Skocz do zawartości
Nerwica.com

mariano

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mariano

  1. Witam... Mam na imię Mariusz, mam pewien problem. Jestem po sześcioletnim związku, a właściwie w fazie jego reanimacji. Postaram się nakreślić wygląd mojego związku aby łatwiej było mi zadać pytania końcowe... Sześć lat temu poznałem moją dziewczyne, zakochaliśmy się. Początkowo było pięknie, miłość, zawodowo też bez powodów do narzekań... aż w końcu... no właśnie... powineła mi się noga wpadłem w długi, zacząłem zapierniczać na budowie żeby z nich wyjść... zaczeło robić się niemiło... Jej mama zaczęła się wtrącać... buntować ją przeciw mnie... jak to nie przyniosło skutku to robiła jej jazdy na mój temat typu: "po co Ci facet który pracuje na budowie, nie dość że mało płacą to pewnie piją" takie awantury miała codziennie. Chcąc nie chcąc zaczęło się to odbijać na naszym związku... ten stres, klimaty i wszystko... pare miesięcy temu się rozpadło, a my staliśmy się kłębkiem nerwów... teraz chcemy to odbudować... ale obydwoje staliśmy się nadpobudliwi, agresywni, a życie przestało mieć sens... ciężko nam rozmawiać itp... Chcę ją namówić na wizyte u psychiatry,/psychologa... ale ona nie chce o tym słyszeć, a ja widze że dzieją się z nami, z naszą psychiką niedobre rzeczy i sami nie damy sobie z tym rady... Jeśli ktoś z was był w podobnej sytuacji i nie chodzi mi tu o powody, a raczej wynikową... jeśli ktoś może mi podpowiedzieć jak ją przekonać do wizyty u specjalisty... będę wdzięczny Pozdrawiam i z góry dziękuje
  2. ...A odpowiedz sobie na jedno pytanie... Masz na pewno kogoś kogo kochasz, kogo nie chciał byś nigdy skrzywdzić... Pomyśl teraz że to nie Ty tylko ta osoba popełnia samobójstwo... (bo przecież teoretycznie każdy ma takie prawo)... I co czujesz się dobrze bo ktoś nie sprawi Ci więcej kłopotu etc...?
  3. Z samobójstwem to chyba potrosze jest tak: Mamy jakichś bliskich, którzy martwią się, przeżywają nasze smutki, cierpienie nie mniej niż my sami. Prawda są czasem bezradni, nie potrafią nam pomóc... ale są... I co byśmy nie myśleli, jakby się nie zachowywali to tak samo cierpią jak my... a może czasami nawet mocniej... bo na przykład ja wolę borykać się ze swoim problemem niż patrzeć jak cierpi bliska mi osoba, a ja nie potrafię pomóc... Czyli idąc tym tokiem rozumowania, oni też wtedy są potrzebującymi pomocy... oni toną w bezradności na, której brzegu my stoimy... a podejmując wybór zadania sobie śmierci... po prostu odwracamy się od wszystkich i odchodzimy... pozwalamy tonąć im w bezradności i rozpaczy... czy takiego losu chcemy dla naszych bliskich? Pozastawiamy im coś z czym będą musieli sobie radzić często do końca swojego życia... pozostawiamy im pytania i poczucie winy... Powiedzcie mi zatem co takiego bohaterskiego jest w zadawaniu, tak głębokich ran naszym bliskim? I jeśli komuś przyjdzie na myśl teraz "o kolejny mądrala" To musze powiedzieć że też nie radze sobie ze swoim życiem, też myśle czasami o śmierci, ale wiem co czuje ktoś kto zostaje tu... wiem co znaczy zastanawiać się przez długie lata... " co mogłem zrobić" "czemu nic nie zrobiłem" "czemu zrobiłem za mało" "gdybym wtedy tam był" itp.... takich pytań pozostają setki.... Sam przez to przeszedłem, a właściwie cały czasz przechodzę... Choć minęło 13 lat... więc jeśli takie pytania pragniecie zostawić swoim bliskim...
  4. mariano

    Depresja objawy

    Widzisz...?? Życie jednak nie szczędzi nam przypadków.... jak widać niektóre są szczęśliwe;)) Pozdrawiam Ciepło i życzę kolorowych snów... bo to już dziś do pracy trzeba wstać
  5. mariano

    Depresja objawy

    Dziękuje Aniu... Tylko w tym jest sęk że ja wiem co się złego ze mną dzieje.... tylko mam blokadę, której nie potrafię jeszcze przełamać i pójść do psychiatry... Nie umiem się otworzyć po za netem... poza wirtualnym światem... A w realu ja chyba już zrosłem się z moją "maską" na tyle mocno że długo będę ją zrywał o ile wogóle będę potrafił.. Doskonale zdaje sobie sprawę że nikt mi tu nie pomoże w bezpośredni sposób... Bo i nawet sam psycholog z terapią na żywo nie da rady, bo tu juz jest potrzebny psychiatra i farmakologia bo ta moja "wewnętrzna walka" niestety już bardzo mnie osłabiła. Ale w jakiś pośredni sposób, takie miejsce... to forum... na pewno mi pomoże jako coś co pozwoli przełamać moją blokadę... to taka swoista terapia grupowa... czy też grupa wsparcia;) łatwiej będzie przyznać mi się do własnych problemów... gdy będę widział że inni to robią:) Pozdrawiam równie ciepło;)
  6. hmmm.... Forum i net daje nam anonimowość, bezpieczeństwo... prawda przychodzi nam tu łatwiej niż w realu, bynajmniej ja tak mam...
  7. mariano

    Depresja objawy

    Witajcie... Fakt, moje pytanie nie było zbyt jasno określone... nadrabiam zatem... Ciężko mi nazwać ten stan, w którym mam takie napady agresji, ale chyba najwłaściwszym słowem będzie tu rozgoryczenie. Reasumując 2 moje wypowiedzi: ostatnio mam ciężki okres w życiu tzn: Zawodowo bardzo ciężko mi wyjść na prostą, długi, świeżo rozsypany związek po sześciu latach... generalnie jak to mawiają nieszczęścia chodzą parami, tyle że u mnie tych par bywa ostatnio więcej;) Życie nauczyło mnie pewnej postawy, a mianowicie gry, pięknej miny dla wszystkich wkoło, nauczyło mnie nie narzekać... i tak się dzieje od śmierci mojego brata czyli od 12 lat. to wtedy po raz pierwszy powiedziałem sobie że muszę chować głęboko swoje smutki by nie obarczać nimi jeszcze innych... I tak właśnie żyje, nikt z nawet najbliższych mi osób nigdy nie widzi smutku czy zwątpienia na mojej twarzy ( kurde za to aktorstwo to powinienem oskara dostać) Tylko jest mały kłopot nazbierało się tego sporo... i jak jestem sam to nie potrafię sobie z tym poradzić przerasta mnie to... wybucham wtedy agresją i zaczynam się bać że to przeniesie się na zewnątrz... Doszedł jeszcze jeden objaw... zaczynam nie wierzyć w siebie i coraz trudniej mi w tej grze... nic mi się juz nie chce... Pozdrawiam
  8. mariano

    Depresja objawy

    ... Powiedzcie mi coś... Czy depresja może budzić agresje... Jestem typem człowieka, który chodzi z wiecznie uśmiechniętą buzią, nigdy nie narzeka... ale to wszystko chyba jest trochę na pokaz i dochodzi czasami do tego że gdy zostaje sam to np szklanka leci w ścianę, czy też kopniak w taboret...
×