Witam,
Postanowiłem drugi raz napisać w tym dziale nie z powodu tego, że mój poprzedni post jest nieaktualny ( witam-t31839.html ), ale dlatego że potrzebuje przelać swoje myśli/uczucia na zewnątrz. A jako że minęło dużo czasu od poprzedniego postu można to przyjąć jako przywitanie :)
Przez te ostatnie 5 lat wiele w moim życiu się działo. Skończyłem studia, znalazłem fajną grupę znajomych, znalazłem pracę w zawodzie co dawało mi dużo satysfakcji, ale w dalszym ciągu nie potrafiłem się z tego cieszyć. Pomimo tego, że mam kilku znajomych to przy nich ubierałem maskę osoby, której na niczym nie zależy. Bałem się powiedzieć o swoich problemach, nie rozmawiałem o tym z nikim choć tego bardzo potrzebowałem. Wmówiłem sobie, że tylko będąc osobą "pewną siebie" inne osoby mnie zaakceptują i że to jest coś normalnego. Każde zdarzenie, które szło nie po mojej myśli sprawiało że czułem duży lęk przed tym, ze inne osoby mogły to zauważyć i mnie na podstawie tego ocenić. Swobodnie odnajdywałem się w sytuacjach mi już znanych, ale duży lęk wywoływały u mnie wszystkie nowe sytuacje. Pewnie gdybym nie został zwolnionym z pracy w październiku 2015 roku nadal żyłbym w ten sposób.
Ten dzień w którym zostałem zwolniony zapamiętam na długo. W tym dniu posypały się moje plany związane ze studiami, pewność siebie spadła do zera, pojawiło się uczucie że jestem beznadziejny. Nie miałem ochoty na rozmowę z kimkolwiek mimo, że w głębi chciałem aby ktoś po prostu przyszedł i mnie wysłuchał.
W grudniu 2015 postanowiłem pójść do psychologa. Nie wiedziałem wtedy o rodzajach psychoterapii nie wiedziałem też czego oczekiwać. Wybrałem pierwszy lepszy numer z ogłoszenia i pojechałem, co było jedną z lepszych decyzji. Trafiłem na stosunkowo młodą osobę ( na oko 30 lat) i bardzo atrakcyjną (o tym wspomnę później). Powiedziała, ze pracuje w nurcie psychodynamicznym, co mnie wtedy kompletnie nie interesowało i nawet nie chciało mi się sprawdzić na czym ta terapia polega. Pierwsze 6-8 miesiecy minęło na duzym dystansie w stosunku do terapeutki mimo że mówiłem o krępujacych sytuacjach to nie potrafiłem jej zaufać. Bałem się jej oceny. Nie widziałem też w tym czasie żadnych efektów terapii nic w moim życiu się nie zmieniało. Nie widziałem sensu terapii, głownie chęć porozmawiania z kimkolwiek i atrakcyjność terapeutki mnie przy terapii trzymało. Pracy w tym czasie też nie szukałem, utrzymywali mnie wtedy rodzice. Po tych cięzkich miesiącach coś zaczęło się zmieniać, zacząłem widzieć siebie w lepszym świetle, zacząłem chodzić na rozmowy kwalifikacyjne początkowo bez rezultatów. Wreszcie udało mi się znaleźć staż w urzędzie skarbowym po którym do dziś tam pracuje (choć pewnie do czerwca, ale nie chcę o tym teraz pisać). Zmieniłem też podejście do znajomych. Zaczęło mi to przeszkadzać, że cały czas grałem przed nimi kogoś innego i po prostu ta relacja do dziś nie daje mi satysfakcji, ale mam problem z poznawaniem nowych osób i chyba tylko dlatego mam z nimi kontakt cały czas.
Trochę zboczyłem z tematu terapii, a chyba o tym chcę głównie napisać. Po tych kilku miesiącach zacząłem czuć więź z terapeutką. To uczucie poczułem pierwszy raz w życiu i mimo, ze nie rozumiałem co się ze mną dzieje to bardzo mi się to podobało. Pierwszy raz zacząłem mówić o sobie bez poczucia zagrożenia ze strony innej osoby. Podczas jednej z sesji kompletnie się rozkleiłem czego nigdy wcześniej nie zrobiłem. Wiele razy nawet teraz wkurzam się na terapeutke i często mam wrażenie, ze ona mnie nie rozumie. Teraz jestem w trakcie chyba najtrudniejszego momentu w terapii. Jakoś od początku tego roku zacząłem czuć, że się zakochałem w terapeucie. Zacząłem mieć fantazje seksualne i głownie myślę o swojej terapeutce. Przez pewien czas nie chciałem o tym mówić, bałem się przerwania przez nią terapii. Od jakiegos czasu rozmawiamy tylko o moich uczuciach w stosunku do niej i mimo, że nadal nie potrafię sobie z tymi uczuciami poradzić to wiem, że to jest pewien etap i że dam sobie z tym radę.
Wiele spraw opisałem bardzo ogolnie nie starczyłoby czasu na opisanie wszystkiego. Nadal zmagam się z wieloma lękami i długa droga przede mną, ale wiem ze trafiłem na odpowiednią osobę i mam wiarę w to że sobie z tym poradzę. Napisałem tutaj dlatego, że brakuje mi osoby z którą mógłbym o tym porozmawiać i nie przez forum, ale w realu. Ale nie oczekuje niczego szczególnego po tym wpisie, być może posłuży mi to forum jako autoterapia. Po prostu mam potrzebę pokazania swoich emocji na zewnątrz.
Chcę tutaj pozdrowić jedną osobę z forum z którą spotkałem się wczoraj. Dziękuje Ci za to, że mogłem powiedzieć o swoich problemach, bardzo mi to pomogło.
PS. mam nadzieję, że mój wpis nie jest zbyt chaotyczny i liczę na jakieś pytanie jeśli takie macie, pozdrawiam :)