Skocz do zawartości
Nerwica.com

Janis

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Janis

  1. Hej.

    Nie bardzo wiedziałam, gdzie się wpisać, więc wybrałam 'zaburzenia osobowości' jako najodpowiedniejsze. Piszę na tym forum, ponieważ poważnie się zastanawiam nad swoim stanem psychicznym. Powiedzmy sobie szczerze: nie jestem w znakomitej formie psychicznej, a raczej wręcz odwrotnie. Moje problemy zaczęły się w okresie dorastania i od tamtego czasu nie pamiętam momentu w życiu, kiedy na prawdę byłabym szczęśliwa. Kiedyś jeszcze łatwo było mi to ukrywać przed znajomymi, choć zdarzały się momenty odsłaniania tej maski, które raczej na dobre mi nie wychodziły.

     

    Im dalej w las, tym bardziej zgorzkniała jestem i coraz mniej rzeczy sprawia mi przyjemność. Najchętniej zostałabym w domu ze słodyczami i serialami, nawet nie chce mi się już wychodzić do ludzi. Każde spotkanie z nimi jest swojego rodzaju konfrontacją, a mi coraz trudniej je znosić. Nie potrafię już, jak kiedyś, śmiać się z siebie, drażnią mnie docinki, co raczej jest rzeczą normalną w relacjach międzyludzkich. Często bywam zazdrosna o to, że ktoś ładnie wygląda, co jest okropne z mojej strony i nienawidzę tego u siebie. Mimo to, że mam znajomych, czuję się strasznie samotna. Nie mam z kim porozmawiać, bo nie lubię się afiszować ze swoimi problemami. Chciałabym, żeby ktoś widząc moje łzy, spytał, jak może mi pomóc, a nie tylko 'co się stało' ze zwyczajną ciekawością. Tylko paradoksalnie, nie mógłby tego uczynić, bo każde łzy chowam. Kilka dni temu uświadomiłam sobie bolesny fakt, że nie ma wokół mnie człowieka, który byłby w stanie zadać mi takie pytanie, który chciałby mojego szczęścia. Dodam, że każde miłosne uniesienia kończyły się fiaskiem, z reguły nie z mojej strony. Z rodziną nie mam zbyt dobrego kontaktu, oni mają zupełnie inną koncepcję na to życie, niż ja. Często się kłócimy, nawet bardzo, a moje niepowodzenia są przez nich traktowane jak świadectwo mojej tępoty, nieodpowiedzialności, nieróbstwa, głupoty itp. Dodatkowo o wszystko muszę z nimi walczyć, bo i oni i ja nie uznajemy kompromisów. Często się na nich wyżywam, pyskuję, mówię przykre dla nich rzeczy, bo chcę ich zranić. To samo zresztą dostaję, szczególnie od ojca. Czasem sypią się wyzwiska, a każda kłótnia pozbawia mnie kolejnej cząstki wiary i nadziei w to, że kiedyś może mi się ułożyć. Jest mi źle, czuję się nie potrzebna i nie kochana.

     

    Czasem nawet chciałabym odebrać sobie życie, bo tracę nadzieję na lepsze życie, ale oczywiście nie mam na tyle odwagi, żeby zejść z tego świata. To tylko myśli, typu : Łatwiej byłoby , gdyby mnie tu nie było', albo ' Ciekawe, czy ktoś by po mnie płakał?'. Często też zastanawiam się, czy jest we mnie coś dobrego, co warto by było pokazać innym ludziom, ale jakoś ciężko mi znaleźć odpowiedź na to pytanie. Z reguły zamiast przyciągać do siebie ludzi, odpycham ich. Kiedy poznają mnie bliżej, wycofują się. A kiedy ktoś się przybliża, to ja blokuję dostęp do siebie i nie pozwalam na to.

     

    W lustrze często widzę smutną twarz, często płaczę. Bywa, że czuję się jak opona bez powietrza, taka sflaczała i zmęczona życiem. Uśmiech pojawia się czasem na chwilę, tylko jakoś nie przynosi ulgi ani radości. Dodam jeszcze, że nękają mnie lęki. Często w nocy nie mogę spać i czekam, aż zacznie świtać, bo się boję.

     

    Są również momenty, kiedy wydaje mi się, że wszystko wróciło do normy, że już nie potrzebuję pomocy, że to był tylko przejściowy kryzys, ale potem wszystko wraca i znów jest źle, znów płaczę.

     

    Wydaje mi się, że nikt mnie nie rozumie, a nawet nie stara się tego robić. Po za tym nie umiem okazywać pozytywnych uczuć, często je w sobie hamuję, wstydzę się ich. Za to takie emocje jak gniew, złość, żal, potrafię oddawać ze zdwojoną siłą. Moi bliscy na tym cierpią, czego jestem świadoma, ale nie wydaje mi się, żeby tak strasznie brali to do siebie.

     

    Nie chcę tak żyć. Czy ktoś zetknął się kiedyś z taką sytuacją? Czy wiecie jak sobie z tym poradzić, jak przezwyciężyć ten wewnętrzny ból, nie mając sił? Czy powinnam poprosić specjalistę o pomoc? Nie sądzę, żeby to była depresja, bo rozpoznałabym to. Może to nic poważnego i samo przejdzie? Proszę Was o poradę, pomoc, słowo wsparcia, diagnozę - cokolwiek.

    P.S. Tylko proszę bez złośliwości i bez tekstów typu ' Weź się w garść'. Nie mam siły odpowiadać na ataki.

