Skocz do zawartości
Nerwica.com

roobeek33

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez roobeek33

  1. roobeek33

    [Koszalin]

    Chętnie pogadam z kimś PODOBNYM z rejonu Koszalina. Piszcie na maila. POZDRAWIAM
  2. Hej Kaśka TO jest możliwe - mnie głowa boli nieustannie od ponad 10 lat /opisałem to poście 'Moja historia - z nerwicą za pan brat/. Miałem i EEG i tomografię i psychologa i tabletki /a raczej usypiacze/ i NIC MI NIE POMOGŁO. Żyję z tym do dzisiaj. Jak chcesz pogadć to pisz na maila Pozdrawiam
  3. Od ponad 10 lat żyję i funkcjonuję z nieustającym uciskiem głowy - tak jakby ktoś założył mi obręcz na głowę i nie za mocno ją ścisnął. Jest to objaw nieustający - budzę się z tym rano i kładę się spać wieczorem. Jest to na pewno irytujące i zakłócające normalne funkcjonowanie, ale... przyzwyczaiłem się i da się z tym w miarę poprawnie żyć. Próbowałem zawalczyć z tym na początku: badanie EEG i tomografia głowy nic nie wykazały, w odruchu desperacji zgłosiłem się prywatnie do psychologa - stwierdził silną nerwicę chyba depresyjno-egzystencjalną czy jakoś tak, leczenie określił ‘jako możliwe poprzez wieloletnią terapię psychologiczną’ . Pogodziłem się z tym, że tak widocznie ‘było mi pisane’- z przeznaczeniem przecież nikt nie wygra, ale nie wierzę w skuteczność leczenia przez terapię psychologiczną a lekami nie zamierzam się truć / nigdy żadnych nie brałem /. Oprócz ciągłego bólu głowy / właściwie ucisku - tak to jest odpowiednie słowo / zdarzają się mi czasami symptomy nerwicy lękowej - uczucie nieuzasadnionego lęku i nieokreślonej obawy, rzadziej jakiś nerwowy tik, czasami w stresowych sytuacjach kołatanie serca - zdarzyło się, że przez kilka dni utrzymywało się niemiarowe bicie serca a dokładnie rzecz ujmując dodatkowy skurcz co kilkanaście sekund. Trochę się tym wystraszyłem no i poleciałem do kardiologa - badania USG serca ok. na EKG parę razy wyszły te dodatkowe uderzenia. Diagnoza: lekkie zaburzenia przewodzenia na tle nerwowym. Leczenie: żyć na luzie i nie stresować się. Minęło już sporo lat - moje 'przygody' zaczęły się gdzieś w latach 1992-1993 nie pamiętam już dokładnie. Dziś mam 33 lata, rodzinę i wspaniałego synka, a także ciekawą pracę. Nerwicę też mam. I objawy jak opisałem powyżej również. Ale mam to głęboko 'gdzieś' - ignoruję tę chorobę nerwów i umysłu jak tylko mogę. Nie chodzę po lekarzach. Nie biorę żadnych leków. Jak mam słabszy dzień mówię 'zdarza się' i nie ulegam słabości. Może Ci, którzy uważają że pomoc lekarzy / psycholog, terapia grupowa, leki, itp./ jest w podobnych przypadkach konieczna pomyślą – popełniasz błąd – lecz się! , ale ja pozwolę sobie z tym się nie zgodzić – czytając liczne posty na tym forum ‘walczących’ Koleżanek i Kolegów wydaje mi się, że im bardziej przejmujemy się prześladującymi nas nerwicami oraz zagłębiamy się w świat leków i lekarzy, tym bardziej ta choroba nas ‘pożera’. Po prostu – coś co początkowo tylko częściowo uprzykrza normalne życie, w końcu staje się samym jego sensem - nieustającą analizą naszego stanu, zachowań, dolegliwości i pesymistycznych rozmyślań o wyjątkowo trudnej uleczalności choróbska oraz naszego ‘odmiennego’ wizerunku odbieranego przez ludzi z zewnątrz / tych ‘zdrowych?’ ludzi /. I wtedy moim zdaniem właśnie zwycięża choroba i wtedy dopiero zaczyna być ciężko. O mojej nerwicy, ucisku głowy, kołataniu serca – nie wie właściwie nikt – no bo i po co? Czy to mi pomoże że będą się martwić starsi już rodzice, żona z malutkim dzieckiem, daleko mieszkające rodzeństwo? – wątpię, nie pomoże to ani mi, ani im. Jedyne czego mi czasami brakuje, ale tylko czasami, to porozmawiać z kimś kto przeżywa coś podobnego, dla kogo nie są to ‘historie nieprawdopodobne’ wyssane z palca, kogoś kto stara się żyć normalnie tak jak ja i nie narzeka na swój los, kogoś kto uważa że szkoda każdego dnia i każdej sekundy oddanej zachłannej chorobie, kogoś kto pozwoli mi umocnić wiarę w siebie i w to co robię – czego serdecznie życzę sobie i wszystkim zebranym tutaj Forumowiczom.
  4. roobeek33

