Też przeżyłam dwukrotnie załamanie nerwowe,pierwszy raz kiedy nie mogłam wytrzymać bo mieszkałam z tesciami i męzem alkoholikiem...nie miałam dotąd pojęcia czym jest ten nałóg ,wszystko mnie przerastało;dwoje malutkich dzieci,mąż wychodzący z kumplami na piwo,ogromne p[oczucie samotnosci i niezrozumienia,wścibstwo ze strony rodziny męza,brak poczucia prywatnosci i lęk o zdrowie dzieci....pamietam ,ze wtedy z jednej strony udawałam silną,zaradną żeby zrobić dobre wrażenie na tesciowej ,a z drugiej strony krzyczałam,byłam nerwowa i przepełniona absurdalnymi lękami,siłą woli zmuszałam się do najprostszych czynnosci...brałam leki przeciwdepresyjne ok 3 lat,kiedy myslałam ,ze wyszłam juz z dołka pojawił się pewien czlowiek w moim zyciu: z jednej strony bardzo mi pomógł ,a z drugiej wszystko mocno zagmatwał,doszły do tego nieporozumienia z mężem,brak odwagi do radykalnej zmiany mojego zycia,długo trwająca tęsknota za przyjacielem,poczucie osamotnienia,ciężar związany z wychowywaniem 5 dzieci ,nałóg męza i dramat kuzynki,Jej choroba i smierc dziecka,niejasna dla mnie sytuacja w jakiej się znalazłam....to wszystko spowodowało ,ze powróciły silne mysli samobójcze,całkowity brak sił,sennosc,niemoznosc wykonywania najprostszych prac domowych.Pamiętam ,ze miałam bardzo zmienne nastroje emocjonalne,lęki,napady żarłoctwa i paniki,ogormne cierpienie wewnetrzne i wybuchy płaczu.Chciałam żeby zostawiono mnie w spokoju,zeby nikt niczego ode mnie nie chciał,żeby o mnie zapomniano...zwyczajnie uciekałam w sen pragnąć więcej się nie obudzić.Trwało to bardzo długo i tylko mysl o tym,ze dzieci mnie kochają nie pozwoliła sięgnąć po radykalne,drastyczne rozwiązanie tej sytuacji ,które często pojawiło się w moich chorych myslach.Co najdziwniejsze moje wypowiedzi choć przepełnione złoscią,czasem nienawiscią brzmiały całkiem logicznie...Chcę zaznaczyc ,ze nie chciałam faszerować się psychotropami dlatego zazywałam jedynie Bioxetin przez ok 1,5 roku do czasu kiedy sama miałam dosć i wyczerpana skrajnie poprosiłam lekarza psychiatrę o przepisanie mi silniejszego specyfiku ,który postawiłby mnie na nogi.Po nieudanej przygodzie z Solianem zaczęłąm zażywać Abilify w takiej dawce jaką przyjmują ludzie chorzy na depresję czyli 1/2 tabletki 15mg.I stał się cud bo pomimo ciągłego uczucia zmęczenia stałam się sobą taką jak dawniej,zniknęły lęki,zniknęły napady paniki ,zmienne nastroje,znowu jestem radosna,spokojna i skora do wygłupów Chcę dodać ,ze wsparcie najblizszych dla chorego jest bardzo wazne,nie muszą się oni narzucać ale osoba załamana musi mieć poczucie ,ze nie jest sama,ze jest ktoś kto zawsze będzie mógł wesprzeć,pomóc,podtrzymać na duchu.....W moim przypadku taką osobą okazał się jedynie mąż z ktorym niestety poza dziecmi nic mnie nie łączy i przyjaciel ,ktory choć nie fizycznie ale duchowo trwał przy mnie przez cały okres choroby.Męzowi jestem wdzieczna ,ze przejął się moją chorobą,że wkładał mnóstwo wysiłku w utrzymanie domu ,kiedy ja nie byłam zdolna do normalnego funkcjonowania.Mam żal do mojej rodziny ,znajomych ze w tym ogromnie trudnym okresie odsunęli się ode mnie,ze Ich przy mnie nie było,ze nie mogłam liczyć na Ich konkretną pomoc chocby w formie pomocy w opiece nad dziećmi.Moja natura jednak jak i rewelacyjnie dopasowany lek sprawiły ,ze nie chowam w sercu urazy i jestem szczęsliwa ...ze udaje mi się ,małymi kroczkami wychodzić ze stanu jakiego nie zyczyłabym najgorszemu wrogowi...cieszę się życiem,ładną pogodą,zdrowiem,dzieciakami ,które rosną jak na drożdzach i mam nadzieję ,ze już tak zostanie:)
