Skocz do zawartości
Nerwica.com

lony

Użytkownik
  • Postów

    95
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez lony

  1. Mam coś bardzo podobnego. Od wieku nastoletniego. Nie musiał to być ktoś dla mnie dobry, wystarczył ktoś kto okazywał mi zainteresowanie, ktoś kto miał silną osobowość i radził sobie w życiu... Zwykle. Ciągnęło mnie do ludzi pewnych swoich wartości, śmiałych, mających poczucie humoru, takich, których ciężko było nie lubić, po prostu "fajnych"... Ale także, zresztą ostatnio właśnie to się u mnie nasiliło, do osób dla mnie dobrych, uczynnych i pomocnych. Czasem kilku tych cech, które wymieniłam brakuje, czasem jest kilka dodatkowych. Różnie bywa. Na punkcie takich ludzi miewam obsesje. Kilkumiesięczne albo kilkuletnie. Czasami na punkcie kilku osób na raz. Cały internet przeszukam, żeby odnaleźć każdy ich ślad tam pozostawiony. Dla takich osób zawsze jestem zimna i oschła, unikam ich jak ognia, a w myślach układam sobie z nimi całe życie. Jak tylko ktoś się blisko tych osób pojawi jest moim wrogiem numer jeden.

    W sumie to żałosne. Ale chyba ciężko by mi było bez tego żyć. Bez tego uczucia w brzuchu, kiedy wyobrażam sobie te wszystkie piękne chwile.

  2. Mój ogromny sukces - coś do czego z większymi i mniejszymi przerwami dążyłam od bodajże 6 lat. Coś co zaczynałam i kończyłam, poddawałam się i znowu próbowałam - w środę zdałam egzamin na prawo jazdy :D

    Mój kolejny sukces... Pracuję już ponad 8 miesięcy po 3 letnim totalnym nieróbstwie.

    Dzięki temu mogę spełniać moje mniejsze i większe marzenia... W czerwcu dołączy do mnie mój drugi pies. Moje marzenie, które dało mi silną motywację, motywację, która pozwoliła mi przełamać część moich lęków, kilka blokad, dzięki któremu postawiłam pierwszy krok ku lepszemu życiu :)

    Niestety psychicznie wciąż jest źle. Fizycznie też nie najlepiej.

    I chociaż czasem to co udaje mi się osiągnąć kładzie mi się cieniem na szczęściu, bo tak naprawdę nie wierzę, że na to zasługuję, to staram się to doceniać.

  3. smutny lisek, a właściwie czego oczekujesz od tych ludzi? Że co Ci powiedzą? Ja mam jedną osobę, której się żalę. Ona zawsze stara się mnie pocieszyć, wytłumaczyć moje niepowodzenia, dawać jakieś rady, podnosić na duchu, tymczasem ja potrzebuję, żeby powiedziała mi "nie przesadzaj, ku*wa, rusz dupę i się ogarnij, zamiast się nad sobą użalać". Tak właśnie, czekam na taki tekst. Bo żadne rady, ani pocieszenia nic mi nie dają, nie chcę tego i nie potrzebuję, irytuje mnie to. Irytuje mnie jak ktoś się nade mną lituje, zamiast kopnąć mnie w dupę.

    Widzisz więc, ludzie są różni. Nie powinnaś mieć żadnych oczekiwań co do nich, bo niby z jakiej racji?

    Zastanawiam się swoją drogą, co chciałabyś usłyszeć? Myślałaś o tym?

    Czasem takim ludziom jest trudno powiedzieć coś sensownego, bo im też ciężko się odnaleźć w takiej sytuacji i tak naprawdę nie wiedzą co mają powiedzieć, żeby Ci ulżyć.

  4. Wracać do domu wieczorem, szeptać do księżyca, przysłoniętego ciemnymi chmurami: "Chcę umrzeć". Schodzić z drogi podejrzanym ludziom, każdy szelest traktować jako potencjalne zagrożenie. Tchórz bojący się życia. Tchórz bojący się śmierci. Żałosna ofiara. Pośród ludzi czuć się jak osaczone zwierzę, uciekać, uciekać,wewnątrz pętać się w łańcuchy i ukrywać w klatce.

    Nie istnieję, nie żyję, ani nawet nie egzystuję. Umarłam chyba już dawno, chociaż nie pamiętam dokładnie tego momentu. Zwłoki moje śniły najwspanialsze marzenia, fantazjowały o wskrzeszeniu. Pach. Zderzenie z rzeczywistością zabolało nawet to martwe ciało. Marzenia nie były realne. Trupy nie ożywają. Trupy leżą pod ziemią i gniją. Twoje ciało też gnije. Rozpadam się. Roztrzaskałam się na na kawałki.

    Żadna książka, żaden poradnik, żaden lek, ani żaden specjalista nie pomoże. Nie da się rozproszyć tego cienia.

