Skocz do zawartości
Nerwica.com

lony

Użytkownik
  • Postów

    95
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez lony

  1. Biorę Asertin już 4 tygodnie, w dawce 50 mg na dobę i dzisiaj dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie wiem na ile to efekt setraliny, na ile czegoś innego, ale jestem teraz trochę zaniepokojona. Otóż od kilku godzin mam jakiś napad nieokiełznanej energii, który objawia się u mnie bezustannym gadaniem. Paplam do wszystkich jakieś głupoty, roznosi mnie niesamowicie, zamknęłam się teraz w moim pokoju i próbuję wrócić do siebie. Boję się, że coś mi się poprzestawiało w mózgu, po prostu nie poznaję siebie. Mam teraz fazę, że przestanę być sobą. Baardzo nieprzyjemne uczucie. Niedawno wróciłam z biegania z moją znajomą i przez ten mój nastrój po prostu więcej mówiłam, bardziej się otworzyłam. Myślicie, że to może być po prostu lecznicze działanie Asertinu, objawiające się znoszeniem symptomów fobii społecznej? Wczoraj wieczorem wypiłam też lampkę wina. A dzisiaj wypiłam zieloną herbatę, ale chyba zielona herbata nie byłaby w stanie mnie aż tak pobudzić :roll:

    Mam nadzieję, że jutro dojdę do siebie, bo źle się w takim stanie czuję :/

  2. Biorę Asertin już 3 tygodnie. O ile stany lękowe dalej się utrzymują, to zauważyłam, że objawy fobii społecznej jakby się zmniejszyły? W sumie nie o to mi chodziło, ale narzekać nie będę ;) A może to przejściowy stan, czasem tak mam.

    Słuchajcie, mam tylko takie pytanie, jako ciężki przypadek hipochondryczki podczas brania sertraliny nie piję żadnego alkoholu, i tak nie mam z kim ani gdzie, więc nie było tragedii, ale w najbliższym czasie planuję się napić i to dość konkretnie, no i, jak uważacie, to bezpieczne? Bo Asertin biorę wieczorem, jakby zrezygnowała tego jednego wieczoru, to byłoby ok? Albo nawet z dwóch dni? Czy w ogóle nie ma sensu się bawić w takie odstawianie?

  3. Rany, moja samolotowa fobia nabrała takich rozmiarów, że aż mnie ściskało w żołądku kiedy czytałam ten wątek. Całe szczęście w najbliższej przyszłości nie zapowiada się u mnie na latanie.

    Leciałam samolotem w sumie 4 razy. Pierwsze dwa były w miarę lajtowe, może kilka razy mnie ścisnęło w żołądku, ale generalnie dałam radę i lot w dużej mierze mnie cieszył. 2 lata później był istny dramat. Przez cały lot byłam spięta i myślałam, że zaraz zwariuję (najgorzej przy wracaniu). Najbardziej oczywiście bałam się, że będzie jakaś awaria i samolot zacznie spadać. Wyobrażałam sobie co będę czuła w takiej chwili. Masakra :hide: W trakcie wakacji nie mogłam się wyluzować, bo gdzieś cieniem kładła mi się myśl, że jeszcze czeka mnie powrót i pewnie nie przeżyję i czy byle wakacje w ciepłych krajach były tego warte?

    Ehh, a tak mi się marzy jakaś daleka podróż :( Chociażby do Japonii... Chyba bym musiała jechać pociągiem, a potem promem, byłabym spokojniejsza :roll: No chyba, że właśnie nafaszerowałabym się przed lotem jakimiś uspokajaczami... Są one w stanie tak zamulić, żeby nic nie czuć podczas lotu?

  4. Biorę już 17 dni, niestety na razie poprawy brak. Wynajduję sobie kolejne, coraz to ciekawsze choroby, a do tego zaczęłam się obawiać zespołu serotoninowego... Mój umysł stale zajęty jest wysnuwaniem wizji coraz to tragiczniejszych katastrof. Prawdę mówiąc, jestem już tym zmęczona.