    Witaj! Czytalam Twoj post i mialam wrazenie, ze to ja go napisalam. Bylam taka sama, nadal jeszcze cos mi z tego zostalo ale walcze i walcze, zeby sie zmienic i powoli mi sie udaje...Tobie tez sie uda. Musisz tylko sobie uswiadomic, co Ci sie w sobie nie podoba i starac sie to zwalczyc. U mnie najgorzej jest sie otworzyc na innych..

  2. Pierwszy atak miałam 7 lat temu-był straszny, umierałam, kołatanie serca, kula w gardle i ten ogromny przerażający lęk przed śmiercią. Byłam wówczas za granicą, w pracy. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, wtedy nie znałam pojęcia nerwica lękowa. Byłam pewna, że to moje ostatnie chwile. Od tamtej pory minęło wiele czasu, moje ataki miały różne postaci, czasem wydawało mi się np. że się palę, zrywałam się i uciekałam przed siebie próbując zgasic na sobie ogień. Kula w gardle, lęk przed smiercią, uczucie, ze za chwile zemdleję, tak jest zazwyczaj. Najczęściej dzieje się TO ze mną, gdy jestem z dala od domu, w domu mam jakby większe poczucie bezpieczeństwa. Nawet sama myśl o wyjeździe gdziekolwiek wywołuje we mnie lęk przed LĘKIEM. Tak naprawdę to jest najgorsze, ta niepewność, że nie wiadomo kiedy i gdzie dopadnie mnie znów atak. Oczywiście byli lekarze, prochy, jakieś tam leczenie, ale tak naprawdę z tego nie da się do końca wyleczyć. Cały czas noszę ze sobą Afobam, a dwa dni temu znów wylądowałam na pogotowie, bo serce o mało mi noie wyskoczyło gardłem. A za 4 dni muszę wyjechać do Niemiec....

    Rozumiem Cie doskonale, mam to samo od 10-tego roku zycia a mam juz 30 lat...

  3. Wczoraj wieczorem rozmawiałam ze znajomą, która chodzi na terapię już od dłuższego czasu. To ona dała mi namiary na panią dr do której poszłam, ale że byłam negatywnie nastawiona od początku, to szybko zrezygnowałam. I ona stwierdziła, że same leki nic nie pomagają. Ale terapia połączona z lekami działa. Ja sama stwierdzam, że chyba jednak czas na terapię. Choć, podobnie jak Ty, mam problemy z otworzeniem się przed kimś. Jest wiele spraw, które miały miejsce w dzieciństwie a do których niechętnie wracam, i nie chciałabym o nich opowiadać, a wiem, że na terapii trzeba być szczerym. Ale skoro wszystko zawodzi to znak, że sami nie damy rady.

     

     

    U mnie problem wyglada podobnie i wlasnie nie moge dac sobie rady z przeszloscia. Juz od dziecinstwa mialam predyspozycje do depresji i roznego rodzaju lekow, najgorsze byly ataki paniki,i to wracalo cale zycie, z wiekiem jest coraz gorzej . Mowia, ze "kijem wisly nie zawrocisz" i nie ma co wracac do przeszlosci, ale to wraca samo i zeby jeszcze komus o tym opowiadac...jakos ciezko sie przelamac. Mysle, ze psychoterapia chyba faktycznie by pomogla, moze kiedys sprobuje i zycze Tobie, zebys jeszcze raz sprobowala...

     

    -- 15 lip 2011, 09:24 --

     

    Janis, Witaj na forum!

     

    Proszę zajrzyj do tego wątku:

    psychoterapia-dziala-czekam-na-ka-dego-posta-z-wasza-opinia-t4853-1162.html

    Dziękuję, na pewno zajrzę :)

  4. Od wielu lat bralam roznego rodzaju antydepresanty (...)

     

    Jakie konkretnie? Co brałaś oprócz paroksetyny? Próbowałaś wenlafaksynę albo klomipraminę?

     

    Takie przypadłości wymagają komplesowego podejścia, tj.: farmakoterapia i psychoterapia.

     

    No i witaj na forum. ;)

     

     

    Bralam miedzy innymi mianseryne, fluoksetyne, klorazepat i alprazolm, te dwa ostatnie silnie uzalezniaja, wiec wolalam nie uzywac ich zbyt czesto (tylko w naglych wypadkach). Tak czy inaczej wszystkie z czasem odstawialam a choroba wracala...

     

     

    Dziekuje za powitanie :)

  5. Problem w tym, ze mam obawy przed pojsciem na psychoteriapie. Nie potrafie sie uzewnetrzniac, wiem ze to pomaga ale jednak jest ciezko zrobic to przed obca osoba nawet jesli jest to terapeuta. Psychiatrzy, do ktorych do tej pory chodzilam ograniczali sie tylko do wypisyania mi recept i to mi odpowiadalo.

  6. Mam depresje i nerwice od 10 roku zycia, teraz mam 30 lat i nerwica sie poglebia. Jak radzicie sobie z nerwica? U mnie objawia sie to roznego rodzaju lekami, zwlaszcza agorafobia, lekiem przed samotnymi wyjazdami, czesto ogarnia mnie nieokreslony niepokoj. To powoduje ze czesto staje sie przygnebiona i rozdrazniona. I wlasnie te chwiejne stany emosjonalne najbardziej mnie dobijaja. Czy mozna dac sobie z tym rade samemu czy potrzebne jest leczenie farmakologiczne? Od wielu lat bralam roznego rodzaju antydepresanty ale nigdy nie bylam leczona pod katem tego rodzaju zburzen nerwicowych. Teraz od jakiegos roku nic nie biore i widze, ze nerwica sie poglebia. Czy moglibyscie mi poradzic co robic? Czy udac sie z tym do psychiatry czy neurologa? Z gory dziekuje za pomoc.

×