Skocz do zawartości
Nerwica.com

poika

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia poika

  1. Cześć Wiem, że wątek jest stary i pewnie uprawiam teraz niesamowitą archeologię, ale uznałam, że jestem gotowa opisać, co z tym fantem stało się dalej. Chłopak (teraz już były) dzięki pomocy lekarza i mojej pozbył się zaburzeń całkowicie. Pomogły zapewnienia, że jest ważny, że jego życie zależy tylko i wyłącznie od niego samego. Zaczął ćwiczyć, z zabiedzonej chudziny stał się gościem, na którym naprawdę można było zawiesić oko. Całkowicie przestał bać się ludzi, ustąpiły także jakiekolwiek objawy nerwicy natręctw. I teraz, moi drodzy, przestroga. Ja popełniłam w tym miejscu błąd, może ten post uchroni potencjalnych czytelników od takiego samego. Jako, że nerwica zaczęła ustępować, o czym wspominałam już wcześniej, coraz rzadziej dawałam znaki "wszystko OK". Twierdził, że nie ma w tym nic złego, że chce móc normalnie ze mną rozmawiać, bez pytań, czy coś złego mi się dzieje. Niestety, jednocześnie uznał, że to oznacza, że nie mam dla niego czasu, bo - prawdopodobnie - mam kogoś innego. Przestały pomagać zapewnienia, że jest dla mnie najważniejszy, nieważne stało się to, że przeprowadziłam się do niego. Ot, uznał, że puszczam go kantem. Z tego nieśmiałego, wystraszonego chłopaka stał się agresywną osobą, której zaczęłam się bać przez nieuzasadnione i niekontrolowane wybuchy złości. Na porządku dziennym zaczęło być sprawdzanie mojego telefonu pod kątem wiadomości i rozliczanie mnie z wysłanych SMSów (nieważne, czy do kolegi, koleżanki, czy mamy), wyzywanie mnie i szantażowanie. Stałam się osobą, na której mógł się wyładować za wszelkie niepowodzenia, a awantury wszczynał chyba tylko dla rozrywki. Dodatkowo zaczął przywalać fochy i zmuszać mnie do współżycia, kiedy tylko miał na to ochotę. Kiedy ja nie wytrzymałam i wybuchłam, kazał mi "pie***lić się ze swoimi fochami" - i to był koniec naszej wspólnej przygody. Z tego, co się orientuję, teraz ma się bardzo dobrze. Problemy ustąpiły całkowicie, funkcjonuje tak, jakby nigdy nic mu nie było, a jedynym dowodem na to, że nie zawsze wszystko było w porządku, są blizny na rękach. Mi z kolei został uraz i teraz boję się mężczyzn, którzy łatwo wybuchają (np. podczas gry), bo obawiam się, że znów odbije się to na mnie. Także, posta kieruję głównie do dziewczyn z podobnymi problemami - przeczytajcie tę krótką historię od początku do końca. Może Wam uda się wyłapać moment, w którym przyhamować z tak mocnym wsparciem, zanim przedobrzycie. Jeszcze raz przepraszam za odpowiedź po latach, jednak dość długo się do tego zbierałam i dopiero teraz mam poczucie, że piszę to bez strachu i żalu do kogokolwiek poza sobą. Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło. Życzę powodzenia w walce z NN.
  2. Nerwicę natręctw. Myśli nie dają mu spokoju, nie może przez nie spać.