    Próbowałam.

    Chciałam być silna, żeby móc podnosić słabych. Silna, żeby móc prawdziwie kochać bliskich. Silna, żeby swoje i ich życie uczynić lepszym. Trach. Ktoś zdeptał obcasem robaka. Nie ma takiej możliwości, to nierealne. Nie żyjesz, nie zapominaj o tym.

    Obrazy przemykające pod zamkniętymi powiekami długo dawały mi mgliste poczucie siły. Długo jeszcze będą trwały w mojej świadomości. Długo będą doprowadzały mnie do rozpaczy, szału, frustracji, w końcu może doprowadzą do ostatecznego obłąkania. Potem mam nadzieję, że będę mogła po prostu zobojętnieć. Porzucić wszystko. Porzucić każdą emocję, każdą więź, każdą potrzebę.

    Czasem, w przebłyskach rozsądku, wyczuwałam, że ten cień jest tylko delikatną materią narzuconą mi na jaźń. Nic wielkiego, coś co łatwo można usunąć. Coś co sama na siebie narzuciłam i coś co sama mogę z łatwością zdjąć.

    Próbowałam się tego pozbyć. Próbowałam się pozbyć tej cholernej jedwabnej czerwonej pelerynki!!! Ale ona jakby zszyta już z moim jestestwem przez skrzywionego psychopatycznego krawca, nie chciała opuścić mych ramion.

    Dopiero niedawno zaczęłam zdawać sobie sprawę jak bardzo moją urojona rzeczywistość różni się od tej prawdziwej. Nie jestem w stanie odbierać jej taką jaka jest. Nie umiem jej analizować, nie umiem się w niej odnaleźć. Nienawidzę ludzi. Nienawidzę i nie rozumiem.

    Już nie ma sposobu na walkę.

    Nie ma chyba już nic przede mną.

    Mogę zatańczyć do Killing.

    Pod osłoną nocy, oczywiście.

     

    Przepraszam za ten bełkot. Nie mam przyjaciela, ani nikogo, komu mogłabym to napisać.

    Smutno w życiu ostatnio.

    Gdzie by tu zapukać.

  5. Od dłuższego czasu błąkają mi się po głowie pewne przemyślenia.

    Zakładając, że stawiamy sobie w życiu cele, mamy marzenia, do których realizacji dążymy... To czy w momencie osiągnięcia celu jesteśmy szczęśliwi? Spełnieni? Czy nasze oczekiwania względem tej rzeczy/sytuacji/czegokolwiek nie rozminęły się z rzeczywistością?

    Bo ja, od kiedy zaczęłam pracować, jestem w stanie w pewnym stopniu pozwolić sobie na spełnianie, niektórych z moich długo odkładanych zachcianek, na rozwój "pasji" i inne tego typu pierdoły. I mówiąc szczerze, jestem zawiedziona. W mojej głowie to wszystko wyglądało tak pięknie, tymczasem, kiedy dopięłam już swego, jest zupełnie tak jak było, a nawet gorzej, bo uświadomiłam sobie, że póki moje marzenia były w mojej głowie, były piękne, a kiedy przeniosłam je na rzeczywistość, to, no cóż... Nic specjalnego. Czytanie książki przy prawdziwej, drogiej, aromatyzowanej herbacie wcale nie staje się magiczną chwilą. Książka jest nudna, a herbata niesmaczna. Mój nowy obiektyw wcale nie jest tak dobry, jak go zachwalali w internetach.

    Chyba to ja po prostu mam zaburzony odbiór rzeczywistości, za duże oczekiwania.

    Przede mną wielkie marzenie, które zamierzam zrealizować i najzwyczajniej w świecie boję się, że okaże się, że to zupełnie nie to o co mi chodziło i tak naprawdę niepotrzebnie wezmę na siebie dodatkowy kłopot i olbrzymią odpowiedzialność. Pewnie znowu nie będzie tak pięknie jak mi się wydaje, że będzie i znowu się zawiodę. Wprowadzę jeszcze większy zamęt i znowu wszystko trzeba będzie naprawiać.

    Nie potrafię do tego podejść racjonalnie, odbieram wszystko poprzez pryzmat moich emocji, a jak wiadomo, emocje zakrzywiają rzeczywistość. Czasem naprawdę staram się obiektywnie ocenić czy naprawdę to jest to, o czym marzę, ale zupełnie nie potrafię.

    Obawiam się, że mogę przez to popełnić mnóstwo błędów i mimo tego, że czasem pocieszam się, że życie ma się tylko jedno i lepiej spróbować, niż nie, to jednak, no. Przykro się tak ciągle rozbijać o rzeczywistość.

    Macie czasem podobne odczucia?

