Skocz do zawartości
Nerwica.com

Szeryf

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Szeryf

  1. Pewnie najlepiej iść na studia, tylko po to, żeby kogoś znaleźć. W tym regionie w którym mieszkam nie ma to sensu. Już raz byłem na studiach a teraz nie dam rady pogodzić pracy i nauki

     

    Jeden tuco pracuje na świecie! Znam ludzi, którzy studiują zaocznie dwa kierunki, wychowują dzieci i ciężko zasuwają ponad etat i dają radę! Tu nie chodzi o to, że masz iść na studia, żeby znaleźć kobietę. Tu chodzi o to, żeby nadać swemu życiu jakiś sens. Niekoniecznie muszą to być studia! Jesteś samotny tylko z powodu braku kobiety ? Przecież tu chodzi żeby mieć także kumpli, którzy być może mają koleżanki, siostry etc. Powiedz mi, a raczej napisz, czy Ty się czymś interesujesz ? Masz jakieś pasje ? Czy jesteś tylko Ty i Twoja samotność?

  2. Wejdę do pierwszego liceum, to pokoju nauczycielskiego będę się pytał każdej w miarę młodej nauczycielki czy jest wolna.

     

    Święta Iwanowno! Dlaczego traktujesz to wszystko dosłownie ? To tylko przykład z tymi nauczycielkami. Możesz równie dobrze zapisać się do szkoły policealnej dla piguł i ratowników medycznych. Cholera, chłopie, dlaczego ze swojej samotności uczyniłeś religię ?Ja kiedy zdałem sobie sprawę, że samotność mnie niszczy postanowiłem pójść na studia. Stwierdziłem, że jeśli nie dostanę się na studia, wstępuję do policji lub wojska, Pan Bóg kondycji nie poskąpił (tak, ja, ten zaciekły buntownik). To się chyba nazywa sublimacja...Traf chciał, że dostałem się na te studia i co ? I dopadły mnie podobne myśli podobne do Twoich! Wszystkie zajęte! Rok błąkałem się bez kobiety. Nie pytałem się każdej, czy się ze mną umówi, czy jest zajęta tylko z nimi rozmawiałem.O wszystkim. Odczułem, że dla wielu z nich okazałem się interesujący. I bynajmniej nie był to bajer, tylko zwykłe koleżeńskie rozmowy z jedną z nich, które później przerodziły w miłosne uniesienie, które trwa do dziś! Pomyślałeś kiedyś, że niektóre kobiety są ze zwykłymi palantami, których być może zostawią dla Ciebie ?

  3. A przepraszam bardzo, a co z paniami . Bo nie dam wiary w to,że kobiety to porno nigdy nie oglądają . Po prostu w to nie wierzę .

     

    Oglądają, ale nie tak często jak mężczyźni.Ponadto traktują to jako ciekawostkę a nie jak tlen czy pożywienie. To zdecydowanie problem facetów. Mówiąc problem mam na myśli częste oglądanie, które jest niczym innym jak uzależnieniem.

  4. Szeryf Samotność jest straszna, samotność to jakiś stwór który ma całą armię za sobą a my tylko nie liczne wojsko.

     

    Wiem, doświadczyłem, choć krótko. Po kilkuletnim okresie samotności zdałem sobie sprawę, że to jest moja wina, tylko i wyłącznie moja! (nie twierdzę, że tuco jest winien swojej samotności). Lekiem okazały się studia pedagogiczne, na których poznałem swoją żonę, a w konsekwencji praca w szkole. Znam sporo 26 - 30 - letnich nauczycielek, które są samotne i bardzo chętne ;) To tylko przykład dla tuco, który powinien porzucić ciągłą analizę swoich stanów i iść na studia, które go interesują! (czy są takie ?) Na uczelniach jest w czym wybierać .Zastanawiam się, czy tuco ma jakieś zainteresowania poza samym sobą...

  5. Te filmy w większości wypaczają obraz seksu.Naogląda się taki i potem myśli, że anal to coś normalnego Nie chcę być postrzegany jako jakiś kaznodzieja uderzający w moralizatorski ton, bo sam ze swoją małżonką brykam w dość wyrafinowany sposób, ale produkcje xxx na prawdę przyczyniają się do powstawania nieporozumień w związku. Ponadto to gówno uzależnia. Wiem, bo mam znajomą, której facet jest uzależniony. Angelika, jeśli on nie może się bez tego obyć, to jest to chorobliwe!

  6. Jestem przerażony po przeczytaniu połowy wpisów z Twojego wątku :shock: Stary, to jest autodestrukcja, błędne koło...Pewnie mnie zjedziesz za to, co napiszę, ale Ty pielęgnujesz w sobie tą przeklętą samotność! Jesteś typem Wertera (chociaż nie jesteś nieszczęśliwie zakochany) albo Kłapouchego z Kubusia Puchatka. Nie powiem Ci, co masz robić, bo wszystko zanegujesz, ale jedno jest pewne: nie odkryłeś jeszcze tych drzwi, za którymi jest coś lepszego. Jestem przekonany, że gdzieś jest kres tego syfu, w którym tkwisz i nie jest to samobójstwo!

  7. Pani_B ma rację! Też bym się wk****wił na miejscu kobiety. Są jednak sytuacje, kiedy panie zachowują się bardzo podobnie do facetów.Powiedzcie mi, po co kobiety oglądają metroseksualne (autocenzura, w myśl działania przeciw homofobii :twisted: )..., metroseksualnych, wijących się na scenie klaunów ? Widok piszczących bab na widok takiego chłoptasia każe mi wtedy zadać pytanie: czy one, k****a mają wszystkich w domu ? :mhm:

  8. Szeryf, nie wiem czy ktoś ma tak samo jak Ty ale na forum przyda się wywrotowiec.

    Jak mówią w Kambodży: czasami dobrze komuś dopierdolić nie jest źle.

