Wyprowadziłam się z toksycznego domu parę miesiący temu.Mój problem polega na tym,że mój chłopak,z którym mieszkam stale o wszystko ma do mnie pretensje.Oczywiście wie o mojej nerwicy i depresji,sam przeszedł depresję,ale już jest ok.Uważa,że jestem roztargniona,nie myślę logicznie,czyli inaczej mówiąc jestem głupia (tego ostatnie nie powiedział oczywiście).
Fakt,jestem osobą chaotyczną,roztargnioną.
Może przytoczę przykład z dzisiejszego dnia.Idziemy na autobus,on mówi,że spotkamy się tu i tu.Ja stwierdzam "Ok,czyli tam będziesz czekał?". A on na mnie naskakuje,że przecież przed chwilą o tym mówił.Ja chciałam normalnie pogadać,on jest wkurzony.Idziemy dalej,jesteśmy pod przystankiem. "Może poprawisz sobie ten kołnierzyk?" - irytacja w głowie i kiwanie głową...Jadąc cały czas patrzy się w okno.Mijamy mojego lekarza,mówię mu "Tu robiłam testy". On: "Tu,tzn gdzie?Jakie testy?" (parę dni temu je robiłam i stale o tym gadaliśmy)...Wkurzenie.
Jedziemy windą.Wchodzę naciskam przycisk "3",następnie do zamykania drzwi.Dwa razy.Okazuje się,że to znak otwarcia drzwi.Nie zauważyłam,znaku zamknięcia drzwi nie było.Znowu irytacja "Nie myślisz logicznie.Przeraża mnie to.Czemu taka jesteś?Nie rozumiem.Tak,tak,zapal sobie".
Idziemy do sklepu z butami,przymierza,staje koło mnie i nic nie mówi.Patrzę na niego.Cisza.Ekspedientka "lustro jest za panią".
Patrzy się później na mnie z nie wiem jak to nazwać nawet...z wyrzutem to za mało.
Takich przykładów mogłabym mnożyć.On wypomina mi te rzeczy,wałkuje je godzinami,robi z tego gigant-problem.
Na uczelni sobie radzę,jest ok,z innymi rozmawiam,itd. Pracuję. On twierdzi,że jest wyizolowana i nieogarnięta.Złości się o to na mnie,nie odzywa.
Mówiłam mu,że taka już jestem,ale to nie są jakieś duże problemy,problemem byłoby gdybym zapominała zamknąć drzwi czy zostawiła odkręcone kurki od gazu-daje przykład...
Nie wiem już...Powiedzcie mi,jak to widzicie...
Ja czuje się w takich sytuacjach źle,boje się,stresuję,nie odzywam.W ogóle z rozmowami też nam nie idzie,bo cokolwiek powiem on neguje za wszelką cenę,albo mówi,że mnie nie rozumie,co to ma do tego,itp. ...
Kocham go,on mnie też (tak twierdzi),nie chcę się wyprowadzać,dla niego to byłby koniec związku,w domu mam piekło,poza tym nie mam gdzie iść,nie mam stałej pracy.Czuje się bezradna.Wiem,że popełniam takie błędy.Ale czy to jest nienormalne,oznacza,że coś ze mną nie tak jeśli chodzi o życiowe sprawy?
Co mogę powiedzieć,gdy on "rzuca" takimi słowami? Ja wtedy zupełnie nie wiem co mam powiedzieć... Tak samo problem dotyczy rozmów codziennych...