    Totalnie nic mi się nie chce, nie chce mi się wstać, czytać, myć, nie chce mi się nawet pościelić łóżka, mogę tylko marnotrawić czas przy komputerze i po chwili czuję znowu zmęczenie i kładę się spać, chyba przed rozpoczęciem brania sertraliny było pod tym względem trochę lepiej. No i do tego czasem jestem jakoś dziwnie rozedrgana, szczególnie po tym jak wstanę, w nocy tylko jakoś mi język sztywnieje :/

  5. Dziś znowu ataki,staram się jakoś nie wkręcać w nie do końca i próbuje robić wszystko żeby sobie poszły. Najgorzej boje się ze umrę z powodu tych ataków i może dlatego tak panikuje. Nie wiem już co mam robić ponieważ moje podejście do leków jest wręcz histeryczne. Narazie biorę 20 mg miansy na dobę od poniedziałku a wcześniej brałem tylko 10mg. Mam xanax na ataki paniki ale boje się go brać,widocznie jeszcze mnie tak mocno nie sponiewieralo. Boje się wszystkiego,boje się ze nie dożyje 40stki. Ciagle mam przeświadczenie ze coś się ze mną stanie. A było już tak dobrze ze myślałem o końcu przygody z ta cholerna nerwica. Dolegliwości zelżały ze100 na 25 procent, No i właśnie teraz ta łajza powraca z hukiem i w chwale żeby mnie upodlić i sponiewierać . Nienawidzę cię Nerwico !!!!! Niszczysz mi życie !!!!! Każdy mój dzień z tobą to udręka i agonia!!!!!!

    Ooo, mam tak samo. Też się boję leków, kiedyś miałam przepisany Afobam, do brania w nagłych przypadkach, ale nie wzięłam go ani razu. Teraz biorę Asertin i jestem z siebie dumna, bo dociągnęłam do 100 mg, mimo że po każdej kolejnej tabletce boję się, że coś mi się stanie.

    I strachy mam dokładnie te same. Myślenie o sobie, jako 40 latce jest dla mnie abstrakcją, bo dla mnie każdy dzień jest rozpaczliwą walką o życie.

     

    Byłam jakąś godzinę temu na chirurgicznym usuwaniu ósemki, od kiedy się zarejestrowałam, non stop, myślałam o tym, ze coś pójdzie nie tak, znieczulenie źle zareaguje z moimi lekami, dostanę wstrząsu anafilaktycznego albo cokolwiek innego i umrę, i już naprawdę ze smutkiem myślałam o tych wszystkich rzeczach, które chciałabym jeszcze zrobić przed śmiercią, zastanawiałam się czy nie zrezygnować z wizyty albo przełożyć ją na kiedy indziej, bo chciałabym jeszcze pożyć. No ale nie zrobiłam tego. I żyję. Jeszcze. Ale na fotelu dentystycznym dostałam ataku paniki, żeby nie było. Po znieczuleniu. Jakiś dziwny chłód ogarnął całe moje ciało, asystentka chirurga mówiła mi o zaleceniach po zabiegu, a ja już odjeżdżałam ze strachu, zobaczyła, ze coś ze mną nie tak, to powiedziałam, że źle się czuję. Gdybym mogła to wyskoczyłabym wtedy z tego fotela i uciekła, ale nie dali mi takiej możliwości :P Tylko przechylili mi fotel, żeby moja głowa była niżej ciała i rzeczywiście było lepiej, i tak przebiegł cały zabieg, jakieś 10 minut. Ufff.

  6. Lony spokojnie - ja też traciłam momentami wiarę ale od dwóch dni czyli dokładnie w 15 dniu brania Asertinu stanełam na nogi w przenośni i dosłownie, bo przez te dwa tygodnie niemal nie opuszczałam łózka. Wczoraj i dziś czuje że żyje ... a wiem że to dopiero początek działania leku. Też zaczynałam od dawki 25 mg (3 dni) - potem 50 mg a chyba w 10 dniu 75 mg - choc od wczoraj wróciłam do 50 mg, poniewaz 75mg za bardzo mnie pobudzało. Mam podobne skutki uboczne jak Ty, rano ciężko mi wstac i się rozruszac, w nocy dosc sporo się pocę, wraca mi apetyt choc przez tydzien prawie nic nie jadłam. Ale jest lepiej ... Trzymaj się i daj sobie szanse aby ten lek zadziałał. Ja już miałam ochote połozyc się na oddział do szpitala, bo nie mogłam zniesc tego stanu i tej bezradnosci ale zacisnełam zeby. :-) i Ty dasz rade :-)