    Witaj kolego rebeliancie. Jak też mam bunt we krwi.

     

    Yeah! Dać komuś w mordę w słusznej sprawie, rzecz bezcenna!

  9. Witaj na forum.

    Temat który poruszyłeś jest dosyć skomplikowany.

    Zacznę od tego że dostosowywanie się bezwarunkowe powoduje uczucie upokorzenia, bycia wykorzystanym. Żeby dało się to wytrzymać trzeba zaproponować cenę ustępstwa.

     

    Ja właśnie nienawidzę upokorzenia, uczucia bycia wykorzystanym! W dzieciństwie (które pamiętam) doświadczyłem przykrych sytuacji i teraz wydaje mi się, że muszę sobie udowadniać, że jestem twardy, nieustępliwy, bojowy...To mnie z jednej strony wyczerpuje i czasem jest źródłem konfliktów a z drugiej wygrana daje satysfakcję...Chorobliwe :mhm:

  10. To ja jestem nienormalny Panowie... :mhm:

    Będąc nastolatkiem oglądałem. Teraz nie oglądam z kilku powodów:

    1. Nie potrzebuję (chyba wyrosłem)

    2. Żona urwałaby mi łeb i jeszcze coś innego. :why:

    3. Pornosy są monotematyczne i nudne.

     

    Jeśli facet nie może żyć bez tego, to coś jest z nim nie tak. A troskę angelikaf uważam za coś pozytywnie niebywałego w żeńskim plemieniu! Większość pań tego nie toleruje u swych mężów, partnerów. :uklon:

  11. To czasem nie raczej grindcore?

     

    Ale co ? Że Suffocation i Dismember to grindcore czy te osobliwości w tekstach ? Dismember to klasyczny szwedzki DM a Suffocation też DM tyle, że U.S. Myślę, że tak na prawdę granica między ekstremalnymi gatunkami metalu jest cienka. Dla mnie grind corem był stary Carcass czy Napalm Death.

  12. Potrafisz postawić na swoim. To żadne zaburzenie tylko cecha Twojej osobowości.

     

    Ok, nie traktuję tego jako zaburzenia tylko pewną uciążliwość, która nakazuje mi stanąć okoniem wobec pewnych spraw, ludzi. Jest to czasem o tyle złe, że nie zawsze mam rację. Dzięki za odpowiedź. Chyba trochę tu zabawię.

  13. Z death metalem wziąłem rozbrat jakieś kilka lat temu na rzecz bardziej atmosferycznych klimatów. Słuchając np. Suffocation, Dismember nie znajdowałem w tym nic poza podziwem dla technicznych umiejętności muzyków. Teraz gustuję bardziej w klimatach pogańskich (szczególnie skandynawskich), że wymienię: Moonsorrow, Galar, Draugnim, Kampfar, Enslaved etc. Szukam w muzyce ucieczki, oczyszczenia, a tego Metal Śmierci mi nie dostarczał. Ponadto tematy związane z fekaliami, wnętrznościami etc jakoś mnie nie kręcą :silence:

  14. że nie dostałam jeszcze okresu, zjadłabym wszystko co na drzewo nie spier... i złamałam paznokieć...

     

    A mdłości nie masz ? :brawo:

     

     

    bardzo śmieszne... to musiałoby być niepokalane poczęcie...

    przed okresem większość kobiet je więcej :evil:

     

     

    Przepraszam :uklon: Nie chciałem być złośliwy... Od kiedy mam dziecko, każdą kobietę widziałbym w ciąży ;)

  15. Mnie krew zalewa, jak sobie pomyślę, że mam iść od spowiedzi i spowiadać się z uczynków, których nie uważam za grzechy. Ze względu na swoją naturę buntuję się przeciw niektórym nakazom wynikającym z religii. Z tego z kolei wynika lęk, że będę miał później przerąbane. Mam problemy z określeniem swoich relacji z Bogiem. Chyba jestem agnostykiem. Pewien tego nie jestem :bezradny:

  16. Witajcie!

     

    Zarejestrowałem się tu żeby sprawdzić, czy ktoś ma tak samo, jak ja...Ze swoim problemem zmagam się od dawna, odkąd pamiętam. Właściwie to zastanawiam się, jak to nazwać ? Postaram się najkrócej i najprościej: odczuwam chorobliwą satysfakcję z "utarcia komuś nosa", czuję się fantastycznie, kiedy odniosę na kimś zwycięstwo, oprę się jakiejś sytuacji, zbuntuję się przeciw czemuś. Uważam, że świat jest pełen bałwanów, kanalii, szubrawców i idiotów, z którymi muszę walczyć. Ktoś mógłby zapytać, co jest złego w tym, że nie zgadzasz się na sytuacje, które w twojej ocenie są złe ? Ano niby nic, tylko, że mój nonkonformizm zaczyna być trochę uciążliwy, szczególnie w sytuacjach zawodowych, czy nawet codziennych, prozaicznych (na szczęście nie przenoszę tego na żonę czy dziecko). Człowiek chyba nie powinien traktować swojego życia w kategoriach wiecznej walki ?Zwłaszcza w wieku 33 lat. Problem w tym, że ja lubię się buntować, negować, a to nie zawsze się opłaca...Myślę, że byłbym niezłym wywrotowcem, rebeliantem...Jak być bardziej konformistycznym, jak się łatwiej dostosować?

     

    PS mój nick to taka celowa przewrotność wobec mnie samego.

     

    Pozdrawiam

×