tyle na głowie ,że jest mu przykro... Ale moje schody dopiero się zaczynały....tu kłótnia,głupia naprawdę z nim...tu szukanie na biegusiu nowego mieszkania i na dodatek musiałam ,też zacząć szukać nowej pracy bo tu kończyła mi się umowa i wielka niewiadoma...czy mi przedłużą ,czy nie... Praca i mieszkanie zajmowały mi od tego momentu najwięcej czasu....myślałam,że tak będzie lepiej ,że każde znajdzie sobie inne szczęście.... Na wesele zaproponowałam mu ,że pójdę skoro już mam wszystko...ale odmówił,stwierdził,że i tak nawet sam nie pójdzie wcale. Myślałam,że będę mogła jakoś liczyć na niego z pomocą w szukaniu mieszkania i nowej pracy ,ale jak zawsze zostałam z problemami sama.... Trochę mnie to wszystko przybiło... On zaczął pić...ale duma i honor...nie pozwalały mu wyciągnąć pierwszemu ręki...Bał się ,że znów będziemy się tylko kłócić i takie życie nie ma sensu...po co się razem męczyć.... Myślałam,że z nas dwoje to ja jestem twarda....i wytrzymam...jakoś to będzie poznam kogoś kto będzie dla mnie oparciem w każdej sytuacji ,a nie towarzyszem dobrych chwil... Ale tak nie było i nadal tak nie jest.... Mija piąty miesiąc ...a ja ...nadal myślę tylko o nim...bardzo tęsknie...i wiem ,że bardzo go kochałam i nadal kocham... Przypominam sobie same drobnostki które robił dla mnie na które ja wtedy nie zwracałam uwagi....a teraz są wielkie w moich oczach...wiem ,że był miłością mojego życia..... Ale ,ja czasu już nie cofnę choć bardzo bym chciała... Wiem ,że on znalazł sobie już pocieszenie,a ja nawet o tym nie myślę nie umiałabym...bo tylko jego mam w głowie....i wszystko bym oddała by to zmienić...byśmy byli razem... Wiem ,że popełniłam największy błąd w swoim życiu.....nie wiem ,co mam już czasem ze sobą zrobić bo tak tęsknie..... Gdyby tylko dało się coś zrobić....ale sama już nie wiem co....próbowałam ,go nawet przeprosić ,ale on nie chce już mnie znać... Pewnie jest teraz szczęśliwy......a ja nieszczęśliwa z miłości do niego.... Straciłam go i nigdy sobie tego nie wybaczę.....nigdy....dopiero teraz doceniłam to co miałam....co nie powróci...
-
Nieszczęśliwa miłość cd. Hej....skończyłam ostatnio na tym ...że on się wyprowadził do rodziców po naszej kłótni robiąc mi najlepszy prezent jaki mogłam dostać i jakiego się nie spodziewałam na walentynki....oczywiście w przenośni...Rozstaliśmy się na prawie 3 miesiące bo każde było uparte na przemian raz ja raz on.Nadchodziły święta Wielkiej Nocy stwierdziłam ,że raz się żyje i postanowiłam pierwsza wyciągnąć rękę odwiedzając go u niego w domu nie chciał ze mną rozmawiać,ale jednak dał się namówić....i tak pomału wracaliśmy do siebie z tym że ja mieszkałam sama on nadal z rodzicami. Ja miałam się niby zmienić by kilka razy się zastanowić przed tym co wypowiem bo czasem faktycznie robi się tak ,że się mówi później myśli nad tym czy kogoś wypowiedziane słowa zabolą ,czy nie a czasem mi się to zdarzało.Naprawdę starałam się czasem hamować ,gryzłam się w język by czegoś nie chlapnąć tak prosto z mostu.On dobrze o tym wiedział i dało się odczuć ,że to wykorzystywał. Mijały miesiące ja nadal sama w tym krk mieszkałam nie było widu by się chciał wprowadzić choć czasem były przebłyski,ale nic się nie działo. Dostaliśmy zaproszenie na wesele w jego rodzinie.....jego mama teraz twierdze ,ze może wróżka powiedziała nam żartem ciekawe czy wytrwamy do niego....i wszystko było ok....już wszystko mieliśmy kupione na to wesele i 3 tyg.przed bummmmmmmmmm....... Przyjechała do niego rodzinka ja wracałam akurat z pracy i bardzo chciał,żebym wpadła....i ok tylko nie wiedziałam na którą będę,chciałam się odświeżyć i przyjść,ale jak byłam już gotowa to zadzwonił i powiedział ,ze już pojechali. Zapytał mnie czy przyjdę ja odpowiedziałam ,że nie bo się rozpadało ,że może on przyjdzie ...on stwierdził ,ze już może faktycznie późno i nie przyjdzie....to ja stwierdziłam zdenerwowana ,żeby nie przychodził dziś,ani jutro ,ani pojutrze może.... Powiedziałam mu ,że jestem zmęczona i idę spać w takim razie....i tak zrobiłam wyciszyłam tel.i położyłam się.... Okazało się,że on pisał ,dzwonił,ale ja faktycznie zasnęłam i mając wyciszony tel.nic nie słyszałam... Wieczorem....wszystko przeczytałam....zadzwoniłam,żeby pogadać i usłyszałam......nie ciekawe słowa pod swoim adresem. Stwierdziłam...basta...poprosiłam o oddanie kluczy.... Na kolejny dzień w smsach zaczął mnie przepraszać za wczoraj...ja umówiłam się z nim na odebranie kluczy z myślą ,że pogadamy i sobie wszystko wyjaśnimy.cdn.