    Dzięki:)

    Zdaję sobie sprawę, że tydzień to jeszcze za krótko, żeby było widać efekty, tym bardziej przy tak niskiej dawce, ale jednak chciałoby się, żeby lęk zniknął jak najszybciej. Nie mogę się na to doczekać, szczególnie, że już wcześniej czytałam w tym wątku Twoje posty i jakby u mnie też po 15 dniach nastąpiła poprawa to byłabym przeszczęśliwa:) Moja psychiatra powiedziała, że mogę się efektów spodziewać mniej więcej po 3 tygodniach.

    Teraz u mnie chyba zaczyna się okres braku apetytu, bo dzisiaj zjadłam bardzo mało, ale nie jestem pewna czy to akurat przez Asertin.

  7. U mnie już siódmy wieczór z Asertinem, dzisiaj przeszłam z 25 mg na 50 mg, za tydzień przechodzę na 100 mg. Póki co jakichś tragicznych skutków ubocznych nie mam, poza tym, że nie mogę wstać z łóżka bardziej niż zwykle i jestem jakoś dziwnie po wstaniu rozdygotana. Teraz trochę mi ta ospałość ustała. Reszta nie wiem czy to bardziej skutki uboczne czy po prostu standardowe objawy mojej nerwicy. Ale boję się, że przy przechodzeniu na 50 mg będę miała więcej skutków ubocznych i ze stanu lękowego nie będę w stanie wyrwać się nawet na minutę... :roll:

    Marzę o tym, żeby poczuć już jakieś pozytywne efekty.

  8. braksił22, zazdroszczę znajomych;)

    Mało kto jest w stanie zrozumieć taką przypadłość, a żeby jeszcze wykazać jakąś troskę? Niewiarygodne:)

    Poza tym, nawet jeśli by zrozumieli, zaakceptowali, to trzeba najpierw ich mieć, a fobia społeczna, a nawet bardziej zaawansowane zaburzenia osobowości skutecznie utrudniają nawiązywanie i utrzymywanie nowych znajomości.

  9. Annie_Wilkes, niemalże jakbym o sobie czytała, praktycznie żadnych znajomych nie mam, na imprezie nigdy żadnej nie byłam;) A poszłabym chętnie. Spróbowałabym może uwolnić się z klatki. Zrobienie czegoś samodzielnie staje się dla mnie nieraz przeszkodą nie do przeskoczenia. Rodzice w stosunku do mnie też są nadopiekuńczy. Przynajmniej byli, bo teraz niespecjalnie im taka niesamodzielna córeczka pasuje.

    Sama poszłabym na jakieś zajęcia, żeby znaleźć swoje "mini społeczności", ale tutaj brak kasy i fobia społeczna mi przeszkadza. Cóż.

    Ale uważam, że to faktycznie bardzo dobry pomysł i na znalezienie znajomych, i może na znalezienie jakiejś fajnej pasji;)

  10. Mając fobię społeczną macie znajomych i przyjaciół?

    Mam jedną znajomą, którą poznałam w podstawówce, ale i tak nie potrafię z nią za bardzo rozmawiać i rzadko się spotykamy i jedną poznaną kilka lat temu przez internet.

    Poza tym nie mam nikogo, w rzeczywistości nie jestem w stanie nawiązać żądnej głębszej relacji, w wirtualnym świecie zresztą już też nie.

  11. Jestem właśnie przeziębiona, najgorsza faza już za mną, ale co ja się naprzeżywałam w trakcie tych dni... Że mi się przerodzi w zapalenie opon mózgowych, dostanę zapalenia płuc albo coś jeszcze gorszego. Co chwila mierzyłam temperaturę, jak miałam 37 stopni to już zaczynałam się nakręcać. Wprawdzie jeszcze nie jestem do końca zdrowa, ale najgorszy strach już mi minął. A też się nafaszerowałam czosnkiem, miodem i cytrynką ;)

  12. Nie mam już siły, poważnie.

    Boję się, że umieram. Jakie to żałosne.

