Witam Wszystkich serdecznie!
Mam 16 lat i bardzo chciałbym prosić o poradę. Na wstępie jednak postaram się opisać mój przypadek.
Mój problem z psychiką i zdrowiem zaczął się jakoś 2 lata temu. Byłem wtedy w 1 klasie gimnazjum. Miałem sporo przeżyć, przeprowadziłem się z rodzicami do nowego domku, który mój ojciec zbudował sam. Był on w ogóle niewykończony, warunki ubogie. Jednakże musieliśmy się przeprowadzić, ponieważ gnieździliśmy się wraz z moimi dwoma dorosłymi siostrami z 2-pokojowym mieszkanku, które wynajmowaliśmy. Mieszkaliśmy w nim jakieś 4 lata, wiąże się z tym smutna historia, mieliśmy piękne mieszkanie w dobrym miejscu w Szczecinie, duże 3-pokojowe, jednak ojciec ciągle kłócił się z resztą rodziny, z siostrami, z mamą. Dlatego chcieli wybudować domek i sprzedali to mieszkanie za 100 tysięcy zł. po tygodniu od sprzedaży ceny tak wzrosły, że mieszkanie to warte było minimum 300 tysięcy.. smutne prawda? Musieliśmy wynajmować to mieszkanie, byłem wtedy jeszcze małym dzieckiem, chodziłem do podstawówki. Ojciec nadal kłócił się z siostrami i z mamą, trochę pił. Ja temu wszystkiemu się bezradnie przyglądałem, wiecznym awanturom, kłótniom itp. Pewnego dnia moja mama wróciła do domu i nic nie pamiętała, nie mogła nic powiedzieć. Zabrało ją pogotowie. Po kilku dniach okazało się, że ma raka mózgu (mi powiedzieli, że ma krwiaka i operacja jej pomoże, nie chcieli mnie chyba martwić...) operował ją dobry neurochirurg. Potem leżała w szpitalu, potem w domu. Miała różne chemioterapie itp, ja się temu przyglądałem, przyglądałem się jej cierpieniu... wtedy tak tego nie rozumiałem, byłem mały jednak gdy teraz to wspominam mam oczy zalane łzami. Ojciec na chwilę się uspokajał, jednak potem znów robił awantury nawet chorej na raka matce. Potem i tak dowiedziałem się, że ma raka i to jednego z najcięższych, złośliwego mózgu. Potem przeprowadziliśmy się do tego domku, który ojciec budował (zajmuje się on budownictwem, więc umie to robić.) Tutaj oszczędzał mamę, ale zaczął trochę odgrywać się na mnie. W końcu stan mamy się pogorszył, poszła mieszkać u sióstr, bo tam miała ciągłą opiekę (ciągle leżała, nie mogła nawet wstawać) my z ojcem ją odwiedzaliśmy. Już wtedy zaczynałem mieć problemy ze zdrowiem. To wszystko mnie przytłaczało, chora mama, ojciec, który robił awantury... Miałem dolegliwości żołądkowe, nudności itp. Mama w końcu zmarła... I wtedy dolegliwości jakby się pogorszyły (nie pamiętam wszystkiego dokładnie bo było to dawno.) miałem straszne nudności, bóle żołądka, byłem ospały, było mi słabo, miałem depresję i stany lękowe. nawet sam w domu się bałem zostawać. Trapiły mnie przeróżne dolegliwości żołądkowe i inne. dużo zwalniałem się ze szkoły, bo w niej był większy stres i dolegliwości w szkole nasilały się. Po pogrzebie mamy została z nami moja babcia, mama mojego ojca. Ojciec robił awantury za zwalnianie się ze szkoły, wyzywał od psycholi, twierdził, że udaję i wymyślam sobie chorobę. Lekarka rodzinna zleciła różne badania, usg jamy brzusznej, badanie kału, krwi i nic one nie wykazały. Potem skierowanie do gastrologa, została wykonana gastroskopia, która nic nie wykazała, jeszcze kilkukrotnie badanie kału, które także nic nie wykazało. Zacząłem też mieć dolegliwości neurologiczne, ucisk w głowie, otępienie, osłabienie itp, zrobili mi tomografię komputerową głowy bez kontrastu i nic ona nie wykazała. Zanim była wykonana ta gastroskopia i TK chodziłem do pani psycholog z ojcem, najpierw wchodziłem ja potem on, nic mi to szczerze mówiąc nie pomagało, ale odpowiadało mi to, bo w godzinach porannych i opuszczałem pierwsze lekcje w szkole. Byłem też raz u psychiatry, przepisał tabletki Sulpiryd też nie pomagały. Po tych wszystkich badaniach jak wyszło, że nie mam żadnej choroby mój stan jakby się polepszył, tak jakby się "ustabilizowałem". 