-- 07 cze 2011, 10:35 --
Też przeżyłam dwukrotnie załamanie nerwowe,pierwszy raz kiedy nie mogłam wytrzymać bo mieszkałam z tesciami i męzem alkoholikiem...nie miałam dotąd pojęcia czym jest ten nałóg ,wszystko mnie przerastało;dwoje malutkich dzieci,mąż wychodzący z kumplami na piwo,ogromne p[oczucie samotnosci i niezrozumienia,wścibstwo ze strony rodziny męza,brak poczucia prywatnosci i lęk o zdrowie dzieci....pamietam ,ze wtedy z jednej strony udawałam silną,zaradną żeby zrobić dobre wrażenie na tesciowej ,a z drugiej strony krzyczałam,byłam nerwowa i przepełniona absurdalnymi lękami,siłą woli zmuszałam się do najprostszych czynnosci...brałam leki przeciwdepresyjne ok 3 lat,kiedy myslałam ,ze wyszłam juz z dołka pojawił się pewien czlowiek w moim zyciu: z jednej strony bardzo mi pomógł ,a z drugiej wszystko mocno zagmatwał,doszły do tego nieporozumienia z mężem,brak odwagi do radykalnej zmiany mojego zycia,długo trwająca tęsknota za przyjacielem,poczucie osamotnienia,ciężar związany z wychowywaniem 5 dzieci ,nałóg męza i dramat kuzynki,Jej choroba i smierc dziecka,niejasna dla mnie sytuacja w jakiej się znalazłam....to wszystko spowodowało ,ze powróciły silne mysli samobójcze,całkowity brak sił,sennosc,niemoznosc wykonywania najprostszych prac domowych.Pamiętam ,ze miałam bardzo zmienne nastroje emocjonalne,lęki,napady żarłoctwa i paniki,ogormne cierpienie wewnetrzne i wybuchy płaczu.Chciałam żeby zostawiono mnie w spokoju,zeby nikt niczego ode mnie nie chciał,żeby o mnie zapomniano...zwyczajnie uciekałam w sen pragnąć więcej się nie obudzić.Trwało to bardzo długo i tylko mysl o tym,ze dzieci mnie kochają nie pozwoliła sięgnąć po radykalne,drastyczne rozwiązanie tej sytuacji ,które często pojawiło się w moich chorych myslach.Co najdziwniejsze moje wypowiedzi choć przepełnione złoscią,czasem nienawiscią brzmiały całkiem logicznie...Chcę zaznaczyc ,ze nie chciałam faszerować się psychotropami dlatego zazywałam jedynie Bioxetin przez ok 1,5 roku do czasu kiedy sama miałam dosć i wyczerpana skrajnie poprosiłam lekarza psychiatrę o przepisanie mi silniejszego specyfiku ,który postawiłby mnie na nogi.Po nieudanej przygodzie z Solianem zaczęłąm zażywać Abilify w takiej dawce jaką przyjmują ludzie chorzy na depresję czyli 1/2 tabletki 15mg.I stał się cud bo pomimo ciągłego uczucia zmęczenia stałam się sobą taką jak dawniej,zniknęły lęki,zniknęły napady paniki ,zmienne nastroje,znowu jestem radosna,spokojna i skora do wygłupów Chcę dodać ,ze wsparcie najblizszych dla chorego jest bardzo wazne,nie muszą się oni narzucać ale osoba załamana musi mieć poczucie ,ze nie jest sama,ze jest ktoś kto zawsze będzie mógł wesprzeć,pomóc,podtrzymać na duchu.....W moim przypadku taką osobą okazał się jedynie mąż z ktorym niestety poza dziecmi nic mnie nie łączy i przyjaciel ,ktory choć nie fizycznie ale duchowo trwał przy mnie przez cały okres choroby.Męzowi jestem wdzieczna ,ze przejął się moją chorobą,że wkładał mnóstwo wysiłku w utrzymanie domu ,kiedy ja nie byłam zdolna do normalnego funkcjonowania.Mam żal do mojej rodziny ,znajomych ze w tym ogromnie trudnym okresie odsunęli się ode mnie,ze Ich przy mnie nie było,ze nie mogłam liczyć na Ich konkretną pomoc chocby w formie pomocy w opiece nad dziećmi.Moja natura jednak jak i rewelacyjnie dopasowany lek sprawiły ,ze nie chowam w sercu urazy i jestem szczęsliwa ...ze udaje mi się ,małymi kroczkami wychodzić ze stanu jakiego nie zyczyłabym najgorszemu wrogowi...cieszę się życiem,ładną pogodą,zdrowiem,dzieciakami ,które rosną jak na drożdzach i mam nadzieję ,ze już tak zostanie:)