Ja, moja dziewczyna i moje głupie problemy
Cześć.
Mam 19 lat i od 4 lat zauważyłem w sobie jakieś 'problemy'. Jestem pod obserwacją psychiatry i psychologa, choruje na fobie społeczną. Stwierdzam, że obecna psychiatria to jeden wielki cyrk. Przychodzę do lekarza mówię "mam lęk przed ludźmi" a doktor wypisuje mi automatycznie receptę na jakieś leki i wynocha z gabinetu. Nawet o nic nie pytając. Lekarstwa zmieniałem jakieś 2 razy w tym 4 razy dawkowanie. Obecnie przyjmuje Fevarin i pomaga tak średnio... ale nie chce już tam łazić i się prosić o kolejną zmianę leku/dawkowania bo już mi po prostu głupio.
Oprócz fobii społecznej mam duży problem z akceptacją samego siebie i poczuciem własnej wartości. Dziwnie to zabrzmi ale to wszystko zaczęło się odkąd poznałem swoją dziewczynę. Wcześniej mimo fobii, nic mi nie przeszkadzało, trzymałem sie na uboczu, zaakceptowałem fakt, że pozostanę sam do końca życia, miałem chęć popaść w jakiś nałóg - najchętniej narkotykowy i zaćpać się na śmierć. Jak (jakimś cudem) związałem się z obecną partnerką(którą kocham nad życie) zrozumiałem, że muszę ją uszczęśliwić a będąc taki jaki jestem nigdy tego nie zrobię, bo: nie mam kolegów, koleżanek; nie potrafię rozmawiać z ludźmi po prostu nie umiem nawiązywać tematu, powiedzieć czegoś od siebie; boje się chodzić na imprezy a bardzo chciałbym; czasami zachowuje się strasznie dziecinnie; mam wahania nastroju; często płacze w trakcie nerwowej sytuacji; ogólnie mam przeczucie że jestem mało męski...
Od razu mówię, że Ona niczego ode mnie nie wymaga. Ba, sama twierdzi, że jest dobrze jak jest... Czasami tylko chciałaby pójść ze mną na basen. Problem w tym, że ja nie umiem pływać... nawet jeździć na rowerze nie potrafię... NIC nie potrafię i w NICZYM nie jestem dobry.
Jednym słowem jestem zaprzeczeniem jej byłego chłopaka. Z nim chodziła na imprezy, dyskoteki, był od niej starszy, był mądry, bogaty, przystojny że 'oh,ah'. Zanim wyznaliśmy sobie miłość byliśmy przyjaciółmi i zwierzała mi się w wielu kwestiach.
Nie mogę tego znieść. Płaczę po nocach, próbuje się zmienić ale nie potrafię. Nie wiem jak. Nie wiem co mam z sobą zrobić.
Chodzę również do psychologa ale nie wiem jak on mi może pomóc... Spotkanie opiera się na rozmowach, z których w zasadzie nic nie wynoszę.
Potrzebuje konkretu. Chce żeby ktoś wreszcie powiedział mi co mam robić. Chce wiedzieć co mi dokładnie dolega. Jakieś zaburzenie? Jak to nazwać?