  6. Jak milczy,to nawet do niej nie dzwoń.Gdyby jej zależało spędzić z toba czas,to by juz dawno się odezwała.

    Oczywiście, nie zamierzam. Gdyby chociaż mi zależało... Ale nie zależy mi. Zresztą nasza znajomość jest dość specyficzna. To ona zawsze pierwsza wychodziła z inicjatywą i teraz też wychodzi. Może już ma tego dosyć. Ale teraz czekałam właściwie tylko o potwierdzenie z jej strony. Pewnie wybierze się gdzieś z innymi znajomymi :) Z nimi na pewno będzie miała lepszą zabawę;)

     

    Nadie, z większością możesz wygrać. Tylko co to za choroba przewlekła? To może skutecznie spieprzyć życie, wiem coś o tym.

     

    -- 31 gru 2014, 21:22 --

     

    Tego dnia moja gówniana świadomość osiąga apogeum beznadziei,

    tego dnia jak blask gówna na słońcu mieni się moje spełnienie,

    pośród huku petard i alkoholowego odmętu nie czuć tego, że pierdzę ludziom prosto w twarz.

    Gdyby był w tym wszystkim rym, wyszedłby Ci świetny wiersz :great:

  7. Ja będę siedzieć w domu, opijać się colą i szamać krokiety domowej roboty :D Dzisiaj robiłam. Sama! Jestem z siebie dumna. Potem zrobię sobie maraton filmów/anime i wczesnym rankiem położę się spać;)

    Miałam iść gdzieś ze znajomą, ale ona milczy. Mnie to nawet na rękę, wczoraj cały dzień miałam cichą nadzieję, że się nie odezwie i będę mogła spędzić sylwestra w zaciszu domowym po części z ukochanym psem, kawałkiem rodziny i całkiem samotnie :)

  8. Ja mam ich chyba dużo a może nie.

    Ale je czasem uwielbiam i kocham.

    chyba się teraz za bardzo wstydzę opisać te fantazje, które lubię ostatnio.

    Może później coś opiszę.

     

    A ktoś z Was ma takie fantazje do których lubi się schować ? które pozwalają mu odciąć się od przykrych emocji w rzeczywistości ? a może fantazje spełniają jeszcze inną funkcję u was ?

    może są tak obezwładniające i zamykają was w pięknej nierealności

     

    :-)

     

    Oj, tak... Często dotyczą realnego świata, rzeczy i ludzi, których nigdy nie będę mieć.

    A częściej, przed snem (i niekoniecznie) świata zupełnie nierealnego i trwa to nieprzerwanie od kilku (nastu?) lat... Coś pięknęgo. Był czas, kiedy sądziłam, że to jedyne dlaczego żyję. Ale niestety od jakiegoś czasu, te fantazje jakby ucichły... Brakuje mi tego. To chyba przez to, że mam mniej czasu.

  9. Skoro uważasz, że też jesteś śmieciem i w pełni to zaakceptowałeś, to powiedz, w jaki sposób to zrobiłeś?
    Po prostu przestałam robić cokolwiek, gdy do mnie dotarło, że z moich celów dupa. Akceptacja przyszła z czasem i z wygody, gdy zrozumiałam, że nie ma sensu podejmować się czegokolwiek, żeby potem odnieść kolejną porażkę ,skoro można przyznać się przed sobą, że jest się śmieciem bez żadnego wysiłku... Ale co ciekawe nie przeszkadza mi gdy jak tak o sobie mówię, ale gdyby ktoś mi tak powiedział, to mnie to drażni...więc nie wiem, czy w takim wypadku można to nazwać akceptacją.. :roll:

    Do mnie nawet nie chce dotrzeć, że moje cele są niedorzeczne. Naiwna jestem, ogólnie. No ale dzięki, może i na mnie kiedyś przyjdzie czas.

    Siddhi, rosół ze mnie byłby niezdatny do spożycia ;) W ogóle tak jakoś ciepło mi się zrobiło, jak przeczytałam Twój post.

    "Przebudzenie"... miałam to kiedyś przeczytać, ale jakoś nigdy do tego nie doszło. Ale na pewno nadrobię :)

  10. Nie, nie. Nie tylko śmiecie mają wszystko w czterech literach. Niektórzy są wartościowymi ludźmi, a mają wszystko w czterech literach. A niektóre śmiecie walczą chociaż nie mają żadnych szans (to właśnie ja).

    Ja jestem śmieciem, ale nie wiem jak to zaakceptować. Skoro uważasz, że też jesteś śmieciem i w pełni to zaakceptowałeś, to powiedz, w jaki sposób to zrobiłeś?

    Chociaż w sumie ja też miałam taki etap w życiu, że mało mnie było w rzeczywistości i wtedy średnio mi na niej zależało i wszystko przeniosłam na internetowy grunt. Więc może to po prostu taka alternatywa dla walki o rzeczywistość, walka o fikcję, ale ogólnie chodzi o to samo.

×