Niedorzeczne pytanie, a jednak...
Od pewnego czasu nie potrafię się uspokoić. Cały czas wydaje mi się, że mam tętniaka (zaczęło się kiedy w internecie przeczytałam o bezobjawowym tętniaku mózgu).
Byłam u neurologa oraz otolaryngolog, którzy nawet nie stwierdzili podejrzeń co do tętniaka.
Otolaryngolog sprawdzał reakcje moich źrenic na światło oraz po natychmiastowym przemieszczeniu ciała (kiedy dosłownie mną zaczął targać na lewo i prawo), stwierdził, że reakcje są prawidłowe.
Neurolog sprawdziła mnie metodą: stopy razem, zamknięte oczy oraz palec-nos. Przy zamkniętych oczach poleciałam troszkę na prawą stronę, ale neurolog nie stwierdził odchyleń od normy. Również po uderzaniu młoteczkiem w różne punkty na moim ciele i obserwowanie reakcji. Kazał również maszerować w miejscu z wyciągniętymi przed siebie ramionami oraz zamkniętymi oczami. Zaczęłam maszerować mając ramiona "na północy", a skończyłam "na zachodzie". 90 stopni się okręciłam nawet o tym nie wiedząc. Neurolog nie stwierdził odchyleń od normy (nie wiem czy skręcanie o 90 stopni przy zamkniętych oczach nie jest odchyleniem od normy, ale dobra - to on jest specjalistą, nie ja).
Również często "tyka" mi prawa brew bądź powieka albo worek pod okiem. Zawsze prawa, nigdy lewa.
Bóle głowy są dość delikatne i często są jedynie uciążliwe (nie z powodu bólu ale częstotliwości z jaką występują - głównie są to uciski na skroniach, czole oraz na czubku głowy - czasami uczucie jakby ktoś dotykał mi tych miejsc małymi igiełkami), ale nic poza tym.
Czy jest prawdopodobieństwo, że mam tętniaka mózgu pomimo wizyt u neurologa oraz otolaryngologa, które temu zaprzeczyły? Czy może to hipochondria wita swoją kolejną ofiarę?
Z góry dziękuję za odpowiedź.