    [Koszalin]

    Witam wszystkich Forumowiczów z Koszalina i okolic – dziś dołączam do Naszego Klubu… Od ponad 10 lat żyję i funkcjonuję z nieustającym uciskiem głowy - tak jakby ktoś założył mi obręcz na głowę i nie za mocno ją ścisnął. Jest to objaw nieustający - budzę się z tym rano i kładę się spać wieczorem. Jest to na pewno irytujące i zakłócające normalne funkcjonowanie, ale... przyzwyczaiłem się i da się z tym w miarę poprawnie żyć. Próbowałem zawalczyć z tym na początku: badanie EEG i tomografia głowy nic nie wykazały, w odruchu desperacji zgłosiłem się prywatnie do psychologa - stwierdził silną nerwicę chyba depresyjno-egzystencjalną czy jakoś tak, leczenie określił ‘jako możliwe poprzez wieloletnią terapię psychologiczną’ . Pogodziłem się z tym, że tak widocznie ‘było mi pisane’- z przeznaczeniem przecież nikt nie wygra, ale nie wierzę w skuteczność leczenia przez terapię psychologiczną a lekami nie zamierzam się truć / nigdy żadnych nie brałem /. Oprócz ciągłego bólu głowy / właściwie ucisku - tak to jest odpowiednie słowo / zdarzają się mi czasami symptomy nerwicy lękowej - uczucie nieuzasadnionego lęku i nieokreślonej obawy, rzadziej jakiś nerwowy tik, czasami w stresowych sytuacjach kołatanie serca - zdarzyło się, że przez kilka dni utrzymywało się niemiarowe bicie serca a dokładnie rzecz ujmując dodatkowy skurcz co kilkanaście sekund. Trochę się tym wystraszyłem no i poleciałem do kardiologa - badania USG serca ok. na EKG parę razy wyszły te dodatkowe uderzenia. Diagnoza: lekkie zaburzenia przewodzenia na tle nerwowym. Leczenie: żyć na luzie i nie stresować się. Minęło już sporo lat - moje 'przygody' zaczęły się gdzieś w latach 1992-1993 nie pamiętam już dokładnie. Dziś mam 33 lata, rodzinę i wspaniałego synka, a także ciekawą pracę. Nerwicę też mam. I objawy jak opisałem powyżej również. Ale mam to głęboko 'gdzieś' - ignoruję tę chorobę nerwów i umysłu jak tylko mogę. Nie chodzę po lekarzach. Nie biorę żadnych leków. Jak mam słabszy dzień mówię 'zdarza się' i nie ulegam słabości. Może Ci, którzy uważają że pomoc lekarzy / psycholog, terapia grupowa, leki, itp./ jest w podobnych przypadkach konieczna pomyślą – popełniasz błąd – lecz się! , ale ja pozwolę sobie z tym się nie zgodzić – czytając liczne posty na tym forum ‘walczących’ Koleżanek i Kolegów wydaje mi się, że im bardziej przejmujemy się prześladującymi nas nerwicami oraz zagłębiamy się w świat leków i lekarzy, tym bardziej ta choroba nas ‘pożera’. Po prostu – coś co początkowo tylko częściowo uprzykrza normalne życie, w końcu staje się samym jego sensem - nieustającą analizą naszego stanu, zachowań, dolegliwości i pesymistycznych rozmyślań o wyjątkowo trudnej uleczalności choróbska oraz naszego ‘odmiennego’ wizerunku odbieranego przez ludzi z zewnątrz / tych ‘zdrowych?’ ludzi /. I wtedy moim zdaniem właśnie zwycięża choroba i wtedy dopiero zaczyna być ciężko. O mojej nerwicy, ucisku głowy, kołataniu serca – nie wie właściwie nikt – no bo i po co? Czy to mi pomoże że będą się martwić starsi już rodzice, żona z malutkim dzieckiem, daleko mieszkające rodzeństwo? – wątpię, nie pomoże to ani mi, ani im. Jedyne czego mi czasami brakuje, ale tylko czasami, to porozmawiać z kimś kto przeżywa coś podobnego, dla kogo nie są to ‘historie nieprawdopodobne’ wyssane z palca, kogoś kto stara się żyć normalnie tak jak ja i nie narzeka na swój los, kogoś kto uważa że szkoda każdego dnia i każdej sekundy oddanej zachłannej chorobie, kogoś kto pozwoli mi umocnić wiarę w siebie i w to co robię – czego serdecznie życzę sobie i wszystkim zebranym tutaj Forumowiczom.
  5. roobeek33

    [zachodnio-pomorskie]

    Hej. Jestem z koszalina - mam nerwice/depresje egzystencjalno-bytowa / jak kiedys okreslil fachowiec / - radze sobie od ok. 10 lat, nic nie zazywam - ale.. co mnie czeka dalej?
×