2 klasę gimnazjum już nie miałem takich dolegliwości żołądkowych jak w 1 jakoś to było. Jednak depresja trwała nadal, trwa do dziś,ale raz było lepiej, tak że o niej zapominałem, raz gorzej. Prowadziłem i nadal prowadzę życie samotnika, całe dnie siedzę w domu przed komputerem lub telewizorem. Przez prawie całą klasę gimnazjum mój dzień wyglądał mniej więcej tak, wracałem ze szkoły (którą skracałem sobie jak mogłem), jadłem coś, wychodziłem do okna na papierosa i kawę (bo to mnie pobudzało) i do końca dnia komputer lub telewizor. Czułem się dość dobrze fizycznie, ale psychicznie nie. Cały czas moją głowę nawiedza masa myśli, co chwile się one zmieniają, niektóre są naprawdę takie natrętne. Aż nie mogę odpisać tego co czuję, jest to trudne do opisania. Paliłem papierosy by poczuć się lepiej, zapomnieć, odstresować się, zostać zauważonym. Jakoś z tym wszystkim w sumie dawałem sobie radę, do czasu kiedy znów nie upadłem na zdrowiu. Od świąt mam straszne dolegliwości żołądkowe. W święta po śniadaniu dostałem biegunki i strasznych nudności, brało mnie na wymioty, ale powstrzymywałem je lekiem przeciwwymiotnym, bo mam taki w domu wypisany przez lekarkę. I tu ujawnia się kolejna moja fobia - lęk przed wymiotami. Mam to od dziecka, ale teraz jest to jeszcze większy lęk niż kiedyś. Potem miałem nadal nudności, kolkowe bóle brzucha, biegunki na przemian z zaparciami. Lekarka rodzinna wypisała mi jakieś tabletki na ten ból, które nie pomagały. Poza tym bioprazol rano i metokroplamid (ten przeciwwymiotny) doraźnie w razie nudności lub wymiotów. Zrobili mi usg jamy brzusznej, które nic nie wykazało. Mam też skierowanie na badanie krwi i moczu, muszę je zrobić. Termin do gastrologa dali mi na październik.. więc muszę iść prywatnie, żeby to przyśpieszyć. Nadal utrzymują się moje dolegliwości, mam mdłości, przeszywające, kolkowe bóle żołądka i brzucha, takie w różnych miejscach jakby był tam jakiś wrzód, czuję jak kwas żołądkowy cofa mi się do przełyku. W dodatku miałem tez problem z zatokami zrobili mi rtg i coś ono wykazało, będę musiał pokazać je lekarzowi. Zmierzam do tego, że przez te dolegliwości pogorszył się mój stan psychiczny. Mam straszną depresję, jestem cały czas taki rozdygotany, muszę chodzić. Cały czas moją głowę nawiedza masa przeróżnych myśli na przeróżny temat, łatwo się denerwuje. Wątpię aby wszystkie te dolegliwości były przez nerwicę, są charakterystyczne dla refluksu żołądkowo - przełykowego lub choroby wrzodowej. W dodatku wraca do mnie to wszystko co działo się te 2 lata temu, to że ciągle źle się czułem, te awantury, wizyty u psychologów ta cała depresja, którą wtedy miałem. miewałem też sny związane z tym starym mieszkaniem, ze zmarłą mamą i babcią (moja babcia, mama mamy zmarła pół roku po niej).
i tu pojawia się moje pytanie: czy mój obecny stan psychiczny ta depresja, że nie chce mi się aż żyć i znerwicowanie może być spowodowane tą chorobą, którą mam? Tymi dolegliwościami żołądkowymi? Czy jest to raczej nawrót tego co działo się 2 lata temu nawrót nerwicy? Powinienem udać się do psychiatry lub psychologa?
wiele rzeczy i sytuacji pominąłem, wiele dolegliwości które miałem/mam nie zostały napisane, ponieważ tyle było tego wszystkiego, że nie zdołałem wszystkiego wymienić, sam nie wszystko pamiętam. A to co dzieje się w mojej głowie i psychice ciężko mi opisać te myśli itp.
przepraszam za tak długi i chaotyczny opis, liczę, ze ktoś go przeczyta i odpowie na moje pytania.