  3. Pisałam, że chłopak chodzi na wizyty do psychiatry. Jest pod stałą opieką lekarza. Nie prowadzam go też już za rączkę. Mieszkamy daleko od siebie i nie mam możliwości bycia z nim codziennie. Nie robiłam wszystkiego za niego, tylko zmuszałam go do działania - teraz wychodzi sam, umawia się z ludźmi, nawet takimi, których widział raz w życiu. Z tym sobie poradziliśmy, nie o fobii społecznej już mowa. Została mu nerwica. Teraz ciągle męczą go myśli że jest beznadziejny, bezużyteczny. Nie potrafi się zająć niczym na dłużej, bo uważa, że osiągnął już maks swoich możliwości i niczego więcej się w danej dziedzinie nie nauczy. Dodatkowo za wszelką cenę chce połączyć pracę z pasją. Próbowałam mu wyjaśnić, że pracować może przy czymś, w czym jest dobry, a dla przyjemności zająć się czymś innym - ale nie jestem w stanie mu tego wpoić.
  4. Dzięki wielkie - przeczytałam, podesłałam mu również poradnik, do którego odnośnik znalazłam w Twoim temacie.
  5. Czynimy postępy. :) Chłopak zaczyna się przyzwyczajać, że kiedy nie odpisuję, czy nie dzwonię, to nie oznacza od razu, że stało się coś złego - tylko, że np. śpię. Coraz częściej wychodzi też do ludzi. Pierwszą osobą, do której zwróciłam się o fachową pomoc, była szkolna pani pedagog. Opieprzyła mnie, że nie przyszłam z tym wcześniej, powiedziała co sądzi o jego lekarzach, tj. psychologu i psychiatrze. Powiedziała mi, że jeśli te myśli męczą go najbardziej przed snem, to powinien brać leki nasenne lub uspokajające. Dała mi również numer do poradni psychoterapeutycznej, gdzie w przyszłości zamierzamy się wybrać. Zamiast mówić mu o lekach nasennych, wcisnęłam mu melisę - przymula go to nieco, ale pomaga - kubek melisy przed snem i te złe, męczące myśli zmieniają się w jakieś głupoty, przypominające początki snu. Przy "napadzie" tych natręctw zapewniam go, że wszystko jest dobrze, nie dzieje się nic złego i nie zostawię go samego. Pomaga. Pomaga również jak czasem nim "potrzepię" i powiem, żeby wziął się w garść, żeby pamiętał, że to tylko zaburzenie (to wyczytałam tutaj, dzięki wielkie. :) ). No i pomaga zapewnianie, że go kocham. Próbowałam też szukać ludzi, którzy mają podobny problem i pytać, co dla nich miało największe znaczenie u drugiej osoby. Kiedy chłopak się o tym dowiedział, to się rozpłakał... Bo siedzę dzień i noc i szukam jakiegokolwiek sposobu, by pomóc mu z tego wyjść. Czy komuś z Was pomagały bliskie osoby? Co było w takich wypadkach najważniejsze? btw, oboje mamy 18 lat.
  6. Pisałam w dziale służącym do witania się, że sama cierpiałam... Zresztą jednak nadal cierpię na depresję. Jednak siłę na to, żeby się z tego wygrzebać, daje mi świadomość, że jeśli ja się przewrócę, to pociągnę chłopaka za sobą - a tego nie chcę. Tak samo wiem, że jeśli on się podda, to ja stracę powód do walki o siebie, o niego i o nas.
  7. poika

