Dziecko to zawsze największy skarb.
A my mając zryte Berety powinniśmy więcej pomyśleć i poczekać rok dwa. Ale wiadomo. To decyzja dwojga. I teraz już gdybanie nic nie zmieni. W sumie nie wiadomo co się tak naprawdę stało. Problemy w nas? Trwoga czy podołamy? Coś zewnętrznego?
Wszystko co tu to są opinie - które widzę ja. A wyżej to te które widzi 2Proof. Rzeczywistość nawet najzdrowsze umysły może zaprowadzić w manowce. A my z naszymi problemami....
Wszyscy tu na forum jesteśmy z jakiegoś powodu. Większość gdyż ma problemy ze swoim beretem. Czasami związki takich osób wychodzą a czasami nie. Chyba jednak tak czy inaczej bez pomocy psychologa się nie da dalej.
Nie chciałem pytać tu co zrobić. Ogólnie to raczej zamknąłem się w skorupce. W szczególności nie mogę powiedzieć o kogo chodzi. Kto wie to wie.
Zawsze dwie strony widzą coś w nieco odmienny sposób. Gdy ktoś jest maltretowany psychicznie a przy tym ma problemy emocjonalne, zaburzenia osobowości to łatwo mu wpaść w stan pogrążenia się w płaczu, autodestrukcji wręcz. Jak dziecko które wrzeszczy i tłucze się po podłodze z rozpaczy. Można to tłumaczyć potem zanikami pamięci, stanami psychotycznymi, atakami. Czy to prawda czy nie - to słowa się wypowiedziały i ta druga osoba - niby ten drań nie wytrzymał pewnych słów. A też jest słabą osobą i łatwo się poddaje niestety. Kto jest wtedy ofiarą - czy ktoś kto nie wytrzymał ciężkich słów (nie jesteś ojcem, sprawia mi przyjemność zadawanie Tobie bólu, puszczałam się). Czy ofiarą jest osoba która musiała potem znosić ten stan tłumacząc, że jej słowa spowodowane były atakiem, stanem psychotycznym. IMO obie osoby są ofiarami tutaj. A sprytnie pomijając fragmenty - np., że ktoś prosił o powrót, szukał mieszkania, prosił o rozmowę u psychologa.
Rano czy to była awantura, czy rozpacz po słowach "nie pójdziemy razem na USG bo nie jesteś ojcem więc to nie Twoja sprawa"? Czy ten ktoś nie pisał sms i nie prosił o zobaczenie jednak USG licząc, że to tylko nieprawdziwe słowa które miały dokuczyć? Żeby wrócić?
Czy ten ktoś wcześniej nie pisał, że boi się, nie prztywiózł sprawnego GPS gdy się zablokował, książek do czytania, nie pytał co potrzeba jeszcze przywieźć i nie prosił by wziąć choć co trzeba na teraz bo jedzie odwiedzić swoje dziecko i nie będzie go?
Czy ten ktoś nie zostawił komuś klucza? Wystarczyło nie wszcząć awantury z tą osobą i nie zrobić jakichś szopek z policją i jakąś jeszcze osobą. I by można wziąć wszystko co trzeba.
Mam wrażenie, że było dwoje kochających się ludzi. Z przejściami w ilości X-1. Bardzo złymi często. Często lokującymi zaufanie nie tam gdzie trzeba. A raczej nadzieję na zaufanie. Mających problem w ufaniu sobie. Dla jednej słowa się liczyły dla drugiej nie. Każda z nich wie czy kłamała czy nie, i jeśli wszystko jest dobrze to znaczy to, że nikt nikogo nie okłamywał. Poza tymi słowami które miały ranić, ale to "tylko słowa", i tym że ktoś ciągle nie umiał dotrzymać terminów "ale przecież starał się i miał dobre intencje". A teraz jest dwoje skrzywdzonych, czujących się oszukanymi ludzi. Skrzywdzonych. Przez siebie? Przez to jakimi stali się po tym co było kiedyś? Nie wiem. Mam nadzieję, że nikt nie chciał nikomu zaszkodzić. A jednak... Obydwoje teraz są w rozsypce.
Sam w sumie miał zakaz mieszkania razem z kochaną przez siebie osobą w swoim mieszkaniu póki nie spełni pewnych warunków. Zakaz przez tą kochaną osobę ustanowiony. Nawet wyprowadzała się na parę dni gdy ten musiał przyjechać by być u lekarza i załatwiać sprawy. Pomijając wiele faktów i mówiąc półsłowami można robić nawzajem w dwie strony z siebie potworów. Ale chyba nie o to chodzi a o rozwiązanie problemów.
Obydwoje wyszli z domów gdzie nie było tak jak być powinno. Choć jego cierpienia są niczym w porównaniu z tym czego Ona doznawała. Choć wierzyła, że teraz ojciec jest za nią i by zrobił wszystko by pomóc. Te źle lokowane uczucia. On ma lepiej. Wierzy i wie, że rodzice są za nim. Choć nie umieją.
Rozmowy schodzą w jakieś ciemne zaułki.
Co robić w takiej sytuacji? POMÓŻCIE!
Jak umieć siebie nie ranić a pomóc?
Jak przestać się bać drugiej osoby? Choćby by pozwolić dalej tam być? A może to jest tak, że jak jest za piękne to nie może być prawda, więc na pewno skoro ktoś był dla mnie miły to znaczy, że miał w tym interes (jak zawsze wcześniej w życiu) i potem wykorzysta?
Pewne rzeczy są dość oczywiste. Inne nie. Czekanie na pewne dowody prawne, że się chce być razem już w ciąży z pewnością daje dużo niepewności. Strach o siebie i dziecko, czy on podoła wszystkiemu, czy nie odejdzie. Strach jak ktoś straszy u tego złego powoduje potrzebę obrony, izolacji. Tylko w tych strachach/lękach można zagubić się i nie zauważyć, że wszyscy mają dobre intencje. A dziecko to zawsze skarb. Tylko znowu czy cokolwiek jest prawdą? Skoro ktoś kogo się kocha odsyła do rodziców by zostawić swoje mieszkanie a potem dostaje wprost propozycję, że tylko mieszkania od niego się chce, a nie jego? I znowu, czy to znowu były "tylko słowa". IMO bez szczerych rozmów z mediatorem/psychologiem się nie obejdzie.
Ci co wiedzą to wiedzą kto napisał powyższe słowa. W pewnym sensie obydwoje piszemy incognito. Jesteśmy na forum od lat. Nie mogę napisać kim jest 2Proof by nie zaszkodzić jej. Ja w sumie mógłbym pisać wprost. Ale z pewnych względów prawnych ktoś mógłby się dowiedzieć wtedy, że ja to ja i zaszkodzić również 2Proof - a raczej dziecku poprzez zabranie mi czegoś co mam już obiecane a co jest... ech.. sorki. Za kilka miesięcy mam nadzieję sytuacja się wyprostuje.
Psycholog mówi, że jak terapia to jak najszybciej. Bo potem to już nic nie będzie.
Zamki faktycznie inne. Ze strachu. Jak widać strach jest teraz wielki w obie strony. Choć już nie tak wielki jak wcześniej. Jak taki o życie.
HELP