    I z tym atakiem nie radzę sobie w żaden sposób.

    Właściwie skąd mogę wiedzieć, że nie umieram?

    Nigdy to nie jest pewne, prawda?

     

    Źle się czuję. Boli mnie coś w klatce piersiowej, mam dreszcze, zrobiło mi się zimno.

    Zaczęłam czytać w internecie o bólu w klatce piersiowej i załamałam się zupełnie.

     

    A miało być dzisiaj tak dobrze. Byłam na spacerze ze znajomą, dawno nigdzie nie wychodziłam, poza przymusowe, nie takie długie i raczej przedpołudniowe spacerki. Cieszyłam się. Naprawdę cieszyłam się, że coś będzie w stanie odpędzić ode mnie złe myśli. Myślałam, że zapomnę. Myślałam, że zmęczę się i wieczorem zasnę od razu. Jak bardzo się myliłam. Jest gorzej. Dużo gorzej. To spotkanie totalnie zdezorganizowało mój dzień, niszcząc doszczętnie moją psychikę. Wiecie co jest najgorsze? Że właśnie moja nadzieja, że kiedyś będzie lepiej, zaczęła umierać. Bo oto mój jedyny sposób, w którym upatrywałam swoją szansę na lepsze życie, zawiódł. Myślałam, że jak kiedyś zacznę pracować, wypełnię swoje życie pracą, życiem towarzyskim po brzegi, to będzie lepiej, bo nie będę miała czasu na myślenie. Ale wygląda na to, że tak się nie stanie. Im coś bardziej mąci mi w głowie, tym bardziej wariuję. Boję się już więcej odrywać od mojej spokojnej rzeczywistości. Moje fundamenty na których próbowałam budować spokój zostały zachwiane.

     

    Dalej mnie boli w klatce piersiowej i zaczęła boleć mnie głowa.

    Mam naprawdę tego dosyć.

     

    W poniedziałek wizyta u psychiatry.

  13. Najgorsze jest to, że takie paranoje potrafią rozwalić cały spokój na długi czas. Mimo że mamy świadomość, że jest naprawdę małe prawdopodobieństwo, że będzie coś nie tak, to takie myśli "a jeśli jednak?" niszczą wszystko :evil:

    Ja ostatnio boję się strasznie kleszczy i boję się pszczół, szerszeni i innych tego typu owadów. Najgorzej, że się nakręcam strasznie. Od kilku dni boli mnie głowa (w zeszłym roku też mnie bolała - ale wtedy byłam przekonana, że to migrena z powodu temperatury i rzeczywiście, nastała jesień, bóle się skończyły) i najpierw wkręcałam sobie, że mam zapalenie opon mózgowych, teraz jestem przekonana, że mam odkleszczowe zapalenie mózgu. Nawet nie wiem dokładnie na czym ono polega, ale kij z tym (nie zamierzam czytać, żeby większej ilości objawów u siebie nie zauważać). A że często chodzę po parkach (uroki posiadania psa) to codziennie przeżywam istne katusze. Dzisiaj zabiłam jakiegoś robaka w moim łóżku i doszłam do wniosku, że będąc w parku jakiś inny owad się na mnie zemści (karma i te sprawy)... I co? Mój pies akurat zaczął sobie gdzieś kopać, ja chodziłam obok podziwiając przyrodę i... SZERSZEŃ. Latał w pobliżu. Nosz, byłam pewna, że przeznaczenie mnie dosięgnie, użądli mnie, dostanę wstrząsu anafilaktycznego i po mnie. Jednak starałam się dzielnie trzymać i nie zwiewać. Nie dałam rady. Złapałam sucze za szelki i zaczęłam uciekać. Tak, uciekać. No ale uciekłam. Wróciłam do domu i żyję. Rany, czy to nie brzmi śmiesznie?

×