-
Cześć na imię mam Agnieszka....i ostatnio mam ciężki okres w życiu. Pięć miesięcy temu zrobiłam największą głupotę w swoim życiu-zostawiłam chłopaka z którym byłam 2lata. Przez ten okres różnie było,ale ja pamiętam tylko te dobre chwile... Od początku...Poznałam go 2 lata temu...nasza pierwsza randka była koszmarna....pierwsze co pomyślałam po to:ale obciach-przez jego zachowanie,nie mój typ zupełnie,cwaniaczek ,a takich nie lubię...ale ,też nie wiedziałam co on o mnie pomyślał..bo to była randka w ślepo przez neta..... Po spotkaniu myślałam,że się nie odezwie bo ja nie miałam takiego zamiaru,ale jednak napisał...czy nie mam ochoty spotkać się ponownie kolejnego dnia...wahałam się ,ale koleżanka powiedziała,żebym dała szanse może okaże się jednak fajny...no i tak też było. Na drugim spotkaniu było już całkiem ok...nawet bardzo... Jednak czasem miałam wahania...on był młodszy ode mnie o 3lata...ja starsza choć nikt nie daje mi lat jakie mam....i trochę mi to przeszkadzało...z czasem jego zachowanie...czasem wybuchowość i zaczęłam stwierdzać,że jednak nie ,że nie chce z nim być i otwarcie mu to mówiłam coraz częściej.On jednak nie odpuszczał i bardzo był za mną...ja byłam okropna,ale po pewnym czasie widząc jak bardzo mu na mnie zależy uległam.Pierwszy rok był cudowny...pełen śmiechu,radości i nadziei. Później zaczęły się schody....Zamieszkaliśmy razem i było przez pewien czas ok ,jakieś pół roku,później pojawił się problem...on stracił prace i ja musiałam o wszystko zadbać po części.Pracy szukał przez 5miesięcy w tym czasie bardziej jego rodzice go ponaglali do szukania niż ja...ja starałam się go raczej wspierać ,bo wiedziałam czym pachnie szukanie nowego zajęcia... No i znalazł,może nie to czego szukał,ale na początek mogło być... Pracę znalazł w styczniu ,a w lutym zaczęło się między nami sypać....ja czasem potrzebowałam się wyciszyć,a on wtedy mnie podburzał i rozpoczynała się kłótnia....czasem przyznaję miałam głupie babskie fochy...np.byłam zła i nie odbierałam od niego cały dzień tel.,a on się coraz bardziej denerwował. Dzień przed walentynkami chciał iść do knajpy,ale ja byłam po12h pracy i kolejny też tak się zapowiadał,więc nie miałam ochoty ,byłam po prostu zmęczona.On był o to zły ,że jak zwykle nigdzie nie chce wyjść,że tylko praca i koleżanki,czas na zakupy ,a on...gdzie miejsce dla niego....i tak powstała kłótnia. Na drugi dzień ja miałam focha nie odbierałam tel.a gdy wróciłam do domu jego już nie było,wyprowadził się do rodziców,którzy mieszkali niedaleko naszego mieszkania,dosłownie 20min piechotą.cd.nastąpi