    Witam!

    Nie robię tego za niego. Robię to dla siebie. Szuka. Chodzi do psychiatry i psychologa, jednak chciałam się dowiedzieć, co ja mogę dla niego zrobić.
  8. Dziękuję. :) Proponowałam mu również, że pójdę z nim do psychologa na następną wizytę, ale powiedział, że nie ma takiej potrzeby. Może powinnam gdzieś zgłosić się sama? Może warto zacząć chociażby od pedagoga szkolnego, w końcu też jakąś tam wiedzę posiada, może gdzieś mnie skieruje?
  9. poika

    Witam!

    Mi osobiście już nic nie dolega. Służę pomocą i wsparciem przy problemach z depresją, myślami samobójczymi i samookaleczaniem. Przybyłam w celu znalezienia pomocy dla chłopaka. Więc jeszcze raz - witam
  10. Potrzebuję pomocy. Mój chłopak ma nerwicę natręctw i bardzo chciałabym coś dla niego zrobić. Niestety nie do końca wiem, czy to co robię w tej chwili jest najlepsze, by mu pomóc. To, że jest to nn, nie ulega wątpliwości. Podręcznikowy przypadek, autoagresja, derealizacje, pogranicze depresji. W jego przypadku występują tylko natrętne myśli, bez kompulsji. Chłopak odwiedza psychologa oraz psychiatrę, leczy się farmakologicznie antydepresantami bazowanymi na serotoninie. Twierdzi jednak, że lekarze wcale mu nie pomagają, wręcz olewają jego problem i jedyną osobą, która może mu pomóc, jestem ja. Bardzo go kocham i zastanawiam się, czy mogę zrobić coś jeszcze. Tematem jego myśli jestem również ja - że jestem szczęśliwa z kimś innym lub że ktoś mnie krzywdzi, że umieram itp. Zapewniam go, że wszystko jest dobrze. Co kilkadziesiąt minut daję jakikolwiek znak życia - choćby zwykły "sygnał" na telefon - chłopak twierdzi, że bardzo go to uspokaja. Wiem, że ważne dla niego jest to, by być akceptowanym i docenionym, dlatego często mu to powtarzam. Prosiłam go, by mówił mi, kiedy czuje się źle - dzwonię do niego i również zapewniam, że wszystko jest w porządku, nic złego się nie dzieje i bardzo go kocham. Ma zapowiedziane, że może mnie obudzić nawet w środku nocy, jeśli tylko coś jest nie tak. Podobnie jest z autoagresją. Sama cierpiałam kiedyś na depresję i po prostu się cięłam, próbowałam także odebrać sobie życie. Na całe szczęście okazałam się na tyle silną osobą, że udało mi się całkowicie z tego wyjść, a dzięki swojej przeszłości dobrze rozumiem sposób jego myślenia. Dzięki "szokowi" który mu zafundowałam, prawie przestał się ciąć. Pokazałam mu (może w sposób niegodny pochwały) jak ja się czuję, kiedy się tnie. Po prostu stwierdziłam, że mi źle i zrobiłam na ręce nacięcie. Nie jestem z tego dumna, ale podziałało. Mówi mi, kiedy ma ochotę się pociąć i przypominam mu tamto zajście. Brzydko mówiąc, wykorzystuję dla jego dobra to, że nie chce, żebym cierpiała. Do tego częściowo udało mi się wyciągnąć go z fobii społecznej. Bał się ludzi, nie chciał iść sam do sklepu, nie umiał niczego załatwić. Chodziłam więc z nim, część rzeczy załatwiałam za niego, a czasem mówiłam, że czegoś nie zrobię i koniec (np. kiedy poszliśmy do kina, powiedziałam że nie pójdę po bilety i on ma je kupić i powiedzieć jakie chce, na jaki film i na którą godzinę). Może się to wydać śmieszne, ale takimi właśnie małymi kroczkami udało mi się mu pomóc, w tej chwili wyjście do sklepu i załatwienie tego, czego potrzebuje, nie sprawia mu już takiego problemu. Takie brutalne popchnięcie go do przodu (np. idź to załatwić i koniec) bardzo mu pomaga, zresztą sam mi później za to dziękuje. Nie chcę jednak tego nadużywać, nie chciałabym też przekroczyć jakiejś granicy. Do tej pory mi się to udawało. Czy Waszym zdaniem mogę zrobić dla niego coś jeszcze oprócz wspierania go we wszystkim co robi, mówienia, że mi na nim zależy, słuchania go i pocieszania, gdy tego potrzebuje, a także czasem tupnięcia nogą i powiedzenia "weź się w garść"? Proszę o odpowiedzi. Chcę zrobić WSZYSTKO co mogę, by go z tego choć w części wyciągnąć.
×